#Sequel 2/3
// W "***" znajdują się retrospekcje//
Zamyślony wróciłem do pokoju gdzie Chanyeol ćwiczył. Dobra forma była dla niego priorytetem. Uśmiechnąłem się pod nosem i usiadłem na krześle by obserwować go w ciszy, podziwiając i adorując w myślach jego ciało.
***
-Wiesz czemu Bóg ukazuje niektórym ludziom przyszłość?
- Po co?
- Po to, by mogli tę przyszłość zmienić.
***
Te słowa jak mantra odbijały się echem po mojej głowie. Czyli ten sen był proroczy? Jeżeli nie uda mi się nic zmienić to to tak się skończy? Pokiwałem zrezygnowany głową zdając sobie sprawę z tego w jak beznadziejnej sytuacji się znajduję. Przecież tu chodzi o ucieczkę. Jeszcze ja to nic, ale Chanyeol? Jego będą szukać, jest mordercą, ucieczka musi być zaplanowana od a do z i nic nie może pójść źle. Tylko dlaczego w tym momencie nie mam żadnego pomysłu?
- Chanyeol- jęknąłem załamany na co ten od razu zareagował. Podniósł się z ziemi i z pytaniem odmalowanym w oczach spojrzał na mnie, nim podszedł i ułożył dłoń na moim ramieniu.
- Tak?- spytał jakby obawiając się co usłyszy. Przeniosłem wzrok z blatu stolika i spojrzałem mężczyźnie prosto w oczy.
- Potrzebuje twojej pomocy.
- Coś się stało?- uniósł brew ku górze, a ja na chwilę straciłem pewność, czy na pewno chce o to pytać.
***
- Nie chce wracać do ośrodka- szepnąłem spoglądając mu w oczy. Ten się nachylił by ucałować mój nos.
- Też nie chce, ale musimy.
- Ucieknijmy- zaproponowałem z nadzieją, że chłopak podchwyci pomysł.
- Znajdą nas. Przynajmniej mnie. Wiesz, że będą mnie szukać- westchnął, a ja wyraźnie usłyszałem nutę smutku w jego głosie.
- A nie możemy spróbować?
- Nie możemy tego zrobić pani Kim, zaufała nam, Baek. To niemożliwe- zakończył w ten sposób naszą rozmowę o ewentualnej ucieczce. Ale może by nam się udało? Może warto było by spróbować... Nie chciałem się poddawać, ale dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że Chanyeol już się poddał. Wygasła w nim ta iskra pozwalająca podejmować spontaniczne decyzje, pogodził się ze swoim losem, nie chciał tego zmieniać.
***
Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie. Wspomnienie? Czy można to było tak nazwać skoro jeszcze się nie wydarzyło w rzeczywistości? Chwyciłem jego dłoń i zdecydowałem się na wymyślenie czegoś innego.
- Bo widzisz... Zdążyłem już zapomnieć jak smakują twoje usta i tak sobie pomyślałem, że może byłbyś w stanie odświeżyć mi pamięć, co?- spłonąłem rumieńcem, mentalnie bijąc się po twarzy. No ale nie byłem w stanie wymyślić nic innego, a Chanyeol na szczęście zaczął się śmiać nie podejrzewając, że niekoniecznie o to mi chodziło. Jego czujność była uśpiona przy mnie, nie skupiał się tak bardzo na czytaniu ze mnie jak z książki no chyba, że było to coś poważnego. Po chwili mężczyzna nachylił się nade mną i z czułością wpił w moje wargi na co zamruczałem zadowolony. W sumie ta wymówka nie była taka głupia, nawet przyjemna. Wiedziałem, że było to na pewno lepsze niż zapytanie go wprost czy pomógł by mi zaplanować naszą ucieczkę. Nie zgodziłby się, a jeszcze mogła by z tego jakąś kłótnia się wywinąć, więc po co? Musiałem o pomoc poprosić kogoś innego i tym kimś była pani Kim. Ona na pewno zrozumie moje działania.
- Jak byś chciał to zorganizować?- spytała kobieta, kładąc przede mną filiżankę kawy. Wbiłem wzrok w ciemnobrązową ciecz.
- Nie mam właśnie pojęcia, ale dobrze pani wie, że to nasza jedyna szansa.
- Tak, wiem o tym Baekkie. Nie przejmuj się. Coś wymyślimy, z pewnością- oznajmiła pokrzepiająco gładząc moje ramię. Po chwili jednak oddaliła się ode mnie. Podniosłem głowę podążając za nią wzrokiem, gdy podeszła do jakiejś szafki i zaczęła wertować w niej kartoteki pacjentów. Jak się zdążyłem domyślić, szukała mojej kartoteki. Przejrzała papiery po czym uśmiechnęła się tajemniczo wyglądając uprzednio przez okno.
- Idź do Chanyeola. Zajmę się wszystkim- jej spokojny głos rozniósł się po pokoju i jeszcze przez chwilę stała nie ruszając się, jak zahipnotyzowana patrząc na krajobraz rozpościerający się na zewnątrz.
- Ale proszę pani- próbowałem zaprzeczyć, wyrazić chęć pomocy, jednak ta uciszyła mnie prostym gestem dłoni i wskazała bym poszedł do ukochanego. Westchnąłem rozgoryczony, ale wykonałem jej polecenie bez dalszych sprzeciwów, wiedząc, że choćby nie wiem co, nie udałoby mi się jej przekonać.
Dni upływały, a ja spędzałem czas z Chanyeolem dokładnie w ten sam sposób jak to już widziałem. Chciałem coś zmieniać, kierowałem dialogi na inne tory, ale zawsze kończyło się to tym, że z powrotem wracaliśmy do punktu wyjścia, na tą samą ścieżkę, pod czujnym okiem kreatury, która szczerzyła swoje kły widząc moją nieporadność.
Widziałem nasz los w snach. Nie było nic więcej. Długi korytarz z rzędem drzwi po obu stronach. Wszystkie prowadziły gdzieś indziej. Moja ręka była mocno ściskana przez Chanyeola. Ciągnąłem go do każdych możliwych drzwi, lecz zanim zdążylibyśmy przekroczyć ich próg, one zatrzaskiwały się nam przed nosami.
Chanyeol nic nie mówił. Wciąż jednak trzymał mocno moją rękę.
Na końcu tego korytarza były jedne drzwi, do których nie chciałem go prowadzić. Stała tam. Człekokształtna postać, ale z człowiekiem miała tyle wspólnego co to, że stała na dwóch nogach. Wyglądała jak zwierzę. Ale czy była zwierzęciem? Była czymś. Po prostu c z y m ś co czyhało na ciebie, na końcu drogi twojego życia. My byliśmy uwięzieni w korytarzu, gdzie każda szansa na wyjście uciekała przed nami, a ona jedyna czekała w otwartych drzwiach.
Śmierć.
Wiedziałem, że drzwi, w których stała z pewnością, by się przed nami nie zamknęły.
W tych snach zawsze było tak samo. Z każdym dniem było jednakże coraz mniej drzwi. Coraz mniej szans. A ona dalej tam stała i czekała z cynicznym uśmiechem, w którym widziałem dodatkowo głód. Pożądanie ofiary.
Pewnego dnia wydarzyło się coś innego. Pani Kim po śniadaniu podeszła do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Wiedziałem, że to chodziło o coś z planem ucieczki. Przynajmniej miałem taką nadzieję.
- Baekhyunnie, chciałabym abyś kogoś poznał. Czy pójdziesz ze mną na chwilę?- spytała uprzejmie, a ja zmarszczyłem brwi. Zaraz spojrzałem na Chanyeola i posłałem mu przepraszający uśmiech, niemo przekazując mu, że nie wrócę z nim teraz do pokoju. Ten przytaknął porozumiewawczo głową i uśmiechnął się do pani Kim, po czym jak gdyby nigdy nic wstał i poszedł do pokoju. Westchnąłem cicho obserwując jak jego sylwetka znika za narożnikiem korytarza, następnie skupiłem swój wzrok na kobiecie stojącej przede mną.
- Kogo chce mi pani przedstawić?- spytałem nie ukrywając zdziwienia.
- Zaraz się przekonasz. Chodź- oznajmiła dość tajemniczo, chwyciła mnie pod ramię i poprowadziła mnie w stronę pomieszczenia, gdzie pielęgniarki zwykły przesiadywać między obchodami, w wolnym czasie, gdy nie miały co robić. Nie wiedziałem czego się spodziewać, a raczej kogo. Po co miałem kogoś poznawać? Czy ten ktoś miał mi pomóc uciec z Chanyeolem? Dlaczego pani Kim nie wspomniała o tym ani słowem? A może zapomniała? Nie, to niemożliwe. Przekraczając próg pomieszczenia, który był głównym celem naszej podróży na chwilę się zawahałem. Ta osoba już na nas czekała co byłem w stanie zobaczyć jak tylko drzwi się uchyliły. Spojrzałem na kobietę o ciemnych oczach, z długimi, hebanowymi włosami, które układały się w delikatne fale na jej plecach, która siedziała na kanapie. Rysy twarzy miała niezwykle delikatne i dziwnie znajome.
- Kim pani jest?- spytałem tępo, wciąż mierząc ją wzrokiem. Pominąłem wszelkie przywitania, grzeczny ton i inne tego typu bzdety przez fakt, że osoba, która podnosiła się do pozycji pionowej wydawała się doskonale mnie znać. Pani Kim pokiwała głową zrezygnowana, a w oczach kobiety pojawiły się łzy. Po chwili zbliżyła się do mnie i zamknęła w silnym uścisku, o który by człowiek jej nie posądził. Tak mała istota, a gdyby chciała byłaby w stanie wycisnąć z człowieka ostatnie tchnienie.
- Baekhyunnie- szepnęła, po czym zaczęła szlochać. Objąłem ją ramieniem, spięty, wręcz sparaliżowany ze względu na to, że znała moje imię i wypowiedziała je w taki sposób. Subtelnie z nutą tęsknoty. Musiała mnie znać. A ja nie mogłem sobie jej przypomnieć.- Tak bardzo mi przykro... tak bardzo przepraszam- dodała, a ja stałem, automatycznie gładząc jej plecy by się uspokoiła. Nic innego zrobić nie mogłem. Co miałbym powiedzieć? Cóż innego zrobić?
- Nie pamiętasz mnie, prawda?- spytała po dłuższym czasie odsuwając się ode mnie na tyle, by móc przeskanować wzrokiem moją twarz. Przytaknąłem niepewnie głową.
- Nie mógłbyś pamiętać. Byłeś taki malutki- uśmiechnęła się przez łzy, następnie wzięła głęboki oddech.- Nazywam się Byun Soohye. Jestem twoją ciocią. Gdy miałeś pięć lat, wyjechałam do Stanów... nie miałam najlepszego kontaktu z twoim ojcem. Nie wiedziałam o tym, że twoja matka zachorowała. Twój brat nie poinformował mnie o twoim ojcu. Wróciłam niedawno i próbowałam się z nimi skontaktować... I dowiedziałam się o tych wszystkich strasznych rzeczach, jak i o tym, że tu trafiłeś- zaszlochała głośniej, a ja próbowałem sięgnąć pamięcią w najdalsze zakamarki umysłu, by przypomnieć sobie choć trochę, jakieś drobne szczegóły związane z tą kobietą.
***
- Baekkie!- ciocia zakrzyknęła radośnie, a ja podbiegłem do niej, zaraz rzucając się jej na szyję ze śmiechem.
- Ciocia Soohye! Tak za tobą tęskniłem, ciociu!- przywitałem ją długim całusem w policzek.- A co to jest?- wskazałem palcem na torbę urodzinową w lewej ręce kobiety.
- Jak się domyślam, mój mały Baekkie obchodzi dzisiaj swoje piąte urodziny, czyż nie?- uszczypnęła mnie delikatnie w policzek po czym ucałowała czubek mojej głowy, podczas gdy moje oczy były utkwione w prezencie, który zaraz znalazł się bliżej mnie, kiedy ciocia wyciągnęła rękę, by mi go podarować.- Wszystkiego najlepszego, skarbie. Obyś był zdrowy, szczęśliwy, a jak pójdziesz w końcu do szkoły, byś osiągał tam dużo sukcesów- ukucnęła przede mną, a ja zmarszczyłem brwi.
- Ale ja jeszcze nie idę do szkoły. Będziesz miała wystarczająco dużo czasu by mi złożyć takie życzenia, ciociu- wymamrotałem, dłońmi uchwyciwszy paczkę.
- Niestety, Baekkie... wyjeżdżam, nie wiem czy będę w stanie często wracać- powiedziała smutnym głosem, zaraz podnosząc się i chwytając moją wolną rękę, by poprowadzić mnie do salonu, gdzie zebrała się reszta rodziny. Ojciec posłał ciotce krzywe spojrzenie, jak i większość osób zebranych w pomieszczeniu. Ja wtedy jednak nie zwracałem na to uwagi. Miałem przecież tylko pięć lat.
***
Wciągnąłem głęboko powietrze, mierząc kobietę przede mną badawczym wzrokiem.
- Jesteś moją chrzestną- wydusiłem z siebie, a jej oczy się powiększyły, po chwili zaś wypłynęły z nich kolejne łzy, gdy przytaknęła głową. Moje serce zabiło mocniej, gdy uświadomiłem sobie, że to rzeczywiście była ta kobieta, która w dzieciństwie tłumaczyła mi, że powinienem być miły dla innych dzieci w przedszkolu, że miałem wyprowadzać psa na spacery przynajmniej dwa razy dziennie i, że nie ma rodziny gdzie rodzice, by się od czasu do czasu nie kłócili, gdy płakałem pod łóżkiem, starając się ignorować krzyki mamy i taty.
Pani Kim nie wyjaśniła mi powodu dla którego Soohye się pojawiła. Sama Soohye nie wspominała zbyt dużo o swoim pobycie za granicą. Nic nie usłyszałem o tym czasie, gdy jej nie było. Miałem wiele pytań. Pytań, na które pewnie nie dane mi było usłyszeć nigdy odpowiedzi. Wiedziałem o tym, Ale wciąż byłem ciekawy. Co było powodem jej wyjazdu? Czemu wróciła po tylu latach? Czy myślała o nas jak była w Stanach? Czy pani Kim miała coś wspólnego z jej powrotem? Czy pani Kim miała już jakiś plan? Czy była jakaś szansa dla mnie i dla Chanyeola, która nie rozpłynie się zanim zdążymy ją złapać?
A Śmierć w snach dalej czekała. Nie wiedziałem czy mam szukać w jej obrazie Boga, Była jego wysłanniczką? A może była służebnicą samego Diabła? Nie ważne. Była coraz bliżej. A ja coraz bardziej się jej obawiałem, że może jednak wyciągnie swoje szpony w naszą stronę i wciągnie nas za drzwi, zza których już nie będziemy mieli szansy wyjść.
Soohye przychodziła do ośrodka codziennie, prosząc o chociaż godzinę rozmowy ze mną. Wypytywała mnie o wszystko co się wydarzyło. Była ciekawa. Sama opowiadała mi o dzieciństwie, o tym okresie, którego nie pamiętałem. Była to uczciwa wymiana. Wciąż jednak nie wiedziałem po co przyjechała.
- Baekhyun?- spytała pewnego dnia, gdy leżeliśmy na dywanie w pustym pokoju pielęgniarek, wpatrując się w spękany sufit. Na stoliku stały dwie filiżanki kawy zaparzone przez panią Kim, których aromat roznosił się po pomieszczeniu i wkradał się do nozdrzy, sprawiając, że czułem się spokojniejszy. Ciocia była w porządku kobietą. Była szczera, to było widać po niej. Ciężko było jej nie lubić. Sam poczułem niezwykle mocną więź z nią co mogłem tłumaczyć tym, że brakowało mi kogoś z rodziny, kto by mnie trochę wspierał w tym wszystkim. Brakowało kogoś kogo mogłem nazwać rodziną, a tu matka chrzestna pojawiła się znikąd i po prostu ze mną rozmawiała jakby nigdy nie wyjechała do Stanów, jakby nigdy nie było tej luki, która pozwoliła mi o niej zapomnieć. Ale wiedziałem, że po prostu ona wytwarzała taką atmosferę wokół siebie, że każdy ją lubił, był w stanie jej bardzo szybko zaufać. Była bardzo sympatyczna. Ale była też tajemnicza. Za tymi szczęśliwymi oczami skrywała się tajemnica, ból i cierpienie, którego nie chciała ujawniać. Może to wyrzuty sumienia? A może po prostu mi się zdawało? Nie, to jest jednak najmniej prawdopodobne. Dzięki Chanyeolowi mogłem czytać ludzi z większą precyzją. Ta kobieta zdecydowanie ukrywała w sobie któreś z tych złych emocji, które powodowały ten nieodgadnięty ból w sercu.
- Tak, ciociu?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie, ale nie raczyłem spojrzeć na nią, dalej obserwując sufit, który domagał się odnowienia. Jedno z pęknięć ciągnęło się na wschodnią ścianę, kończąc się kilka centymetrów nad oknem.
- Czy miałbyś coś przeciwko jakbym wzięła cię poza ośrodek? Tak na jeden dzień. Nie cały nawet. Kilka godzin. Jakieś zakupy, trochę spacerowania... na pewno by ci to nie zaszkodziło, a myślałam, że może byłoby przyjemnie spędzić czas gdzieś poza tym ośrodkiem...- zaczęła bardzo niepewnie, a z czasem słowa, które wypływały z jej ust stawały się coraz szybsze, krótsze, wyrażające przestrach tym, że mogę odmówić, wyśmiać jej propozycję. Przechyliłem głowę na bok i nawiązałem z nią kontakt wzrokowy. Jej twarz wyglądała tak młodo.
- Nie mam nic przeciwko- zaśmiałem się cicho, a ta odetchnęła z ulgą po czym jej twarz wykrzywiła się w radosnym uśmiechu.
- To pogadam z panią Kim. Może jutro uda nam się wyjść- oznajmiła dość entuzjastycznie następnie podniosła się do siadu i sięgnęła na stolik po kawę, zaraz upijając odrobinę ciemnego naparu.
Gdy Soohye opuściła ośrodek powolnym krokiem skierowałem się w stronę mojego pokoju, podświadomie zaczynając się zastanawiać czy zastanę tam Chanyeola czy może jednak poszedł się przejść do ogrodu. Nie miał zbyt wielu możliwości, by zniknąć w tym miejscu. Nikt nie miał. Byliśmy zamknięci, odcięci od tamtego świata. Już zapomniałem jak to jest być na zewnątrz. Jak to jest być wśród tłumów ludzi, którzy nie wiedzą o tobie nic. Jak to jest przejmować się tym czy coś jest w lodówce. Jak to jest przejmować się tym czy rachunki zostały zapłacone w terminie. Jak to jest mieć możliwość zadzwonienia do mężczyzny sprzedającego narkotyki, ale jednak opierać się tej pokusie. W ośrodku nie odczuwałem zwycięstwa nad nałogiem. Poczułem dziwne mrowienie w brzuchu na samą myśl o tym, że jutro będę mógł chociaż na chwilę wyjść. Na chwilę zetknąć się z rzeczywistością. Szybko jednak naszła mnie myśl, że będę musiał zostawić na te parę godzin Chanyeola. Znów.
Nacisnąłem klamkę do pomieszczenia i ujrzałem bruneta leżącego na moim łóżku jak podrzucał jakąś piłeczkę z jednej ręki do drugiej. Uśmiechnąłem się pod nosem i, zamknąwszy za sobą drzwi, podszedłem do niego, łapiąc piłeczkę, którą akurat podrzucił odrobinę wyżej. Najwidoczniej ta czynność go na tyle pochłonęła, że nie zauważył mojej obecności wcześniej, przez co spojrzał na mnie zaskoczony, lecz po chwili jego twarz się lekko rozpromieniła. Zaraz wyciągnął dłoń w moją stronę i uchwycił mój nadgarstek, by pociągnąć mnie na łóżko, tak że upadłem na jego klatkę piersiową, co wyrwało z jego gardła zduszone stęknięcie.
- Jak było?- spytał, drugą dłonią wyrywając piłeczkę z mojej ręki, następnie rzucając ją na drugą stronę pokoju na swoje łóżko.
- Tak jak zawsze. Rozmawialiśmy, dowiedziałem się znów nowych rzeczy z dzieciństwa- wzruszyłem ramionami po czym nachyliłem się nad mężczyzną, by skraść długi pocałunek z jego ust.- Zaproponowała, że jutro zabierze mnie na parę godzin z ośrodka- dodałem, gdy oderwałem się od jego ust. Przez ułamek sekundy miałem wrażenie, że przez twarz Chanyeola przebiegło zmartwienie, jednak nie wiedziałem czy to tylko moja wyobraźnia, bo wystarczyło mrugnięcie powiekami, a jego ekspresja nie wyrażała nic więcej jak zadowolenie z tego, że może mnie teraz trzymać w ramionach.
Ranek nastał zbyt szybko. Uchyliłem niechętnie powieki, automatycznie przybliżając się bardziej do Chanyeola, który miał luźno owinięte ramiona wokół mojej tali. Było mi zimno, a jego ciało emitowało tak rozkoszne ciepło. Brunet miał dalej zamknięte oczy, czyli moja akcja nie była na tyle wyczuwalna, by go obudzić. Uśmiechnąłem się lekko nim złożyłem pocałunek na jego obojczyku, wdychając z zadowoleniem jego zapach, który mógłby być jedynym zapachem istniejącym na świecie. Podniosłem wzrok by przyjrzeć się jego twarzy na nowo zapamiętując jego rysy.
Chanyeol, ile czasu nam zostało?
Chanyeol, dlaczego czuję tak wszechogarniającą pustkę? Czemu już tęsknię?
Chanyeol, nie chcę cię znów tracić.
Chanyeol...
Mężczyzna jakby słysząc moje myśli poruszył się niespokojnie, następnie jego ramiona mocniej zacisnęły się na moim ciele, przyciągając mnie tym samym bliżej do siebie. Mruknął coś pod nosem czego nie byłem w stanie zrozumieć, po czym ujrzałem jego ciemne tęczówki, które intensywnie zbadały moją twarz. A później się uśmiechnął. Szczerze uśmiechnął nim złożył czuły pocałunek na moich ustach w geście przywitania. Czułem, że moje serce, jak zawsze przy takich gestach, zaczyna wybijać szybszy rytm.
- Dzień dobry, mały książę- odezwał się zachrypniętym, niższym niż zazwyczaj głosem. Prychnąłem cicho nim schowałem głowę w zagłębieniu jego szyi, zaraz po tym zaczynając go gryźć po ramieniu.- Ey, za co to?- próbował mnie powstrzymać, jednak fakt, że był ledwo co przebudzony mu na to nie pozwalał. Zerknąłem przez jego ramię na podłogę, na której walały się nasze ubrania.
- Za to, że tak nabrudziłeś. Posprzątaj te ubrania- mruknąłem udając niezadowolony ton głosu, odsuwając się od niego znacznie. Czując jak jego ramiona ponownie próbują się owinąć wokół mojej tali jęknąłem głośno i opierając dłonie na jego torsie stanowczo pchnąłem, próbując go zrzucić z łóżka. O dziwo mi się to udało, przez co w pokoju po chwili słychać było głośne huknięcie. Rozszerzyłem oczy i nachyliłem się nad krawędzią łóżka, centralnie nad miejscem gdzie leżała jego głowa i zagryzłem wargę, mierząc wzrokiem jego nagie ciało rozciągnięte na ziemi.
- Wszystko w porządku, Channie?- mruknąłem przymilnie, gdy ten raczył otworzyć oczy i spojrzeć na mnie z wyrzutem.
- Prócz tego, że właśnie zrzuciłeś mnie z łóżka, to jak najbardziej- odpowiedział niezbyt zadowolony, zaraz unosząc się na łokciach, a ostatecznie podpierając się na jednym z nich. Wolną dłonią sięgnął do mojej twarzy i ujmując mój policzek przyciągnął mnie do pocałunku. Odwzajemniłem chętnie pieszczotę, ciesząc się z kolejnego zbliżenia.
- Dobra, a teraz podaj mi bokserki jeśli możesz- wyszeptałem prosto w jego usta, a ten się zaśmiał, odsunąwszy się ode mnie. Usiadł i rozejrzał się po podłodze, zaraz jednak decydując się zgarnąć wszystkie ubrania na jedną kupkę, podszedł do komody i wyciągnął dla mnie i dla siebie czyste bokserki. Rzucił materiałem w moją stronę, a jego twarz przybrała na chwilę zmartwiony wyraz, widząc jak się skrzywiłem próbując usiąść.
- Wszystko w porządku?- spytał ubierając swoją bieliznę, następnie szybko wyciągając z szafki spodnie, które również na siebie włożył.
- Przyzwyczaiłem się, Chan. Nie musisz pytać czy wszystko w porządku za każdym momentem, gdy się skrzywię- wywróciłem oczami po czym wstałem podchodząc do komody przy której stał chłopak. Pchnąłem go lekko biodrem i przejrzałem zawartość moich szafek, znajdując jakiś najprostszy zestaw składający się z czarnego podkoszulka z nadrukiem i ciemnych rurek, stwierdzając, że na dzisiejsze wyjście będzie to wystarczyło. Ubrałem spodnie i w momencie, gdy przeciągałem koszulkę przez głowę, poczułem długie ręce zaplatające się wokół mojego brzucha i delikatne usta podrażniające wrażliwy kark, przez co zacząłem się wiercić w ramionach mężczyzny, próbując do końca założyć nieszczęsną bluzkę. Kiedy odniosłem sukces w ubieraniu się, odwróciłem się przodem do ukochanego i spojrzałem prosto w jego oczy.
- O której wychodzisz?- jego głos rozniósł się po pomieszczeniu podczas gdy się nachylał, by zacząć wodzić nosem po mojej szyi. Przymknąłem oczy zaciskając palce na jego bokach i zastanowiłem się nad zadanym przez niego pytaniem.
- Chyba po śniadaniu. Tak mi się wydaje- odpowiedziałem z cichym westchnieniem, a mężczyzna przytaknął głową.
- Ja dziś po śniadaniu jadę na badania z policją, więc w porządku- powiedział cicho przez co się spiąłem.
- Jakie badania?- odsunąłem się od niego, biodrami opierając o komodę. Pierwszy raz słyszałem coś o jakichś badaniach... Nie pamiętałem nic, by coś takiego miało miejsce w wizji.
- Będą znów badać, czy jestem w pełni świadom psychicznie i jakieś inne rzeczy, nie wiem, po śniadaniu Woohyun ma mi to wyjaśnić- oznajmił twardo, tym samym zakańczając temat. Przytaknąłem nie odzywając się już nic więcej w tym temacie. Byłem zresztą zbyt bardzo zaskoczony bym mógł o cokolwiek pytać.
Tak jak przypuszczałem, po śniadaniu do ośrodka wpadła ciotka Soohye. Miała na sobie młodzieżową sukienkę, a twarz przyozdobioną szerokim uśmiechem przez co wyglądała znacznie młodziej i prędzej można by było powiedzieć, że jest moją siostrą, aniżeli 23 lata starszą ciotką. Spojrzałem na Chanyeola, który właśnie rozmawiał z panią Kim. Kobieta przytakiwała na jego słowa, po czym odwróciła się w stronę Soohye, a na jej usta od razu wkradł się grymas zadowolenia. Kobiety przywitały się serdecznie, później ciocia zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku. Zaśmiałem się, gdy przeszła do Chanyeola i stając na palcach go uścisnęła, a później zmierzwiła jego włosy, co ten przyjął z lekkim pomrukiem niezadowolenia.
- To ja porywam Baeka na parę godzin- oświadczyła, coś co było wiadome i spojrzała badawczo na Chanyeola, jakby oczekując jego zgody. Kącik ust mężczyzny uniósł się ku górze, zwracając wzrok w moim kierunku. Zagryzłem wargę próbując domyślić się co ma na myśli, ten jednak podszedł, ucałował delikatnie moje usta i wyszeptał ledwo słyszalne:
- Baw się dobrze, Baekkie.
W tym momencie kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęły się do siebie. Ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie?
- Pójdziemy teraz na zakupy, później pojedziemy do mnie. Obejrzymy jakiś film, a następnie odstawię cię do ośrodka. Może być?- spytała, gdy wychodziliśmy z jej samochodu i kierowaliśmy się w stronę galerii.
- Jestem jak najbardziej za- odpowiedziałem z uśmiechem na ustach i rozglądałem się dookoła chłonąc widok, który miałem na co dzień jakiś czas wstecz.
Zakupy trwały dość długo, ale nie miałem pojęcia ile czasu dokładnie minęło. W każdym bądź razie obeszliśmy większość sklepów z ciuchami, wstąpiliśmy do sklepu spożywczego, by kupić jakieś przekąski, jak i Soohye zakupiła część potrzebnych jej rzeczy. Wstąpiliśmy również do drogerii i ciotka kupiła mi eyeliner, który tak bardzo pragnąłem, jednak mówiłem by nie wydawała na mnie więcej pieniędzy. Ale była uparta. To chyba już była cecha rodzinna.
Poszliśmy na obiad do pobliskiej restauracji, w której zdarzało mi się bywać z kolegami ze szkoły. A później udaliśmy się do domu Soohye, tak jak było zaplanowane. Droga minęła nam w milczeniu, ale nie tym, które powoduje, że atmosfera się zagęszcza i staje się nieprzyjemna. Ten rodzaj milczenia napawał człowieka pokojem. Pokojem, którego jak się okazało dawno nie odczuwałem.
Wszedłem do mieszkania, rozglądając się po surowym otoczeniu. To miejsce wydawało się dziwnie znajome. Ciocia zamknęła za nami drzwi i od razu ruszyła do jakiegoś pomieszczenia, które jak mniemam kiedyś było kuchnią, by odstawić siatki pełne zakupów.
- To w tym mieszkaniu mieszkałam z Min. Czasami tu przychodziłeś, przede wszystkim wtedy, gdy rodzice wyjeżdżali na jakieś delegację, bądź też kłócili się. Czasami też przychodziłeś, kiedy było ci źle, bo na przykład zgubiłeś ulubionego pluszaka i nie chciałeś mówić o tym rodzicom, by ich nie zasmucić- krzyknęła, a ja dalej rozglądałem się po pokojach. Niektóre z nich były całkowicie puste. Minąłem sypialnie, gdzie znajdowało się tylko łóżko i kuchnię, która jako jedyna była kompletnie umeblowana i wszedłem do pomieszczenia, które było na końcu korytarza. Zmrużyłem oczy dochodząc do wniosku, że te cztery ściany mi coś przypominają. Postąpiłem kilka kroków i poczułem mocny ból głowy, za którym szło całkowite zaciemnienie przed oczami.
***
Byłem w jakimś pokoju. Nie było to moje mieszkanie. Mógłbym powiedzieć, że to pomieszczenie było przeznaczone do remontu. Nie było w nim nic, kompletnie. Prócz jednego obrazu. Obrazu, który przedstawiał Matkę Świętą, depczącą głowę węża. Cóż za ironia losu. Zacisnąłem dłoń na przedmiocie, który znajdował się w mojej kieszeni i odetchnąłem głęboko podchodząc do ściany, by się po niej osunąć. Spojrzałem na butelkę whisky, która trzymałem w drugiej dłoni. Była już do połowy opróżniona.
- Chanyeol. Wiesz, że mi cię brakuje? Twoje odejście okazało się jednak zbyt bolesną próbą...
- Czy fakt, że nie wiedziałem jeszcze wszystkiego był oznaką, że nie ufałeś mi do końca? A może po prostu mieliśmy zbyt mało czasu, co?- w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Dopiłem bursztynowy alkohol, a po moich policzkach pociekły pierwsze słone krople.- Tak cholernie brakuje mi ciebie...
Wstrzymałem oddech w momencie gdy wkułem się igłą w żyłę. Powoli wciskałem substancje, w której znajdowała się śmiertelna ilość narkotyku. Miałem jeszcze okazję się wycofać. Trzy, dwa... jeden. Złoty strzał...
Chciałem zasnąć, zasnąć tak by się nie obudzić. To było najmniej bolesne. Nie chciałem zwijać się jeszcze z bólu podczas ataku serca, który w sumie miał nastąpić. Poczułem pieczenie w klatce piersiowej, a następnie promieniujący ból w tamtym miejscu. Zrobiło mi się z tego wszystkiego niedobrze, ale to przecież tylko kwestia chwili...
***
Ocknąłem się siedząc dokładnie przy tej samej ścianie, co w wizji, która dręczyła mnie od jakiegoś czasu. Mój oddech był przyspieszony, nierówny, a moja dłoń była mocno ściśnięta przez Soohye, która krzyczała moje imię, próbując przywołać mnie do rzeczywistości. Poklepała kilka razy mój policzek, przez co zwróciłem swój wzrok w jej stronę, dalej zbyt bardzo oszołomiony tym co się stało.
- Baekhyun, wszystko w porządku?- jej słowa w końcu dotarły do zmysłu mojego słuchu, jednak przed oczami wciąż widziałem śmierć. Zerknąłem ukradkiem na obraz wiszący nad drzwiami i przekląłem w myślach. To wszystko się wydarzyło. To wszystko musiało mieć już miejsce. Czas jednak chce zatoczyć koło. Znów mam cierpieć. Śmierć znów ma zebrać żniwa. Nie zmieniłem dotychczas niczego. Kompletnie niczego. Musiałem już być w tym domu. W wizji musiało to zostać jednak pominięte, może nie pamiętałem. Nie to się teraz liczyło. Nie to miało znaczenie. Znaczenie miało to, że czasu zostaje coraz mniej, a Chanyeol dalej był w niebezpieczeństwie. Śmierć wciąż krążyła nad nami niczym sępy nad padliną, wokół której krążą jeszcze lwy, więc nie mogą zaatakować, nie mogą się pożywić tak jak tego chcą. Ale lwy za niedługo odejdą. Czas upłynie. Sępy zaatakują. Nie będzie tym razem odwrotu.
- Ciociu...- zacząłem niepewnie, a przez mój umysł przebiegło tysiące myśli dotyczące tego co powinienem teraz powiedzieć, jak się usprawiedliwić, jak wyminąć temat. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie jej ciemnych oczu, w których było odmalowane cierpienie, smutek i zmartwienie, by z tysiąca odpowiedzi tylko jedna wydawała się w tym momencie najbardziej odpowiednia.- Widziałem przyszłość jakiś czas temu... Straszną przyszłość. Myślałem, że coś się zmienia, ale w tym momencie uświadomiłem sobie, że to wszystko się zgadza, to jest to co widziałem- stwierdziłem najspokojniej jak potrafiłem.- Widziałem śmierć, Soohye- dodałem, a jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu, ale bardziej wydawało mi się, że to słowo „śmierć" zrobiło na niej wrażenie, aniżeli cała kwestia wizji przyszłości.
- Wyjaśnij mi to, Baekhyun. Opowiedz mi o twojej wizji- poprosiła po upływie kilku długich chwil.
Zrobiłem to. Opowiedziałem wszystko dokładnie tak jak było.
Nie miałem nic do stracenia. Wszystko i tak zmierzało tym samym torem, a ja łudziłem się, że jest inaczej.
Jak naiwny i głupi byłem.
A Ty Boże nawet nie pozwoliłeś mi się wcześniej zorientować. Boję się. Czy słyszysz? Boję się tego co dla mnie przygotowałeś. Boję się upływającego czasu, który teraz gra całkowicie na naszą niekorzyść.
Chciałem tylko trochę szczęścia. Trochę więcej czasu z Chanyeolem. Chciałem być jego powodem do uśmiechu. By mógł poczuć się wolny.
Czy proszę o zbyt wiele, Panie?
A/N: Także ten, jak już pisałam w wiadomości na tablicy, wróciłam i mam zamiar dalej pisać.
Bardzo przepraszam (jak zawsze) za to, że tak długo zwlekałam z napisaniem tego. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Ogólnie jeśli chodzi o zmiany, to jak widzicie postanowiłam przedzielić sequel jednak na trzy części, o co pytałam czy nie będzie z tym problemu i osobie, która udzieliła odpowiedzi bardzo za to dziękuję. (Trzecią część postaram się szybciej dodać niż po 9 miesiącach... jak ciąża)
Ogólnie dziękuję osobom, które mnie motywowały, które komentowały, a nawet tym, które do mnie napisały, sprawiając, że nabierałam więcej chęci by jednak wziąć się za siebie. Dużo miłości ślę do was~ <3
Em, nie wiem co mogłabym jeszcze napisać, dlatego po prostu liczę, że nie zrąbałam tego aż tak, jak myślę, że to zrobiłam i, że się spodoba. Za wszelkie błędy/niezgodności również przepraszam.
Kocham was mocno i do jeszcze następnego rozdziału! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top