LVIII

Leniwym wzrokiem powrócił do widoku za oknem, na zaledwie chwilę odrywając się od opowieści przedstawianej mu przez Jinsanga. Deszcz nadal w zastraszającym tempie moczył ulice, stojące na nich samochody, czy ludzi szukających schronienia przed mknącymi w dół kroplami. Przesiedzieli w tym miejscu już półtorej godziny, spędzając ten czas na prostych i całkiem niezobowiązujących rozmowach. Okazało się, czego Changkyun początkowo nie zakładał, że Popov jest naprawdę zajmującym człowiekiem. Potrafił znajdować z każdą minutą nowy temat, a jego dygresji nie było końca. Wszystko to było zmęczonemu Im'owi niezwykle na rękę. Jego przyjemny głos i brak wymogu prowadzenia żywej konwersacji pozwalały mu nieco wypocząć po całym dniu.

-Słuchasz mnie? - Popukał go przez stół w przedramię ułożone na kawiarnianym stoliku.

-Słucham - zmarszczył brwi, wracając do niego wzrokiem. - Po prostu zapatrzyłem się na deszcz.

Popov powiódł wzrokiem we wcześniejszym kierunku, samemu chcąc skosztować odrobinę z tego widoku.

-Lubisz deszcz? - Zagadnął.

-Nie - uciął krótko. - Jest mokry, o tej porze roku także dziwny, a dodatkowo przez niego ubrania lepią się do ciała. Jakbym chciał być mokry to poszedłbym pod prysznic albo na basen.

-Zawsze jesteś taki sztywny? - Zmarszczył brwi. - Nie wyglądasz na takiego.

-Bo nie jestem taki - przymknął na parę sekund oczy. - Po prostu nie biegam po deszczu jak debil - uśmiechnął się złośliwie.

-Czasami przyjemnie jest być debilem - westchnął, wracając wzrokiem do okna. - A gdybym chciał zatańczyć z tobą w tym deszczu?

-Powiedziałbym ci, że ty jesteś tancerzem, a szczytem moich umiejętności tanecznych jest tupanie stopą.

-Daj spokój - parsknął śmiechem. - Do tej zabawy nie potrzeba umiejętności.

-A mi nie potrzeba zapalenia płuc - przewrócił oczami.

Jinsang skrzywił się, kiedy jego pomysł kolejny raz został brutalnie zbombardowany. W zasadzie to była kolejna rzecz, w której był podobny do Kihyuna z przeszłości. Tamta jego wersja również wpadała na beznadziejne pomysły, które często wiązały się z opłakanymi skutkami. Wtedy, jeszcze głupszy niż dzisiaj Changkyun, przystawał na nie z uśmiechem.

Chociaż porównywanie tej dwójki było absolutnie nie na miejscu, to obydwoje mieli coś w sobie, co wręcz nawoływało do postawienia ich obok siebie. Gdyby był pijany, a nie jest, stwierdził, że to być może ten przewrotny los jeszcze raz stawia na jego drodze podobne wydarzenia, podobne osoby chcąc dać jeszcze jedną, być może ostatnią, szansę.

Problem w tym, że nie miał już piętnastu lat. Nie wierzył we bzdurne przeznaczenie, fatum, czerwone nitki łączące zakochanych, księgi spisane ludzkim życiem, magiczne złote zegarki czy siły mogące wpływać na jego los. Te stery trzymał w swoich własnych rękach, które w prawdzie były coraz bardziej poranione i zmęczone od drewnianego, szorstkiego materiału. Ale wcale nie zamierzał odpuszczać.

Z Pilbeom'em też na początku wszystko było w porządku, a potem dostawał kolejne szansę, które łamał wraz ze złożonymi obietnicami.

Nie zamierzał się nad sobą użalać, ale miał pełne brawo do bycia sceptycznym wobec dziecinnych podrywów Jinsanga. Zwłaszcza, że nie minęło wcale dużo czasu od zakończenia tego legendarnego czteroletniego związku... Ba! Zaledwie wczoraj spotkał się ze swoim ex i prawie razem wylądowali w łóżku, co zresztą stało się później powodem spotkania Pana Popova.

-A ja tam lubię deszcz - kontynuował temat, który już dawno powinien zostać ucięty. - Mam same dobre wspomnienia z nim - uśmiechnął się prawie niczym niewinne dziecko wspominające o ulubionym smakołyku. - Padał deszcz, kiedy pierwszy raz przyleciałem do Korei, dołączyłem do wytwórni, pierwszy raz się całowałem, a także spotkałem ciebie.

Changkyun zmarszczył brwi.

-Może byłem... nieco pijany - zastanowił się chwilę. - Ale nie wmówisz mi, że padał wtedy deszcz - skrzyżował ręce na piersi.

-Padał - jego głos był spokojny. - Wewnątrz ciebie... W twoim umyśle, twoim sercu, a także w twojej duszy. I mam przeczucie, że stale kłębią się w tobie jakieś czarne chmury, których pochodzenia nie będziesz chciał mi zdradzić. Ale ja i tak je rozpoznaje i znam ich genezę.

-Moment - przerwał mu ruchem dłoni. - Co ty w ogóle pieprzysz? - Zirytował się wymądrzaniem ze strony Popov'a, który jedynie wzruszył ramionami. - Uważasz, że mnie znasz?

-Nikt nie siedzi na przystanku o trzeciej w nocy, daleko od domu - uniósł do góry jedną brew. - Poza tym sam mówiłeś, że miałeś dosyć tamtego wieczoru. Mógłbym pokusić się o zgadywanie twojego problemu, ale to byłoby niegrzeczne - Changkynun z każdą kolejną chwilą toną w błękicie jego oczu.

-Skąd...? - Zapytał cicho, zaciskając dłonie ułożone na stole.

-Jestem podobno dobrym obserwatorem i całkiem nieźle łącze kropki - wytknął w jego kierunku język w akcie dzikiej satysfakcji i triumfu z odniesionego zwycięstwa.

-Jesteś dziwny.

-Dziękuję - zaśmiał się krótko. - Powiem ci coś, co powiedział mi jeden znajomy, dobrze? - Im lekko przytaknął. - Żadna burza nie trwa wiecznie, tak jak żadna noc. Kiedyś musi wyjść słońce - puścił mu szybkie oczko. - To, że teraz jest źle, nie znaczy, że zawsze tak będzie.

-Jakim cudem przeszliśmy od deszczu do pocieszania mnie? - Zapytał ostrożnie.

-Oho~ A ja myślałem, że taki silny i niezależny mężczyzna nie będzie potrzebował żadnego pocieszania - uniósł do góry jedną brew, co miało być swoistym rzuceniem wyzwania.

-Bo nie potrzebuje - warknął. - Po prostu na chama zacząłeś wchodzić w sprawy, które w ogóle nie powinny cię obchodzić.

-Chciałbym zauważyć, że pozwoliłeś mi ciągnąć ten temat... A ja po prostu chciałem pokazać ci, że deszcz wcale nie jest groźny.

Nie miał sił do rozmowy z tym chłopakiem na tak newralgiczne tematy. A zwłaszcza po całym dniu serwowaniu ludziom kawy z ciastkami. Miał swoje problemu, z którymi sam musiał sobie poradzić. Gdyby chciał kogokolwiek pomocy, to po prostu by o nią poprosił. Popov natomiast jakimś dziwnym sposobem uznał, że pomaganie na siłę będzie genialnym pomysłem.

-Myślę, że powinniśmy już wracać - Changkyun wstał od stolika.

-Już? - Kontrolnie wyjrzał na zewnątrz, na którym poza kilkoma dodatkowymi kałużami, nie było żadnej poprawy. - Pada - wskazał na szybę.

-Dlatego idę po parasolkę - westchnął, na samą myśl o opuszczeniu tego miejsca. - Przyszykuj się.

-Ale...

-Nie chcę czekać na ciebie ani minuty Popov - poinformował go, znikając za drzwiami.

W pokoju menadżerki faktycznie znajdowała się ta jedna, zapomniana parasolka, która niejednokrotnie potrafiła uratować czyjś tyłek. Problem w tym, że nie była ona specjalnie gigantycznych rozmiarów i zmieszczenie się pod nią we dwóch... To byłby prawdziwy wyczyn. Szybko w myślach skazał Jinsanga na moknięcie.

Skoro chłopak tak bardzo lubił deszcz, to chyba nie powinien mieć z tym większego problemu.

~~~

Witajcie

A Wy lubicie deszcz?

Ja pod tym względem jestem takim Changkyunem

Jakby bezsensowne moknięcie nie jest moją domeną

Aczkolwiek nigdy nie zabieram ze sobą parasolki

Więc koniec końców i tak jestem mokry

Ale na myśl o deszczu i braku parasolek

Nasuwa mi się sytuacja, która spotkała mnie kilka lat temu

Niekiedy w mojej szkole obowiązkowe było przychodzenie na galowo

(Nawet częściej niż niekiedy)

I pewnego dnia wracam sobie z właśnie w takim stroju... w deszczu

Czekając na zielone światło przy przejściu dla pieszych

Jakaś kobieta przechyliła nade mnie swoją parasolkę, bym jeszcze bardziej nie zmókł

To tak w ramach ciekawej ciekawostki

*Patrzy na Popov'a*

Jeżeli on nie jest rosyjskim oligarchą, który porwie Changkyuna...

I da mu 4000 dni na zakochanie się w nim

A potem go wypuści

To to opowiadanie nie ma sensu

.

Dobrze!

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top