Rozdział 19

Jonathan upił łyk soku, a następnie zmrużył lekko oczy.

- A więc mówisz, że lubisz, jak mówi się do ciebie "Tatusiu"? - zaczął bez ostrzeżenia.

Nie ważne jak wredny i podły chciałby być, to określenie idealnie pasowało do siedzącego naprzeciw niego mężczyzny. Bardziej niż jakiekolwiek inne.

Lucas z początku zaskoczony nagłą zmianą tematu, jak i tym pytaniem skinął głową.

- Powiedziałbym, że to jedynie służbowe określenie, ale... Tak, lubię to.

- Służbowe określenie? Czyli co? Twój zespół się tak do ciebie zwracał? - oczy Jonathana zalśniły radośnie na samą myśl.

- Raczej klienci na sesjach — doprecyzował.

- Za późno. Od dziś jesteś tatusiem w firmie. Gilian i tak wygląda, jakby chciał cię tak nazywać — wyszczerzył się mężczyzna.

- Tylko on...? - przekrzywił głowę Lucas.

- A któż inny miałby chcieć? - ciepły rumieniec wkradł się na policzki Jony'ego.

Lucas uśmiechnął się jednym kącikiem ust — Może Liam? Patrząc na to, jakie strony czasem przegląda nie zdziwiłbym się. A o kim pomyślałeś?

- O-oczywiście też o nim. Nikt inny nie pasuje — odchrząknął, prostując się — I tak to cud, że aż dwie osoby.

- Może ktoś by się tam jeszcze znalazł... - wymamrotał, sięgając po serwetkę na stoliku. - A ty? Wolisz być małym posłusznym chłopcem?

Jonathan niemal się zaksztusił, słysząc to pytanie. Spiorunował towarzysza wzrokiem, mogącym zabijać — Już miałem cię pocieszyć, że pewnie ktoś jeszcze tak, ale za to tego nie zrobię — Stwierdził, chowając twarz w dłoniach.

- Ale nie zaprzeczasz. - powiedział wymownie, patrząc mu w oczy.

Lucas musiał przyznać, że mężczyzna przed nim był zaskakująco uroczy, gdy nie próbował go zabić. Aż miało się ochotę go przytulać.  Uśmiechnął się szeroko na samą myśl.

- Nie... nie zaprzeczam — odparł cicho. - I nie potwierdzam... - zdusił uśmiech, po czym upił łyk soku. - Nie licz, że będę ci mówił tatusiu. Nie jestem twoim klientem.

- Owszem. Od ciebie nie przyjąłbym pieniędzy — wzruszył ramionami.

- Jak mam to zrozumieć? Czyżbym był tak seksowny?  - atmosfera wokół nich zmieniła się ledwo zauważalnie. Jonathan pochylił się do przodu, oblizując wargi.

- A może ciekawszy i interesujący? Sprawiający chęć, bliższego... Dużo bliższego poznania cię?

Parę kropli soku spłynęło po brodzie Jony'ego, gdy ten spróbował zapić swoje wyraźne zażenowanie. Zapukał palcami w barowy stolik — Włączyła ci się funkcja lowelasa? - zapytał, dużo miększym głosem niż zazwyczaj.

- Raczej kogoś, kto miło spędza czas z kimś innym, i chętnie by to powtórzył. Może nawet nie raz. Tym razem w nieco... - rozejrzał się — Spokojniejszym miejscu.

- Nie idę z nikim do łóżka przed trzecią randką — zaznaczył, śmiejąc się niezręcznie — To oczywiście żart, nic sobie nie wyobrażaj.

- Ja uważam, że seks to zdecydowanie nie część, do której powinno się na pierwszych spotkaniach. Może jestem staromodny, ale dla mnie go wyjątkowy moment. Czas gdy obdarzasz partnera szczególnym zaufaniem i miłością. Jak zrobić to w ciągu kilku spotkań?

- Uważasz, że seks jest bardziej intymny niż sesje? - zdziwienie odmalowało się na twarzy Jony'ego.

- Sesje to coś innego. Sesje są za pieniądze z ludźmi z klimatu. To moje hobby, ale też praca. W przypadku seksu jest inaczej. Na sesjach go nie ma.

- Nie oferujesz usług czysto seksualnych? To nawet ciekawe. Nie sądziłem, że będziesz mieć przed tym opory — przynał — Chociaż właściwie zachowujesz się jak romantyk.

- Nie sądziłeś? A co myślałeś? - Lucas uniósł brew z ciekawością — Że pieprzę się, z kim popadnie za kasę lub bez?

- Masz bardzo... otwartą osobowość. I ciekawe zamiłowanie do dotyku — odparł ten ostrożnie — Wrażenie można więc było odnieść takie.

- Lubię dotyk, ale nie dotknąłbym nikogo bez jego zgody. Myślałem nad tym i... Chyba powinienem cię przeprosić — powiedział.

Jony'emu z początku zdawało się, że się zgrywa, jednak mężczyzna pozostawał w pełni poważny.

- Za co? - powiedział w końcu, by przerwać ciszę — Z tego co pamiętam, nie wsadziłeś mi nigdy ręki w majtki.

- Nie... Ale mogłem nieco nadużyć twoją przestrzeń tam, w windzie. - uśmiechnął się przepraszająco — Byłeś w złym stanie, a ja chciałem ci pomóc, jednak czasem chęć pomocy przynosi odwrotny efekt i...

Jonathan pokręcił głową. Wyciągnął przed siebie rękę, stopując lawinę przeprosin.

- Nic się nie stało. Zrobiłeś co w twojej mocy, by mi pomóc. A twoje zachowanie nie odbiegało nawet bardzo od zwykłej troski. Nie musisz się tym przejmować.

- Jednak wolałem się upewnić i o tym pogadać — wyjaśnił — Rozumiesz mnie, to chyba takie... Zboczenie zawodowe — zaśmiał się.

- Robimy omówienie sesji? - John uniósł brew — Może rozpiszemy wszystko na kartce?

- Aż tak ci się podobało? - przekrzywił głowę, jednak w jego głosie wybrzmiała nadzieja mieszana z ciekawością.

- Tego nie powiedziałem, ale jak już chcesz coś robić, to rób porządnie — Jony wzruszył ramionami. Widząc smutne oczy szczeniaka, które na jego słowa zrobił Lucas, odetchnął — Ale... Było miło.

- Potraktowałeś to jako... Sesję? Albo coś związanego z tymi praktykami?

- Nie do końca. Nie mieliśmy hasła, ustaleń. Ale było miło... dobrze się spisujesz gdy kogoś uspokajasz.

- Jeśli czułeś się mimo tego bezpiecznie, cieszę się — powiedział, uśmiechając się lekko.

Dopił resztkę napoju, a widząc, że Jonathan także wszystko wypił, powiedział:

- Może gdzieś się przejdziemy? Na jakiś spacer...  Gdzieś, gdzie nie jest tak głośno.

- Z chęcią. Spacer dobrze nam zrobi. Niedaleko jest park — zauważył mężczyzna, podnosząc się.

- W takim razie romantyczny spacer po parku? - mężczyzna podniósł się z miejsca.

- Bardzo romantyczny. Raczej... wieczorny spacer z psem — odparł Jonathan z lekkim rumieńcem na policzkach.

- Mhmmm, a kto z kim wychodzi? - przekrzywił głowę z rozbawieniem.

- Ty oczywiście jesteś psem — poklepał mężczyznę po policzku, uśmiechając się.

- Ah, okey. Mam nadzieję, że jakimś golden retriverem, chociaż — wziął kurtkę i narzucił ją sobie na ramiona.

- A nie wolałbyś yorka? Bardziej ci pasuje — Jonathan ruszył ku wyjściu.

Otworzył drzwi, przepuszczając w nich Lucasa — Idź, przodem.

- Jeszcze cię zgubię za sobą — ten zaśmiał się, po czym zaczekał na niego przed wyjściem.

- Chłodnawo — przyznał Jony, po wyjściu na powietrze.

- Bo źle zapisałeś kurtkę — Lucas zbliżył się do niego i poprawił zapięcie i kołnierzyk. - O. Lepiej.

- Instynkt macierzyński? To już któryś raz gdy poprawiasz mi ubranie. Choć w pracy było to bardziej denerwujące — przyznał.

- Teraz jest mniej denerwujące? - zapytał, unosząc kącik ust.

- To twoja interpretacja z wielu możliwych — wymruczał Jony marudnie — Idziemy. Mieliśmy się przejść, a nie stać obok drogi jak panny lekkich obyczajów.

- Racja, w ruchy się rozgrzejemy — ruszył dorównując mężczyźnie kroku — Mieszkasz daleko stąd?

- Nie przesadnie daleko. Czyżbyś jednak planował dobrać mi się dziś do spodni?

- Nie, planuję cię odprowadzić, bo z tego co słyszałem, nie masz samochodu. Ja również go nie posiadam, a jazda busami o tak późnej porze nie jest zbyt bezpieczna. Chyba że naciskasz, bym tego nie robił, wtedy...

- Nie, nie — zaprzeczył Jony nieco zbyt entuzjastycznie — Jeszcze potem znając ciebie, będziesz się durnie zamartwiać. Możemy się przejść razem.

- Być może i bym się martwił... Na przykład tym, że ktoś cię zamorduje, a ja będę ostatnią osobą, jaka cię widziała, więc oskarżą mnie o zabójstwo... - powiedział, po czym uśmiechnął się i spojrzał na czarnowłosego — Albo po prostu bałbym się, że coś ci się stanie...

- Tak. Jesteś sentymentalny i uczuciowy — przytaknął Jonathan, prostując się — Jeśli więc poczujesz się lepiej, możesz mnie odprowadzić.

- Myślę, że poczuję się znacznie lepiej — uśmiechnął się, po czym ruszyli przed siebie.


___________________________
Romantyczny spacer przez park. Czego chcieć więcej? I chyba Jony nieco mniej nienawidzi Lucasa... ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top