# Bloody truth.


Minęło kolejne pięć dni. Długie pięć dni nim cokolwiek się wydarzyło. Tak jak już wspominałem, życie w ośrodku było całkiem spokojne. Byliśmy odcięci od świata i mogliśmy liczyć jedynie na innych pacjentów, lekarzy bądź pielęgniarki. No ewentualnie odwiedzających, ale akurat mnie nie miał kto odwiedzać. Z tego co wiem brat znów wyjechał za granicę, bo pani Kim mi coś wspominała, że dzwonił, ale nawet porozmawiać ze mną nie chciał, a znajomi ze szkoły tanecznej nie przychodzili. W sumie to się nie dziwiłem, bo w pierwszym tygodniu mojego pobytu w ośrodku jak pojawił się Sehun to go po prostu wyprosiłem i powiedziałem, że nie chce ich widzieć. Wtedy mnie wszystko irytowało, jedno choćby słowo, które ktoś źle wypowiedział wyprowadzało, mnie z równowagi. Początki były trudne.
Siedziałem akurat w naszym ośrodkowym salonie i wyjątkowo prowadziłem rozmowę z kimś kto nie był Chanyeolem. Nie ukrywam, że ta rozmowa zaczynała mnie powoli denerwować, bo mój interlokutor okazał się kłamcą, a moje wszelkie próby podtrzymania rozmowy szły na marne. Skąd wiem, że był kłamcą? Otóż przebywanie praktycznie całych dni z Chanyeolem wytrenowało mój szósty zmysł jak jeszcze nic innego. Wcześniej już widziałem w zachowaniach innych niewielkie rzeczy świadczące o tym czy ktoś kłamał, próbował coś ukryć bądź jaki ma stosunek do mnie, ale teraz już najdrobniejsze gesty poddawałem solidnej interpretacji i to już nawet był taki odruch niekontrolowany. Nagle zapanował jakiś chaos i poruszenie, coś się działo. Spojrzałem w kierunku korytarza i ujrzałem dwóch policjantów. Zapewne ich przybycie wywołało takie zamieszanie. W sumie to się nie dziwiłem, mnie też to zainteresowało. Na pewno bardziej niż mój rozmówca dlatego wstałem z kanapy i udałem się w stronę korytarza by może chociaż dowiedzieć się o co chodzi.
- Ty, baletnica, wiesz co się dzieje?- usłyszałem za sobą głos jakiegoś mężczyzny. Odwróciłem głowę przez ramię już ignorując to jak mnie nazwał. To był John.
- Nie, nie mam pojęcia, oni dopiero przyszli- spojrzałem ponownie na funkcjonariuszy którzy rozmawiali aktualnie z panią Kim. Miałem ochotę tam podejść i się czegokolwiek dowiedzieć. Byłem ciekawski, owszem. Moja ciekawość jednak została zaraz zastąpiona lękiem, gdy ujrzałem jak ze skrzydła budynku, w którym znajdowały się pokoje pacjentów, jest prowadzony przez psychologa i pielęgniarkę nie kto inny jak Park Chanyeol. Przełknąłem głośno ślinę gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Był pewny siebie, jednak jak mnie zobaczył miałem wrażenie, że zrobiło mu się smutno. Po chwili mierzenia się wzajemnie wzrokiem, brunet został poproszony by pójść z policjantami i psychologiem, zapewne do gabinetu specjalisty. Stałem w miejscu jak sparaliżowany.
-... to o niego chodzi...- do moich uszu doszły słowa ludzi, rozmawiających niedaleko za mną. Byli przejęci tym, jakby to było coś naprawdę fascynującego.
- To jest Chanyeol, jak dobrze pamiętam, wydaje się być trochę dziwny, nie uważacie?- odezwał się jakiś kobiecy głos.
- Nie jest normalny. Wydaje mi się, że nikt nie zna konkretnego powodu czemu się tu znjduje. Ale krążą różne plotki o nim.
- Jakie na przykład?
- Podobno jest psychiczny. Przeżył jako jedyny pożar w domu, czy coś. Jego rodzice spłoneli. Podobno to się odbiło na jego psychice- rozszerzyłem oczy powstrzymując się od tego by nie odwrócić się i kazać im przestać rozmawiać o kimś kogo nie znają ale... wtedy uświadomiłem sobie, że ja też go dość słabo znam. Wiem jakieś informacje, ale brakuje mi uzupełnienia. Wszystko wymaga uzupełnienia.
- Ale czemu policja?- właśnie. Jaką ploteczke na to wymyślili?
- Nikt tego nie wie. On jest tak bardzo tajemniczy...
- I przystojny- wtrąciła bez sensownie jakaś dziewczyna, ale właściwie to na nią miałem ochotę się rzucić w tym momencie. Nie, wcale nie byłem zazdrosny... no może troszeczkę.
- I zadaje się tylko z Byun Baekhyunem- zrezygnowałem z dalszego słuchania. Ci idioci nie spostrzegli nawet, że stałem nieopodal. Ruszyłem szybkim krokiem w stronę pokoju i tam się zamknąłem. Krążyłem po pomieszczeniu zastanawiając się co z Chanyeolem. Martwiłem się o niego. Nawet można powiedzieć, że się o niego bałem. Ale bałem się też z innego powodu. Wiedziałem, że będę mu musiał zadać pytania o tą sprawę i zdawałem sobie sprawę z tego, że to co usłyszę może przekroczyć wszelkie moje wyobrażenia. Gdzieś tam w podświadomości liczyłem na coś drobnego, typu, że policja musi się dowiedzieć o okolicznościach śmierci rodziców czy coś... cholera. Przecież nawet nie wiem jak zmarli, a uwierzyłem plotce. Moje serce zaczęło wybijać nierówny rytm, a czas jakoś niemiłosiernie wolno płynął. Miałem ochotę się teraz przytulić do Chanyeola i poprosić o wyjaśnienia... no ale to nie był piątek. Przytłoczony już tą ciszą i pustką w pokoju wyszedłem z ośrodka na zewnątrz. Ogród zalany był światłem słonecznym i ciepło okalało człowieka zaraz jak tylko zjawił się na dworze. Bez namysłu skierowałem kroki do swojego 'azylu'. Tam po prostu położyłem się na trawie i z ugiętymi nogami w kolanach wpatrywałem się w liście drzew. Nie chciałem myśleć. Po prostu chciałem odpocząć, ale myśli same się dobijały do mojego umysłu.
- To chyba jakaś kpina- jęknąłem po pewnym czasie.- Boże, jeśli mnie słyszysz, to może mógłbyś przemówić i powiedzieć mi o co chodzi w tej pieprzonej grze? W ogóle o co w tym wszystkim chodzi...- zacząłem ściszać głos coraz bardziej.- Kim jest Chanyeol? Dlaczego go poznałem? Co mogę dla niego zrobić? Co w ogóle mam robić?- ostatnie pytanie już wyszeptałem, nie mając nawet siły by powiedzieć głośniej. W odpowiedzi, z góry ułamała się jakaś gałązka i wylądowała na mojej twarzy. Prychnąłem odrzucając ją gdzieś w bok i skupiłem się na powiązywaniu ze sobą pewnych faktów. No ale nie muszę chyba mówić, że mi się po prostu to nie udało. Wiedziałem coś o nim, ale tak jak wspominałem, brakowało mi uzupełnienia. Znowu uderzyła we mnie cisza. Słyszałem jedynie jak liście cicho szelszczą na delikatnym wietrze... i to wszystko. Żadnych hałasów, głosów, nawet w pewnym momencie moje myśli ucichły. To ostatnie jednak na długo się uspokoić nie mogło. Ostatecznie po dłuższym czasie takiego bezczynnego leżenia i myślenia głównie o moim współlokatorze byłem na tyle zmęczony, że mógłbym zasnąć na tej trawie, w tym miejscu niewidocznym dla ciekawskich oczu innych pacjentów, którzy może przechadzali się gdzieś ścieżkami nieopodal.
- Baekhyun- usłyszałem głęboki, niski głos, który wręcz uwielbiałem. Zaśmiałem się do siebie uświadamiając sobie, że chyba zaczynam wariować wyobrażając sobie Chanyeola wymawiającego moje imię. Jednak coś kazało mi przechylić głowę w bok i ujrzałem bruneta, który przedzierał się przez krzaki. Zmarszczyłem brwi podnosząc się do siadu.
- Chanyeol? Co ty tu robisz?- spytałem trochę opryskliwie, chociaż nie miałem w zamiarze tego by to tak zabrzmiało. Ciemne tęczówki chłopaka spotkały się z moim wzrokiem, na co westchnąłem.
- Nie było cię w pokoju. Martwiłem się- powiedział na co się delikatnie uśmiechnąłem, jednak zaraz ten grymas opuścił moją twarz, bowiem przypomniałem sobie o tym co było powodem tego, że nie spędzliśmy tego czasu wspólnie.
- Channie, też się martwiłem. Mógłbyś mi to wyjaśnić?- brunet zbliżył się i usiadł przy mnie zaraz chwytając moją dłoń by pobawić się moimi palcami.
- Wyjaśnię- oznajmił, ale doskonale wiedziałem, że nie miał zamiaru by wykonać tego w tamtym momencie.
- Kiedy?- dopytałem zatem, ale odpowiedziała mi cisza. Utrzymywałem z nim jedynie kontakt wzrokowy nie wiedząc czy mam powtórzyć pytanie, czy poczekać, aż on coś powie. Ostatecznie czekałem. Jak cisza w samotności mnie przytłaczała, tak przy nim mógłbym trwać w tym stanie cały czas. Tylko, żeby był przy mnie i trzymał moją dłoń. To by wystarczyło.
- W piątek- szepnął po dłuższej chwili. Zaraz po tym nachylił się w moją stronę, a jego wzrok przybrał bardziej badawczy wyraz. Jakby chciał sprawdzić czy odsunę się od niego. Oczywiście nie zrobiłem tego. Co więcej, nawet nieznacznie się przybliżyłem, co zostało wychwycone przez chłopaka i po chwili położył swoją ciepłą dłoń na moim karku, tylko po to by przyciągnąć mnie do czułego, delikatnego pocałunku, który rozesłał po moim ciele falę przyjemnego dreszczu. Nasze usta ocierały się o siebie nawzajem w idealnej harmoni, nie spiesznie. Minęło kilka chwil zanim brunet postanowił pogłębić pocałunek, nadając mu bardziej namiętny charakter, gdy jego język zwinnie wślizgnął się do mojej jamy ustnej, by zacząć znów badać jej strukturę, choć mógłbym przysiąc, że znał ją już na pamięć. Mimo intensywności naszych pocałunków, dalej były one czułe, przepełnione uczuciem, którego żaden z nas nie ujawniał w inny sposób. Po upływie kilku nieskończoności, chwil których upływ teraz się dla mnie najmniej liczył musiałem przerwać pocałunek by zaczerpnąć powietrza, które uciekło z moich płuc w trakcie trwania tej pasjonującej pieszczoty. Uśmiechnąłem się delikatnie widząc zadowolone spojrzenie Chanyeola. Musnąłem jeszcze raz jego usta, po czym wstałem rozprostowując nogi.
- Chodźmy do pokoju, zimno mi- powiedziałem zaraz śmiejąc się cicho. Starszy niezdarnie podniósł się i chwycił moją rękę by poprowadzić mnie do budynku.

Zadrżałem nieznacznie słysząc, że chłopak zamyka drzwi od naszego pokoju na klucz, następnie odkłada go na szafke. Mieliśmy możliwość zamknięcia się w pokoju, ale oczywiście w razie czego pielęgniarki miały klucze zapasowe by dostać się do pokoi. Odwróciłem się w jego kierunku, a moje oczy rozszerzyły się odrobinę, gdy spostrzegłem tajemniczy uśmiech na ustach Yeola.
- Chanyeol?- spytałem niepewnie opierając sie o komodę, którą aktualnie miałem za sobą i blokowała mi ona możliwość cofnięcia się dalej.
- Tak, Baekkie?- jego uśmiech stał się jeszcze szerszy na co uniosłem zaskoczony brwi. Nie muszę chyba wspominać, że miałem dziwne podejrzenia... no albo pragnienia, jak kto woli to nazywać, ja jednak preferuję określenie 'podejrzenia', bo przez nie nie wychodzę na aż takiego perwersa.
- Co ty zamierzasz zrobić?- wyrzuciłem z siebie kiedy ten stał tuż naprzeciwko mnie, wzrokiem wręcz wwiercając się w moje ciało.
- A co mogę zrobić?- pytaniem odpowiadać na pytanie, to całkiem w jego stylu.
- Ty mi to powiedz- wzruszyłem ramionami i uniosłem dłonie by oprzeć je na jego ramionach, co ten chyba potraktował za przyzwolenie na to by zbliżyć się do mnie jeszcze bardziej.
- Czyli jeśli zrobię co tylko zapragnę, następnie powiem, że mogłem to zrobić, to mi nie zaprzeczysz, ani się nie zbuntujesz?- ułożył swoje dłonie na moich biodrach, a ja się zaśmiałem.
- Uznajmy, że tak, aczkolwiek doskonale wiesz, że wyglądałoby to trchę inaczej- mruknąłem oblizując spięrzchnięte już wargi.
- Sam powiedziałeś, że...- musiałem mu przerwać. Nie chciałem znów słuchać wywodów odnośnie do mojego błędu, jaki popełniłem używając takiego, a nie innego sformuowania, co mogłoby zostać przez niego źle zinterpretowane, chociaż w głównym zamyśle wina leżałaby po mojej stronie, bo nie wyraziłem poprawnie swojej myśli. Naparłem swoimi ustami na te należące do niego i w pokoju znowu zapanowała cisza, która jednak była mącona cichymi mlaśnięciami wywoływanymi przez nasze pocałunki, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej mokre, namiętne, przesycone pasją.
- Chan... yeollie- jęknąłem między pocałunkami wplatając palce w jego włosy tym samym delikatnie masując skórę jego głowy, na co ten zamruczał gardłowo. Mogłem bez problemu wywnioskować, że chłopak nieźle się nakręcił, bo nie miał zamiaru odsunąć się ode mnie ani na chwilę, doprowadzając mnie tym prawie do omdlenia. W odpowiednim momencie jednak odchyliłem głowę do tyłu, przerywając kontakt naszych warg, jednocześnie wygodniej oparłem się o komodę. Łapczywie nabierałem do płuc powietrza w momencie gdy Channie zszedł z pocałunkami na moją szyję. Otworzyłem szerzej oczy na to doznanie, które rozsyłało po moim ciele fale przyjemności.
- Chanyeol- mruknąłem cicho drapiąc go lekko po karku, by zaraz chwycić w garść jego włosy wyrastające trochę wyżej. Odciągnąłem jego głowę od mojej skóry na tyle bym mógł mu spojrzeć w oczy. Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu gdy dostrzegłem w nich iskierki pożądania. Dawno nie patrzono na mnie w taki sposób i już zapomniałem jakie to uczucie.
- Baekhyun- jego głos był już odrobinę zachrypnięty przez co wydawał mi się być jeszcze bardziej seksowny niż zazwyczaj. Zadowolony znów złączyłem nasze usta w kolejnym pocałunku. Trwaliśmy w swoich objęciach przez długi czas, tylko i wyłącznie się całując. Przerwało nam szarpnięcie za klamkę od drzwi pokoju. Oboje przestraszeni, a zarazem zaskoczeni spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Po chwili usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk wsuwanego do zamka klucza. Czyli były to pielęgniarki, pewnie sprawdzały co z pacjentami. Chanyeol niechętnie odsunął się ode mnie i podrapał się po karku zmieszany. Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł jak mogliśmy wytłumaczyć powód dla którego się zamkneliśmy.
- Powtarzaj ruchy po mnie, będzie, że się choreografii uczymy- szepnąłem i zacząłem wykonywać pierwsze kroki z układu, który już zresztą tańczyłem z nim. Brunet od razu załapał i nim drzwi zdążyły się uchylić obydwoje byliśmy w ruchu. Była to pani Kim wraz z praktykantką, panią Park.
- Widzę, że z tobą Baek już coraz lepiej- zaśmiała się starsza z kobiet na co niby zaskoczony odwróciłem się w jej stronę, a po mnie poczynił to również Chanyeol.
- Nie mogę narzekać na nudę- odpowiedziałem ukradkiem spoglądając na mojego współlokatora.
- Dobrze, to my wam nie przeszkadzamy skoro wszystko w porządku, ćwiczcie dalej wy mali tancerze- dopowiedziała i przegoniła młodszą z pomieszczenia. Westchnąłem z ulgą jak tylko drzwi się za nimi zamknęły.
- Nie możesz narzekać na nudę, co?- starszy parsknął śmiechem na co trzepnąłem go z otwartej dłoni w tył głowy doskonale wiedząc co ma na myśli.
- Co innego miałem powiedzieć?- spytałem z ironią i ruszyłem w kierunku swojego łóżka jednak jego ramiona, oplatające się wokół mojej tali skutecznie mnie powstrzymały od tego.
- Nie wiem co mogłeś powiedzieć- oznajmił zaraz przygryzając w kilku miejscach skórę mojej szyi na co z moich ust wydobyły się ciche westchnienia.
- Chanyeol, przestań, bo jeszcze pomyśle, że masz jakieś nieodpowiednie plany związane z moją osobą- rzuciłem niby żartobliwie.
- A kto powiedział, że takich nie mam? Czy to nie jest oczywiste?- mruknął w odpowiedzi zasysając się na mojej skórze, na co bezgłośnie zajęczałem.
- Co nie jest oczywiste?- powtórzyłem za nim wybity z rezonu.
- Wiesz, co jest oczywiste. Na pewno się zorientowałeś już- szepnął, a ja na chwile odrętwiałem, bo nie wiedziałem o co chodzi.
- Chanyeol, powiedz mi, bo ja nie mam pojęcia- powiedziałem, a mój głos zabrzmiał tak strasznie żałośnie. Ten pogładził mój policzek zostawiając na nim po chwili delikatny pocałunek i odsunął się ode mnie pozbawiając mnie swojego dotyku.
- Jeżeli nie masz pojęcia, to nie mogę nic zrobić- wzruszył ramionami całkiem obojętnie, a ja miałem ochotę usiąść na podłodze i udawać naburmuszoną księżniczkę. Nie. Ja tak zrobiłem. I nie musiałem udawać nawet, bo naprawdę się naburmuszyłem. Ten spojrzał na mnie jak na idiotę, a ja odwróciłem wzrok w stronę okna.
- Baekhyun, no spokojnie- zawahał się i podszedł do mnie niepewnie, tak jakby bał się, że rzucę się na niego. W sumie miałem ochotę to zrobić i domagać się pieszczot... tak.- Nie obrażaj się na mnie- pogłaskał mnie po włosach, a ja prychnąłem niczym wściekła kotka. Po chwili jednak uniosłem głowę do góry i spojrzałem na twarz starszego. Z tej perspektywy wydawał się być jeszcze wyższy, na co zrobiło mi się głupio. On naprawdę był jakimś olbrzymem. Chcąc nie chcąc podniosłem się do pionu i zacisnąłem usta w wąską linijkę. Zadowolony z tego, że pielęgniarki wcześniej otworzyły pokój, bez konieczności proszenia wyższego o to by mnie wypuścił z pomieszczenia, po prostu udałem się na stołówkę. Teraz poczułem, że opuszczenie obiadu nie było najlepszym pomysłem, bo najzwyczajniej w świecie byłem teraz głodny. Dobrze, że nie robili nam tutaj reprymend odnośnie do jedzenia.
- Baekkie, obraziłeś się?- poczułem jak znajoma, duża dłoń oplata się wokół mojego nadgarstka. Uniosłem brwi spoglądając na chłopaka, który zrównał ze mną krok.
- Nie, nie obraziłem się- odparłem uwalniając mój nadgarstek z jego objęć tylko po to by zaraz spleść nasze palce razem. Kiedy weszliśmy tak na stołówkę poczułem jak wzrok kilku osób spoczął na naszych sylwetkach. Westchnąłem jedynie pod nosem prowadząc olbrzyma do naszego stolika. Nie miałem zamiaru przejmować się tym, że może zaczną coś o nas gadać.
- Myślałem, że jesteś zły, a nie chciałbym aby tak było- głos Yeola dotarł do mojego zmysłu słuchu zaraz jak tylko usiedliśmy na miejscach, a pielęgniarka po chwili przyniosła nam posiłek.
- Myliłeś się- posłałem mu jeden z uśmiechów.- Czyli jednak jesteś głupkiem- dodałem z szerszym uśmiechem, a ten tylko parsknął śmiechem pod nosem.
- Tak, dla ciebie mogę być nawet głupkiem- nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, a ja... zarumieniłem się. Zagryzłem wargę nie wiedząc jak odpowiedzieć, więc po prostu zająłem się jedzeniem.- Nie przejmuj się, po kolacji cię jeszcze dopieszczę, księżniczko- mruknął na tyle cicho bym tylko ja to usłyszał. Moje policzki w tym momencie zaczęły palić, a żołądek chyba zrobił obrót o 360°. Czy on znowu czytał mi w myślach? Nie, przecież on nie czyta w myślach, ale tak czy tak... Nie odezwałem się nic do końca posiłku. Gdy tylko znaleźliśmy się w pokoju to nie zdążyłem nawet dobrze się zastanowić nad sensem jego słów, bo ten zaraz przyparł mnie do ściany i złączył nasze usta w pocałunku. Mruknąłem cicho w jego usta, a ten bez problemu poprowadził mnie na moje łóżko. Nie muszę chyba wspominać jakie myśli pojawiły się w mojej głowie, prawda? Jakie więc było moje zaskoczenie kiedy okazało się, że to nie do tego prowadzi. Ale w sumie nie miałem mu tego za złe.
- Nie mam zamiaru cię skrzywdzić, Baek- chłopak szepnął, po tym jak zacząłem drżeć gdy jego chłodne palce wtargnęły pod moją koszulkę i poczeły nakreślać jakieś wzory na moim boku i biodrze, gdzie moja skóra była dość wrażliwa. Po chwili jego usta składały pocałunki na mojej szyi gdzie niegdzie zasysając się, lub nawet czasami do zabawy dołączały jego zęby. Mruczałem zadowolony oddając się całkowicie pieszczotom, dłońmi raz wodząc po jego plecach, raz przeczesując jego włosy i tak na zmianę. W pewnym momencie starszy oplótł mnie swoimi ramionami, a ja posłusznie wtuliłem się mocniej w jego tors. Ostatni raz byłem dotykany w ten sposób... nawet nie pamiętałem. Podczas ostatniego związku, czyli może nawet rok wcześniej, więc to chyba naturalne, że potrzebowałem pieszczot. Każdy człowiek lubi być dopieszczany, nie ukrywajmy.
- Dzisiaj miałem okazję zaobserbować całą gamę emocji przez ciebie okazywanych- skomentował chłopak.- Od naburmuszonego po bezbronnego, podatnego na pieszczoty chłopca- dodał, a ja się cicho zaśmiałem unosząc lekko głowę by spojrzeć na niego.
- Sugerujesz coś?
- Męski okres?- brunet się zaśmiał za co uderzyłem go delikatnie w ramię.
- Nie sądzę bym krwawił, jeszcze mi się to nie zdarzyło- prychnąłem rozbawiony.
- No dobra, czyli męski okres wykluczamy. Nie mam wiecej sugesti- przeczesał palcami kosmyki moich włosów przez co z cichym westchnieniem ukryłem głowę w zagłębieniu jego szyi. Chłopak trochę się powiercił tak by mu było wygodniej i drugą dłonią zaczął gładzić mnie po plecach.
- Baekkie?- jego głos zaburzył ciszę jaka nastąpiła w pokoju.
- Hmm?- wdychając jego zapach, chłonąc jego ciepło i przy okazji czując się tak bezpiecznie, i jednocześnie radośnie w jego ramionach, stałem się całkiem senny, a przez to również na tyle rozleniwiony, że nie chciało mi się nawet uchylić ust by zadać krótkie pytanie.
- Lubisz mnie?- przymknąłem powieki uśmiechając się delikatnie, wiedząc, że chłopak tego nie może zobaczyć.
- Nieee- mruknąłem zaspanym głosem po czym ziewnąłem.
- A tak na poważnie?- dopytywał jakby nie czuł, że jestem zmęczony.
- Może nawet zbyt bardzo, dobranoc- odpowiedziałem nie wiele myśląc. Po dłuższej analizie dotarło do mnie co tak właściwie powiedziałem, ale nie chciałem już tego odwoływać. Przez dłuższy czas przestrzeń nie była mącona niczym innym jak naszymi oddechami i cichymi dźwiękami zza ścian świadczącymi o tym, że w ośrodku są ludzie, którzy jeszcze nie śpią. A ja już byłem bliski temu by zasnąć. Zanim jednak upragniony sen nastąpił usłyszałem cichy szept mojego współlokatora.
- Dobranoc, Baekkie- złozył subtelny pocałunek na czubku mojej głowy mocniej obejmując ramionami.

Pomimo wszelakich dogodności moj sen był dość lekki i jakikolwiek ruch mógł mnie z niego wybudzić. Jakoś w środku nocy poczułem, że Chanyeol pogładził moje ramie. Chcąc nie chcąc uchyliłem powieki orientując się, że nie śpi. Mogłem to również wywnioskować po jego nierównym oddechu.
- Chanyeol?- wychrypiłem totalnie zaspanym głosem. Gdy mój wzrok, można powiedzieć, wybudził się i byłem w stanie dostrzec jakieś zarysy twarzy chłopaka, która przy okazji była oświetlona delikatnym, srebrzystym światłem księżyca, zamarłem w szoku. Po chwilowym otępieniu przyłożyłem dłoń do jego policzka i kciukiem starłem łzy, które zdążyły sobie wyznaczyć na nim zawiłe ścieżki. Chanyeol płakał. Pierwszy raz płakał, okazał słabość.
- Chanyeol- powtórzyłem szeptem.- Co się stało?- spytałem cicho czując, że w gardle zaczyna mi się formować gula, której nie byłem w stanie przełknąć. Miałem ochotę się rozpłakac, bo wiedziałem, że prawdopodobnie nie będe mógł mu pomóc, a świadomość, że cierpi była dla mnie równie bolesna. Tak, zdążyłem już się zorientować, że darzę go uczuciem mocniejszym niż zwykła przyjaźń czy koleżeństwo. Nasze gesty również mnie w tym utwierdziły, że i może on coś do mnie czuje. Jednak żaden z nas tego nie powiedział głośno.
- Przepraszam, Baekhyun, nie powinieneś mnie oglądać w takim stanie- odezwał się, a jego głos był przesączony bólem i rozpaczą, co uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą.
- Powiedz o co chodzi- mruknąłem już niezbyt wyraźnie, ale chłopak zrozumiał.
- Ja.. ja jestem potworem. Nie powinienem był pozwolić byś się tak do mnie zbliżył... nie jestem tego wart- zaczął, a ja poczułem, że moje serce zaczyna pękać.
- Channie, nie mów tak, dobrze wiesz, że cieszę się, że cię poznałem- przerwałem mu jednak ten nie chciał uznać mojego argumentu.
- Wiesz o mnie dużo, ale wciąż zbyt mało by stwierdzić, że cieszysz się, że mnie poznałeś. Jestem śmieciem, policja nie była tu bez powodu- wyrzucił z siebie, a wzrok wbił gdzieś w ścianę.
- Wytłumacz mi to zatem.
Nie odpowiedział. Zacisnął mocniej ramiona wokół mojej tali przybliżając tym samym bliżej siebie. Schował głowę w zagłębieniu mojej szyi, a ja poczułem, że cały się trzęsie, zapewne starając się powstrzymać szloch.
- Jestem mordercą, Baekhyun- szepnął, a jego słowa obiły się echem po mojej głowie. Wplotłem palce w jego włosy i zacząłem je nerwowo przeczesywać.
- Co powiedziałeś?
- Dobrze słyszałeś. Jestem mordercą. Sadystą. Psychopatą. Jak wolisz- powiedział oschle twarz dalej chowając w mojej szyi.
- Nieprawda, Channie.
- Prawda Baek. Pytałeś kiedyś czy moi rodzice zmarli śmiercią naturalną... odpowiedź brzmi- nie. Ja ich zabiłem. Pozbawiłem ich życia, widziałem jak ich oczy stawały się puste, dusza opuszczała ich ciała wraz z krwią, która była wszędzie. Byłem wtedy jak w transie. Byłem zadowolony ze swojego dzieła- mówił, a ja czułem, że z każdym słowem robi mi się coraz zimniej. On to naprawdę zrobił...? Z każdą chwilą starałem przyswoić sobie tą informację.
- Powinieneś mną teraz gardzić. Zabiłem swoich rodziców. Stworzyli potwora- odsunąl się na tyle by spojrzeć mi w oczy. Westchnąłem i otarłem kolejne łzy.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Czy to ważne? Dla nikogo nie liczy się powód, liczy się sam fakt, że zabiłem ich i to w największych torturach. Umierali powoli, cierpieli, błagali bym skończył. Nie potrafiłem nad tym zapanować.
- Dla mnie liczy się powód, nie jestem taki jak inni. Opowiedz mi o tym Yeollie- poprosiłem przeczesując ponownie jego włosy. Wiedziałem, że to musiało być trudno, ale jeżeli się wygada może poczuje się lepiej? Chłopak chwycił moją dłoń i ucałował jej wierzch.
- Od najmłodszych lat byłem traktowany jak śmieć. Ojciec mnie nienawidzil, miał również problemy z alkoholem. Nie pamiętam dnia bym został przez niego nie uderzony. Matka nic z tym nie robiła, tłumaczyła mi, że zasłużyłem, albo, że ojciec po prostu miał gorszy dzień. Ale jak można słuchać takich wyjaśnień przez całe swoje życie? Poza domem, byłem najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Łatwo można wywnioskować iż nie lubiłem przebywać w swoim domu. Pewnego dnia miałem w końcu dość, chciałem się wyprowadzić. Stało się to dokładnie trzy miesiące temu, miałem zarobione pieniądze na wynajem mieszkania i inne potrzebne rzeczy były pozałatwiane. No ale trzeba było jeszcze zabrać swoje rzeczy z domu rodzinnego... Jak tylko powiedziałem ojcu, że się wyprowadzam, ten wpadł w furię. Matka mnie spoliczkowała i robiła wyrzuty, że jakim prawem ich zostawiam. Zignorował bym to wszystko gdyby ojciec się na mnie znowu z pięściami nie rzucił. Byliśmy w kuchni. Przyparł mnie do blatu i najzwyczajniej w świecie zaczął bić, aż w końcu mu się znudziło i zaczął mnie dusić. Wbrew pozorom, był silny. Próbowałem go odepchnąć i wtedy jakoś pod moją ręką znalazł się nóż- jego usta wykrzywiły się w gorzkim uśmiechu.- Zadałem pierwszy cios, nie spodziewał się tego. Puścił mnie, co było jego największym błędem. Matka chciała dzwonić po policje. Nie zdążyła, bo ją ogłuszyłem. Następnie zająłem się ojcem... Był bezbronny, a ja wreszcie odczuwałem satysfakcję, zemsta była słodsza niż myślałem. Odegrałem się za wszystkie lata, kiedy on zadawał mi tyle cierpienia. W sumie w pewnym momencie chciałem przestać, ale wtedy zorientowałem się, że nie mogę. Moje ciało domagało się tego. Czułem potrzebę wykończenia ich w męczarniach. Tak się też stało... gdy już ochłonąłem doszło do mnie to co się stało... Podpaliłem mieszkanie, jednak ciała nie spaliły się dostrzętnie, datego przy sekcji wyszło, że to było morderstwo z najwyższym okrucieństwem. Doszli, że to moja sprawka. Byłem w więzieniu, ale po pewnym czasie stwierdzili, że wypadałoby wysłać mnie do ośrodka, bym był pod nadzorem specjalisty. No bo może miałem problemy na podłożu psychicznym? Tak trafiłem tutaj. Utrudniam im pracę jak się tylko da, dlatego jeszcze mnie tu trzymają- zakończył swoją wypowiedź, a ja nabrałem głośno powietrza w płuca, wiedząc, że powinienem teraz coś powiedzieć. Jedyne co mnie pocieszyło w tej sytuacji to fakt, że przestał płakać. A może mu się już łzy skończyły?
- Chanyeol...- zacząłem i zaraz się zaciąłem. Co ja właściwie chciałem powiedzieć? Nic się nie stało? Będzie w porządku? Takie coś nie przeszłoby w takiej sytuacji.
- Nie musisz nic mówić, Baek. Zrozumiem jeżeli teraz nie będziesz chciał ze mną się zadawać. W sumie nie powinieneś tego robić, dla swojego bezpieczeństwa. Tak jak mówiłem, ja nie kontrolowałem tego. Jestem potworem, któremu spodobało się zadawanie bólu w najokrutniejszy sposób, tak by odbierać życie. Nie zasłużyłem na twoje zaufanie- zaczął się obwiniać i mówić rzeczy, które mnie tak bardzo załamywały. Może i nie powinienem... ale chciałem. Chciałem być dalej przy nim. W tym momencie nawet poczułem się tak, jakbyśmy stali się sobie bliżsi. Większość faktów zaczynała się wyjaśniać, otrzymałem dopełnienie, którego podświadomie żądałem. Właśnie ułożyła mi się w głowie prawie cała układanka jego osobowości. Nie domówienia jakie pozostały mogą poczekać na uzupełnienie. Uśmiechnąłem się blado, zdając sobie sprawę z tego, że nawet jeśli był mordercą, nawet jeśli nie był już dla mnie aż taką zagadką to moje uczucia względem niego pozostały niezmienne, a nawet się pogłębiły. Park Chanyeol pozostał osobą, która otworzyła mi oczy na uczucia, które starałem się wykluczyć ze swojego życia, to zadziwiające.
- Jeszcze nie uciekłeś...- westchnął lekko zdezorientowany.- To dziwne- dodał kręcąc głową.
- Głupku... nie mam zamiaru uciekać- oznajmiłem, a ten zmarszczył brwi, przynajmniej takie miałem wrażenie, bo dalej w tym mroku widoczność miałem ograniczoną.
- Powinieneś.
- Ale chcę zostać z tobą. Nie mogę powiedzieć, że wiem co czułeś przez te wszystkie lata, mogę sobie to jedynie wyobrazić i współczuć ci. Co jednak nie zmienia faktu, że to przeszłość Yeollie. Naprawdę okrutna przeszłość, którą powinieneś starać się od siebie odsunąć jak najdalej, jednak policja ci to uniemożliwiła. Przykro mi, że musisz przez to przechodzić. Chciałbym ci jakoś pomóc, ale kompletnie nie wiem jak się za to zabrać- jęknąłem bezradnie nie wiedząc co zrobić. Przybliżyłem się do niego i delikatnie musnąłem ustami jego policzek, na co chłopak zadrżał zaciskając dłonie na moich plecach.
- Nie chcę cię skrzywdzić, Baekhyun. Jesteś dla mnie ważny. Nie wybaczył bym sobie tego, że w jakikolwiek sposób cię zraniłem...
- Nie zranisz. Przestań tak mówić- przyłożyłem palec do jego ust.- Pozwól mi coś powiedzieć. Nie obchodzi mnie co ty sobie teraz pomyślisz. Wiem aktualnie jak ciężką miałeś przeszłość, i że masz pewnego rodzaju problem, ale nie dbam o to. I nie każ mi od siebie uciekać, bo nie zrobię tego. Jakkolwiek byś mnie nie zranił, to najdotkliwiej byś to zrobił oddalając się ode mnie. Mi też na tobie zależy, wbrew pozorom, tak na poważnie. Nie chciałem nigdy mówić o...- zaciąłem się, a jego wymowne spojrzenie prosiło wręcz bym kontynuował- miłości. Matko, jak to tandetnie brzmi, no ale trudno. Park Chanyeol, jesteś osobą, która mnie wiele nauczyła, intrygujesz mi, pociągasz mnie w każdym aspekcie i chciałbym być przy tobie i cię wspierać jak tylko mogę, bo już teraz wiem, że znacznie bardziej wolę jak się uśmiechasz niż płaczesz- wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu praktycznie. Po krótkiej analizie doszedłem do wniosku, że moje słowa całkowicie nie miały sensu, ale miałem za cel jakoś odciągnąć uwagę chłopaka od jego przeszłości.
- Czyli tak w krótkim tłumaczeniu jakbyś to ujął, hm?- usłyszałem to. Wyraźnie było słychać rozbawienie w jego głosie. Udało mi się go w pewnym sensie rozbawić. Sukces.
- W krotkim tłumaczeniu to... Nienawidzę cię Chanyeol, wiesz?- powiedziałem z wyrzutem, jak tylko wywnioskowałem co starszy chce usłyszeć.
- Oh, nienawidzisz? Wydaje mi się, że coś innego- odpowiedział z uśmiechem na ustach, a ja uderzyłem go w ramię.
- Wiesz to zapewne od dawna. Czytasz ludzi jak książki, nie mów, że się nie domyśliłeś.
- Ale czego się nie domyślilem, hm?
- Chanyeoool- przeciągnąłem niczym małe dziecko, a ten złączył nasze usta w pocałunku pełnym czułości.
- Tak, Baekhyunie? Powiedz to- poprosił szturchając nosem kość mojej żuchwy.
- Jesteś upierdliwy...- sapnąłem niezadowolony.- Lubię cię- powiedziałem cicho, a moje policzki jakoś tak samoistnie się pokryły rumieńcem. Dzięki ci o Panie, że to noc jest i on tego nie zobaczy- przeszło mi przez myśl.
- Ojj, a konkretniej? Tylko lubisz?- mruknął molestując ustami skórę w okolicy mojej żuchwy.
- Ko... Kocham cię- przełknąłem głośno ślinę, zaskoczony tym z jaką trudnością przyszło mi wymówić te dwa daremne słowa.
- O to mi chodziło- chłopak z powrotem połączył nasze usta w pocałunku, a ja cicho zamruczałem.- Ja ciebie też kocham, Baek- oznajmił przy moich wargach, a ja poczułem falę ciepła rozchodzącą się od mojego serca. Wtedy dopiero zrozumiałem moc tych niby głupich słów.- Ale jakbym miał cię skrzywdzić lub cokolwiek innego to proszę cię...
- Przestań. Nie patrz na to pesymistycznie. Nie zostawię cię, a teraz idź spać- westchnąłem i przymknąłem oczy z zamiarem pogrążenia się w dalszym śnie. Byłem zmęczony.
- Baek, jeszcze jedno- zastrzegł brunet, ale nie miałem zamiaru uchylać już powiek. Wtuliłem się w jego ciało tak by było mi wygodnie i mruknąłem coś pod nosem by dokończył swą myśl.
- Będziesz moim chłopakiem?- spytał, a ja jęknąłem zmęczony.
- Oczywiście, że nie- odburknąłem, a ten się zaśmiał.
- A poważnie?
- Głupie pytania zadajesz, na które odpowiedzi są oczywiste. To było pytanie retoryczne?
- Odpowiedz mi, Baekkie- zażądał.
- Tak, a teraz idź już spać, mój chłopaku najdroższy- wybełkotałem już prawie odpływając do krain Morfeusza, a z gardła starszego znów wydobył się cichy śmiech. Miałem wrażenie, że życzył mi jeszcze dobrej nocy, ale już nie słuchałem. Pogrążyłem się w myślach, które po części przeplatały się z rzeczywistością, a po części ze snem, wytworem mojej wyobraźni. Widziałem obrazy tego jak Chanyeol zabija swoich rodziców. To musiało być straszne. Był mordercą, zaiste. Możliwe, że jego rodzice wpędzili go jeszcze w jakieś zachwianie psychiczne, ale nie chciałem tego drążyć. Myślałem, że to ja miałem ciężko. On miał znacznie gorzej.Teraz był moim chłopakiem. Byłem z mordercą. I byłem prawie pewien, że uczucie, którym go darzę to rzeczywiście ta cała miłość. Ale co mnie w tym najbardziej zabolało? Wiedziałem, że to jest jedna z tych miłostek, która mimo mocnego uczucia, nie przetrwa długo. Takie miałem przeczucie. A ty Panie jakie miałeś wtedy plany wobec naszej dwójki? Czy to wszystko było tak zaplanowane? Dla rozrywki nas połączyłeś, by później przy pierwszej lepszej okazji nas rozdzielić?
Mimo złych przeczuć nie chciałem rezygnować.
Nie mogłem zrezygnować.

A/N: Ja wiem! Nie bijcie. Zrąbałam ten rozdział, ale musiałam ich jakoś połączyć, a szczerze to nie miałam na to pomysłu. Zapewne jest wiele błędów, za które mocno przepraszam, ale praktycznie pisałam to dzisiaj siedząc na politechnice, więc nie myślałam zbytnio o pisowni, a czytać ponownie mi się nie chciało, bo naturalnie, jestem zbyt leniwa. (Naprawdę przepraszam T.T) W sumie to nawet nie wiem czy to ma sens... jak nie ma, to za to też przepraszam. Publikuję to w takim stanie, bo wiem, że nawet choćbym bardzo chciała to ja tego już nie poprawię. No ale może jednak mi się coś tam udało napisać z sensem, może prócz tego okresu Baeka... nie wiem czemu mu się te nastroje tak zmieniały.
W sumie tak sobie zdaję sprawę z tego, że ta historia już dobiega końca. Ja wiem, może jeszcze dwa rozdziały? Trzy? No cóż, może wytrwacie do końca.
Proszę o komentarze z jakimiś uwagami jeśli coś jest niejasne, coś źle, lub po prostu co o tym sądzicie. (Tak, Michu łaknie komentarzy)
Nie przedłużając to dziękuję wszystkim, którzy już komentowali poprzednie rozdziały i gwiazdkowali, to dla mnie dużo znaczy, że jest jakiś odzew.
Kocham was, mocno.~ <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top