11 ✌
- Cześć, ty - po zakończeniu oprowadzania po kampusie, odprowadziłem Ally do pobliskiej galerii, gdzie miała spotkać się z Harold'em i wróciłem teraz do parku na spotkanie z Nikki. - Wiedziałem, że przyjdziesz - posłałem jej krzywy uśmieszek.
- Sama nie wiem, dlaczego to robię - prychnęła dziewczyna i podniosła się z drewnianej ławki.
- Ja doskonale wiem - poruszyłem znacząco brwiami, na co uderzyła mnie pięścią w ramię. - W każdym razie - rzuciłem, zmieniając temat. - Powinniśmy już iść.
- Dokąd? - Nikki dogoniła mnie, kiedy ruszyłem w stronę bramy.
- Kto to wie? - wzruszyłem ramionami. - Czy to ważne?
Szliśmy przez dłuższą chwilę w milczeniu, aż wyszliśmy z parku i skręciliśmy w jedną z bocznych ulic.
Nikki cały czas podążała dwa kroki za mną i rozglądała się na boki, skanując z zaciekawieniem otoczenie.
- Wszystkie dziewczyny zabierasz podczas randek na tyły chińskich restauracji? - zapytała w końcu.
- Jesteś ze mną na randce? - zerknąłem na nią.
- Nie - prychnęła.
- Ja z tobą tym bardziej.
Znaleźliśmy się pod schodami pożarowymi na tyłach opuszczonej kamienicy.
Zacząłem się na nie wspinać, nucąc pod nosem jedną z piosenek Coldplay.
- Mam tam wejść?! - usłyszałem gdzieś z dołu i spojrzałem na chodnik, gdzie nadal stała Nicole.
- Raczej, duh - wywróciłem oczami, czego raczej nie mogła zobaczyć.
Usłyszałem po chwili ciche przekleństwa, a metalowa konstrukcja zatrzeszczała pod dodatkowym ciężarem dziewczyny. Uśmiechnąłem się pod nosem i po kilku minutach byłem już na dachu, z którego rozciągała się wspaniała panorama na miasto skąpane w popołudniowym słońcu.
- Okay - wysapała zmęczona Nikki, kiedy stanęła obok mnie. - I co teraz?
- Będziemy leżeć.
- TUTAJ?!
- Yep - podszedłem do krawędzi dachu i ułożyłem się na gzymsie tak, że od przepaści dzieliło mnie mniej niż kilka centymetrów. - Idealnie.
- Jesteś idiotą, Clark - mruknęła Nikki, ale kiedy zerknąłem na nią przez półprzymknięte powieki, kładła się kilka metrów dalej. - Okay. I co teraz?
- Mamy wiele możliwości - odpowiedziałem powoli. - Możemy zostać tu leżąc w promieniach słońca, podziwiać widoki lub rzucić się w odchłań.
- Nie mów, że ktoś taki jak ty myśli o samobójstwie - prychnęła Nicole.
- Nad chińską knajpą jest zadaszenie - rzuciłem. - Mamy jakieś pięćdziesiąt procent szans, że nie zarwie się podczas upadku, ani nie chybimy skacząc - uniosłem się na łokciu i popatrzyłem na dziewczynę z lekkim uśmieszkiem.
- Nie zrobiłbyś tego - uniosła wymownie brew. - Nie jesteś takim facetem.
- Założysz się? - usiadłem i przewiesiłem nogi przez krawędź, spoglądając w dół.
- Nie wygłupiaj się, Fabian...
- Masz rację - wstałem ostrożnie. - Z tej pozycji mam większe szanse.
- Fabian...
Uniosłem jedną nogę i zawiesiłem ją nad przepaścią w taki sposób, że wystarczył jeden mały ruch do skoku. Doskonale wiedziałem, jak rozdrażnię tym Nikki i dlatego nie zdziwiło mnie, gdy chwyciła moją dłoń.
- Jesteś idiotą! - warknęła na mnie. - Takie wygłupy są niebezpieczne!
- Aww - popatrzyłem na nią, cofając się na bezpieczną pozycję. - Martwisz się o mnie?
- Nie chcę niepotrzebnych problemów - Nikki puściła moją dłoń i przeczesała we frustracji włosy.
- Daj spokój - prychnąłem. - Nie byłem nawet blisko - zeskoczyłem z gzymsu i stanąłem na przeciwko dziewczyny.
- Byłeś cholernie blisko krawędzi! - popatrzyła na mnie zirytowana.
- Nie masz pojęcia, co znaczy blisko... - odpowiedziałem cicho.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top