☾ 3.

- Devries, nawet mnie nie denerwuj! - zatarłam się butami, starając się przeciwstawić przyjacielowi, ale byłam za słaba. Był wyższy, dużo wyższy i trochę umięśniony, więc mogłam sobie pomarzyć, aby z nim wygrać. 

- Clarkson, daj się w końcu przekonać! - zaśmiał się, gdy staliśmy przed wejściem prowadzącym na salę gimnastyczną. 

- No dawaj, Jo - Red stanęła po stronie Leo - To tylko głupia zabawa, nikt nie powiedział, że od razu musimy grać w przedstawieniu - dodała, uderzając mnie z pięści w ramię. Wzięłam głębszy oddech, oceniając wzrokowo swoją odległość od końca korytarza. Było całkiem blisko, ale nie miałam żadnej pewności, że uda mi się uciec. 

- No dobra - burknęłam. Nie miałam ochoty na występowanie w szkolnym przedstawieniu, a już na pewno nie w Romeo i Julii. Sztuka w sama sobie nie należała do najgorszych i nią nie była, ale obecnie wszyscy i wszystko, przynajmniej w moim odczuciu nawiązywało do szekspirowskiego dramatu. Wzięłam głębszy oddech, popychając pomarańczowe drzwi. Może dla nich to była zwykła zabawa, ale ja nie należałam do osób, które angażują się w coś, co nie sprawia im radości. A aktorstwo, nawet takie amatorskie, jakie panowało w kółku teatralnym, nie należało do moich ulubionych zajęć. 

Wsuwając dłonie do kieszeni spodni, rozejrzałam się dookoła. Panowało tu małe zamieszanie. Nauczyciel, pan Walker, który był odpowiedzialny za sprawne funkcjonowanie kółka, oraz był opiekunem osób, które się na nie zapisały, siedział na środku parkietu, kartkując dokładnie scenariusz. Z tego, co usłyszałam za chwilę miały odbyć się pierwsze próby, a dziewczyny stojące w pobliżu mnie były delikatnie mówiąc podekscytowane tym, że prawdopodobnie któraś z nich dostanie rolę Julii. Dyskretnie przewróciłam oczami, odwracając od nich wzrok. Większa grupa uczniów, nieco dalej, za panem Walkerem przygotowywała scenografię oraz kostiumy. Z miejsca, w którym stałam widać było, że wkładają w to całe swoje serca. Potem zauważyłam jeszcze osoby, które powtarzały odpowiednie kwestie, starając się wyrazić przy tym dobrane emocje. To naprawdę nie było zajęcie dopasowane do mojej osoby. Nie umiałam grać, nie potrafiłam zagrać, czy wcielić się dobrze w daną postać. 

- Co Leo, robisz sobie nadzieje, że zostaniesz Romeo? - brunetka szturchnęła lekko naszego przyjaciela, śmiejąc się przy tym cicho.

- A co - uniósł głowę, a potem westchnął teatralnie - Już ją mam, zobaczysz, Red - dodał, poruszając zabawnie brwiami.

- Chciałabym cię w tym zobaczyć - wskazałam na osoby odpowiedzialne za kostiumy. Jedna z nich odwieszała na miejsce niebieski strój z bufiastymi spodniami, o wieszak zahaczono kartkę z napisem 'Romeo'. 

- Wyglądałbym lepiej niż ty przez całe swoje życie - rzucił zgryźliwie, przez co pokręciłam głową śmiejąc się cicho. Docinki i dogryzanie sobie było u nas na porządku dziennym. 

- Nie przesadzaj - mruknęłam w końcu - Nadal nie wiem, co ja tu robię - dodałam, siadając na parkiecie w wolnej części sali. 

- Jak to, co. Szlifujesz swoje umiejętności aktorskie - stwierdziła Red, układając swoją głowę na moich udach - Obudź mnie, gdy będzie kolej tego pajaca - dodała, zamykając powieki. Mówiąc 'pajac', miała oczywiście na myśli Leo. 

- Kac morderca nie ma serca - burknął, sięgając po jeden z scenariuszy, nie używanych przez nikogo. Otworzył go mniej więcej po środku i zaczął czytać pod nosem. Rozejrzałam się znowu dookoła, a potem wyjęłam z kieszeni telefon, chcąc jakoś zabić czas. Dopiero zaczęły się przesłuchania do ról, które były najmniej ważne. 

***

- Nie wierzę! Ja w to nie wierzę! - patrzyłam się tępo na swój scenariusz z zaznaczoną przez kogoś kolorowym pisakiem, moją rolą. Tak, dostałam rolę. 

- Nie narzekaj, mogło być gorzej - Red poprawiła włosy, a potem wsunęła swój plik kartek do tylnej kieszeni spodni - Nie sądziłam, że wplączą nas w to na poważnie - dodała, ciesząc się najmniej z postaci, jaką miała zagrać. Po krótkiej kłótni z jedną z dziewczyn i kilku namowach pana Walkera, Red zgodziła się zostać Panią Monteki. 

- Ja też nie - pokręciłam głową nie wierząc, że zostałam Martą. 

- Dramatyzujecie, będzie fajnie, tylko nie chcecie w to uwierzyć - Leo wszedł pomiędzy nas dwie i objął swoimi ramionami nasze szyję. W jednej wszystko to, co mieliśmy zrealizować w najbliższych tygodniach. 

- Zamknij się już, Romeo - poprosiła brunetka, uprzedzając mnie samą. Devries dostał główną męską rolę, nie wiem jakim cudem, ale dostał. 

- Jesteś po prostu zazdrosna - stwierdził, śmiejąc się cicho - Byłyście w lepszych humorach, gdy tu przyszliśmy - dodał, gdy zatrzymaliśmy się przy swoich szafkach. 

- Nie mam ochoty marnować swojego wolnego czasu na próby, przymiarki kostiumów i tych innych pierdół związanych z teatrem - przyznałam szczerze, odkładając niepotrzebne mi już książki - To wy powinniście się cieszyć - spojrzałam na nich, a potem zatrzasnęłam szafkę, wkładając kluczyk z powrotem do torebki.

- Michael nie będzie szczęśliwy z powodu, że zacznę spędzać w szkole jeszcze więcej czasu - mruknęła Red - No trudno, przeżyje to - dodała, wzruszając ramionami. Byłam pewna, że uszanuje, a może nawet ucieszy się z faktu, że jego dziewczyna dostała rolę w szkolnej sztuce. 

- Jeszcze mniej czasu na poranne, szybkie numerki? - zachichotał Leo, a ja przewróciłam oczami. Czemu był taki złośliwy dzisiaj?

- Jesteś niemożliwy - spojrzała na niego z lekkim obrzydzeniem, ale przypuszczałam, że w duchu się z nim zgodziła. Widać było, jak bardzo się kochali, więc wyrażali to na różne sposoby. Pewnie najczęściej poprzez seks. Uśmiechnął się w jej stronę słodko, a potem uderzył w swoją szafkę w odpowiednim miejscu, aby się otworzyła. Wrzucił do niej, to co już mu się nie przyda dzisiejszego dnia i ją zamknął. 

- Spadam na trening - oznajmił, przeczesując szybko palcami włosy - Do zobaczenia - dodał, żegnając się tym samym. Przybił jeszcze żółwika ze mną, a z Red piątkę i zaczął odchodzić. 

- Cześć - brunetka rzuciła mu na odchodne i oparła się o szafki, wystukując na klawiaturze numer Michaela - Jedziemy do mnie, chcesz się zabrać? - dodała, jednocześnie przykładając urządzenie do ucha.

- Nie będę wam przeszkadzać, poradzę sobie - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko. Pożegnałam się z nią poprzez przytulenie i po poprawieniu torebki odeszłam w zupełnie innym kierunku, niż zrobił to Leo. 

Idąc w kierunku głównego wyjścia ze szkoły, szukałam słuchawek. Jak zwykle je gdzieś zapodziałam, nie zapamiętując, którą kieszeń do tego wybrałam. Westchnęłam cicho, w końcu je znajdując. Były całe splątane, więc mogłam zająć czymś palce. Jedyne, co było gorsze od splątanych słuchawek, to poplątane światełka na choinkę. Po uporaniu się z tym niewielkim problemem, przekroczyłam próg, od razu tego żałując. 

Padało, co ja gadam, leciało z nieba jak z jakiegoś cebra, nie pozostawiając na nikim i na niczym suchej nitki. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam mokre ulice, bo deszcz raczej nie zagląda tu za często, ale widocznie już się stęsknił. Wycofałam się szybko za drzwi, zastanawiając się, co zrobić. Nie chciałam się wracać do Red i informować ją, że zmieniłam plany, bo pogoda nie pozwoliła, abym wróciła na piechotę do domu. Następnie spojrzałam zegarek. Pomyślałam, że może udałoby mi się dotrzeć tam autobusem, ale najbliższy był za godzinę. Nie chciało mi się tyle czekać, więc skrzyżowałam dłonie na piersi, zastanawiając się, co zrobić. 

- Raz się żyje... - mruknęłam sama do siebie, otulając się szczelniej tym, co miałam na sobie. Wzięłam głębszy wdech, wychodząc z powrotem na zewnątrz. Duże krople zaczęły uderzać o moje ramiona, powodując nieprzyjemne uczucie. Bluzka przykleiła mi się do ciała w ciągu, może kilkudziesięciu sekund. Włosy pozlepiały się w grube pasma, wyglądałam jak kot, który wpadł do wody wbrew własnej woli. 

Kałuże, jakie przeskakiwałam były dosyć duże, przez co zdarzyło mi się w kilka wpaść. Po parunastu minutach takiej wędrówki czułam narastające zimno, modliłam się w duchu, aby się nie rozchorować. 

- Wsiadaj. 

~*~

Co sądzicie? Mam nadzieje, że polubiliście Leo xD
Komentujesz = Motywujesz xoxo

All the love, Red x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top