16.

Młody wilkołak biegł ile tchu, wbiegł w boczną uliczkę i skręcał w różne strony połączonych na skrzyżowaniach innych uliczek by zgubić Bell. Ale ona była tuż za nim wyraźnie wyczuwając jego zapach. Dość daleko za nią podążali jej bracia i Ketch, nie byli tak szybcy, a do tego znacznie szybciej zaczęli się męczyć ciągłym biegiem, który wydawał się dla nich że jeszcze bardziej przyspiesza, a oni zostają coraz dalej w tyle.

Wilkołak wbiegł w długą uliczkę, która była zablokowana przez trzy metrowe zamknięte na kłódkę ogrodzenie z metalowej siatki. Ale nie zwolnił tylko wskoczył na kontener z śmieciami przy siatce i wybił się w górę. Bez problem przeskoczył ogrodzenie, lądując po drugiej stronie nie oglądając się w tył zaczął biec dalej i skręcił następnie w prawo w kolejną uliczkę. Bell przyspieszyła bieg i poszła w ślady wilkołaka. Przeskoczyła ogrodzenie przy pomocy kontenera i gładko wylądowała na ziemi. Szybko pobiegła za róg gdzie zniknął ciemnowłosy.

Sam, Dean i Arthur zdyszani zatrzymali się przy siatce. Dean klnąc pod nosem chciał zacząć wspinać się po siatce, ale Ketch go zatrzymał. Szatyn wyjął pistolet za paska i przestrzelił kłódkę, która po chwili upadła na ziemie z charaktrystycznym brzdękiem. Otworzyli przejście i przeszli przez nie wtedy usłyszeli głośny skowyt.

-Dorwała go.- powiedział zadowolony Dean. Zarówno Sam jak i on wiedzieli że ten dźwięk nie mógł należeć do ich siostry, rozpoznali by gdyby to był odgłos wydany przez nią.

-Skąd możesz wiedzieć?- zapytał Ketch.

-To nasza siostra, znamy ją najlepiej.- wtrącił Sam.

Zza rogu wyłoniły się dwie postacie. Bell ciągnęła siłą za kołnierz kurtki próbującego się uwolnić chłopaka. Wilkołak nie miał szans z jej żelaznym uściskiem. Szedł potykając się o własne nogi, która jedna z nich krwawi. Bell nie patyczkowała się z nim, zraniła go swoimi pazurami w ramie oraz nogę. Przytaszczyła go i rzuciła na ziemie. Wilkołak upadł i ukląkł tuż przed jej braćmi i Ketch'em.

Ketch wyciągnął srebrny nóż i z satysfakcją zbliżył się do chłopaka, który spojrzał na niego z pogardą i wstrętem. Arthur złapał go za włosy do góry i zamachnął się by wbić mu ostrze w serce.

-Robienie tego ręcznie jest przyjemniejsze.- powiedział, ale za nim wykonał ruch Bell złapała go za ramie i odciągnęła do tyłu.

-Stój.- rozkazała. Ketch spojrzał na nią zdziwiony i wyrwał się z jej uścisku.

-To potwór. Trzeba go zabić.- powiedział ozięble bez współczucia. Bell skrzywiła się, jeszcze nie widziała go takim. Gdy pracowali razem w większości broń wykonywała za nich prace, rzadko kiedy dochodziło by robić coś ręcznie jak tym razem. Bell pomyślała, że skoro sama jest potworem to czy Ketch też bez krzty zawahania zabiłby ją jak chciał zabić tego chłopaka gdyby kogoś skrzywdziła.

-Wiem.

-Wiec czemu nie pozwalasz mi tego zrobić?- w jego głosie dało się wyczuć złość i irytacje.

-Powiedz to.- Bell zwróciła się do klęczącego wilkołaka.

-Co ma powiedzieć?- zapytał Sam. Bell podejrzewała, że ten wilkołak nie mógł być sam. Gdyby był jakiś inny łowca dawno by go załatwił, a on jest zbyt młody i najwyraźniej mało doświadczony wiec jest ktoś jeszcze, ktoś kto mu pomaga.

-Wal się.- wydyszał chłopak. Bell podeszła do niego gwałtownym krokiem i wbiła swoje pazury w krwawiące ramie wilkołaka. 

-Powiedz!- warknęła mu w twarz, ale ten nic nie powiedział. Bell jeszcze mocniej wbiła pazury po czym uderzyła go dwukrotnie pięścią w twarz. Chłopak splunął krwią i jęknął z bólu gdy Bell poruszyła pazurami w jego ramieniu. Ketch był pod wrażeniem okrucieństwa Bell i tym jak mądra ona jest. Gdyby nie ona zabili by tego wilkołaka myśląc że to koniec.

-Dobrze, powiem!- wykrzyknął chłopak. Bell odsunęła się od niego chowając swoje pazury.

Wilkołak przyznał, że jest ich więcej. Szeryf i pani burmistrz, to oni go przygarnęli i zaopiekowali gdy jakiś łowca zabił mu rodziców gdy był młodszy.

~~~~

Zabrali go do motelu i przyczepili kajdankami do metalowej rury przy ścianie by nigdzie nie uciekł.

-Ktoś musi z nim zostać.- powiedział Dean.

-Ja mogę, myślę że poradzicie sobie. Jeżeli jeszcze coś z niego wycisnę dam wam znać.- powiedziała Bell. Reszta skinęła głowami i zaczęła przygotowywać się do akcji.

Muszą zaatakować teraz żeby nie wzbudzić podejrzeń że chłopak zniknął. Pani burmistrz i szeryf od razu zrozumieli by o co chodzi dlatego muszą ich zaskoczyć. Z tego co mówił chłopak powinni być teraz oboje w domu pani burmistrz. Wiec tam się wybiorą.

-Uważajcie na siebie.- powiedziała Bell gdy trzej mężczyźni zaczęli wychodzić.

-Dobrze wiesz, że ciężko mnie zabić.- powiedział Dean i potargał włosy na jej głowie po czym jako pierwszy wyszedł z pokoju.

-Ty też uważaj.- Sam posłał jej zatroskany uśmiech i wyszedł na zewnątrz, on zawsze najpierw martwi się kimś później sobą.

-Nie daj się zabić.- Bell chciała w jakiś niezbyt oczywisty sposób pokazać Ketch'owi, że zależy jej na tym by wrócił w jednym kawałku.

-Postaram się.

Chwile patrzyli na siebie w milczeniu dając do zrozumienia temu drugiemu by na siebie uważał, po czym Ketch wyszedł z pomieszczenia i dołączył do braci.

Bell usiadła przy stole i oparła się o krzesełko, na którym zawiesiła swoją kurtkę. Może jednak powinna z nimi jechać? Przynajmniej w ten sposób miałby na nich oko. Mogłaby po prostu zabić tego wilkołaka i pojechać za chłopakami, a nie bawić się w porywaczy na wszelki wypadek gdyby coś poszło nie tak.

Tkwiła kilka minut pochłonięta swoimi myślami, aż do momentu kiedy odezwał się wilkołak.

-Poważnie, jesteś pieskiem łowców? Jakie to żałosne.- powiedział z pogardą, Bell spojrzała na niego marszcząc brwi, nienawidziła gdy ktoś określał ją jako psa.

-Zamknij się albo pożałujesz.- warknęła, ale chłopak nie zraził się tylko posłał jej cyniczny uśmiech.

-Zastanawiam się tylko jak ta relacja działa. Jesteś potworem jak ja. Jesteś ich pupilkiem? A może dajesz im dupy, co? Może mają chore...

-Stul pysk!- warknęła czując jak wściekłość buzuje jej w żyłach.- Ten blondyn i wielkolud to moi bracia.

-A ten trzeci?

-Przyjaciel.- zawachała się.

-Ha!- parsknął.- Nie rozśmieszaj mnie. Widać, że jest coś miedzy wami, te wasze spojrzenia. Oh, miłość bestii z człowiekiem.- powiedział z chorą słodkością.- Tylko zastanawiam się które z was jest większym potworem, prawdziwym zabójcą. Uwierz mi skarbie nie sądzę żebyś to ty w tym związku była bestią, raczej jesteś tą piękną.- Bell odwróciła się i nie chciała dalej dyskutować z nim.- Zastanawiałaś się nad tym, prawda? Oczywiście, że tak. Kto z was ma więcej krwi na rękach?- stwierdził.- Pierwszy raz osobiście spotkałem blutbad. Słyszałem wiele legend o was... Podobno we wczesnych początkach w Europie blutbad byli czczeni jak bogowie. Ludzie uważali takich jak ty za bogów śmierci i sprawiedliwości. Blutbad potrafili wyczuć zło od człowieka, podobno zabijali grzeszników, winnych. Ludzie się ich bali, ale szanowali za to że oczyszczają świat ze zła, nie wiem ile z tego jest prawdą. Ale powiedz mi Bell, czy potrafisz to wyczuć? Bo wydaje mi się że tak. Ten Ketch, czy jak mu tam, nie jest dobrym człowiekiem, sam potrafię to wyczuć wiec tym bardziej ty to wiesz. No dalej czemu ze mną nie porozmawiasz? Czyżby prawda bolała? 

-Jeżeli się nie zamkniesz, odstrzelę ci łeb.- warknęła Bell i wstała od stołu. Szybko weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. 

Odkręciła kran i opłukała chłodną wodą twarz. Ten wilkołak najwyraźniej dobrze się bawi drażniąc się z nią. Jednak to co powiedział dało jej dużo do myślenia. Nie wiele dowiedziała się o istotach takich jak ona. A ten wilkołak coś wiedział i to jak powiedział że pierwszy raz poznał osobiście blutbad, wyglądało to jakby już wcześniej miał z nimi do czynienia, słyszał o nich. I to co powiedział o Ketch'u, Bell czuła że jest niebezpieczny, inni z BMOL też tak twierdzili. Brunetka westchnęła i wytarła twarz w ręcznik. Nie może dać się wyprowadzić z równowagi temu wilkołakowi.

Wyszła z łazienki i zamarła w miejscu, ten chłopak zniknął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top