ROZDZIAŁ 31
Można byłoby powiedzieć, że czas uciekał za szybko, by w ogóle przygotować się na pewne ewentualności, jednak Baekhyun musiał przyznać, że nawet gdyby czas stanął nigdy by się nie przygotował na kolejne spotkanie z Chanyeolem.
Święta, a także Nowy Rok spędził w samotności. Nie miał do kogo wracać, a Kris i Chanyuu wiecznie nie będą go niańczyć. Baekhyun zdawał sobie sprawę, że oni także mają swoje życie i nie żyją jedynie nim i pracą. Jednak nie mógł nic poradzić na to, że samotność wyżerała mu kolejną dziurę, której nie umiał zapełnić.
Do młodego modela dopiero teraz docierało jak zniszczona moralność wyniszczyła jego psychikę – do jakiego stanu się doprowadził przez to, że oddał się tak płytkiemu uczuciu jak namiętność, czy bardziej kapryśnemu pożądaniu. Jak bardzo porzucił swoje zasady, by tylko przez chwile poczuć się dobrze w zimnych ramionach Park Chanyeola.
Teraz patrząc z perspektywy czasu, śmiał się z tych durnych powieści, które zawsze mówiły o gorącej miłości, która przetrwa wszystko. Ale dlaczego nigdy nie mówiono o tej drugiej, gorszej stronie? Że istnieje też cielesna miłość, która miała się nijak z psychicznym przywiązaniem? Każdy chce przeżyć letnią miłość, swoją jedyną i prawdziwą. Wtedy seksualność tak bardzo się nie liczy, ale co z tymi osobami, które nie pragną uczucia duchowego, ale jedynie pragną dotyku?
No właśnie.
Może Chanyeol byłby inny gdyby od razu znalazł kogoś, kto nie przywiązuje zbytniej uwagi do uczuć, ale chce jedynie oddać swoje ciało. Może byłoby inaczej gdyby nie poślubiły Taeyeon, która nadal tkwiła w bezpiecznym kokonie kłamstw, niczego nieświadoma. Może wszystko byłoby inne, gdyby świat nie narzucał z góry wszystkich zasad.
Baekhyun westchnął cicho i naciągną na swoje zwiędłe ramiona cienki, biały koc. Jego mieszkanie było wypełnione ciszą i pustką; jak na razie wszystko zamierało, nawet ponure myśli.
Baekhyun zastanawiał się gdzie dokładnie przekroczył cienką granice rozsądku. W którym momencie wszelkie spychane uczucia wylały się do jego wnętrza? Sam nie wiedział. Było to po prostu gorzkie, przeplatane wspomnieniami karmelu czy słodzonej kawy.
Prychnął.
Baekhyun po raz pierwszy od wielu lat był tak cholernie wściekły na siebie. Na swoje decyzje, na swoje ciało i na to, że był takim głupcem. Że w ogóle pomyślał, że da radę oszukać świat. Nie przewidział jednak, że samego siebie ciężko będzie przekonać, iż to jest w jakiś sposób dopuszczalne. Zadawał sobie po raz kolejny pytanie o czym myślał, kiedy zgadzał się z pełną świadomością na zostanie prywatną dziwką Park Chanyeola.
Młody model zacisnął mocno pięści, czując jak jego skóra zaczyna nieprzyjemnie piec. Może zadając sobie ból, chciał ukoić swoją psychikę. Jednak to nic nie dawało. Powoli wariował. Wariował z powodu tego, że miał związane ręce przez swoją własną głupotę. Nie dość, że dał dotknąć się Chanyeolowi, teraz jest jeszcze na jego łasce. Dopiero teraz zdawał sobie sprawę jak projektant musiał myśleć nad całym swoim planem. Jak pisarz, który myśli nad fabułą, by wszelkie detale się zgadzały.
Nagły dreszcz gniewu zapanował nad małym ciałem modela. Baekhyun podniósł się z podłogi i stanął na trzęsących się nogach. Miał ochotę podrapać najpierw siebie, a potem niech się dzieje wola nieba, ale zamiast tego wpierw zrzucił kubek z zimną kawą na podłogę. Słaby materiał roztrzaskał się na drobne kawałki, a pozostałości czarnego płynu zrobiły ciemną plamę na śnieżnobiałych kafelkach. Jednak to mu nie wystarczyło. Zaraz po kubku roztrzaskał talerze, zrzucił obrazy ze ścian, a wszelkie papiery podał w drobny mak. Gardło zdzierał krzykiem, chciał wypluć z siebie gorzką prawdę, tą truciznę, co zabijała go od środka. Chciał przez wściekłość wybić sobie z głowy całą swoją głupotę. Chciał przez ból w dłoniach ukarać siebie za to, że w jakiś sposób mógł pożądać i oddać się żonatemu mężczyźnie.
Zapłakany usiadł pośrodku zdewastowanej kuchni, która teraz ginęła pod spodem potrzaskanej ceramiki i porozrzucanych rzeczy. Nie dbał o to, że stopą uderzył w plamę kawy, ani o to, że położył dłoń na potłuczonej szklance. Nie dbał w ogóle o to, że robił sobie teraz krzywdę. Chciał w tej chwili zaznać ukojenia, ale nagła wściekłość i żałość wcale mu nie pomogła, jedynie poczuł się jeszcze gorzej. Nagle chciał zniknąć. Jednak wrodzone tchórzostwo utrzymywało go na żałosnej linii zwanej jego życiem. W tej chwili Baekhyun miał wrażenie, że przestał w jakikolwiek sposób żyć.
Otarł niedbale spuchniętą oraz czerwoną od płaczu twarz, nie zwracając uwagi na skaleczenie na dłoniach. W tych chwilach nie interesowały go żadne skazy na jego ciele, ani to, że coś go boli.
Wygrzebał z tylnej kieszeni telefon. Na ekranie wyświetliły mu się wiadomości od Chanyuu i Krisa, ale na żadną z nich nie odpowiedział. Nie miał ochoty ani siły znów słuchać, że wszystko się ułoży. Nie wierzył w to. Zamiast tego, wszedł w kontakty i wybrał zdecydowanie numer do powodu wszelkich kłopotów — do samego Park Chanyeola.
Usłyszał dokładnie pięć, długich sygnałów zanim jego dawny kochanek odebrał. W tak krótkim czasie zdążył zwątpić, wyzwać siebie i znów powrócić do swojej decyzji. Tych kilka sekund wystarczyło mu by w końcu poznać siebie; kogoś, kto nie był zdecydowanym człowiekiem i jest ogromnym tchórzem.
— Chanyeol? — mruknął cicho. — Możemy się spotkać? Jak najszybciej jak to możliwe.
Usłyszał po drugiej stronie rozkoszne westchnienie, które sprawiło, że po jego plecach przeleciał zimny dreszcz.
— Moja mała kruszynka się za mną stęskniła? — gardłowy śmiech na chwilę zdławił w Baekhyunie zwątpienie, ale to były tylko sekundy, powrócił do rzeczywistości, kiedy znów usłyszał głęboki głos nasiąknięty wszelkimi słodkimi kłamstwami.
Baekhyun uśmiechnął się krzywo.
— Można tak powiedzieć, Chanyeol. To jak? Jesteś bardzo zajęty żoną, czy masz czas dla mnie, huh? — mruknął miękko, zawieszając wzrok na swojej krwawiącej dłoni.
— Spotkajmy się na drugim piętrze w firmie, Baekhyunnie. Dwie godziny.
Potem był dźwięk urwanego połączenia i uczucie przerażającego chłodu, który wdarł się w duszę Baekhyuna. Jednak wiedział. Wiedział, że jeżeli on sam nie stawi czoła temu problemowi, nikt tego za niego nie zrobi. Tym bardziej Kris, a jeszcze bardziej Chanyuu.
W starciu z Park Chanyeolem musiał liczyć wyłącznie na siebie. Ponieważ to on stał się pięknem idealnym i to on musiał teraz sprawić, by stał się teraz niedoskonałością.
♡♡♡
To się robi coraz dziwniejsze, tak.
Przepraszam za nieobecność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top