Rozdział 21

- Powinienem już się zbierać — stwierdził Lucas, odstawiając pusty już kubek po herbacie.

Bardzo dobrej herbacie.

- Racja, już dość późno — Jonathan spojrzał na zegar, wskazujący chwilę po północy. - Zasiedzieliśmy się trochę... - dodał, patrząc na śpiącego na kolanach jego współpracownika psiaka.

- W miłym towarzystwie czas mija szybciej — Ciemnowłosy uśmiechnął się lekko.

- Oh, jakież to było słodkie. Chyba sobie zapiszę ten tekst — powiedział ironicznie Jony i wywrócił oczami.

- Miałem na myśli psa, ale z tobą też nie było źle. - Lucas odparł tym samym tonem, po czym ostrożnie podniósł pieska i położył na posłaniu obok stołu.

- Dzięki — Czarnowłosy również wstał i podrapał się po głowie — Masz coś ze sobą? Jakiś gaz albo... - zaczerwienił się, widząc zaskoczone i nieco zdezorientowane spojrzenie mężczyzny.

- Gaz?

- No wiesz... Moja okolica nie jest zbyt bezpieczna o tej porze, możesz wpaść na kogoś niebezpiecznego.

- Oh, czyżbyś się o mnie martwił? - Lucas zrobił słodkie oczy, a potem uśmiechnął się — Boisz się, że sobie nie poradzę?

- Nie przypominasz umięśnionego gangstera, który trzyma broń w bokserkach. - wywrócił oczami Jonathan, żałując, że w ogóle rozpoczął ten temat.

A może i nie żałując...?

- W bokserkach mam broń, ale zdecydowanie nie taką, która mogłaby mnie ochronić przed osiedlowym gangiem.

Czarnowłosy parsknął kpiąco.

- Nie musiałem tego wiedzieć. Nie, żebym się martwił lub żeby zależało mi jakoś szczególnie... - powiedział, siląc się na obojętność.

Wiedział, że nie brzmi przekonująco.
Wiedział, że Lucas to wie.
Oboje bardzo dobrze to wiedzieli.

-...ale zważywszy na to, że jesteśmy współpracownikami, którzy teraz muszą podwójnie się potrzebować, szkoda byłoby gdyby cię sprzątnęli...

- Potrzebujesz mnie podwójnie? - uniósł brew mężczyzna.

Jonathan wywrócił oczami.

- W pracy! Tak, i nie odpowiadaj sobie nic więcej. Jeśli chcesz, to idź, ale możesz też zostać, jeśli się boisz.

Lucas spojrzał na niego podejrzliwie.

- Mam zostać na noc? - powtórzył.

- Na klatce schodowej jest całkiem ciepło — wycedził Jony, którego twarz płonęła ze wstydu.

- Wybacz, ale nie skorzystam z tej jakże... Kuszącej propozycji. - uśmiechnął się, po czym nachylił nad mężczyzną. - Mówiłem, żadnego seksu na pierwszych randkach.

Następnie poklepał go po plecach i ruszył w stronę przedpokoju.

- Jakiego sek...?! Za dużo sobie wyobrażasz! Ponoć człowiek mówi o tym, o czym myśli! - odgryzł się, dreptając za nim.

Bezczelny dupek!
Trzeba było jednak otruć herbatę!

- Albo myśli o tym, o czym mówi — uśmiechnął się, zakładając na siebie kurtkę — Dziękuję, że się o mnie troszczysz, ale nie mogę zostać. Mam sporo spraw i nie martw się. Zamówię sobie jakiś dojazd. - następnie objął czarnowłosego ramieniem. - Dziękuję za dziś, może tym razem ty wpadniesz do mnie i nauczysz mnie rob...

- Robić herbatę? - dokończył i zaśmiał się, ukazując wyjątkowe ładne, białe uzębienie.

W zasadzie... Jonathan wszystko miał wyjątkowo ładne. Z każdą chwilą z nim spędzoną dostrzegał więcej takich rzeczy.

- Właśnie tak, weźmiesz swój mini zestaw pod pachę i mnie wyedukujesz co?

- A ty mnie nauczysz robić dobre mleko? - zapytał cicho Jony, patrząc mu w oczy.

Nawet przy przygaszonym świetle, błyszczały szczerością i życzliwością. Nie mógł odnaleźć w nich fałszu, a to go uspokajało. Nie wiele widział takich oczu.

- Przecież wystarczy jedynie wlać mleko do szklanki — dodał równie ściszonym głosem Lucas.

- Lub butelki... - uśmiechnął się lekko.

- Lub butelki. - skinął mu głową Rose, po czym złapał za klamkę.

- Do zobaczenia Jony.

- Do zobaczenia Lucas — odpowiedział i nim jeszcze mężczyzna zdołał wyjść, planował krzyknąć by nie nazywał go Jony'm, ale... Ostatecznie uznał to za niepotrzebne.

W zasadzie... W jego ustach to przezwisko brzmiało całkiem uroczo. I może nawet mniej irytująco niż wcześniej?

Pokręcił głową.

Nie, bez przesady. Było irytujące tak jak cały Lucas. Tylko... Czasami zdarzały się wyjątki. Tak jak dzisiaj.

- I pewnie długo długo nie! - powiedział do siebie, wracając do kuchni.

I miał nadzieję, że się myli.

***

Tego dnia w biurze coś się zmieniło. Nie czuł już nawet samej niechęci po przybyciu tam. Nie czuł niechęci z powodu wczesnego śniadania a nawet nie myślał długo na tym, w co się ubrać. Szybko znalazł się w pracy, kątem oka dostrzegając Lucasa, siedzącego przy jego wciąż wytyczonym taśmą biurku.

Uśmiechnął się na samą myśl.

- No proszę, nie spóźniłeś się. - Mężczyzna powiedział z uznaniem, obracając się w jego stronę.

- Nigdy się nie spóźniam — odburknął i wywrócił oczami, siadając na fotelu — No, może czasem gdy zaśpię, lub gdy moja księżniczka zechce się akurat bawić o poranku.

- Jasne — ten skinął mu głową — Ominąłeś pochwałę za czynione przez nas postępy — dodał, zerkając na menadżera, który teraz nachylał się nad monitorem komputera jednego z innych swoich pracowników, na coś wskazując. - Oraz naszą znakomitą współpracę. - powiedział wymownie.

Jonathan wywrócił oczami.

- Za tą katorgę? Chociaż tyle, że ktoś to docenia. - uśmiechnął się, zaglądając do teczki i przeglądając wszystkie papiery.

- Uwielbiasz tą katorgę. To już chyba zapędy masochistyczne nie? - przekrzywił głowę Lucas.

- A ty lubisz się nade mną znęcać, co? To też podchodzi już pod sadyzm, nie sądzisz?

- A więc dobraliśmy się znakomicie. To chyba przeznaczenie, nie?

Chyba lepiej bym tego nie nazwał — pomyślał czarnowłosy, ale w odpowiedzi odparł jedynie:

- Nie wydaje mi się.

Po czym pogrążył się w najróżniejszych tabelkach i mailach. Przesuwał po nich wzrokiem, co rusz zerkając jednak na Lucasa, który zaznaczał coś długopisem na jednej z kopii dokumentu. Następnie znów przenosił wzrok na ekran i po kilku sekundach wracał nim na postać mężczyzny.

Coś w nim było intrygujące...  A raczej wiele rzeczy, których nie potrafił nawet dobrze określić. Wyglądał atrakcyjnie, gdy był zamyślony. Gdy nie był, z resztą też. W zasadzie... Był cały czas. Jego włosy zdawały się miękkie. Miłe w dotyku... A może były jednak szorstkie? Nie... Ktoś taki nie mógł mieć szorstkich włosów.

Tym razem gdy ponownie na niego spojrzał, oczy Lucasa nie wpatrywały się w kartki a w niego. Momentalnie się zmieszał, a dla pewności siebie wypalił:

- Co się gapisz?

Rose uśmiechnął się jednym kącikiem ust.

- Mogę zapytać cię o to samo — mruknął i wrócił wzrokiem do dokumentów — Mamy sporo czasu, na następnym piwie sobie na mnie popatrzysz, zgoda?

Jonathan zaczerwienił się potężnie i przeklął pod nosem.

- Proponujesz kolejne spotkanie? - uniósł brew, a Lucas jedynie się na to uśmiechnął.

- Być może? Znam dobrą herbaciarnie. Dawno w niej nie byłem, ale pamiętam, że herbatę mieli wyborną. Chociaż... Odkąd spróbowałem twojej, nie jestem taki pewien, porównałbym to — przyznał, patrząc na niego uważnie.

- Porównał? - parsknął Jony — Na pewno jest dużo gorsza — powiedział, ale dodał szybko — Jednakże... Chętnie się o tym przekonam. Jak bardzo jestem lepszy — doprecyzował, na co drugi z mężczyzn skinął w rozbawieniu głową.

- Jasne, a więc pójdziemy na niedobrą, dużo gorszą od twojej herbatę i ponarzekamy jak bardzo ktoś zajmujący się tym amatorsko, robi to lepiej niż profesjonalista.

- Pasuje mi to — powiedział z zadowoleniem czarnowłosy i wbił wzrok w kartki przed sobą. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Pasowało mu to... Wizja kolejnego spotkania a może... Może już nawet randki?

Miał nadzieję, że trzecia z nich nie będzie ani spotkaniem na piwo, ani herbatę a na mleko. I może...

Może nawet nie mleko w szklance?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top