LXXI
Aż dziw, że wcześniej nie miał okazji myśleć o Baekman, jako o matce swojego ukochanego. Dla wielu może być to niezrozumiałe, dlaczego podczas trwania ich czteroletniego związku nie miał nawet jednej możliwości porozmawiania z tą kobietą. Odpowiedź wydawała się oczywiście najbanalniejsza z banalnych... Tak po prostu wyszło.
Mogli być razem, ale w pewne rejony swojego życia woleli się nie zapuszczać. Jednym z nich właśnie była rodzina. Działało to w dwie strony, bo tak samo, jak Kihyun nie jeździł w odwiedziny do Pani Im. Tak Changkyun nigdy nie odwiedził grobów rodziców swojego narzeczonego.
Było im z tym dobrze i zapewne, gdyby nie ta cała afera, to ta sytuacja nie uległaby nawet minimalnej zmianie.
Teraz jednak musiał się z nią konfrontować, mając pełną świadomość, że obserwowała go ona od niemalże samego początku, kiedy tylko zaczynał swoją karierę. Poznała go od stron, od których zdecydowanie nie chciał być znany.
Mając na uwadze to wszystko, w pełni rozumiał jej niechęć do swojej osoby.
Gdyby miał syna, również nie chciałby, by związał się on z kimś takim.
Mimo wszystko, ostatnia rozmowa z niedoszłą teściową wydawała się być naprawdę owocna. Pierwszy raz od tak dawana odzyskał poczucie panowania nad sytuacją. Pani Im oczywiście nie była kimś do ujarzmienia, ale przynajmniej udało się ją przekonać do zerknięcia w podarowany album.
Jeżeli chciał się utrzymać na powierzchni, musiał mieć po swojej stronie tę kobietę. Może była nieco pulchniejszą i znerwicowaną jędzą, potrafiącą przyczepić się do najmniejszego mankamentu... Ale była również personą niezwykle silną i wpływową w jego świecie. Jeżeli trainee bali się kogoś bardziej niż Starej, to właśnie bali się jej.
Wytwórnia również to wiedziała.
-Spóźniłeś się - warknęła rozwścieczone Hyejin, gdy siłą wciągnęła go za drzwi swojego mieszkania gdzieś na obrzeżach stolicy. - Miałeś być za chwilę, a byłeś za dłuższą chwilę - gniewnie rzuciła kosmykiem włosów.
-Przepraszam? - Zmarszczył brwi, nie bardzo wiedząc czemu zawinił tym razem. - O co tak właściwie chodzi? Nic mi nie powiedziałaś przez telefon.
-Chodź i zobacz - ruszyła dalej.
Podążając za nią trafił do salonu, gdzie poza wszechobecną bielą i czernią, w oczy rzucał się także Coff, płasko leżący na podłodze. Można byłoby stwierdzić, że jest martwy, gdyby nie mrugał nienaturalnie rzadko... Nawet jak na niego.
-Co mu? - Szepnął cicho.
-Myślisz, że wiem? - Odpowiedziała. - Przylazł do mnie jakiś czas temu, przez cały czas nie powiedział ani jednego słowa, a potem rzucił się na podłogę i tak leży - westchnęła. - Rzucałam w niego różnymi przedmiotami, szturchałam, szarpałam, oblewałam wodą... Nic.
-Słyszę was... - Warknął, nawet na nich nie zerkając. - Nie musiałaś wzywać posiłków, łysa debilko.
-To moje mieszkanie - przypomniała mu. - Ciesz się, że nie wezwałam policji, pedale.
-Możemy się razem uchlać? - Spojrzał na nich smutno. - Chyba tego potrzebuję.
Kihyun i Hyejin spojrzeli po sobie zmieszani.
Pijący Joonho nigdy nie był zaskoczeniem, ponieważ zaskoczeniem nie był jego pociąg do zabawy. Martwiący w tym wszystkim był nie tylko ton chłopaka, ale sytuacja, w jakiej się znaleźli. Ta całą niepokojąca aura tajemniczości, gdzieniegdzie przekuwana pojedynczymi westchnięciami, naprawdę kazała im się martwić o tego głupiego przyjaciela i choć na chwilę odłożyć na bok własne problemy.
I tak opróżnili więcej butelek, niż początkowo zakładali.
-Tooo...? - Hyejin, oparta plecami o kanapę, głaszcząca śpiącego już Kihyuna po włosach, spojrzała wyczekująco na Coffa. - Powiesz mi co w ciebie wstąpiło?
Chłopak do końca opróżnił swoją szklankę.
-Gdybym jeszcze ja wiedział - zachwiał się. - Wszystko było fajnie, mieliśmy się właśnie pieprzyć i... Bum! Odpierdoliło mu coś - posmutniał. - Kazał mi się wynosić i że niby nie chce mnie więcej widzieć... A JA PRZECIEŻ NIC ZŁEGO NIE ZROBIŁEM! - Krzyknął.
Hyejin potrzebowała krótkiej chwili, żeby zorientować się o czym w ogóle jest mowa.
-Nie chcę słuchać o kolejnych twoich seks-przygodach, pojebie - ostrzegła. - Jeżeli złapałeś doła, bo jakiś twój jednorazowy chłopaczek cię...
-On nie był jednorazowy - burknął. - I nie był TYLKO przygodą - oparł się o jej bark, czując wzmagającą się senność.
-Co? - Zmarszczyła brwi. - O kim ty do mnie mówisz?
-O... Pamiętasz tego faceta, o którym ci mówiłem? Śmiałaś się, że bije jakieś rekordy, czy coś - wykonał kilka przypadkowych ruchów ręką w powietrzu.
-Jednak kopnął cię w tyłek? W końcu - przewróciła oczami.
-Śmiej się - burknął urażony. - Ale ja nawet nie wiem, dlaczego to zrobił. Dzisiaj normalnie ze sobą rozmawialiśmy, zjedliśmy razem, obejrzeliśmy film, świetnie się bawiliśmy i bum...
-Ej... - Spoważniała nagle. - Dlaczego to brzmi jakbyś opisywał mi swój związek...? - Czuła jak trzeźwieje przed uderzającą świadomość, która powoli do niej dochodziła, a która była tak absurdalna, że potrzebowała czasu na przeciśnięcie się przez wąskie drzwi pojmowania. - Jedzenie z kimś razem? Ty masz wielki problem, żeby zjeść ze mną, za oglądaniem filmów też nie przepadasz... No i zazwyczaj nie gadasz zbyt długo ze swoimi... partnerami. Raczej wolisz mieć zajęte usta.
Chłopak milczał.
-Może coś zrobiłeś...? - Zagadnęła.
-Ja? - Oburzył się. - Dlaczego to zawsze jest moja wina, co? To mu się coś poprzestawiało i...
-Dobra, dobra - uspokoiła go. - A jak konkretnie wyglądała sytuacja? Kiedy nagle nastrój prysł i było po sprawie?
-Zdjął mi koszulkę i zobaczył ślady, które zostawił mi ostatni facet.
-Jesteś pojebany, nie? - Wyglądała na autentycznie złą.
-O co ci znowu chodzi? - Wyprostował się nieco.
-Ja w ciebie nie wierzę, Coff - załamała się. - Ale teraz przynajmniej wiem, dlaczego kopnął cię w twoją puszczalską dupę! - Krzyknęła, na co Kihyun zamamrotał coś pod nosem i poszedł spać dalej.
-Oświeć mnie, Pani „Wiem wszystko" - skrzyżował ręce.
-Kiedy ty myślałeś o tym, co by tutaj sobie włożyć w wiadome miejsce... On myślał o tobie na poważnie, kretynie. Wreszcie ktoś pokochał twoją dziwkarską dupę, a ty jak zawsze wszystko zjebałeś. Teraz pamiętam, dlaczego wszyscy się przyjaźnimy. Po prostu nie umiemy w relacje międzyludzkie - zaśmiała się cierpko.
-Za... Zakochał się? - Zmarszczył brwi. - Że... Że niby on we mnie...? Nie żartuj sobie tak ze mnie - poprosił łagodnie. - Obydwoje na początku ustaliliśmy, że to będzie układ bez miłości i innych takich zbędnych dupereli. Musiałby być naprawdę głupi, jeżeli...
-A ty?
-A co ja?
-Dlaczego leżysz u swojej jedynej przyjaciółki na podłodze i ze szklanymi oczkami prosisz, by towarzyszyła ci w piciu do nieprzytomności?
-Ja... Po prostu miałem ochotę się napić, jasne?
-Wydaje mi się, że za tą ochotą stało twoje zranione serduszko - uśmiechnęła się chytrze.
-Myślałem, że to Kihyun był najbardziej pijany - rzucił szybkie spojrzenie na twarz przyjaciela. - A teraz widzę, że to jednak ty...
~~~
Witajcie
*Wzdycha*
Znowu odeszliśmy od głównego wątku
ALE!
Nie mogłem tak zostawić biednego Coffa samemu sobie
Więc gdzieniegdzie będę sobie wplatał ten wątek
Kiedy będę miał luźniejszą chwilę
Jednak
Będziemy musieli na rozdziałach, wrócić do tego poważniejszego wątku
Czyli
ChangKi
Aż dziwnie się to pisze
*Nerwowy śmiech*
Naprawdę powinienem się za nich porządnie wziąć
Bo trochę wstyd
Że niby opowiadanie o nich
Ale jednak nie
Dobrze!
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top