10.

Bell zadzwoniła do Mick'a i poprosiła o spotkanie, powiedziała mu że zastanawiała się nad jego słowami o współpracy i chciałaby z nim o tym porozmawiać. Umówili się by spotkać się w barze.

Brunetka zaczęła się niecierpliwić, choć minęło dopiero 5 minut po czasie ustalonej godziny spotkania. Zaczęła się trochę denerwować oraz zastanawiać czy aby na pewno słusznie postępuje. Idzie na ślepo wiec może wpaść w niezłe gówno, nie wiadomo czy w tych idealnych słowach nie ma ukrytych haczyków ostrych jak brzytwa przez co można się skaleczyć. Może wcale nie mają dobrych zamiarów i chcą tylko uśpić ich czujność? Jak z typowego filmu o kosmitach, że niby przybywają w pokoju a później próbują zabić całą ludzkość.

Do baru wszedł mężczyzna w skórzanej kurtce. Bell poczuła niewyraźny zapach cynamonu zmieszany z wodą kolońską, znała tą mieszankę, za pierwszym razem gdy go spotkała nie mogła wyrzucić z głowy tego przyjemnego zapachu. Nie musiała się odwracać by wiedzieć, że kieruje się w jej stronę i nawet nie spojrzała na niego gdy ustał tuż obok jej stolika.

-Miałam spotkać się z Mick'em nie z tobą.- Bell nie miała zamiaru zgrywać miłej dla niego. Mimo że jej się spodobał, próbowała to zwalczyć wiedząc że to nie jest tym człowieka, który kocha szczerze i na zawsze, a w chwilowe związki dla zabawy nie ma zamiaru się pchać. Nie lubi takich zagrywek, miłość i oddanie stoi na pierwszym miejscu dla niej oraz jest ważnym budulcem w tworzeniu relacji. A nie pieprzenie się parę razy albo tylko na jedną noc. Preferuje raczej staroświeckie związki, jak być z kimś to na poważnie i bez głupich gierek. Nie chce później cierpieć przez złamane serce. A była już w podobnej sytuacji z pewnym aniołem. Zanim doszło miedzy nimi do czegoś więcej zginął by pomóc wydostać się Castiel'owi z wiezienia w Niebie. On nie rozumiał do końca ludzkich uczuć, ale widać było że starał się je pojąć dla niej, ale niestety nie udało im się.

-Jak zawsze ciepłe powitanie z twojej strony.- powiedział z sarkazmem Ketch.

-Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.

Bell wstała od stołu nadal nie obdarzając go swoim spojrzeniem, ale żelazny uścisk na jej nadgarstku zatrzymał ją i zmusił by spojrzała na niego. Ich oczy się skrzyżowały, a brunetka poczuła dziwny dreszcz z domieszką ekscytacji nie mogąc oderwać spojrzenia od jego oczu.

-Myśle że będę w stanie być tak samo przekonujący jak pan Davies, a może nawet bardziej.- druga cześć zdania zabrzmiała w jego jak obietnica.- Niestety Mick'owi wypadło coś ważnego w ostatniej chwili i przysłał mnie.

-Niech będzie. Wykorzystaj swoją szanse.- odpuściła czując determinację od niego.

Ketch puścił jej nadgarstek, który mimo że trzymał mocno jego uścisk był jednocześnie delikatny. Usiedli przy stole na przeciw siebie. Po chwili podeszła do nich młoda kelnerka i spytała co im podać.

-Whisky poproszę.- powiedział Ketch utrzymując swoje spojrzenie na siedzącej przed nim dziewczynie, a raczej bestii, która z jakiegoś nie zrozumiałego dla niego powodu zainteresowała go, przecież zabija takie istoty, a jednak w tej chwili siedzi tu z nią i jest gotowy do współpracy. Dostał za zadanie rekrutować Wichester'ów, w tym również ją, a może szczególnie ją. Blutbad to niezwykła istota, nie taka jak inne potwory. Potrafi być ludzka i nie łaknie krwi ani ludzkiego mięsa. A Brytyjskim Ludziom Pisma przyda się ktoś taki po ich stronie.

Kelnerka zapisała w notesie zamówienie Ketch'a przyglądając mu się z westchnieniem. W garniturze wygląda świetnie, ale w skórze wydaje się bardziej drapieżny i seksowny. Nic dziwnego że kelnerce się spodobał, ale on nie wydał się być nią zainteresowany.

-Tequile z limonką.- Bell zwróciła się do kelnerki, ta mruknęła coś pod nosem i zapisała zamówienie w notesie po czym posłała w stronę mężczyzny zalotny uśmiech i poszła. Bell wywróciła oczami, dziewczyna nawet nie zwróciła uwagi na nią, tak bardzo była zajęta pochłanianiem swoim wzrokiem Ketch'a.

-Dobry trunek, ale osobiście wole staroświecką whisky.

-Nie przyjechałam tu rozmawiać o alkoholu.

-Chciałem tylko rozluźnić atmosferę by nie była zbyt formalna. Wiec co chcesz wiedzieć? Myśle że masz pytania.

-Jedno, najważniejsze. Jak ma wyglądać "ta współpraca"- brunetka zrobiła palcami cudzysłów w powietrzu. Ketch uśmiechnął się delikatnie.

-To proste...

Wyjaśnił jej jak to ma mniej więcej wyglądać. Bedzie dostawała od nich potrzebne środki i będą zlecać jej polowania, które będą wyszukiwać dla niej dzięki swoim specjalistom od infiltracji w terenie. Oczywiście musi zdawać im raporty po wykonanej pracy, jak przebiegła itp. Dość szybko jej to wyjaśnił bo gdy skończył kelnerka podeszła do nich z ich napojami.

-Przemyśle to jeszcze raz i dam znać.

-Mam nadzieje, że pozytywnie.

-Proszę.- kelnerka z zalotnym uśmiechem postawiła przed Ketch'em jego alkohol, ale nie zwrócił na nią uwagi. Kobieta zirytowała się, widać że jest bardzo atrakcyjna, i najwyraźniej nie przywykła do tego że mężczyźni ją olewają. A do tego gdy spojrzała na Bell pomyślała jak taki mężczyzna może być zainteresowany kimś takim. Widocznie znoszona skórzana kurtka, czarna koszulka z czaszką, tego samego koloru dżinsy z artystycznymi przetarciami. I wcale piękna nie jest, może z wyjątkiem koloru jej oczu, które mają niezwykle głęboki odcień szmaragdu. Gdy stawiała napój Bell niby przypadkowo wylała ciecz na jej spodnie.

Bell podskoczyła do góry zaskoczona.

-Co ty do cholery robisz!- warknęła na nią. Z furią spojrzała na kelnerkę, która od razu zaczęła przepraszać, że to było przez przypadek, ale w jej głosie wcale nie było słychać skruchy ani tym bardziej szczerości. Bell zacisnęła mocno pieści walcząc z ochotą uderzenia ją w tą idealną twarz, która pokryta jest toną mocnego makijażu. Od samego początku zachowanie tej najwyraźniej mającej o sobie wysokie mniemanie kelnerce irytowało Bell. Kobieta poszła szybko mówiąc że idzie na zaplecze po ręcznik, ale tak na prawdę ona nie ma zamiaru do nich wracać.

-Cholera.- westchnęła brunetka. Ketch wstał i wziął z stolika jedną z serwetek leżących w ozdobnym koszyczku. Okrążył stół i bez żadnego ostrzeżenia czy pozwolenia pochylił się by zacząć wycierać mokrą plamę na prawym udzie Bell.

Brunetka poczuła jak gorące robią jej się policzki i zawstydzona szybko odsunęła się od niego prawnie wywracając się do tyłu przez stojące za nią krzesełko.

-Nie trzeba.- powiedziała rumieniąc się gdy Ketch z kolejną serwetką chciał się do niej zbliżyć.

-Chciałem tylko pomóc.- powiedział z niewinnym uśmiechem. Przez myśl przeszło mu że Bell uroczo wygląda z tymi rumieńcami.

-Ta, a teraz wszyscy się na nas patrzą.- fakt, ludzie zaciekawieni zwrócili uwagę na całą akcje przez co Bell zestresowała się, nigdy nie lubiła być w centrum uwagi. Wtedy zawsze łatwo popełinć jakiś błąd i ludzie dowiedzą się czym jest.- Ja... już pojadę sobie... Dam znać... ta... to do zobaczenia.- zaczęła plątać się w swojej wypowiedzi po czym jak najszybciej mogła wyszła z budynku.

Kopnęła napotkany po drodze śmietnik gdy szła na parking aby jakoś się wyżyć. To nie tak miało wyglądać, całkowicie się skompromitowała przez co Ketch raczej zrezygnuje z poznania jej bliżej, choć w sumie to nawet jest jej na rękę. Tylko czemu nie może zapomnieć dotyku jego dłoni na swoim ciele? Poczuła dziwną ochotę by jeszcze raz ją dotknął. Przeklneła się za takie myśli i wsiadła na swój motocykl.

~~~~

Nadal rozjuszona po sytuacji w barze weszła do bunkra.

-I jak spotkanie? Coś ciekawego mówił Mick?- zapytał Sam. Ale gdy przyjrzał się swojej siostrze zmarszczył brwi.- Czemu masz mokre spodnie?

-Kto ma mokre spodnie?- do pomieszczenia wszedł Dean.- A tobie co? Wyglądasz jak dojrzały pomidor, który chciałby kogoś zamordować, a do to ma mokre gacie.- zaśmiał się blondyn.

-To nie jest śmieszne Dean!- powiedziała ostrzegawczo. Dean spoważniał gdy zobaczył smutek w oczach swojej siostry.

-Co się stało?- zapytał zmartwiony.- Mick coś zrobił? Jeśli tak zatłukę drania.

-Nawet go nie było.- powiedziała po czym opadła na krzesełko i położyła ramiona i twarz na stole sfrustrowana, tak że włosy ułożyły się wokół jej głowy zasłaniając całkowicie twarz.- Ludzie potrafią być okropni.- powiedziała trochę niewyraźnie.

-To wiadomo od dawna. Ale co się stało?- zapytał Sam siadając obok niej i zaczął gładzić ją po włosach, to zawsze działa na nią uspokajająco. Bell podniosła głowę i oparła policzki na dłoniach podpierając się na łokciach o stół.

-Głupia kelnerka wylała specjalnie na mnie napój bo gdy zarywała do Ketch'a nie zwracał na nią uwagi tylko gapił się na mnie i ludzie zaczęli się gapić gdy próbował wytrzeć moją plamę, a ja prawie wywaliłam się przez krzesełko.- powiedziała na jednym wdechu wyrzucając to wszystko z siebie.

-Wow, powoli bo nie nadążam. Przecież miałaś się spotkać z Mick'em.- powiedział niczego już nie rozumiejąc Sam.

-Zaraz - powiedział Dean chwile coś analizując po czym gdy załapał wykrzyknął.- Ten palant cie obmacywał?!

-Co? Nie! On tylko... chciał pomóc.

-Stój i zacznij od początku.- poradził Sam.

-Ketch przyjechał bo Mick'owi coś nagle wypadło. Jak dla mnie to dziwny zbieg okoliczności.

-A co z tą kelnerką?

-Oblała mnie bo Ketch nie zwracał uwagi na jej flirt i najwyraźniej postanowiła się na mnie wyżyć. Pusta suka.- bąknęła Bell. Nigdy jakoś specjalnie nie była lubiana przez ludzi wokoło. Zawsze ktoś się trafiał kto zadawał swoim zachowaniem czy słowami jej ból, obrażając ją. Czy na prawdę jest taka okropna że ludzie jej nie trawią? Bo co niby zrobiła tej kelnerce? Nic, to nie jej wina że Ketch nie był nią zainteresowany, choć ją to zdzwiwiło bo ta kelnerka była bardzo ładna. Więc o czym, a raczej o kim, myślał Arthur gdy próbowała go poderwać?, pomyślała Bell.

-Wyrażaj się.

-Ale co ja poradzę że zachowała się jak wredna dzi...- nie dokończyła wulgarnego określenia bo Sam spojrzał na nią znacząco, zawsze musiał pouczać ją jeśli chodzi o maniery.- Ale zanim nastąpiła ta akcja z napojem zdążyłam porozmawiać z Ketch'em o współpracy, mam się zastanowić i mu dać znać czy w to wchodzę.

-A wchodzisz w to?

-Tak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top