Prolog


Czasami już tak mamy, że wszystko wydaje się nie potrzebne, życie to zwykły splot przypadkowych wydarzeń, słów, gestów. Wszystkie plany muszą zostać pokrzyżowane, życie pogmatwane przez jeden upadek. Każdy z nas jest kowalem własnego losu... ale czy tak jest do końca? Może ktoś jednak nad tym wszystkiem czuwa. Wszystkiego pilnuje, i to ten ktoś planuje nasze życie. Tak zwany Bóg. Pan wszystkiego co istnieje. Panuje nad wszystkim. Każdego z nas wykorzystuje w jakimś celu. Nie ma ludzi wobec, których nie ma czegoś zaplanowanego. Wszystko dzieje się zgodnie z jego wolą. Pielęgniarze, kelnerzy, ci w biurach i na budowach, bezrobotni, politycy, chorzy, samobójcy, zbrodniarze... każdego życie zostało z góry zaplanowane. Na nic nie mamy wpływu. Uważamy czasami, że zmieniamy się sami z siebie. Gówno prawda. Ten cały Bóg podesłał nam coś, może kogoś kto wpłynął na tą decyzję, albo pchnął nasze myśli w tym kierunku. Nie Ty wpadłeś na przykład na pomysł aby powstrzymywać się od przeklinania. Zobaczyłeś kogoś kto jest tak cholernie chamski i uznałeś, że tak nie chcesz skończyć. Albo pojawiłeś się w towarzystwie osób, które nie powiedzą złego słowa. Chcesz ich naśladować, szczycić się swoim poziomem kultury. Wszyscy ludzie na naszej drodze są podsyłani po to aby coś w nas zmienić, czegoś nas nauczyć. Nie masz wpływu na to kogo spotkasz. Ten cały alternatywny świat, w którym ludzie aktualnie żyli był dosłownie tak zbudowany. Ktoś z was może stwierdzić, że to całkowita bzdura... ale jakie podacie argumenty? Nikt nie poda mi odpowiednich sugestii, które świadczyłyby, że to my jesteśmy za wszystko odpowiedzialni, nikt nie zaprzeczy, że każdy nas czegoś uczy, nawet taki samobójca ma na celu nam coś przekazać. Chociażby to, że nie należy się bać śmierci, która i tak nas spotka, albo... to później. Żyłem w tym świecie z trochę zmienionymi zasadami. Ograniczenie uczuć. Uważałem, że to nie potrzebne. Miłość i te sprawy to tylko złudzenie. Tutaj znów rozpisywać się można o Bogu, który chce naszego dobra... lekkie złudzenie. Przecież skoro on jest odpowiedzialny za wszystko to czyż nie jest odpowiedzialny za to, że nasze życie się rujnuje? Wszystko się rozpierdala? Umierają ci na których nam zależy? Popadamy w złe towarzystwo? Gdzieś się zgubiłem chyba w tych rozmyślaniach o tym wszystkim... A czy nie najlepiej rozmyśla się w nocy, przy świetle księżyca gdy igła przebija się przez skórę prosto w żyłę? Tak, zdecydowanie najlepiej. Ta cisza, gwiazdy i ja. Tak bardzo denne uzależnienie od narkotyków. No, ale Bóg chce naszego dobra, co nie? Dlatego pozwala ludziom ćpać i umierać z głupoty. Żeby tego jeszcze było mało to już z lżejszym nastawieniem do świata sięgnąłem po ostrze leżące na półce obok parapetu, na którym aktualnie siedziałem i chwile pobawiłem się nim w palcach po czym na lewym nadgarstku w mgnieniu oka pojawiły się otwarte, niezbyt głębokie rany. Charakterystyczny dźwięk rozcinanej skóry, chwilowy ból... Zaśmiałem się wypuszczając żyletkę z dłoni i opuściłem lewą rękę swobodnie w dół. Mimo, że żyły były nie naruszone to czułem jak po wnętrzu mojej dłoni spływa ciecz czysto szkarłatnej barwy. Opierając głowę o ścianę patrzyłem na niebo usypane gwiazdami, które teraz tak jakby słabiej świeciły. I co teraz Boże? Znowu wystawisz mnie na kolejne próby? Przyślesz towarzystwo, które będzie chciało zniszczyć, moją i tak zszarganą psychikę? A może pchniesz ku temu bym wreszcie zadał mocniejsze cięcia? O, właśnie. Tylko czego taki samobójca jak ja miałby nauczyć ludzi? Nie ważne. Czekam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top