Rozdział 42
Syriusz POV
Chciałem zabrać dłoń z jej twarzy, ponieważ przez dość długą chwile nic się nie działo, jednak właśnie poczułem lekki ból na linii dzielącą dwa kolory mojej skóry.
Miejsce bólu ciagle przesuwało się, a ja spojrzałem tam dopiero po chwili, niebieski znikał zarówno ze mnie, jak i z kobiety, na której twarzy znajdowała się moja dłoń.
Przymknąłem oczu, gdy ból się nasilił i przeniósł na moje całe ciało.
Wtedy przetransportowałem się na moje łóżko, a jej już nie było.
Gwałtownie zerwałem się z łóżka, czego od razu pożałowałem. Zakręciło mi się w głowie, przez co wylądowałem na podłodze.
Wszystko było rozmazane, czekałem aż to przejdzie, jednak to się nie działo.
Starałem się podnieść, żeby spróbować zobaczyć co z Potterem, jednak czułem jakbym ważył kilkanaście razy tyle ile ważę i nie mogłem wstać.
Nie rozumiałem co się dzieje, jednak to nie ustawało. Po dłuższym czasie podniosłem się I doszedłem do łóżka przyjaciela.
Nie obudził się.
Nie było tutaj nikogo więcej, nie wiedziałem co to znaczy, czy obudzili się już i gdzieś poszli? A może mieli zadanie, którego nie wykonali i zniknęli?
Szczerze wolałem pierwszą opcje.
Właśnie Peter wrócił do pokoju, a ja od razu spytałem co się działo.
**
- Więc nie było mnie kilka dni? - zdziwiłem się, pijąc piwo kremowe.
- Tam czas działał jakoś inaczej - stwierdziłem, nie rozumiejąc tego. - Wolniej niż tutaj czułem, jakby to było kilka godzin i według koloru mojego ciała chyba podobnie, wiem jak to brzmi, ale byłem niebieski, może nie cały, ale - I nie dokończyłem.
- Wiemy, tutaj też niebieściałeś - powiedział, przerywając mi. - Zaraz wracam - dodał, wstając i ruszył w stronę toalety.
- Chcecie jeszcze piwa? - zapytałem szybko, by zdążyć przed zniknięciem Petera, który w tym samym momencie, co powiedział "tak".
Zapominając o zadaniach domowych i moich zaległościach z kilku ostatnich, spędziliśmy ten wieczór wspólnie w barze.
Jednak pomimo prób, nie zapomnieliśmy o Jamesie.
Nie chcieliśmy myśleć o tym, że nie żyje, więc nie myśleliśmy o nim wcale, no może prawie wcale, jedynie co jakiś czas wkradał się do naszych myśli, a my ciągle go stamtąd wyrzucaliśmy.
Leżał on ciągle na łóżku, a jego druga dłoń powolnie stawała się niebieska.
Nie wiem tylko jakim cudem nikt się nie zorientował. Peter z Remusem są jednak dobrymi kłamcami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top