ROZDZIAŁ 30

XXX

  ♡♡♡  

Dużo rzeczy się zmieniało i wiele rzeczy ulegało wpływom nieznanych nam uczuć.

W tej chwili Baekhyun miał wrażenie, że jego życie zamieniło się w nędzną pułapkę, która już zdążyła zakuć go w swoje kajdany.

Tak, żałował. Tak cholernie żałował podjętych niegdyś decyzji i wielu chwil, które teraz blakły w zastraszającym tempie. Bo prawda jest taka, że zwykłe, bardzo płytkie wspomnienia zostały zacieranie jako pierwsze — a tym szybko zacierającym się wspomnieniem było pożądanie, które było teraz płytkim skomleniem. Własne jęki odbijały mu się w głowie i dopiero teraz uznał jak żałosnym człowiekiem się stał.

Bo kiedyś mógł z dumą przyznać się, że był Byun Baekhyunem, że był modelem, a jego ciało nie zostało skażone perfidnym dotykiem i niewidocznymi dla oczu śladami. Bo niegdyś uważał, że jego moralność nie istniała, a uczucia to tylko mity. Teraz te pradawne mity zżerały go od środka i sam nie wiedział czy trawiły go wyrzuty sumienia czy palił go żywym ogniem wstyd, który dopiero teraz odczuwał.

— Została ustalona data pokazu — westchnął głośno Kris. Baekhyun podniósł na niego przekrwiony wzrok z nad kubka parującej kawy. — Dzień po nowym roku. Nieźle, chociaż wolałbym, by pokaz odbył się nieco później. Znów zostało mało czasu.

Baekhyun pokiwał gorzko głową i znów wrócił do obserwacji białej powierzchni kubka.

Był tym wszystkim zmęczony. Całym tym przedstawieniem, całym tym cyrkiem. Naprawdę gorzko pożałował swojej decyzji i teraz tylko mógł sam mieć do siebie pretensje, mógł teraz tylko napluć sobie w twarz. Zrobił to nie raz — był tak wściekły na siebie, że po prostu splunął na lustro.

Baekhyun westchnął i zamknął szczypiące powieki, by odegnać zmęczenie, które ani myślało go opuścić. Może to dobrze, pomyślał. Chociaż przez chwilę poczuje jak to jest płacić za swoje głupie decyzje i grzechy.

— Yifan, obiecaj mi coś — powiedział cicho, zaciskając swoją drobną dłoń w pięść.

— Co takiego? — wyższy mężczyzna oparwszy się o ścianę, spojrzał na modela przez ramię.

— Cokolwiek się stanie, bądź przy mnie — przełknął ciężko ślinę. — Nie chcę zostawiać na sam koniec sam, wiesz?

Wufan pokiwał głową i głębokim, drżącym głosem odpowiedział:

­— Jasne, Baekhyunie. Będę zawsze.

  ♡♡♡  

Czas z sekund robił minuty, a minuty w godziny, a godziny tworzyły dni. Ale płynął powolnie, wręcz momentami zatrzymywał się w miejscu, by znów poruszać się zbyt leniwie, by człowiek nie dostał szału.

Chanyuu czuła, że nie tylko Baekhyun gnije od środka, ale również i ona, zarówno Kris. Wplątani w całą tę sprawę mierzyli się z wieloma uczuciami, które powstały na skutek informacji.

Chanyuu jednak sama do końca nie wiedziała jak się czuje i czy faktycznie czuje rzeczywistą złość. Tu nawet nie chodziło o jej samopoczucie, ale o rozpadającego się Baekhyuna, który krył teraz swoją twarz za maską pewności siebie i makijażu. Był dobrym aktorem, ale sam przed sobą nie zagra dobrego przedstawienia. Można oszukiwać samego siebie, jednak na ile kłamstwa starczą? A może staną się rzeczywistością? 

Chanyuu doskonale wiedziała — w głębi siebie — że to wszystko kiedyś runie. Te wszystkie kłamstwa, te wszystkie gry. 

Chanyuu jednak nie potrafiła się nie martwić. Martwiła się o to, że ta cała sytuacja zacznie mieć większe odbicie na niej i na Wufanie. To nie tak, że obwiniała Baekhyuna o to, że powiedział im o tym, ona po prostu czuła, że ta informacja jest i dla niej trucizną. 

Jednak wcale nie mogła pozbyć się tej fałszywej sztuczności, odbicia rzeczywistości.

Dla niej było za spokojnie. O wiele za spokojnie, jakby burza miała dopiero nadejść. 

  ♡♡♡  

Baekhyun wyjrzał przez okno. Grudzień zawitał do Seulu już kilka dni temu, a zima czyniła postępy. Byun jednak dziwił się, że zimowa atmosfera przywitała ich tak wcześnie. 

Jednak takie rzeczy najmniej go teraz interesowały. Odłamki jego złamanej moralności nadal uwierały go w serce, a rany, które powstały nie chciały się zagoić. Najbardziej ucierpiało jego zdrowie psychiczne, ale nie mógł sam znaleźć w sobie siły, by pozbierać się do kupy. Nic nie mogło go zmusić, by zaczął znowu żyć. Jego jedyną nadzieją było to, by spotkać się teraz z Chanyeolem i zakończyć cały ten cyrk. Nadal miał z nim tą przeklętą więź, którą trzeba teraz było odciąć. Nie chciał już jego dotyku, jego ust, które teraz jedynie kojarzyły mu się z goryczą ich palącej namiętności, która miała teraz obraz zimnej bieli. 

Był głupi. Tak, przyznał sam przed sobą, ze to Chanyeol podsyłał mu te wszystkie obrazy splamione jego wizją namiętności. Baekhyun w tym momencie nawet nie wiedział czy nadal jest sobą czy już strawiły go wyrzuty sumienia czy jednostronna teraz namiętność?  

Baekhyun przymknął powieki, po czym przejechał dłonią po swojej zmęczonej twarzy. Praca plus jego problemy zaczęły czynić z jego ciałem wielkie straty. Nie umiał wyłączyć myślenia, a pracować musiał, by nie wzbudzić podejrzeń. Nadal w jakimś stopniu zależało mu na opinii, jednak w planach miał jedynie odpoczynek. Kiedy uwolni się z pod rąk Chanyeola miał zamiar odpocząć. Wyjechać i mieć przez chwilę spokój. 

  — Czemu nie idziesz do domu? —  Baekhyun aż podskoczył, kiedy usłyszał głos krawca. Kyungsoo spoglądał na niego z niemałym zaciekawieniem, a jednocześnie ze współczuciem. Sam nie wyglądał najlepiej, ale jego oczy promieniały. Oboje teraz mieli zupełnie inne sytuacje życiowe. —  Wyglądasz na zmęczonego.

—  Bo tak jest —  uśmiechnął się sztucznie. Do prawdziwego uśmiechu teraz było mu daleko. Naprawdę stoczył się na samo dno. — Właściwie już się wybieram do domu, ale przystanąłem przy oknie. 

 Kyungsoo przekrzywił głowę, po czym podszedł do niego. Poprawił materiały, które spoczywały mu w ramionach, a następnie westchnął. 

  —  Chciałbym odczytywać poprawnie samopoczucie innych, ale jestem tylko człowiekiem i mogę źle ocenić. Ale ty, drogi, Baekhyunnie wydajesz się być czymś innym zmęczony. 

Baekhyun zacisnął usta w wąską kreskę. Nie miał w zasadzie żadnego zdania na temat Kyungsoo, ale ten młody mężczyzna umiał w pewien sposób wykryć to, że nie jest tylko zmęczony nawałem pracy.

Kyungsoo westchnął głośno; wyglądał jakby nad czymś myślał, by po chwili przenieść na niego swoje sowie spojrzenie. W jego tęczówkach odbijały się miliony myśli, ale żadnej z nich Baekhyun nie umiał odczytać. Kyungsoo wydawał się być dobrym człowiekiem i z pewnością dużo też wiedział, ale nie miał w zwyczaju dzielić się tymi informacjami.  Jednak teraz wyglądał jakby miał coś do powiedzenia. 

  — Chanyeol jest fałszywą osobą, Baekhyun. I jeżeli zbawi cię w swoją pułapkę, nie ma żadnej drogi ucieczki.  Znam go i wiem, że nie jest tak pozytywną osobą jak ludzie go odbierają. A mówię ci to, bo w twoich oczach można zobaczyć miliony linii, a w oczach Chanyeola zobaczysz jedynie pustkę. Czarną i zimną. Jego oczy są bezkresem, a kiedy już wpadniesz, z pustki się nie wydostaniesz. 

Baekhyun przepadł. 

Teraz dopiero zdał sobie z tego sprawę. 

 ♡♡♡  

Chyba wam należą się wyjaśnienia, prawda?

Otóż, moi kochani, straciłam wenę i zapał do pisania. Ten rozdział pisałam w wielkich bólach, nadal nie czuję tego. Mam po prostu wrażenie, że się wypaliłam. Do tego dochodzi brak czasu na wszystko; chodzę do szkoły w środku tygodnia, a w weekendy do pracy i jestem, nie oszukujmy się, zmęczona.

Drugą sprawą jest to, że popsuł mi się komputer i muszę korzystać z komputera siostry, a to też jest trudne. Nawet nie wiecie jak trudno jest pisać na innym komputerze niż swój własny. 

Straciłam również wiele plików i załamałam się, bo miałam tak trochę pozaczynanych tworów, a teraz nie mam zupełnie nic.

Wątpię, by coś pojawiło się świątecznego, bo pisanie jest teraz dla mnie trudne. Chcę to skończyć jedynie, by nie myśleć, że mam coś zaczęte i "nie domknęłam tego jak należy". Ta myśl jest dość irytująca, dlatego piszę rozdziały na raty i gdy wena jest dość przyjazna i znosi moją obecność.

Nie pogardzę opinią, ani komentarzami. Mogę nawet dostać opieprz, ale chcę wiedzieć przynajmniej czy historia wam się w miarę podoba.

Przepraszam za ewentualne błędy.

Do kiedyś tam. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top