01

Powiedzieć, że Louis Tomlinson się denerwował byłoby niedopowiedzeniem.

Jednak czego się nie robi dla... w zasadzie Louis nie miał pojęcia co nim kierowało. To wszytko to po prostu wina jego mamy, która postanowiła wyprowadzić się nagle na drugi koniec świata. Serio, czy to całe Canterbury jest w czymkolwiek lepsze od Durham? No dobrze, może i jest tam siedziba nowej pracy jego matki, gdzie będzie miała dwa ray wyższe zarobki, ale z pewnością nie mają tam tego wszystkiego czym może poszczycić się Durham. Czy Louis znajdzie tam szkołę, gdzie na stołówkach będą serwowane pyszne ciasteczka pani Proude pieczone z całą miłością tego świata? Albo chociaż starą, obdrapaną ławkę w parku, na której ludzie wypisują swoje małe sekrety? Czy w każdy ostatni czwartek miesiąca miasto będzie organizowało  potańcówki w domu opieki, podczas których ludzie mogą zatańczyć ze swoimi dziadkami walca? Louis naprawdę w to wątpi. A możecie mu uwierzyć, że bez tego wszystkiego jego życie naprawdę dużo by  ucierpiało.

Ale tak czy inaczej - pora wrócić do rzeczywistości. Przecież ma przed sobą całą masę zadań do wykonania tej nocy, czyż nie? 

Nerwowym ruchem wygładził papier leżącej przed nim mapy. Miał tyle do zrobienia, a tak mało czasu. Jednak nie może zacząć tego wszystkiego sam. Jaki wtedy miałoby to sens? Czy jeśli dokonamy czegoś wielkiego, ale niczyje oczy tego nie uchwycą, nie jest tak jakby owa rzeczy wcale się nie wydarzyła? Równie dobrze mógłby siedzieć teraz w swoim klaustrofobicznym pokoju pakując się i jedynie myśleć o tym wszystkim. Ale nie, dziś Louis Tomlinson dokona rzeczy wielkich (cóż, być może z punktu widzenia ludzi niewtajemniczonych - rzeczy całkiem małych, ale kogo to teraz obchodzi?) i ma zamiar zrobić to wszytko na oczach swojego świadka.

Ktoś mógłby mieć wątpliwości co do tego, czy Louis na pewno wybrał odpowiednią do tego osobę. Jednak Tomlinson dobrze przemyślał swoją decyzję i teraz nie miał co do niej żadnych wątpliwości. Poza tym szczerze mówiąc - niewiele osób nadawałoby się do tego zadania. A Louis sporządził nawet listę (oczywiście, że to zrobił) ukazującą wszystkie powody, dla których wybrał właśnie jego.

Harry Styles - dlaczego to właśnie on miałby być naocznym świadkiem moich wiekopomnych dokonań?
1. Nie jest ze mną spokrewniony (weźmy za przykład taką Lottie - od razu poleciałaby z tym wszystkim do mamy)
2. Nie jest Zaynem (który w zasadzie pewnie byłby moim pierwszym wyborem, gdyby nie fakt, że jego nazwisko jest na liście "Rzeczy do zrobienia przed śmiercią")
3. Nie wygląda na tchórza (cóż, tchórz z pewnością nie walnąłby swojego nauczyciela od angielskiego w twarz)
4. Jest zdecydowanie uroczy z tymi jego loczkami i dołeczkami (może brzmi to jak słaby argument, ale w razie niepowodzenia misji, mógłbym przynajmniej pocieszyć się widokiem na jego piękną twarz)

Ostatecznie nie miał zbyt dużego wyboru, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że jego towarzysz powinien być mniej więcej w jego wieku, nie irytować go swoim zachowaniem i wydawać się godnym powierzonego mu zadania (co wyklucza przykładowo Liama, który w zeszłym tygodniu wybrał się na imprezę do Alison Dot i nawet nie zaproponował Louisowi by do niego dołączył. Dupek).

Tak więc wszystko to zaprowadziło go tutaj. Siedzi właśnie w samochodzie jego mamy w piątkowy wieczór o godzinie dwudziestej drugiej pod domem Harry'ego Stylesa i zastanawia się w jaki sposób sprowadzić go na dół. Prawdopodobnie powinien powiadomić go o tym wszytkim wcześniej, na przykład wysyłając mu smsa, albo wtajemniczając go w swój plan w szkole. Problem jednak polegał na tym, że Louis i Harry nie rozmawiali w szkole. I w zasadzie poza nią też nie. (I tak, Louis wie, że jest skończonym idiotą.) Prawdę powiedziawszy ich relacja opierała się raczej na tym, że czasami mijali się na korytarzu i od czasu do czasu wylądowali razem w kozie (co dawało Tomlinsonowi możliwość gapienia się na niczego nie świadomego nastolatka).

Jak sprowadzić tu Harry'ego Stylesa?

Możliwość pierwsza: uderzać w okno jego sypialni małymi kamyczkami (Louis widział to na filmach przynajmniej milion razy co czyni z niego prawie zawodowca) do momentu, aż chłopak nie wychyli głowy i nie da się przekonać na wspólną podróż. Co się może nie udać? Louis mógłby wybić szybę w jego oknie, nie wie też gdzie leży sypialnia nastolatka (a nie chciałby trafić na panią Styles).

Możliwość druga: zadzwonić do drzwi i uprzejmie powiadomić jego matkę o tym, że potrzebuje uprowadzić jej syna na dzisiejszą noc. Co się może nie udać? Wszytko.

Szatyn potrzebuje lepszego planu i to teraz.

Jego przemyślenia przerywa natarczywe pukanie do okna od strony pasażera.  Nim zdąży w jakikolwiek sposób zareagować, drzwi samochodu otwierają się, a do środka wsiada Harry  Styles. Louis przez moment gapi się na niego bez słowa, po czym wybucha niekontrolowanym śmiechem.

- Myślałem, że już nigdy nie przyjedziesz... - Zaczyna brunet, ale zamyka swoje usta na dźwięk obcego śmiechu. Wreszcie podnosi swoje spojrzenie na siedzącego obok niego chłopaka. - Nie jesteś Niallem. - Rzuca niezbyt mądrze. - Och, przepraszam. Myślałem że to samochód mojego przyjaciela... Chwila, Lewis?

- Louis tak właściwie. - Poprawia go. Naprawdę nie lubi kiedy ktoś przekręca jego imię, ale w wykonaniu Harry'ego nie wydaje się to, aż tak irytujące.

- Och, jasne. - Odpowiada Styles i skrępowany drapie się po głowie. - To może ja już pójdę. Przepraszam jeszcze raz, po prostu nie spodziewałem się tu nikogo poza Niallem, a wasze samochody są naprawdę podobne... Więc tak. - Chwyta za klamkę, chcąc wydostać się z samochodu i skończyć ten okropny moment swojej kompromitacji, ale Louis chwyta go za rękę.

- Poczekaj! Tak właściwie... - Bierze kilka głębszych wdechów, chcąc znaleźć jakieś sensownie brzmiące słowa, ale nie znajduje nic takiego. Dlatego postanawia powiedzieć pierwszą rzecz jaka przyjdzie mu do głowy. - Właściwie to czekałem tu na ciebie. - Po jego wyznaniu Harry przybiera najbardziej zdezorientowaną minę jaką Louis w życiu widział, więc nastolatek śpieszy z wyjaśnieniami, zanim chłopak uzna go za skończonego wariata (którym być może jest). - Mam dla ciebie propozycję: chcę, żebyś towarzyszył mi dzisiejszej nocy podczas robienia całej masy głupot. Niektóre z nich wiążą się z lekkim nagięciem regulaminu... Bądź jak kto woli: łamaniem prawa. Inne za to są całkiem dziecinne i nieco bardziej legalne. Chodzi o to, że za tydzień wyprowadzam się do pieprzonego Canterbur, które leży po przeciwnej stronie Anglii i chcę dziś wypełnić moją frajerską listę... I wiem, że w zasadzie pewnie nawet nie powinienem cię o to prosić, ponieważ nawet się dobrze nie znamy, a ty mylisz moje imię i pewnie masz milion lepszych rzeczy do roboty niż... - Chłopak przerywa swoją nieco bezsensowną paplaninę, kiedy Harry postanawia się nieco wtrącić, tym samym totalnie zaskakując Tomlinsona.

- Zgoda. - Mówi i chyba sam nie do końca wierzy w to co powiedział, bo powtarza to znów, tym razem z większą pewnością. - Jasne, czemu nie?

- Co? Chwila, ty tak na poważnie? - Głos Louisa wchodzi na wyższe tony i chłopak czuje się nieco zawstydzony jego piskliwym brzmieniem.

- Yep. Niby dlaczego miałbym nie być poważny?

- Żartujesz sobie?! Prawie obcy facet podjeżdża pod twój dom w nocy i prosi cię, żebyś pojechał z nim nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co. Równie dobrze mógłbym chcieć cię zabić!

- A chcesz? - Brew bruneta unosi się pytająco do góry.

- Oczywiście, że nie. Ale to nie zmienia faktu, że...

- Louis. - Harry przerywa mu kładąc swoją dużą dłoń na kolanie licealisty. - Jeśli naprawdę chcesz, żebym z tobą jechał, po prostu się zamknij i prowadź. Nie zniechęcaj mnie i nie zadawaj zbyt dużo pytań, ponieważ mam swoje powody. Czy to okay?

- A... tak, jasne. - Odpowiada mu na to i ma wrażenie, że jego szczęka zaraz zderzy się z ziemią.

- Więc w drogę.

Louis w ciszy kiwa głową i odpala samochód. Ruszają przed siebie, a chłopak robi mentalną notkę, żeby umieścić ten moment na liście rzeczy które zachwyciły go w Harrym Stylesie.


°°°°°
Witam w części pierwszej. Mam nadzieję, że ta historia przypadnie wam do gustu :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top