Rozdział 21

James POV

Była niedziela, czyli ostatni dzień zadań, już prawie wszystkie udało nam się wykonać, jednak został jeszcze do znalezienia wozak. Czyli nasze ostatnie zadanie ze wszystkich.

Zaczynało się robić już ciemno, dzień powoli zbliżał się do końca, powinna być dwudziesta pierwsza, coś koło tego.

Grzebaliśmy ciagle pod ziemią w poszukiwaniu go, było to nieskuteczne.

Mieliśmy około trzech godzin na znalezienie zwierzęcia, wrócenie do budynku i podłożenie któremuś z nauczycieli.

Dla ludzi nie wiedzących dlaczego to robimy, raczej wyglądaliśmy śmiesznie, czwórka nastolatków grzebie w ziemie i jak gdzieś przechodzi, to ma ucho przy ziemi.

Gdyby ktoś to nagrał i by mi kiedyś to pokazał, to sam bym się z tego zaśmiał, no może jeszcze nie teraz, ale kiedyś napewno.

Zacząłem szybko kopać w ziemi, gdy usłyszałem jakiś szmer stamtąd, na moje wargi już zdążył wpłynąć uśmiech, jednak to była tylko jakaś dżdżownica.

Na chwile przerwałem, żeby sprawdzić godzinę na zegarku, który specjalnie na to wyjście założyłem.

Najpierw trochę go oczyściłem z brudu, po czym spojrzałem na niego. W tej chwili zegarek, który wskazywał jedenaście minut po dwudziestej drugiej.

W głowie błagałem tylko o jedno, żeby to się udało.

Spędziliśmy tutaj już zdecydowanie zbyt dużo czasu i każdy z nas miał ochotę już wracać, żeby ułożyć się w wygodnym łóżku lub zjeść cokolwiek.

Dobra, dobra, ja już z tym kończę, bo zaraz tutaj się za bardzo rozmarzę o jedzeniu i reszcie może przeszkadzać moje burczenie w brzuchu, który właśnie się cicho rozpoczęło, ponieważ przypomniałem sobie, że jestem głodny.

A prawie bym o tym nie pomyślał.

Kolejne minuty mijały, dziesiątki minut, aż w końcu minęła godzina.

A my nadal nic nie znaleźliśmy.

Tylko kolejne dżdżownice.

Tak samo było przez kolejne czterdzieści kilka minut.

Trzy minuty do północy.

Wszyscy przyspieszyliśmy swoje tempo poszukiwania, w pewnym momencie usłyszałem paniczny krzyk Syriusza.

Przestraszył się wozaka.

WOZAKA.

Co oznaczało, że go znalazł, po zobaczeniu jego miny, stwierdziłem, że ja go przejmę, bo on zaraz z przerażenia wypuści go z rąk.

Jednak zrobił już to Remus, gdy ruszyliśmy w stronę budynku, spojrzałam na zegarek.

Minuta trzy sekundy do północy.

Wszyscy już sprintowaliśmy, znaleźliśmy się w szkole dwadzieścia trzy sekundy przed północą.

Popędziliśmy do pokoju nauczycielskiego, akurat gdy przed nim stanęliśmy wybiła północ.

Kilka sekund spóźnienia.

KILKA SEKUND.

Trzy sekundy.

TRZY SEKUNDY.

Nastolatek wypuścił zwierze z rąk, od razu się nim nie przejęliśmy, dopiero po chwili dotarło do nas co się stało, ale wozak w tym czasie zdążył już od nas uciec.

- Idźcie do pokoju wspólnego, ja zobaczę czy w sowiarni coś dla nas jest - powiedział zrezygnowany Peter.

Zestresowany położyłem się na łóżku, czekałem, aż nasz przyjaciel wróci, najprawdopodniej z złymi wieściami, lub złe wieści będą później, a obecnie wróci z niczym.

Drzwi się otworzyły, w w nich stanął Peter, w jego dłoniach znajdowały się dwie koperty.

- Jedna jest o nowym zadaniu, a druga o karze, od której zaczynać? - spytał.

Byłem zbyt zestresowany, żeby spojrzeć na odwrotną stronę zadania i dowiedzieć się z niej jak bardzo przewalone mamy.

- Od kary - odpowiedział Syriusz, a Peter po otworzeniu koperty spojrzał na nas wszyskich ze smutkiem i winą w oczach.

Mordercze trzy sekundy.

- Zabili...

**

Jak uważacie, kto umarł?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top