Rozdział 4

Następnego dnia, jak to Lucas miał w zwyczaju, zjawił się przed czasem w biurze. Jonathan również już tam był. Oczywiście na swojej wygrodzonej taśmą połowie.

- Mam wrażenie, że się zmniejszyła... - powiedział, stając nad biurkiem i teatralnie zaczął krążyć wzrokiem po drewnie.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz — odparł sucho jego kompan. Nie uniósł nawet wzroku na współpracownika, cały czas szybko klikając coś na klawiaturze — Za pięć minut mamy spotkanie. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

Lucas uśmiechnął się na jego słowa — Wiem, sam zaproponowałem wczoraj godzinę na grupie, na którą się zgodziłeś — przypomniał.

- Będziesz to podkreślać? - brwi wcześniej z wyglądu spokojnego mężczyzny, uniosły się — Myślałem, że jesteśmy razem w zespole...

- Dlaczego więc sądzisz, że jestem aż tak niekompetentny, by zapomnieć o spotkaniu, które sam zaplanowałem? - przekrzywił głowę, starając się zamaskować rozbawienie.

Jonathan zazgrzytał zębami — Siadaj na dupie i bierz się do pracy. Nie mamy czasu na gadanie.

- Oo, jak wulgarnie. Nie znałem cię z tej strony — posłusznie usiadł i odetchnął głęboko — A więc, jak ci idzie?

- Porozmawiamy o tym na spotkaniu — opowiedział wymijająco, szybko wystukując kolejne słowa na klawiaturze — Byłbym wdzięczny, gdybyś ograniczył gadanie do mnie do minimum.

- To może być trudne, gdy mamy razem współpracować — wzruszył ramionami.

- Mhmm — wymruczał mężczyzna, chcąc wreszcie, aby siedzący obok niego ciemnowłosy przestał mówić. - Skup się wreszcie, a nie mamroczesz.

- Skupić? Siedząc koło ciebie? - jego usta rozszerzyły się, ukazując zadbane białe uzębienie — Może być ciężko...

- Zawsze możesz siąść w kiblu. Deska klozetowa robi za idealną podkładkę pod laptop — odparł, podnosząc wzrok znad swojej pracy — Ja się z tobą użerać też nie mam ochoty.

- Widzę, że sprawdzałeś ten sposób — mruknął, wyciągając teczkę i zaczynając przeglądać mieszczące się w niej papiery.

Chłopak otworzył usta, by odpowiedzieć, jednak zabrakło mu słów. Zdał sobie sprawę, że nie wie, co miałby powiedzieć. Odwrócił więc tylko wzrok, postanawiając ignorować towarzysza tak długo, jak będzie mógł.

Jasnowłosy jedynie wywrócił oczami.

Oh, jak on uwielbiał takie zabawy. Denerwowanie ludzi w ten sposób mógł momentami uznać za swoją pasję.

Teraz jednak postanowił odpuścić, nie chcąc jeszcze bardziej wyprowadzić z równowagi swojego wspólnika, który już teraz siedział wyjątkowo zirytowany.

Przydałby mu się masaż, ale boję się, że jak go dotknę, odgryzie mi rękę — pomyślał, po czym oddał się papierniczej pracy.

Przez dłuższy czas nanosił różne poprawki, kątem oka dostrzegając, z jakim zainteresowaniem przygląda się temu Jonathan.

- Jak chcesz przeczytać to mów, pod moją ręką jest pewnie ciężko — wymruczał, nie odrywając wzroku od dokumentu.

- Zastanawiam się, jak długo jeszcze zamierzasz poprawić, bo za chwilę zaczynamy spotkanie. I to, że się nie przygotowałeś, cię z niego nie zwalnia.

Lucas z trudem powstrzymał wybuch śmiechu. Siląc się jednak na powagę, skinął głową.

- Nie są to poprawki, a wskazówki, w razie, gdyby ktoś o mniej przeciętnym umyśle mógł nie zrozumieć — mrugnął do niego porozumiewawczo.

- Twój zespół potrzebuje, żebyś pisał mu wskazówki? - prychnął kpiąco Jonathan.

Nie zamierzał poddać się tak łatwo i w cichości znosić przytyki współpracownika. Jego zachowanie było dalekie od tego. Chciał zetrzeć wredny uśmieszek z ust Lucasa i zastąpić go pokornym grymasem

- Nasz — podkreślił — Teraz to nasz zespół i jeśli już to masz na myśli, to prędzej twoja polowa będzie potrzebowała pomocy. Nic w tym dziwnego. Skoro kazałeś im się za każdym razem domyślać, to oczywiste, że czasami dochodziło do rozbieżności i niedomówień.

Jonathan zmrużył oczy, gniewnie przypatrując się jak zawsze stoicko spokojnemu współpracownikowi — Radzimy sobie bardzo dobrze i takie komentarze są nie na miejscu, nie uważasz? - wysyczał

- Kierujesz te słowa do mnie czy swojej drugiej osobowości? - przekręcił głowę.

- Coś insynuujesz, Lucasie? - źrenice mężczyzny zwęziły się. Całe jego ciało pozostawało skulone, jakby przygotowując się do ataku.

- Nic takiego — teatralnie zakreślił kolejne kółko w przygotowanym tekście na czerwono — Ja jestem gotowy — dodał po chwili wymownie.

- Wyśmienicie, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy. - Jonathan pstryknął palcami, przywołując uwagę swojego zespołu — Proszę o 100% zaangażowania, okey? — wymusił uśmiech i jak najżyczliwszy ton, jaki posiadał w repertuarze.

- Reszta dokumentów jest w tej teczce — Lucas podał mu ją, na co drugi z mężczyzn wymownie ją otworzył, przez co kilka kartek niefortunnie spadło na podłogę.

- Cholera... - wymruczał pod nosem i schylił się po nie.

Ciemnowłosy uczynił to samo, pomagając schować mu je do środka. Od razu jego oczom ukazał się niewielki tatuaż na nadgarstku współpracownika. Przedstawiał niewielką pszczołę z dużymi oczami, charakterystyczną dla obrazków z anime.

- Urocza — powiedział pod nosem.

Chłopak wyglądał na delikatnego. Zdobył się na tatuaż? Nawet tak mały często był dość bolesny.

Naprawdę go to zaskoczyło.

- Co tam mamroczesz? - zapytał mężczyzna, poprawiając rękawy koszuli.

Wcisnął dokumenty do teczki, klnąc pod nosem, gdy te niesfornie odmawiały ułożenia się w zgrabny stosik. Ten dzień doprowadzał go do szału.

A może to tak długi brak sesji i rozluźnienia...? Nie wiedział i nie miał czasu się nad tym zastanawiać.

- Nic takiego — Lucas wzruszył ramionami, po czym ruszył za wyjątkowo szybko idącym Jonathanem.

Nosi zdecydowanie zbyt obcisłe na pośladkach spodnie — stwierdził, nim znaleźli się w sali, w której miało odbyć się spotkanie.

Nie zdążył przyjrzeć się im też zbyt długo, głównie ze względu na to, iż niemal oberwał drzwiami, których czarnowłosy nie był łaskaw mu przytrzymać, gdy szedł tuż za nim.

A mimo to nie poczuł irytacji. Zbyt długo zajmował się dorosłymi o zachowaniach dziecięcych. Jony idealnie pasował pod jednego z nich. Wolałby co prawda uniknąć konieczności bycia opiekunem w swoim miejscu pracy, jednak jeśli Jonathan nie zamierzał zmienić swojego zachowania, wiedział, że nie ma innego wyjścia.  Jedynie podchodząc do współpracownika jak do osoby o innych potrzebach, mógł przeżyć jego fochy.

- Byłoby kulturalne, gdybyś przytrzymał dla mnie drzwi — zwrócił mu uwagę, starając się nie używać swojego "tatusiowego" głosu.

- Słaby refleks? - zapytał kpiąco Jonathan, nie obdarowując go nawet spojrzeniem, gdy zasiadł przy stoliku, wraz z kilkoma innymi osobami uczestniczącymi w projekcie.

Od razu rozpoczął konwersację, pozwalając na powrót swojego naturalnego tonu głosu.

Tłumaczył wszystko dokładnie i uśmiechał się lekko, ukazując pojawiające się przy tym dołeczki.

Jest nawet uroczy, gdy nie pluje jadem — pomyślał Lucas, wsłuchując się w jego słowa.

Zamierzał dać mu tę chwilę triumfu i spokoju. Ale tylko chwilę! Niech się nie przyzwyczaja!

***

Po skończonym spotkaniu, na którym większość ról była już wyznaczona, ponownie znaleźli się w korytarzu, popijając kawę.

- Nie słodzisz? - Lucas przyjrzał się czarnemu płynowi, jaki Jonathan wyjął spod ekspresu.

- Cukier zabija cały smak — odparł mężczyzna, zbliżając filiżankę do ust. Gorzki napój spłynął po jego gardle, kojąc kubki smakowe — Poza tym kawa to nie deser, nie mam pojęcia, kto wymyślił picie jej z mlekiem i cukrem.

Jonathan oparł się o ścianę, obok swojego współpracownika, napawając się chwilą ciszy.

Był zmęczony. Jego społeczne baterie wyczerpały się, więc chwilowo nie miał ochoty nawet na słowne przepychanki, ze swoim największym wrogiem.

- Życie jest na tyle gorzkie, że można je nieco osłodzić. Podobnie jest z kawą. Czasem można ten smak poprawić, niekoniecznie go zabić — stwierdził.

- Cukier akceptuje tylko w słodyczach i kwaśnych potrawach. Do gorzkich dodaje się ostrości, żeby były lepsze — Mężczyzna zamknął oczy.

Powieki niezwykle mu ciążyły.  Przełknął kolejny łyk napoju, błagając wszystkie znane mu bóstwa, by kofeina szybko zaczęła działać. Czuł na sobie wzrok Lucasa. Podejrzewał, że przygląda mu się z kpiną i myśli, jaki to jest żałosny, że nie dał rady wytrzymać nawet pół dnia bez zjazdu energetycznego.

- Dwie czy trzy? - zapytał ten nagle, wyrywając go z tego błogiego stanu.

- Huh? - zamruczał sennie Jonathan, nadal nie otwierając oczu. Nie sądził, aby cokolwiek mogło teraz zmusić go do wysiłku, jaki wiązał się z podniesieniem powiek.

- Kawy. Dwie czy trzy dziennie? A może więcej? - zapytał z ciekawością.

- Zależy kiedy. Ostatnio koło pięciu — odpowiedział, upijając kolejny łyk. Zgubił już rachubę w liczeniu, która to.

- Pięć czarnych kaw? To spora ilość kofeiny. Serce ci siądzie — stwierdził poważnie.

Mężczyzna wzruszył ramionami, olewając całkiem pełne rozsądku słowa — Albo to, albo energetyki. Na sen nie mam ani czasu, ani siły.

- A mimo to byłby on najlepszy z tych wszystkich wymienionych przez ciebie — stwierdził szczerze

- Nie matkuj mi. Jestem dorosły i bardzo dobrze sobie radzę — odparł, czując, jak znów wraca w niego życie. Miał cichą nadzieję, że jeśli wystarczająco dużo razy powtórzy, że świetnie sobie radzi i nie potrzebuje interakcji z innymi ludźmi, to tak właśnie się stanie.

- Jasne Jony — skinął mu głową, do końca dopijając swoje Latte.

- I nie mów na mnie Jony do cholery! - powiedział ten z irytacją, na co Lucas uśmiechnął się jedynie pod nosem, odstawiając kubek na blat.

Jonathan był... Naprawdę zabawny.
A Jony jeszcze zabawniejszy.


__________________________

Tak, właśnie poznaliście powód, takiego a nie innego tytułu rozdziału💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top