Rozdział 8

- Noah? - zapytał Lucas, patrząc na rozluźnionego blondyna — Już czas na zakończenie sesji. Dasz radę powiedzieć mi jaki mamy dziś dzień?

- No... Jest Czwartek — powiedział po chwili głębszego zastanowienia — Szesnasty kawiarnia...?

- Tak. Dziś jest szesnastu kwietnia. Pamiętasz, jak mam na imię? - zadał kolejne pytanie, podnosząc uległego do siadu.

- Lucas... Masz na imię Lucas... Rose? - przekrzywił głowę, jakby nagle przywołanie takich informacji było dla niego niezwykle trudne.

Master skinął głową, zadowolony z postępów, jakie czynili — Tak, dobrze. Wiesz, co teraz się działo? Po co do mnie przyszedłeś?

- Na sesję. Sesje Age play — powiedział, marszcząc zabawnie brwi.

Lucas otulił go kocem, wiedząc, że ciało chłopaka zaczyna drzeć z zimna. Powieki uległego niezwykle mu ciążyły.

- Bardzo dobrze. Sesja już się zakończyła. Teraz przejdziemy do salonu, dam ci owoce na podniesienie poziomu cukru i obudzisz się do końca.

- Chyba nie śpię — powiedział niepewnie Noah.

Tak, jego stan w istocie nie był snem a czymś jedynie do tego podobnym. Można było go do niego porównać lub pomylić, patrząc z boku.

- Nie, nie śpisz. Jesteś w półprzestrzeni. To nieco jak stan hipnozy — określ Lucas, pomagając chłopakowi podnieść się do pozycji stojącej.

- A-ah... - ten pokiwał głową ze zrozumieniem, jednak nie był do końca pewien czy faktycznie rozumie. Rozejrzał się na około, chcąc pozbyć tego dziwnego odrealnienia.

- Spokojnie. Oddychaj i niedługo ci przejdzie — pocieszył go Lucas, prowadząc do salonu — Opowiesz mi może o swojej pracy? Bez szczegółów, wiem jednak, że pomaga to po sesji.

- Zajmuje się marketingiem, to... Dość miła praca. Choć czasem męcząca — wyjaśnił nieco otępiale.

- Tak? Macie teraz jakiś nowy projekt w pracy? - zapytał, obrywając z szypułek truskawki.

- Nie... Teraz nie, teraz skupiamy się na innych rzeczach. Ostatnio zakończyliśmy jeden projekt. Szef mnie pochwalił — rzekł z dumą.

- Czym się zajmowałeś w  projekcie? I nie dziwie się, że cie pochwalił — Master posłał mu uśmiech, podając miskę z truskawkami — Zjedz, ile masz ochotę.

Ten sięgnął dłonią po jedną z soczystych, świeżych truskawek i włożył do ust. Zamruczał, czując przyjemną słodkość w ustach.

Połknął owoc, mówiąc dalej.

- Rozmawiam ze sponsorami, głównie. Jestem bardzo towarzyskim człowiekiem i dobrze idzie mi pozyskiwanie funduszy — zaśmiał się, widząc świat bardziej realnie. Czuł się wypoczęty, jak po dobrej drzemce — Czemu rozmawiamy o pracy?

- Żebyś wrócił do rzeczywistości — mrugnął do niego i samemu sięgnął po truskawkę — Cieszę się, że praca idzie ci dobrze.

- To właściwie główny powód, dla którego tu dziś jestem. Dostałem podwyżkę i nie miałem pomysłu co zrobić z pieniędzmi. Uważam, że decyzja była dobra — rozluźnił się, zajadając słodkie owoce.

- Gratuluję w takim razie — powiedział ze szczerym uznaniem, po czym dodał — Spokojnie, nie musisz się spieszyć. Nie wypuszczę cię, dopóki nie będę pewien, że jest w pełni świadomy i czujesz się dobrze. Złapanie Sub dropu w takim momencie jest bardzo łatwe.

- Czytałem trochę o nim. I chyba jednak wolałbym go uniknąć — skrzywił się, zestresowany nawet samą myślą.

- Tak, zdecydowanie ja też. Znów zrobię nam herbaty. Mogę cię zostawić na chwilę czy chcesz, bym jeszcze z tobą posiedział? - zapytał, przyglądając mu się uważnie.

- Dam sobie radę, Lucasie — zapewnił blondyn, otulając się bardziej kocem. Westchnął zadowolony.

Po kilku minutach mężczyzna wrócił z dwoma kubkami nie aż tak gorącego napoju.

- Proszę, to ta sama co wcześniej.

- Dziękuję. Pachnie pysznie — upił łyk gorzkiego napoju — Muszę się umówić na kolejną sesję. To było wspaniałe...

Master klepnął Noah w ramię, uśmiechając się od ucha do ucha. Udało mu się znaleźć kolejnego zapewne stałego klienta. Naprawdę go to cieszyło. Zamierzał wieczorem uczcić to kieliszkiem szampana.

***

Po gorącym prysznicu z zadowoleniem opadł na łóżko. Był naprawdę zmęczony obecnym dniem, jednak jak zwykle na jego zakończenie decydował się sprawdzić emaile i wiadomości od swoich klientów oraz pracy.

Czytał, odpisując na większość, na końcu jak to miewał w zwyczaju, wstawiając uśmiechniętą buźkę.

Zatrzymał się zainteresowany, widząc maila od jednego z klientów najdłużej korzystających z jego usług.  Mężczyzna pytał w nim o opinie na temat nowych pieluch dla dorosłych, podsyłając przy okazji link do czyjejś recenzji. Zainteresowany Lucas kliknął niego.

Sama strona już go zaciekawiła. Była wykonana starannie. Bez zbędnych nadwyraz rzucających się w oczy jaskrawych wyrazów, które rzekomo miały przyciągnąć czytającego, w rzeczywistości jedynie go zniechęcając. Pistacjowe kolory witryny również były zachęcające. Zatopił wzrok we wstępnym tekście, który w skrócie opisywał autora obecnego bloga.

Byli w podobnym wieku, co niezwykle go zadowoliło. Uwielbiał poznawać innych aktywnych w klimacie młodych ludzi.  Mężczyzna nie wstawił na stronę swojego zdjęcia, jednak pod opisem widniało zdjęcie zgrabnych nóg w podkolanówkach z przytulanką w postaci niebieskiego słonia pomiędzy nimi.

Przejrzał kolejne zdjęcia. Przypominały nieco te, które można było znaleźć na aplikacji Pinterest, jednak posiadały weryfikację, informującą, iż są autorskie. Ładne, przejrzyste, pokazujące jedynie to, co bezpieczne do pokazania. Nie uważał, że wysyłanie zdjęć swojej twarzy jest złe. Jednak chcąc być bezpiecznym i się udzielać było to zdecydowanie dobre rozwiązanie.

Opisy produktów, które prowadził, też bardzo mu się podobały. Zrobione merytorycznie i klarownie. Z uwzględnieniem tak samo dobrych, jak i złych stron danego przedmiotu.

Poruszony perfekcyjnym wykonaniem strony postanowił skomentować ostatni post serduszkiem i słowami otuchy. Naprawdę cieszyło go, że są ludzie, którzy w tak dobry sposób potrafią przedstawić świat ABDL. W szczery i prawdziwy sposób, nie zapominając za równo o plusach, jak i minusach. W obecnych czasach niezwykle ciężko było znaleźć takie blogi.

Zapisał go w ulubionych, postanawiając od tej pory regularnie śledzić poczynania tak zwanego "Bluebee". Była to przeurocza nazwa. Pasująca do estetyki.

Przez chwilę przeszła go nawet myśl, by nie napisać do owego chłopaka. Szybko jednak ta myśl opuściła jego głowę. Był późny wieczór. Nie wypadało rozpoczynać konwersację o tak późnej porze. Postanowił zająć się tym następnego dnia po pracy. W końcu czekał go kolejny męczący dzień.

Położył się do łóżka, odkładając telefon na szafkę nocną. Stwierdził, że dziś położy się wcześniej. Musiał mieć w końcu dużo siły na wojowanie i niańczenie swojego współpracownika.

Choć... To drugie niespecjalnie mu przeszkadzało.

***

Tak jak przewidział, od samego rana podczas pracy towarzyszyły im skrajne emocje. Najpierw podczas dokładnego wyjaśniania uczestnikom projektu działań, jakie podejmą w następnych dniach a później na, mówiąc wprost — użeraniu się z humorami Jonathana, który jak zwykle nie ułatwiał tego wszystkiego.

- Tu trzeba poprawić — stwierdził, przyglądając się notatkom wykonanym przez niego i sięgnął po marker.

- Dlaczego? - przekrzywił głowę Lucas.

- Bo język jest prosty. Nie jesteśmy w przedszkolu, żebyś pisał w taki sposób — stwierdził mężczyzna, podsuwając mu jeszcze bliżej kartkę.

- Użyj więc trudniejszego. Nigdy nie byłem najlepszy z angielskiego, jeśli więc znasz lepsze synonimy do podanych przeze mnie słów, naucz mnie — zachęcił ze spokojem i uśmiechnął się. W jego głosie nie było kpiny a zwykła ciekawość.

Co zrobi mężczyzna? Zbędzie go czy może podejmie się zadania?

Usta Jonathana zacisnęły się w wąską linię. Cały poczerwieniał na twarzy.

- Nie kpij ze mnie. I zajmij się swoją pracą, dostajesz za nią pieniądze — warknął, odrzucając dokumenty z hukiem.

- Nie kpię z ciebie, zwyczajnie uważam, że tobie pójdzie to lepiej niż mnie — wzruszył ramionami.

Jonathan na to wywrócił jedynie oczami i spojrzał na leżącą stertę na swoim biurku.

- Jeśli chcesz wiedzieć, dokształć się i kup sobie słownik — wymruczał niechętnie.

Zaciskał zęby, próbując uspokoić zalewające go nerwy.

Czy aby na pewno zbytnio nie przesadzał?

Zerknął na współpracownika, jednak widząc jego uniesione brwi i oczy, z których promieniowało coś nie do opisania, postanowił, że gniew jest odpowiednią emocją. Jedyną, na jaką może sobie pozwolić.

- Zbyt się wkurzasz — stwierdził Lucas — Naprawdę uważam cię za bardzo kompetentnego. Serio — zapewnił szczerze.

- Mówiąc to, brzmisz jeszcze gorzej — odparł twardo Jonathan — Skup się na pracy. Niedługo czeka nas piekło, więc trzeba zrobić jak najwięcej teraz.

- Piekło? Nie bądź takim pesymistą. Uważasz, że będzie tak źle? Mamy wykwalifikowanych pracowników w naszym połączonym teamie. Dobrych w różnych dziedzinach.

- Jutro klienci doprecyzują, czego chcą. Po tym mamy tylko tydzień na wykonanie wstępnego projektu. To nie jest dużo czasu, nawet dla takiej ilości ludzi. - powiedział, a w jego głosie zabrzmiała niechciana niepewność.

- Dla takiej ilości zdolnych ludzi nie będzie to problemem, jeśli dołożymy wszelkich starań, a wiem, że tak będzie.

- Twoje pozytywne nastawienie do wszystkiego jest irytujące — Mężczyzna przyspieszył pisanie, próbując odepchnąć od siebie złe myśli.

- Negatywne jest jeszcze gorsze. Czemu patrzysz na wszystko tak negatywnie? - przekrzywił głowę, używając jednego ze swoich spokojnych i kojących tonów głosu.

- Lepiej być gotowym na najgorsze, niż potem obudzić się z ręką w nocniku, bo uważało się, że wszystko pójdzie gładko — ciepły głos uderzył prosto w serce mężczyzny.

Miło się go słuchało. Jonathan miał wrażenie, że przypomina mu głosy hipnotyzerów, których zwykł słuchać przed snem.

- Lepiej od początku zakładać najlepsze, by nie chodzić smutnym i zgorzkniałym i mieć siłę na czas, gdyby faktycznie się nie udało. Siłę i chęci nawet w złej chwili, nie sądzisz?

- To brzmi jak jakieś hipisowskie gadanie. Na radość jest czas po pracy. Jeśli ma się szczęście.

- Na radość jest czas zawsze, o ile umie się ją czerpać — wzruszył ramionami — Może ogranicz kofeinę?

- Pijesz tyle samo kawy co ja. Tylko moja jest pozbawiona płynu z cycków krowy.

Lucas zaśmiał się, nie mogąc tego powstrzymać.

Te słowa naprawdę go rozbawiły, a z tych ust brzmiały... jeszcze śmieszniej.

- Nie, ja ograniczam się do jednej dziennie. Ty do pięciu.

- Nie widzę dużej różnicy. Zresztą nie zauważyłem, żebyś był moim ojcem? - uniósł brew.

Lucas pohamował chichot i skinął głową — Mam to uznać za zachętę?

- Do kopulacji z moją matką? Raczej nie jesteś w jej typie, wybacz — niechciany uśmiech na ułamek sekundy pojawił się na ustach Jonathana.

Ciemnowłosy westchnął z udawanym rozczarowaniem, po czym klepnął go w plecy.

- Koniec przerwy. Wracamy do pracy — rzekł, poklepując go.

Tak, Jonathana to również irytowało. A jemu sprawiało prawdziwy ubaw.

Taka gra w udawanie, w której Jony udawał, że denerwuje się bardziej, niż faktycznie się denerwował a on, że wcale nie śmieszy go patrzenie na jego czerwone policzki, jak w istocie śmieszyło.



________________________

Witamy, wrzucamy i znikamy
Nauka zabija, umierajmy razem

A rozdział dla osłody 💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top