Rozdział 34
Camila's POV
"Popatrzyłam na mamę, która kiwnęła głową - Tak, to jest Michele.
Wzrokiem wróciłam do dziewczyny, która patrzyła na mnie załzawionymi oczami. Podeszłam bliżej niej i popatrzyłam głęboko w jej zielone tęczówki..."
Nie zmieniła się znacząco.
Nie miała odwagi dłużej patrzeć mi w oczy. Spuściła głowę i czekała, aż coś powiem, jednak ja byłam w szoku, że to wszystko było udawane. Nie wierzyłam w to, co się dzieję.
- Nie, to nie może być prawda - dłońmi dotknęłam skronii kręcąc głową niedowierzająco.
- Camila... - powiedziała Lauren półgłosem chcąc chwycić moją rękę, ale cofnęłam się.
- Okłamałaś mnie. Okłamywałaś mnie przez tak długi czas... - odpowiedzialam, a łzy same zaczęły cisnąć mi się do oczu.
- Nie, pozwól mi wyjaśnić...
- Wszyscy mnie okłamywaliście - powiedziałam głośniej odwracając się do rodziny i przyjaciół - Wszyscy.
- To moja wina, proszę nie obwiniaj ich - mówiła dziewczyna, ale na jej słowa kręciłam tylko przecząco głową - Ja chciałam, by to tak wyglądało.
- Dobrze się bawiłaś? - zapytałam ją zdenerwowana - Co chciałaś przez to osiągnąć? Chciałaś wykorzystać, to że jestem ślepa i nieświadoma, by ponownie mnie poniżyć?!
- Nie. Chciałam po prostu być przy Tobie, po tym jak mnie odrzuciłaś - zaczęła drżącym głosem - To wszystko stało się przez przypadek. Poznałam Cię w internecie, a dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że to Ty i...
- I wykorzystałaś to, by po raz kolejny mnie okłamywać... - dodałam, na co usiadłam na brzegu łóżka i schowalam twarz w dłonie.
- Camila, ja po prostu nie chciałam Cię stracić, zrozum - podeszła do mnie i chwyciła moją rękę odsuwając ją od mojej twarzy, która zaczęła zalewać się łzami.
- Odejdź... - wyrwałam się jej.
- Mila, nie traktuj jej tak... - odezwała się Dinah - Nie zasłużyła na to.
- Traktuję ją tak jak powinnam... - odpowiedziałam szybko - Przez cały czas łudziłam się, że mam kogoś bliskiego, komu mogę zaufać, a to wszystko było udawane. Czuję się jakbym straciła ważną osobę, która tak naprawdę nawet nie istniała.
- Przepraszam, Camz - mówiła, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
- Wyjdź... Zostaw mnie... - rozkazałam ponownie chowający swoją twarz - Wszyscy mnie zostawcie.
- Camz... - dotknęła mnie ponownie.
- Przestań. Nie chcę Cię słuchać, ani widzieć... Nie chce mieć z Tobą nic wspólnego - mówiłam szybko i myślałam, że zrozumie, by dała mi spokój.
- Córko... To nie miało tak wyglądać, ale jeśli chcesz zostać sama, dobrze - odezwała się mama kładąc rękę na moim ramieniu.
- Porozmawiamy później - dodał mój tata całując mnie w głowę.
Słyszałam szepty, a po chwili kroki kierujące się do wyjścia.
Musiałam pomyśleć...
Musiałam zostać sama.
Po kilku chwilach podniosłam wzrok i zobaczyłam, że każdy wyszedł oprócz lekarza, który szukał czegoś w szafce w rogu. Wytarłam łzy i starałam się uspokoić.
- Nie wiem, co między wami zaszło i nie będę się wtrącać, ale pozwól, że jeszcze Cię przebadam - mówił spokojnie podchodząc do mnie z latarką, po czym zaświecił mi nią w oczy.
Wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi, ale przyjaciółki miały racje. Był przystojny i nie mogę się im dziwić, że się nim zachwycały.
Nie ciągnął żadnej rozmowy, a po skontrolowaniu mojego wzroku, wyszedł i zostawił mnie samą. Potrzebowałam tego.
Jeszcze kilkanaście minut temu, cieszyłam się i nie mogłam doczekać się, by zobaczyć Michele, osoby która nawet nie istnieje.
Czy ja byłam aż tak głupia, że się nie domyśliłam? Może tak dobrze udawała?
Wszystko zaczyna mieć sens... Teraz już wiem skąd Lauren wiedziała, gdzie jestem, gdy Austin próbował mnie wykorzystać. Nigdy jej o to nie pytałam, bo wyleciało mi z głowy, ale teraz jest już wszystko jasne.
W samochodzie jadąc do Atlanty podczas piosenki do "Everything Has Changed", ścisnęła moją rękę, co wywołało u mnie wspomnienia z tego wieczoru, gdy po raz pierwszy pocałowałam Lauren.
Dlaczego już wtedy się nie domyśliłam?
A jej pocałunek, którego teraz bardzo żałuje, też był identyczny, co nie umknęło mojej uwadze. Jednak myślałam wtedy, że odczuwam to z powodu tęsknoty za Lauren.
Przez cały ten czas myślałam, że dziewczyna mnie opuściła i nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Cierpiałam przez to bardzo długo i tak naprawdę, dzisiaj wszystko wróciło. Ponownie mnie skrzywdziła kolejnym kłamstwem, którego się dopuściła.
Przez nią to wszystko się zaczęło. To ona doprowadziła do tego, że stałam się pośmiewiskiem całej szkoły i nie mogę nikomu zaufać. To całe nieszczęście jest z jej winy.
Nie wybaczyłam jej tego i nie wybaczę.
Wytarłam łzy z policzków i wzięłam kilka głębokich wdechów. Wstałam z łóżka i rozejrzałam się dookoła, po czym obejrzałam wszystko dokładnie. Każda rzecz przeze mnie dotykaną oglądałam z każdej strony i zachwycałam się.
Dzisiaj tylko to mnie uszczęśliwia. Udało się. Widzę.
Przez ponad godzinę siedziałam sama w pokoju do momentu, gdy przyszła mama i poinformowała mnie, że zostaje wypisana ze szpitala. Nie ciągnęła rozmowy, bo wiedziała, że mam do nich żal o to, że mnie okłamywali. Potrzebuje trochę czasu, ale mimo tego cieszę się, że odzyskałam wzrok.
Jeszcze dzisiaj wrócę do domu i wreszcie będę żyć jak wcześniej.
Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, a potem wyszłam na zewnątrz szpitala i rozejrzałam się. Było tu bardzo ładnie. Dużo zieleni, pachnących kwiatów, a w oddali dostrzegłam wysokie budynki miasta.
Usiadłam na ławce kilka kroków dalej, ponieważ trochę kręciło mi się w głowie. Lekarz wcześniej poinformował mnie, iż to normalne po dłuższej ślepocie, więc nie przejmowałam się tym.
Zaczęłam patrzeć na zachód słońca, ale po chwili znowu myślami byłam gdzie indziej.
Jak Lauren mogła mi to zrobić?
- Tutaj jesteś! - zawołała z oddali rodzicielka - Szukałam Cię. Mam Twój wypis, więc trzeba iść po torbę i zaraz wyjeżdżamy.
Wstałam i bez słowa udałam się do pokoju zabrać rzeczy, a potem do gabinetu doktora, by mu podziękować. Mężczyzna ciepło uściskał mnie i pożegnał, a potem gdy znalazłam rodziców, udaliśmy się na parking i po kilku chwilach odjechaliśmy.
Podziwiałam Atlantę przez szybę samochodu, ponieważ była naprawdę ładna. Nigdy nie miałam okazji tu być, więc bardzo ciekawiło mnie to miejsce, a jeszcze bardziej byłam podekscytowana myślą, że wkrótce będę w domu, gdzie wreszcie po tak długim czasie odetchnę i zobaczę siostrę.
*8 godzin później*
Do Miami zajechaliśmy około godziny czwartej nad ranem. W drodze przysnęłam, przez co nie byłam zmęczona i mogłam się rozpakować.
Właśnie układałam swoje rzeczy i przez przypadek natknęłam się na telefon w szufladzie, który nie był w takim stanie jakim go zapamiętałam. Domyślam się, że to przez wypadek, w trakcie którego miałam go w kieszeni.
Podłaczyłam go do ładowarki, a po chwili ukazał się ekran główny, na którym ustawione było zdjęcie moje i Lauren. Bez jakiegokolwiek zastanowienia weszłam w galerię i zmieniłam je na pierwsze zdjęcie jakie znalazłam. Nie chciałam jej ogladac nawet na fotografii. Wolałabym już o niej zapomnieć, lecz to może być trudne, gdy wreszcie wrócę do szkoły.
Pomyślałam, że nie mogę odsunąć od siebie przyjaciółek, które ciagle mnie wspierały. Mimo iż przez tyle czasu "bawiły" się w to, co wymyśliła Lauren, nie moglam nagle ich znienawidzić. Jestem na nie zła, ale wciąż je kocham.
Weszłam w wiadomości, po czym wybrałam numer Dinah, Normani oraz Ally i napisałam:
"Hej. Właśnie wróciłam do domu. Wiem, że to wszystko nie miało tak wyglądać, ale musicie mnie zrozumieć. Byłam zła i w szoku, że przez tyle czasu byłam okłamywana.
Odezwijcie się"
Z tego co wiem, dziewczyny są już od dawna w Miami i napewno śpią. Miałam nadzieje, że nie obudziłam ich tą wiadomością.
Schowalam telefon do kieszeni, po czym skierowałam się do pokoju Sofii. Dziewczynka spokojnie spała, a ja przykucnęłam przy jej łóżku i uśmiechnęłam się.
Wyglądała uroczo. Tęskniłam za nią.
Tak bardzo długo jej nie widziałam...
Pocałowałam ją w czółko i zostałam przy niej przez kilka minut. Dostrzegłam, że słońce zaczyna wschodzić, więc pomyślałam, że spacer z samego rana dobrze mi zrobi. Chciałam obejrzeć Miami i pozachwycać się przyrodą.
Lauren's POV
"- Camz... - dotknęłam dziewczynę ponownie.
- Przestań. Nie chcę Cię słuchać, ani widzieć... Nie chce mieć z Tobą nic wspólnego"
Te słowa krążyły w mojej głowie nieprzerwanie odkąd tylko opuściłam pokój Camili. Po wyjściu ze szpitala udałam się prosto na lotnisko i przyleciałam do Miami. Byłam załamana i nie miałam siły z nikim rozmawiać.
Nie wróciłam na noc do domu. Włóczyłam się tu i tam, aż w końcu nad ranem znalazłam się w parku.
Siedziałam na zielonej trawie pod drzewem i rozpaczałam. Byłam naprawdę głupia myśląc, że Camila zareaguje inaczej. Wiedziałam, że nie rzuci mi się w ramiona, ale nie sądziłam, że ponownie mnie odrzuci. Nie wybaczyła mi tego, że z mojej winy została ośmieszana przez całą szkołę, a teraz doszło jeszcze jedno kłamstwo, którego także mi nie wybaczy.
Wszystko spieprzyłam. Jak zawsze...
Wytarłam łzy z policzków i dalej wpatrywałam się w zdjęcie, które trzymałam w dłoniach. Była to podarta fotografia z koncertu The 1975, którą znalazłam w swetrze Camili zaraz po wypadku. Skleiłam je bezbarwną taśmą i zatrzymałam dla siebie.
Byłyśmy tu szczęśliwe, mimo że już wtedy cierpiała z mojej winy nie wiedząc tego. Zrobiłabym wszystko, aby cofnąć się w tamtą chwilę i odważyć się wyznać, że to ja jestem winna tego, że każdy o niej mówi.
Nie wiem, co teraz ze sobą zrobić. Czuję się rozbita i nie wiem jak się podnieść, jednak jedyne co mnie cieszy jest to, że Camila odzyskała wzrok. Mam nadzieje, że jest z tego powodu szczęśliwa.
Zaczęło robić się jasno, a w parku zauważyłam pierwszą dzisiaj osobę, która spacerowała razem z psem na smyczy. Kilka chwil później pojawił się ktoś jeszcze, a ja zaczęłam myśleć jak okropnie muszę wyglądać po całonocnym płaczu. Zapewne mój makijaż spłynął z twarzy razem z wylanymi łzami i nie wyglada to dobrze.
Gdy już miałam wstać i zabrać się do domu, ujrzałam dziewczynę. Mrugnęłam kilka razy upewniając się, że się nie przewidziałam i tak nie było. Camila zjawiła się w parku.
Wyglądała bardzo dobrze.
Rozglądała się podziwiając naturę, a gdy tylko zauważyła kwiaty rosnące niedaleko, udała się tam i zerwała kilka, po czym usiadła na ławce i zaczęła je wąchać.
Po chwili pies, który przyszedł wcześniej ze swoim właścicielem, skoczył dziewczynie przednimi łapkami na kolana merdając przy tym energicznie ogonem. Camila uśmiechała się szeroko i głaskała stworzenie po główce.
Była szczęśliwa, że ponownie widzi, a ja nie miałam zamiaru tego zakłócać...
jednak wszystko szło nie po mojej myśli.
Szczeniak, którego obserwowała dziewczyna, kierował się w moją stronę i gdy tylko mnie zauważył, podbiegł i zaczął lizać moją dłoń. Widząc, że na mój widok uśmiech z twarzy Camili zniknął, wstałam, wzięłam dwa wdechy i postanowiłam opuścić park.
Gdy już kierowałam się w stronę chodnika, usłyszałam jej głos:
- Lauren... Zaczekaj...
_______________________________
Hej.
Znowu dotrzymałam słowa ;) nie spóźniłam się Xd
Pewnie znowu będziecie chcieli mnie zabić za zakończenie cnie 😏 ale poczekacie na kolejny :)
Co myślicie o rozdziale?
Wgl to dziękuje za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Naprawdę uwielbiam wam odpisywać i jeśli ktoś chciałby pogadać na priv, to zapraszam. Chętnie kogoś poznam.
(zrobiłam małą aktualizację profilu, więc teraz możecie zobaczyć jak wyglądam i mnie poznać. Piszcie, nie gryzę 😁)
Dziękuje, że jesteście tutaj, czytacie i gwiazdkujecie. To dla mnie bardzo ważne. Kocham was x
MOŻECIE RÓWNIEŻ PISAĆ DO MNIE NA SNAPIE / nataliaw99
twitter: @demzfeat5h
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top