☾ 33.
Luke
Wszedłem do domu, zrzuciłem w korytarzu buty i pojawiłem się w salonie. Nikogo nie było, więc opadłem na kanapę, wyciągając się na całą jej długość. Sięgnąłem jeszcze po piloty i uruchomiłem telewizor. Potrzebowałem zająć czymś myśli i nie mieć przed oczami Jo. Odkąd wyjechała do Toronto było jeszcze gorzej. Myślałem, że jakoś dam sobie radę, ale tak nie było. Chłopcy i Red doskonale to widzieli, a ja musiałem maskować wszystko jeszcze bardziej i mocniej niż wcześniej. Nie sypiałem po nocach, w dzień nie mogłem się skupić, a wszystko przez nią i to, że jej nie ma. Nie miałem nawet pojęcia, czy wróci, albo czy w ogóle ma taki zamiar. Starałem się jakoś zająć myśli, brałem sobie dużo na głowę, czasami nawet za dużo, ale to nie pomagało. Alkohol i narkotyki również. Nie brałem oczywiście nie wiadomo czego, czasem tylko kupowałem towar od naszych dostawców i zamykałem się w pokoju, aby mieć spokój i uniknąć niewygodnych pytań.
- Czy ktoś tu jest?! - usłyszałem w pewnym momencie z korytarza i zmarszczyłem brwi. Czy to była Red.
- Praktycznie tak, teoretycznie nie. - wymruczałem w końcu i nakryłem twarz w poduszką. Lubiłem ją, ale nie chciałem tego wieczora, czy nocy z nikim rozmawiać. Nawet z Red.
- O, cześć Hemmings, dawno cię nie widziałam. - powiedziała, siadając na oparciu kanapy. - Jak się trzymasz? - dodała, unosząc brew. Odsłoniłem jedno oko, aby móc na nią spojrzeć i westchnąłem ciężko, za nim odpowiedziałem.
- A jak wyglądam? - spytałem najpierw, podnosząc się do siadu, aby mogła zając miejsce obok mnie.
- Szczerze? Jak kupa gówna, czyli normalnie, ale teraz, to chyba słoń cię przydeptał w dodatku. - odpowiedziała, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
- Dzięki. - przewróciłem oczami i skrzyżowałem dłonie na klatce piersiowej. - Co tak późno? Znowu pokłóciliście się z Michaelem? - dodałem, unosząc brew.
- Co? Nie? - pokręciła głową i roześmiała się pod nosem. - Między nami wszystko dobrze. - dodała, podciągając kolano pod klatkę piersiową.
- Gratuluję w takim razie. - powiedziałem, patrząc się tępo w swoje dłonie. Nadal bolał mnie widok par, wiecie? A Red i Michaela w szczególności.
- Nie bądź chamski. - rzuciła ostrzegawczo. - Ale dziękuje. - dodała, oplatając kolano ramionami.
- Nie ma za co. - posłałem jej lekki uśmiech, choć nie miałem na niego ochoty. - W takim razie czemu tak późno wpadłaś? - dodałem, ciekawiąc się. Michaela nie było od rana, siedział na północy i załatwiał jakieś pierdoły, przypuszczam, że o tym wiedziała, ale bywały już takie sytuację, w których przesiadywała tutaj cały swój wolny czas, czekając na Clifforda.
- Zgaduj. - uśmiechnęła się pod nosem, a ja jęknąłem głośno, wiedząc, że mam tutaj milion szans, a i tak nie zgadnę.
- Nie wiem, byłaś na zakupach? - zapytałem najpierw, łapiąc z brunetką kolejny raz kontakt wzrokowy.
- Nein, Hemmings. Próbuj dalej. - odpowiedziała, w dodatku używając niemieckiego, co dodatkowo mnie wkurwiło. Red, ugh, przestań.
- Byłaś na paznokciach, czy u fryzjera?
- Nadal nie, próbuj dalej. - zachęciła mnie, a później przyjrzała się swoim dłonią. - Ale z paznokciami masz rację, powinnam się wybrać za niedługo. Mam odrosty na pół kilometra. - dodała, śmiejąc się z siebie pod nosem.
- Tylko błagam, nie rób znowu tych z tym głupim, świecącym pyłkiem, jak to zobaczyłem, to myślałem, że dostanę zawału. - poprosiłem, a ona wybuchnęła jeszcze większym śmiechem.
- Ale musisz przyznać, że nie były takie złe. - zaczęła, gdy już się opanowała.
- Jasne. - przytaknąłem sarkastycznie, a ona znowu zachichotała. Jednego razu zszedłem w środku nocy na dół. Zachciało mi się pić i chciałem ugasić pragnienie. I kiedy już wszedłem do kuchni, to zobaczyłem dziesięć szponów święcących się na zielono w ciemnościach. Zacząłem krzyczeć, że Obcy nas nawiedził, a to tylko była Red z nowymi paznokciami, na których był jakiś pyłek, który miał działanie fluorescencyjne.
- No tak, a ostatnio nie mam pomysłu na paznokcie, może znowu sobie takie zrobię. Tylko teraz ci powiem, abyś się nie bał. - stwierdziła i położyła dłoń na moim ramieniu, udając troskliwą.
- Dziękuje, zaznałem łaski. - nakryłem dłonią serce, a później znowu wybuchnęliśmy śmiechem. - Muszę dalej zgadywać? - dodałem, gdy już złapałem oddech. - Czy może po prostu mi powiesz?
- Zgaduj.
- Byłaś w domu.
- Nie, poza tym wiesz, że wolę siedzieć tutaj niż u siebie. - powiedziała wymownie, patrząc się na mnie w taki sam sposób.
- Wiem, wiem. - przyznałem i zagryzłem wargę. - Kino?
- Na Piratach z Michaelem już byliśmy.
- No to się poddaje, nie wiem. - przyznałem w końcu, zakładając dłonie na klatkę piersiową. Było jeszcze mnóstwo obecności, ale już nie miałem zamiaru pomiędzy nimi wybierać. Nie chciało mi się, wiecie?
- Powiem ci w takim razie. - postanowiła, krzyżując pod sobą nogi. - Joelle wróciła, byłam się z nią spotkać i odwieźć do domu.
- Co?
- Jo wróciła, Hemmings. - powtórzyła spokojnie, abym mógł to zrozumieć. Poczułem się tak, jakby ktoś z powrotem we mnie uwierzył i dał kolejną szansę.
- N-Naprawdę? - ciągnąłem, starając się w to uwierzyć. To było zbyt piękne, aby było prawdziwe. - Ale kiedy?
- Tak, naprawdę, Romeo. Dzisiaj, dlatego przyszłam dopiero teraz. Zasiedziałyśmy się w kawiarni, a później u niej w domu. Poszła spać, jest zmęczona po locie. - wyjaśniła, mówiąc na tyle szybko, ale wyraźnie, abym mógł za nią nadążyć.
- Muszę do niej pojechać! Mówiłaś, że jak wróci, to powinienem spróbować. - postanowiłem, zrywając się z kanapy, czułem podekscytowanie, a mój umysł już układał, to co chciałem jej powiedzieć.
- Co? Luke! Nie! - pociągnęła mnie za koszulkę, gdy chciałem już iść. - Mówiłam ci. Ona poszła spać, jest zmęczona. - dodała, broniąc ja jeszcze przede mną. Tylko nie rozumiałem dlaczego. Chciała abyśmy z powrotem byli razem, więc czemu mi zabraniała?
- W takim razie może mi szybciej wybaczy. - spróbowałem się wyrwać, ale Red miała silnie ręce i nie chciała mnie puścić. - Proszę, daj mi sobie pójść. Muszę spróbować. Wystarczająco długo czekałem!
- Nie, usiądź na dupie i poczekaj do rana, jasne? Nigdzie cię nie puszczę, chyba, że chcesz, aby Joelle zadzwoniła na policję i wpakowała cię do pierdla za nocne nachodzenie. Wiesz, że jest do tego zdolna, a jeśli wyjdzie to, czym się zajmujesz, to masz bardziej niż przerąbane. Chłopcy nie daliby rady wyciągnąć cię z pierdla.
- Nie chce czekać. - powiedziałem, próbując jeszcze raz, ale uścisk dłoni brunetki nadal był silny. Może nawet silniejszy niż poprzednio, albo po prostu moja sprawność fizyczna się pogorszyła i już nie byłem taki jak kiedyś.
- Nie obchodzi mnie to. Idź się wyśpij, przemyśl to, jak z nią porozmawiasz, a później dopiero to zrób. Chce, aby ci wybaczyła, ale jeśli pójdziesz tam, w takim stanie, to gówno zdziałasz.
- Niech ci będzie. - poddałem się w końcu, wiedząc dobrze, że Red nie odpuści. Najgorsze było to, że Michael był taki sami i dobrali się pod tym względem idealnie oraz to, ze mi się wcale nie chciało czekać.
***
Wysiadłem z samochodu, trzymając w dłoni białą różę. Miałem nadzieję, że uda mi się coś uzyskać, chociaż szczerze liczyłem na to, że brunetka da mi się wytłumaczyć, może nawet mi wybaczy i dalej będziemy szczęśliwi. Brakuje mi jej każdego dnia coraz bardziej i wydaje mi się, że jej mi również. Nie chciałem, aby była dłużej smutna i to jeszcze z mojego powodu i musiałem to jakoś naprawić.Zapukałem do drzwi, a gdy mi otworzyła, nie dałem jej nic powiedzieć.
- Możemy porozmawiać? Proszę!
~*~
kocham przerywać w takich momentach, luv luv
all the love, red x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top