LXIV

Naprawdę nienawidził takich zgromadzeń. Występ miał odbyć się w jednym ze studiów nagraniowych należących do popularnej stacji telewizyjnej. Opustoszała sala z każdą kolejną chwilą napełniała się przez nieokiełznaną rzekę ludzi, chcących koniecznie zająć miejsce jak najbliżej sceny. Właśnie tam, pośród piszczących, krzyczących i skandujących dziewcząt, znalazł się on - Changkyun. Za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego ubrał się w swoje najlepsze ciuchy i przyszedł do tego zapomnianego przez jakąkolwiek kulturę miejsca.

Wciskany w barierki, przez co najmniej sześćset tysięcy osób stojących za jego plecami, zaczął żałować każdego kolejnego oddechu i sekundy życia, którego zapewne już niewiele mu zostało. Nie był w takiej sytuacji pierwszy raz, a mnogość fanów kazała sugerować, że ktokolwiek będzie dzisiaj występował - jest popularny. Był gotowy zostać zmieciony na mokrą plamę. Wszystko mógł zawdzięczać jedynie własnej głupocie.

Pierwsze większe tąpnięcie nastąpiło, gdy na skromną scenę wyszli tancerze mający robić za niezwykle ładne tło, dla prawdziwej gwiazdy dzisiejszego dnia. Wśród szóstki ludzi, szybko wyłapał wzrokiem Jinsanga, który uśmiechał się do niego, nieco zawstydzony, by ostatecznie pomachać mu dłonią. Odwzajemnił krótko ten gest, zaciskając kciuki na znak mentalnego wsparcia. Chłopak nie wyglądał na zbytnio zestresowanego, ale ten gest i tak wywołał na jego twarzy szeroki uśmiech.

Drugie tąpnięcie przyszło wraz z członkiem ekipy, który na scenie ustawił proste krzesło i mikrofon, robiący pewnie, podobnie jak tancerze, za dodatek.

Poprzednie dwa przypadki nie miały wspólnego nic z euforią towarzyszącą pojawieniu się piosenkarza. Wyglądał olśniewająca, gdy krótkim ukłonem przywitał się z fanami, obdarzając ich przy tym najpiękniejszym ze wszystkich uśmiechów. Zapierał dech w piersiach, wyglądając przy każdym ruchu jak istny anioł, kreatura z pewnością zesłana z niebios, będąc zbyt piękną, by być po prostu człowiekiem. Już w pierwszych chwilach obecności na scenie skradł serce wszystkich, cicho się śmiejąc czy machając ku uciesze spragnionych atencji fanów.

Problem w tym, że Kihyun, Changkyuna ani trochę nie zachwycał.

Znał tego człowieka zbyt dobrze, by widzieć w nim kogoś wartego tych wszystkich reakcji. Prawdopodobnie, jako jedyny na tej sali wiedział, że tam na scenie nie ma żadnego anioła. Był jedynie zwykły śmieć, kryjący się za grubą warstwą kłamstw i pustych obietnic.

Gdyby tylko wiedział, na czyj występ się udaje, to z pewnością by odmówił.

Kwestią czasu było spotkanie się ich wzroków. Kihyun bardzo łatwo wyłapał go w tłumie skandujących dziewczyn, ale czemu się dziwić? Pewnie, jako jedyny w tej zgrai miał ochotę umrzeć lub ewentualnie teleportować się na inną planetę.

Jeszcze przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem sam przeniósł spojrzenie na Jinsanga, spokojnie stojącego gdzieś z tyłu, świetnie bawiącego się wraz ze znajomymi z grupy. Kątem oka widział jak Yoo, mimo mężczyzny poprawiającego mu urządzenie nagłaśniające i mikrofon, stale obserwował jego twarz. To nie była jedna z najbardziej komfortowych sytuacji, w jakiej mógł się znaleźć dzisiejszego dnia. Widział w tych znajomych oczach pewną nadzieję, ale również i niepokój.

Trudno było to przyznać, ale w pewnym momencie sam zaczął poddawać się płynącej z głośników muzyce. Nie miał zamiaru szarpać się jak reszta dzisiejszego towarzystwa, ale mógł się lekko uśmiechnąć na znak ukontentowania.

Musiał przyznać, że przechwałki Popova zdecydowanie znajdywały odzwierciedlenie w faktach. Mimo, że każdy z tancerzy posiadał swój własny układ, to właśnie on wydawał się odstawać od reszty, być ponad nimi. Kiedy inni zwracali uwagę na Kihyuna, Changkyun zwracał uwagę jedynie na Jinsanga, który co jakiś czas puszczał mu oczko... Yoo jednak wcale nie pozostawał dłużny, ponieważ przez cały czas trwania piosenki, i on nie odrywał wzroku od postaci swojego byłego chłopaka, zupełnie tak jakby bał się, że mu ucieknie.

W pewnym momencie stało się coś, czego nie do końca potrafił pojąć. W jednej chwili poczuł szarpnięcie do tyłu. Ktoś pociągnął go za materiał bluzy, a kiedy to nic nie dało zdecydował się chwycić za starannie ułożone włosy. Tego niestety nie mógł wytrzymać. Przed zamkniętymi oczami miał wizję jak zostaje stratowany przez rozwścieczony tłum, widok matki i siostry płaczącej na pogrzebie. Problem w tym, że wcale nie zderzył się z ziemią. Od tego nieszczęśliwego losu uchronił go ciepły uścisk na nadgarstku, stanowiący niejako port w tym zburzonym morzu.

W tle oprócz pisków fanów nie słyszał już śpiewu.

Uchylając powieki jedyne, co widział przed sobą, to zmartwiona twarz Kihyuna i jego dłoń, która okazywała się być tym niespodziewanym ratunkiem.

-Nic ci nie jest? - Zapytał, przyciągając go bliżej barierki.

Jeszcze trochę zdezorientowany Im, powoli łapał, że Kihyun, by go uratować musiał zeskoczyć w pośpiechu ze sceny. Zapewne zorientował się, że coś się dzieje, gdy tamta osoba pierwszy raz szarpnęła za jego bluzę.

-Kihyun - szybko rzucił spojrzeniem na ludzi nagrywających lub robiących im zdjęcia swoimi telefonami, a nawet profesjonalnymi aparatami.

-Nie wygląda jakby coś ci się stało, cała ulga - ułożył dłoń na jego policzku, co tylko jeszcze bardziej zszokowało Changkyuna. W tle widział równie zaskoczonego Jinsanga, który w milczeniu przyglądał się tej sytuacji.

-Co ty robisz? - Szepnął zdenerwowany. - Wszyscy na nas patrzą, ludzie, kamery, aparaty...

-Nie obchodzi mnie to - warknął. - Obchodzi mnie jedynie, czy nic ci się nie stało.

-NIC.MI.NIE.JEST - wysyczał. - Wracaj na tę cholerną scenę.

Kihyun na chwilę spojrzał w tłum.

-Nie możesz tutaj zostać - podjął szybką decyzję. - Przeskakuj za barierki.

-Co? - Zdziwił się.

-One cię rozszarpią teraz...-Szepnął mu niemalże na ucho

Spojrzał w ten sam tłum i nie miał żadnych wątpliwości, że faktycznie tak będzie.

Nie wierzył, że naprawdę to robi. Z małą pomocą Kihyuna, udało mu się przejść na drugą stronę. Idol narzucił na jego głowę swoją własną marynarkę, w której występował, by choć w minimalnym stopniu utrudnić rozpoznanie tożsamości swojego chłopaka.

Yoo jedynie coś rzucił do ochroniarzy, którzy w bardzo sprawnie odeskortowali go samego za kulisy, gdzie pośród zaciekawionych twarzy pracowników stacji, mógł biegiem udać się do tylnego wyjścia z budynku.

Jeszcze nie wiedział, jakie konsekwencje będą miały za sobą dzisiejsze wydarzenia, ale już widział swoją własną twarz, jako element nakręcanego skandalu. Zdawał sobie sprawę, że obecnie wszystko leżało w dłoniach wytwórni Kihyuna, która będzie musiała jakoś wytłumaczyć ten incydent. Niecodziennie zdarza się, by idol zeskakiwał ze sceny i od tak ratował, jakiegoś przypadkowego chłopaka z tłumu, a następnie zabierał go ze sobą.

-Mam przejebane - szepnął sam do siebie. - Zdrowo przejebane - narzucił na głowę kaptur, udając się na najbliższy przystanek.

~~~

Witajcie

Jakby

Kihyun jest głupi

Ja bym dał Changkyunowi po prostu się wyglebić

Skoro nie potrafi utrzymać równowagi

I tyle

Ale nie!

Nasz bohater musiał popędzić z pomocą swojej miłości

I teraz mamy problem

Znaczy...

Oni mają

Ja

Przeważnie

Staram się im to życie tylko utrudniać

Na wiele, wiele, wiele

Sposobów~

Dobrze!

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top