Rozdział 20

Syriusz POV

SOBOTA

Właśnie minął masz pierwszy tydzień nauki w Hogwarcie i rozpoczął się pierwszy weekend w tym roku szkolnym.

Na szczęście w pierwszych tygodniach szkoły mieliśmy bardzo mało zadawane, całość z tego tygodnia, zrobiliśmy wczoraj po skończeniu jedenastu zadań.

Wyszedłem z budynku i ruszyłem w strony chatki Hagrida, by wykonać zadania.

Robiłem to już prawie automatycznie, nie myśląc o konsekwencjach, a to było dopiero nasze drugie zadanie, gdy miało być ich piętnaście. Wolałem nie wiedzieć co będzie ze mną, z nami wszystkimi pod koniec.

Przywitałem się z Hagridem, który zaparzył mi herbatę.

W tym czasie przeczytałem treść zadań z nim. Najgorsze wykonaliśmy na samym początku i zostały nam łagodniejsze.

- Przepraszam - wyszeptałem na początku tak, żeby mnie nie usłyszał.

Zabrałam ze sobą zrobioną przez niego herbatę, do jego porcji dodałem trochę jednego z eliksirów, dodanych do tych piw puchonów.

Zostały nam jeszcze resztki tego co dla nich przygotowaliśmy, bo podaliśmy im z tego tylko trochę ponad połowę, poza tym i tak bardzo mało tego przygotowaliśmy.

Dowiedziałem się, że ten jest prawie nieszkodliwy, jedyne co zmienia to to, że odczuwa się ból przy poruszaniu się.

Chciałem wziąć to na siebie, bo Hagrid był dla mnie i dla nas wszystkich cudowną osobą, która nam wiele pomagała, a my teraz przez tamte osoby, musieliśmy się mu naprzykrzać.

Nie wiedział, że to my, chciałem się przyznać, ale nie mogłem, nie wiedziałem co nam za to zrobią, co zrobią Hagridowi, wolałem się nie przekonać.

No w chuj nie chciałem krzywdzić ludzi, którzy nie są w to zamieszani, którzy nie są niczemu winni.

Może my tez nie do końca byliśmy winni temu, że to nas wybrali, nawet nie wiem do czego, ale jak już nas wybrali, to powinni nam dawać zadania z nami, a nie z kochanymi osobami, które nie zasłużyły sobie na jakieś chujowe traktowanie przez jakiś fetysz dwóch liter.

Drugiego eliksiru dodałem do picia Puszkowi, jego psu, gdy mężczyzna odnosił nasze puste szklanki.

Ten eliksir podobnie do tamtego był dość łagodny, reszta była okropna, po połowie kończyłem czytać co sprawiają one innym.

Ale przynajmniej nie zabijają.

Z wszystkiego trzeba wyciągać jakieś pozytywy, z tego było trochę trudno, jednak się dało.

- Wszystko dobrze? - zapytałem, zauważając, że Hagrid lekko kuleje.

- Cholibka, noga zaczęła mnie boleć - odpowiedział, a bardziej po prostu powiedział coś do siebie, na tyle głośno, że to usłyszałem.

Podszedłem do niego, aby zapytał, czy mu w czymś pomóc, jednak odmówił, a ja w głowie miałem to, że muszę wykonać jeszcze jedno zadanie.

Oszukiwać.

Dokładniej oszukiwać osobę, której coś się dzieje przeze mnie i starać się jej pomóc tak, aby ta osoba nie dowiedziała się, że to przeze mnie.

Czułem się, jakbym był na jakimś szkoleniu, którego sensu nie rozumiałem i jakoś szczególniej się nad nim nie zastanawiałem.

- Może usiądziesz? - zapytałam, kierując się w stronę starej kanapy.

Hagrid ruszył za mną, na moją twarz wpłynął mały uśmiech.

Ucieszyłem się, że udało mi się wykonywać trzy zdania w bardzo krótkim czasie, teraz mogłem już opuścić chatkę, wiedząc, że nic nie mam w niej do wykonania, a z Hagridem nic nie będzie, a już jutro będzie czuł się jakby, dzisiaj nie istniało, a jego ból nie będzie mu już doskwierać.

Wróciłem do budynku, do reszty chłopaków, nie było jedynie Jamesa, który nadal nie wrócił od Lily.

- McGonagall czegoś od nas chce - powiedział Potter, który nagle się tutaj pojawił.

Po widoku jego podkrążonych oczu, mogłem stwierdzić, że on dzisiaj nam zbytnio nie pomoże jedyną pomocą, a bardziej ułatwieniem dla nas, jakie mógłby dla nas załatwić, to nie chrapanie, nie lunatykowania i nie gadanie przez sen.

Jednak znając jego, przynajmniej jednym z tych trzech rzeczy, będzie nam przeszkadzał, już w sumie się do tego przyzwyczailiśmy, przynamniej ja.

- Dzień dobry. Wołała nas pani, o co chodzi? - zapytał Remus, gdy dotarliśmy do profesor McGonagall.

- Już się przyzwyczaiłam, że prawie zawsze robicie jakieś żarty, przeszkadzacie podczas lekcji, czy - zaczęła wymieniać rzeczy, które nie podobają jej się w naszym zachowaniu, a ja na chwile przestałem słuchać i czekałam, aż przejdzie do sedna. - Ale w tym roku to już przesadzacie, minął dopiero tydzień, a nauczyciele ciągle się na was skarżą, nawet ty Remus, myślałam, że chociaż ty jesteś rozsądniejszy. A ty Peter... - W tym momencie trochę odpłynąłem z myślami i „wróciłem" do siebie dopiero po może dwóch minutach i stwierdziłem, że to był zdecydowanie najdłuższy wywód jaki od niej usłyszeliśmy, a ona jeszcze go nie skończyła. - Jeśli to się nie skończy, a przynajmniej nie zmniejszy o wiele wiele razy, to będę musiała wysunąć konsekwencje i dać wam karę, która jest gorsza od tygodniowego szlabanu ze sprzątaniem sal w wolnym czasie. Zrozumcie, że nie chce dla was źle, ale to musi się zmienić, zaczarowywanie nauczycieli, zamienianie ich w przedmioty? Jeśli jacyś nauczyciele by się mocniej o to postarali, moglibyście wylecieć ze szkoły, a uwierzcie, to zdecydowanie bardzo utrudni wam życie. - I kontynuowała.

James POV

Wyszedłem z jej gabinetu w zabójczo szybkim tempie, a jeszcze szybciej ruszyłem do pokoju, żeby nie udało jej się mnie zatrzymać tam na jeszcze chwile dłużej.

Ała, moje uszy.

Wiem jak to wygląda, że nam ciągle po prostu odwala i robimy jakieś głupoty, ale my na prawdę tego nie chcemy.

Znaczy chcemy.

Ale nie w tym roku.

Tak jakoś wyjątkowo.

Jeśli miałbym wybór, nic już tutaj nie odwalić w tym roku szkolnym, ale mógłbym zrezygnować z tych zadań to zdecydowanie bym to zrobił.

Z minimalnym bólem serca.

Nie jestem pewien jak inni, ale prawdopodobnie zrobiliby tak samo jak ja.

- Teraz mamy już zacząć sprzątać, czy od poniedziałku? - zapytałem. - Niezbyt się na tym skupiłem, więc nie wiem.

- Od poniedziałku - odpowiedział Remus, który jako jedyny z nas dał radę przesłuchać całego jej wywodu, nie odpływając nigdzie myślami, do tego cokolwiek z tego zapamiętał.

Potrzebowałem tak umieć.

- Robimy teraz zadanie z czarowaniem, czy wychodzimy poszukać już jakiegoś zwierzęcia? - zapytałem.

- Wychodzimy, potrzebuje się przewietrzyć po tym wykładzie - odpowiedział Peter.

- Weźcie te opisy - powiedziałem stojąc przy drzwiach. Syriusz podał mi je do ręki, a ja schowałem je sobie do kieszeni.

Ufałem tym kieszeniom jak nikomu. Wiedziałem, że ich tam nie zgubie.

Wyszliśmy z budynku, przy pomocy naszej mapy ominęliśmy wszystkich nauczycieli, tak na wszelki wypadek.

Pierwszym zwierzęciem na które zwróciłem uwagę był ognisty krab.

Pomimo jego nazwy, to zwierzę z wyglądu przypomina żółwia, niektórzy czarodzieje używają ich skorupy jako niezmiernie cenione kociołki.

Ten krab ma własny mechanizm obronny, gdy jest atakowany, wystrzeliwuje z tylnego końca kamienie.

Ogniste kraby eksportuje się jako zwierzęta domowe, ale wymagana jest na nie specjalna licencja.

To było jedno z dwóch zwierząt, które będziemy musieli nie wiem jak w jakiś sposób podać nauczycielom.

Drugim zwierzęciem „do podłożenia", był wozak.

Z wyglądu przypomina przerośniętą fretkę, ale w przeciwieństwie do niej potrafi mówić. Jednak nie da się z nią przeprowadzić normalnej rozmowy, ponieważ ten ogranicza się do krótkich i zazwyczaj obraźliwych zdań, które wypowiada prawie bez przerwy.

Te zwierzęta mieszkają zazwyczaj pod ziemią. Kilka z nich znajdowało się w zakazanym lesie, do którego właśnie dotarliśmy.

Byliśmy tutaj może cztery godziny, może trochę mniej lub więcej nie byłem pewien, jednak przez ten czas udało nam się odnaleźć tylko jedno zwierze, tego kraba.

Stwierdziliśmy, że na dzisiaj powinnismy już odpuścić, ponieważ zaczynało robić się ciemno, przez co nic więcej byśmy tutaj nie dostrzegli.

**

Jakieś pytania/spostrzeżenia co do rozdziału?

Miłego dnia/ wieczoru/ nocy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top