# Did you say something about happines?~

13.12.2011r.
"Znalazłem ten notes parę dni temu w tych wszystkich rupieciach, które były porozwalane na strychu. Dostałem go parę lat temu od mamy. Pamiętam jak mówiła, że może mi się przydać... dalej nie rozumiem czemu mógłby mi służyć. ://"

24.12.2011r.
"Dzisiaj wigilia. Za niedługo koniec roku, i rocznikówo przybędzie mi dodatkowy rok życia. 17 urodziny się będą zbliżać... jaki ja już jestem stary. ;w;"

05.01.2012r.
"Jestem takim chorym optymistą. Wszyscy mi to mówią. XD Wszystkim przywracam uśmiech na twarz... to miłe uczucie. ^w^"

20.01.2012r.
"Wszystko toczy się nie tak jak powinno... mama zachorowała. Nowotwór zaczął atakować jej płuca. Tak nagle... wcześniej nic nie było. Lekarze nie widzą dla niej jakichkolwiek szans na przeżycie więcej niż 3 miesiące... dlaczego?! "

30.03.2012r.
"Najgorszy dzień życia? Właśnie nastał. Akcja serca mojej mamy się zatrzymała. Nie przeżyła operacji. Była zbyt słaba. Czuję dziwną pustkę aktualnie... jakiś czas temu tłumaczyła mi, że miała kilka notesów/ dzienników jak ten. Gdy nie miała z kim rozmawiać pisała w takim zeszycie. Stwierdziła, że to czasami lepsze niż rozmowa z ludźmi, spróbuje zatem robić tak jak ona. Będę rozmawiał z Tobą dzienniku...jakie to żałosne."

31.03.2012r.
"Czy istnieje coś takiego jak sens życia?"

02.04.2012r.
"Mój ojciec miał dzisiaj wypadek... nie przeżył... no kurwa. Zajebiście, co nie?"

06.05.2012r.
"Kto jeszcze ode mnie odejdzie? Kto jeszcze mnie zostawi? Ah, nikt... bo przecież już nikogo nie mam. Rodzeństwo zapomniane gdzieś za granicą, dziewczyna ze mną zerwała, rodzice nie żyją. Ten rok jest na prawdę piękny. -.-"

06.06.2012r.
"Yezu jaki kac, głowę to mi chyba rozerwie. Jeszcze mnie trzyma po wczorajszej dawce. Odlot był niezły."

21.06.2012r.
"W przyszły piątek kolejna impreza, to się nazywa życie. Odrzucić problemy na bok i żyć. Tak teraz robię, cieszę się chwilą. Jak na razie nie widzę potrzeby tego zmieniać."

30.06.2012r.
"Wakacje, nareszcie. Przynajmniej nikt nie będzie mi robił wyrzutów, że opuszczam dni w szkole. Teraz to już w ogóle high life. :D"

26.08.2012r.
"Wszystko przystopowało... znaczy się przystopowało w sensie, że imprezy sobie zacząłem odpuszczać i chciałem znaleźć pracę. To trudne jest... szczególnie gdy zaczyna się zauważać, że chyba się uzależniłem od tego czego nie powinieniem."

12.09.2012r.
"Rzeczywiście się uzależniłem. Dwóch tygodni bez przynajmniej jednej dawki nie wytrzymam. Staram się to ograniczać... bo przecież jeszcze mam szkołę."

17.12.2012r.
"Wreszcie się raczyłem opamiętać. Koniec z imprezami... muszę jakoś sobie radzić. Mój brat parę miesięcy temu przyjechał i mnie utrzymuje. Będzie tu dopóki nie ukończę liceum... dlatego muszę się zacząć uczyć."

27.12.2012r.
"To były takie dziwne święta... tylko ja, brat i jego dziewczyna... tak dziwnie, na prawdę."

31.01.2013r.
"Jest lepiej... jeśli to tak nazwać można. Ale chyba potrzebuje kogoś pomocy. Jak myślisz, czy ten ktoś z góry ma w ogóle jakieś zainteresowanie moją osobą?"

12.03.2013r.
"Potrzebuję koniecznie rozmowy z kimś. Nic więcej, rozmowy."

07.04.2013r.
"Zapisałem się do szkoły tanecznej, może będzie lepiej."

Dzienniku jakim cudem ty jeszcze istniejesz. Tyle razy zalany, przekładany z miejsca na miejsce, kartki niektóre potargane, nie starannie prowadzony. Zapewne już dawno powinieneś nie istnieć, a jednak istniejesz... przetrwasz pewnie nawet więcej niż ja.

Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§

- Te ręce to bardziej w górę Baek!- trener krzyknął, a mi nie pozostało nic innego jak spełniać jego polecenia. Wykonałem obrót, kilka kroków z dzisiejszej lekcji i zakończyłem. Układ, którego się uczyliśmy był dość trudny.
- Dobrze chłopcy, ale więcej życia moglibyście w to wkładać.- nauczyciel się zaśmiał, a ja podszedłem spokojnie do mojej torby by zaspokoić pragnienie.
- No przecież się staramy...- Keybum rzucił zmęczony.
- Macie leniuchy godzinę przerwy, później już cały układ ćwiczymy.- słysząc tą wiadomość tylko jęknąłem odstawiając butelkę. Byłem już wystarczająco wykończony na dzisiaj. Wstałem i ruszyłem do wyjścia. Chciałem się przejść. No i może pójść coś zjeść bo mój żołądek domaga się wsparcia. Wychodząc tylko z budynku fala chłodnego powietrza uderzyła w moją osobę. Zapiąłem od razu bluzę i narzuciłem kaptur na głowe po czym ruszyłem w stronę pobliskiej knajpki. Szybkie zamówienie czegoś ciepłego na wynos i mogłem udać się do parku gdzie miałem zamiar spożyć mój posiłek. Miałem godzinę odpoczynku, a na jednej z parkowych ławek zorientowałem się jak bardzo moje ciało jest wykończone. Nie spanie po nocach. Wstrzykiwanie sobie byle jakiego gówna jakim dla mnie były narkotyki różniej maści. Nie wstrzykiwałem ich sobie już dla zabawy, aby się bardziej rozerwać na imprezach czy coś... ja pod osłoną nocy zaspakajałem uzależnienie, które domaga się aktualnie przynajmniej jednej dawki na trzy dni. No i jeszcze jakby tego było mało to do tego jakieś coś co skłoniło mnie do zadawania sobie ciętych ran na rękach, które teraz starannie oklejone plastrami były w tym momencie chowane pod opaskami na nadgarstki. Nie mogłem ich zdjąć, bo same plastry mogłyby być podejrzane. To w nocy najbardziej cierpiałem. Wspomnienia z przeszłości bardziej się uwydatniały. Zadane kiedyś rany jakby się otwierały na nowo i krwawiły ze zdwojoną mocą. Wszystko się sypało i jedyną rzeczą, która zawsze mnie powstrzymywała przed przedawkowaniem, lub mocniejszym cięciem był świt. Zawsze w najbardziej krytycznym momencie on nastawał. Zawsze wtedy przywracałem się do porządku i udawałem dalej szczęśliwego dzieciaka, który poza liceum i szkołą taneczną nie ma żadnych problemów. Byłem dobrym aktorem najwidoczniej, bo jeszcze nie zjawił się nikt kto zauważyłby, że coś jest nie tak. Tony pudru na twarzy pomagały zamaskować moje wykończenie fizyczne. Dobrze, że jeszcze pamiętam o tym aby jeść. Zaśmiałem się pod nosem i po spożytym posiłku ruszyłem w drogę powrotną do budynku szkoły tańca.
-Hyunnie!- zaraz przed progiem sali na moje plecy wskoczył roześmiany Oh Sehun. Sam nie mogąc powstrzymać śmiechu wbiegłem do sali z dodatkowym obciążeniem na moich plecach. W pewnym momencie ze mnie zeskoczył i począł wykonywać doskonale mi znane ruchy taneczne. Nie pozostało mi nic jak wykonywanie tych samych ruchów co on... Patrząc tak na odbicie Sehuna w lustrze dostrzegłem jak wygląda człowiek prawdziwie szczęśliwy. Mimo, że moja twarz też była przyozdobiona takim uśmiechem jak jego to różniły nas oczy. Jego śmiały się tak samo jak usta, moje też... tylko z pozoru. Przypatrujac się im bardziej bez problemu można dojrzeć smutek i bezsilność wymalowaną w ich głębi.
-No widzę, że niektórych energia aż rozpiera...- w sali pojawił się nauczyciel nie wiem skąd. Niech by go piorun jasny...
-Jak skończymy układ to do domu?- Hunnie zagadał do niego.
-Tak, no chyba, że będzie wam się jeszcze chciało tańczyć...
-Nie! - wszyscy głośno zaprotestowali i ustawili się do układu. Mieliśmy już dość jednym słowem. Chociaż... taniec był jedną z niewielu rzeczy, w których znajdywałem ukojenie. Gdy tańczyłem mogłem niekiedy się cieszyć... tak szczerze cieszyć. Taniec pozwalał mi zapomnieć o wszystkim innym. Liczyła się muzyka i to w jaki sposób ją przekazywałem przez swoje ruchy. W tym momencie byłem zmęczony więc nie szło mi najlepiej. Patrząc na swoje odbicie w lustrze zauważałem moje niewielkie błędy. Cieszyłem się jedynie, że trener ich nie zauważa...

Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§

Jak każdego poranka, siedziałem w kuchni i popijałem spokojnie kawę. Naleśniki, które przygotowywałem z takim zapałem jakiego mi dawno brakowało leżały na talerzu przede mną i wręcz prosiły się o to abym je spożył. Po zjedzobym śniadaniu udałem się do szkoły aby tam spędzić najbliższe 9 godzin. Lekcje tamtego dnia mi się wyjątkowo dłużyły, jednak to nawet dobrze... bo czas w szkole spędziłem przyjemnie. Po szkole gdzie spędzałem czas nad książkami przyszedł czas na szkołe taneczną. Dzisiaj nie mieliśmy dużo roboty. Ćwiczyliśmy już cały układ na najbliższy konkurs. Nie było to ani troche męczące. Gdy jednak już niektórzy padali z wycieńczenia trener zadzwonił po pizze i po może pół godzinie w sali obżeraliśmy się i piliśmy śmiejąc w najlepsze. Tak jak pan Kim stwierdził, zasłużyliśmy na nagrodę za solidną prace. Tego wieczora kilka razy został poruszony temat zawodów. Wiadome, że każdy się stresował tym konkursem, w gruncie rzeczy no ale no. Trener wyrzucił nas z sali ze śmiechem oznajmiając, że skoro pojedliśmy to mamy iść do domu się wyspać. Wszyscy tak też zrobiliśmy, każdy udał się w swoim kierunku. Na nieszczęście nikt nie mieszkał w moją stronę. Wyciągnąłem w pewnym momencie telefon z kieszeni i sprawdziłem godzinę po czym przyspieszyłem kroku.

Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§×Δ§ ×Δ§ ×Δ§ ×Δ§

Godzina 23:53. Najlepsza pora na powrót do domu... Zajęcia dzisiejsze dały mi nieźle w kość... no ale w sobotę konkurs, musimy dobrze wypaść, a jakieś drobne niezgodności z synchronizacją trener dziś wyłapał i musieliśmy zostać dłużej. Tydzień temu tego nie widział. Skuliłem się bardziej jednocześnie zapinając bluzę. Było zimno. Bardzo zimno. Na oświetlenie to nie mam co narzekać, bo tutaj w centrum to wszystko idealnie oświetlone. Gorzej jest na moim osiedlu. Lampy wysiadły na prawie całej ulicy. Sąsiadka dzwoniła do elektrowni, ale to nic nie dało. Tak już było od miesiąca. Przyzwyczaiłem się do tego. Po dłuższym marszu oderwałem wzrok od moich butów, spojrzałem przed siebie i ujrzałem wcześniej wspomnianą ulicę. Wsunąłem dłonie do kieszeni i ruszyłem w stronę domu, który niestety był jeszcze kawałek drogi przede mną. W głowie miałem przeróżne myśli. Jutro o tej porze przy świetle księżyca znów będę musiał wstrzyknąć sobie to chujostwo w żyły... nie. Na odwyk nie pójdę. Nie mam ku temu motywacji, a tym bardziej chęci. Moje wszystkie przemyślenia na temat tego wszystkiego co związane było z narkotykami zostały jednak przerwane. Poczułem bowiem mocne uderzenie w okolicy mojej potylicy. Upadłem na kolana z jękiem bólu i zanim zdążyłem chociażby się odwrócić, by spojrzeć na oprawcę kolejny dreszcz potwornego bólu rozszedł się po moim ciele. Ktoś mocno kopnął mnie centralnie gdzieś w środkową część kręgosłupa przez co upadłem już całkowicie na ziemie. Próbowałem się podnieść i zacząć uciekać jednak kolejne uderzenie tym razem w brzuch odebrało mi wszelkie chęci ucieczki. Ten mężczyzna odwrócił mnie na plecy i usiadł na mnie okrakiem po czym zaczął wymierzać bolesne ciosy w twarz. Nie miałem siły się już wyrywać czy krzyczeć. Spodziewałem się już najgorszego. Po każdym uderzeniu czułem jak z moich ust wydobywa się coraz więcej krwi. Ciosy ustąpiły... szukał czegoś po moich kieszeniach. Wyciągnął portfel. Wstał ze mnie i zadał jeszcze jeden piekielny cios w brzuch sprawiając, że zwinąłem się w kulkę. Czując niewyobrażalny ból zacząłem czuć jak wszelkie siły mnie opuszczają. Te kilkanaście ciosów w głowę na prawdę nie należały do najprzyjemniejszych. Zamknąłem oczy i wyplułem nadmiar krwi z ust. Usłyszałem kobiecy pisk po czym wszystko zaczęło cichnąć. Powoli ból jakby znikał. Wszystko zniknęło. W pewnym momencie już nic nie czułem, nic nie słyszałem, ani nie widziałem. Nawet nie wiem czy myślałem o czymś. Czyżby tak wyglądała śmierć? Czy wreszcie doczekałem się ingerencji Boga w moje życie? Tylko czego chciałeś Panie nauczyć ludzi za pomocą mojej śmierci?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top