LIX
-Nie uważasz, że ta parasolka jest zdecydowanie zbyt mała dla nas obydwóch? - Popov wyglądał na nieprzekonanego, gdy został wrobiony do utrzymywania jej nad zamykającym kawiarnię Changyunem.
-Bo ona ma chronić tylko mnie - z wrednym uśmiechem przejął rączkę. - To gdzie zaparkowałeś - zapytał się Jinsanga, który zdążył już zostać zmoczony pierwszymi kroplami deszczu.
Chwilę chłopakowi zajęło zorientowanie się, że ponownie będzie musiał przejść tą całą drogę bez zupełnie żadnej ochrony. Patrzył na plecy oddalającego się Im'a w kompletnej ciszy, nim wreszcie zdecydował się do niego podbiec. Jednak nie zamierzał po prostu zostać za jego plecami. Wykorzystując przewagę nadaną przez efekt zaskoczenia, wślizgnął się pod małą parasolkę. Z szerokim uśmiechem ułożył dłoń po drugiej stronie, na pasie Changkyuna, ocierając się o niego ramieniem i być może nieco niestosownie przybliżając swoją twarz. Już nawet nie warto wspominać o tym, że z racji bycia jedynie przerośniętym dzieckiem, musiał się nieco zgarbić.
-Co ty robisz? - Trudno powiedzieć czy Changkyun był bardziej poruszony naruszeniem jego strefy podparasolkowej czy obecnością kuszących tak niedaleko jego własnych.
-Nie mam zamiaru moknąć - chwycił powyżej rączki i nieco przyśpieszył kroku, co zmusiło jego towarzysza do uczynienia dokładnie tego samego.
-Mówiłeś, że lubisz deszcz - warknął.
-Bo lubię - zaśmiał się. - Ale co to za zabawa, jeżeli ty się nie przyłączysz?
-Takim sposobem zmokniemy obydwoje - spojrzał na swoje ramie, na które coraz bardziej nasiąkało wodą.
-W takim razie... - Spojrzał w górę na metalowe pręty stanowiące rusztowanie dla całej konstrukcji. - Nie jest nam to potrzebne - z przebiegłym uśmiechem wyrwał ich jedyną ochronę przez innymi kroplami deszczu, odbiegając nieco kroków, by wściekły Im nie zdążył przejąć jej z powrotem. Składając ją, dokładnie widział jak jego dzisiejszy towarzysz paruje ze złości.
-Jesteś idiotą - warknął nawet nie próbując się bronić przed zmasowanym atakiem z nieba. - A wiesz co robię z idiotami? - Skrzyżował ręce na piersi. - Zabijam ich, Jinsang, zabijam ich... - Z zaskoczeniem rzucił się do biegu w kierunku nic niespodziewającego się chłopaka.
Rozbryzgując parę najbliższych kałuż i przy okazji mocząc sobie nogawki spodni, niemalże udało mu się pochwycić Popova za ramię. Ten jednak z wyuczoną sprawnością odskoczył szybko w bok i odbiegł kolejne parę metrów.
-Za bardzo się denerwujesz - zaśmiał się, podbierając się na swojej kradzionej własności. - Chociaż ty się rozchmurz, skoro na niebo nie potrafi - puścił szybkie oczko, nim kolejny raz musiał uskoczyć przed wściekłym Im'em.
-Rozchmurzę się, jak cię dorwę, mierny tancerzyno - jego głos brzmiał już na zdecydowanie bardziej rozbawiony. Można byłoby się nawet pokusić o stwierdzenie, że to faktycznie był czysty, niczym niezmącony śmiech.
Początkowo nie chciał tego przyznać, ale będąc już całkiem przemoczonym, nagle było mu wszystko jedno. Ganianie za Jinsangiem przestało być czymś wyczerpującym i zupełnie niepotrzebnym, a stało się naprawdę wspaniałą zabawą, którą nagradzał śmiechem niosącym się po ulicach i uliczkach. Nieważne były zdziwione i niekiedy rozbawione spojrzenia ludzi kryjących się pod przystankami czy innymi osłonami.
Nie ważne były spojrzenia, kiedy wreszcie zamknął go w swoich ramionach z niewyobrażalną satysfakcją, dzieląc z nim szybkie oddechy i wirujące iskierki w oczach. Nawet się nie zorientował, kiedy dłonie Jinsanga kolejny raz znalazły się na jego biodrach.
-Mam cię - stwierdził z ogromną satysfakcją, przykładając ucho do klatki piersiowej swojej zdobyczy. Mimowolnie do jego uszu dotarły dźwięki rozszalałego serca, które z niebywałą łatwością dały się wychwycić.
-Masz mnie - stwierdził równie zadowolony, przenosząc swoje dłonie na plech chłopaka, podbródek natomiast umiejscawiając na czubku jego głowy.
Gdy czar płynący z chwili doszczętnie się ulotnił, odsunęli się w milczącym zażenowaniu, błądząc wzrokiem po okolicy.
-Zmoczymy ci auto - pierwszy wyrwał się Im, oceniając swój stan.
-Wydaje mi się, że było całkiem warto - Uśmiechnął się szeroko, zarzucając ramię na szyję chłopaka i bez słowa kierując go w stronę zaparkowanego samochodu.
Prawdopodobnie jutro będzie tego żałował.
Prawdopodobnie jutro obudzi się z gorączką i gilem do pasa.
Prawdopodobnie była to najlepsza zabawa od ostatniego czasu.
Usadawiając się na miejscu pasażera i opierając głowę o chłodną szybę, nie potrafił ukryć uśmiechu wynikającego ze wspominania własnej głupoty, która miał okazję dzielić z Jinsangiem. W bieganiu po deszczu nie było nic niezwykłego, a jednak... Czuł pewnego rodzaju odprężenie, wolność. Jakby obmył go on na krótką chwilę ze wszystkich zmartwień i po prostu zaprosił do cieszenia się ulotnymi chwilami.
-I co? Deszcz nie jest taki straszny, prawda? - Zagadnął w pełni skupiony na drodze przed nim.
-Prawda - przytaknął łagodnie.
Szybko jednak zmarszczył brwi, gdy jego wzrok prześledził jedną z kilku wiadomości na telefonie.
Yoo:
Zrobiłem coś wczoraj?
Znaczy
Przepraszam, że piszę dopiero teraz
Ale cały dzień byłem praktycznie martwy
Więc...
Zrobiłem coś wczoraj?
Ostatnie co pamiętam, to jak piliśmy przy stole
A potem czarna dziura
Pewnie masz teraz prace...
Chcesz, żebym przyjechał po ciebie?
Pada
A ty nie lubisz deszczu
Masz może parasolkę?
Mogę ci podrzucić
Porozmawiamy
Może się kawałek przejdziemy
Chang...?
Żyjesz?
Jesteś na mnie o coś zły?
Znowu
...
Nie chciałem tego napisać
Odezwij się, kiedy będziesz mógł, okej?
Im:
Chyba coś ci mówiłem o spamieniu mi, prawda?
Odpowiedź przyszła dosłownie po kilku sekundach. Spojrzał ukradkiem na Jinsanga, który odpowiedzialnie poświęcał całą uwagę prowadzeniu.
Yoo:
Wiem, przepraszam
Po prostu zacząłem się martwić
Nie wiem, o której wyszedłeś
Nie miałem od ciebie żadnych informacji
Changkyun zagryzł dolną wargę, gdy jego palec zawisł nad przyciskiem wysłania kolejnej wiadomości.
Im:
Wyszedłem od ciebie coś koło trzeciej
I nie musisz się o mnie martwić
Nic mi nie jest
A wczoraj do domu podwiózł mnie znajomy C:
Yoo:
Och...
Znajomy?
Ten barista z kawiarni?
Im:
Inny
I nawet go nie znasz
Więc nie myśl o tym
Kończę pisać, bo właśnie odwozi mnie do domu
Yoo:
...
A popiszemy jeszcze dzisiaj?
Zależy mi
Jutro mam rozmowę z górą
Podobno ważną
Przydałoby mi się twoje wsparcie
Im:
Nie wiem
Jestem padnięty
Jak napiszę
To napisze
Niczego nie obiecuję
Yoo:
Okej
Będę czekał
Nawet na głupią kropkę
-Znajomy? - Zagadnął Popov. - Strasznie namiętnie wymieniacie wiadomości, powinienem czuć się zazdrosny? - Zaśmiał się.
-Tak... - Odpowiedział po chwili ciszy. - To jest znajomy... - Przeniósł wzrok z powrotem na szybę.
Nawet się nie zorientował, że Jinsang, zatrzymujący samochód na czerwonym świetle, utkwił w nim spojrzenie. Być może chciał coś powiedzieć lub po prostu nie dał nabrać się na tak oczywiste kłamstwo. Nie ważne, co by to nie było. Pozostawił tą sprawę w kompletnej ciszy.
~~~
Witajcie
OMG
Ale Changkyun jest wredny
Aż mi się nawet smutno zrobiło
(Wcale nie)
I poczułem się źle z powodu Kihyuna
(Lol, co za wyobraźnia)
Myślałem nieco nad polepszeniem ich relacji z tego powodu
(Jestem dzisiaj wyjątkowo żartobliwy)
Nie wiem, dlaczego
Ale dzisiejszy rozdział wydaje mi się naprawdę przyjemny
Lubię go
Naprawdę go lubię
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top