1.
Sam i Dean idąc wydeptaną dróżką przez las rozglądają się uważnie gotowi do obrony gdyby coś ich zaatakowało. Niestety nie mogli jechać dalej samochodem, który zostawili przy lesie. Droga, którą idą jest zbyt wąska i wygląda jakby ktoś wyjeździł ją dwukołowym pojazdem, takim jak na przykład motor.
Dostali jasne wskazówki od Bobby'ego odnośnie miejsca docelowego. Mają znaleźć przyczepę kempingową w środku głuszy, którą zamieszkuje Bell Blake. Ma ona pomóc braciom z potworem, na którego polują. Nigdy jeszcze nie spotkali się z taką kreaturą, a podobno dziewczyna będzie mogła im pomóc bo nawet Bobby nie wiem z czym mają do czynienia.
W końcu doszli do niewielkiej polanki, na której środku znajduje się przyczepa. Stoi na ziemi bez opon tylko na cegłach. Pojazd jest nie duży i widać że już tu trochę stoi. Biały niegdyś kolor zszarzał i w niektórych miejscach lakier zaczął odpadać, a na jego miejscu pojawiać rdza. Do przyczepy przyczepiony jest sznurek, na którym wiszą ubrania, obok stoi duży plastikowy baniak. Troche dalej jest ślad po niedawno palącym się ognisku przy którym leży kłoda, prawdopodobnie do siedzenia. Jest też ledwo stojąca niewielka budowla. Prostokątna chatka bez jednej ściany ukazuje znajdujący się tam motor, który widać że przeszedł swoje.
Bracia podeszli do przyczepy rozglądając się. Dean bez żadnych ceregieli chwycił za klamkę od drzwi i mocno ją szarpnął, ale ta ani drgnęła.
-Dean, co ty robisz?- jego młodszy brat spojrzał na niego gniewnie. Blondyn wzruszył ramionami.- Mógłbyś chociaż zapukać.- westchnął długowłosy zachowaniem brata.
-Tak czy siak, nikogo nie ma.- blondyn spróbował zajrzeć przez okna do środka, ale niestety widok zakrywają ciemne zasłony.
-Czyli musimy poczekać.
Bracia krążyli po terenie przez kilka minut cierpliwie czekając, choć Dean zaczął już się irytować, nigdy nie był zbyt cierpliwy w porównaniu do jego brata.
Nagle usłyszeli skowyt, a w krzakach coś się poruszyło. Szybko wyjęli broń i ją odbezpieczyli. Z zarośli powoli zaczął wyłaniać się czarny wilk z brudnym od krwi pyskiem. Przeszedł kawałek w stronę blondyna, ale zatrzymał się widząc jak celuje bronią. Wilka zaczął warczeć na mężczyzn i ustawił sie w pozycji obronnej.
-Dean stój.- powiedział spokojnie Sam gdy blondyn chciał pociągnąć za spust, szatyna opuścił i schował swoją broń, Dean spojrzał na niego zdziwiony jego zachowaniem.- Pamiętasz co Bobby mówił, pod żadnym pozorem nie możemy strzelić do czarnego wilka.
Blondyn chwile się zastanawiał przypominając sobie że Singer faktycznie tak powiedział, a raczej brzmiało to jak prośba i błaganie. Starszy z braci nie chętnie opuścił broń. Zwierze nie widząc zagrożenia przestało warczeć i zaczęło wpatrywać się z zainteresowaniem w Sam'a.
-Chyba ma na ciebie ochotę.- zażartował blondyn widząc reakcje wilka, brat spojrzał na niego zaciskając usta od komentowania jego poczucia humoru.
-Nie chcemy cie skrzywdzić, Bobby nas tu przysłał.- zaczął powoli podchodzić w stronę wilka z uniesionymi dłońmi. Zwierze przekręciło głową na imię wspomnianego łowcy. Dean widząc reakcje wilka powtórzył imię.
-Bobby Singer.- wilk tym razem spojrzał na niego.- Bobby.- mężczyźni byli zaskoczeni jak wilk reaguje na to, jakby cieszył się że to słyszy i staje się bardziej ożywiony.
Sam będąc dość blisko stworzenia zauważył jak piękne wilk ma oczy, jasno zielone jak dojrzałe jabłko i są tak bardzo ludzkie. Sam już był pewien kim jest ten wilk, uśmiechnął się w stronę zwierzenia wyciągając w jej stronę rękę.
-Nie bój się nas Bell, potrzebujemy twojej pomocy.
Sam prawie dotknął puchatej sierści, ale wilk słysząc imię zerwał się z miejsca i uciekł błyskawicznie miedzy krzaki.
-No i widzisz co zrobiłeś.- jęknął blondyn.- Zaraz czemu powiedziałeś do tego wilka Bell?
-Jak myślisz dlaczego?- odpowiedział mu pytaniem, ale widząc że brat nadal nie załapał dodał- Ten wilk to Bell Blake.
Blondyn na moment się zawiesił trawiąc słowa Sam'a.
-Co?!- wybuchnął gdy w końcu zrozumiał.- Czemu Bobby wcześniej tego nie powiedział?!
-Zamknij się, idioto. Może dlatego że wtedy nie przyszlibyśmy tu chcąc jej pomocy.
Blondyn chciał dalej wykłócać się z bratem, ale coś wybiegło z krzaków z krzykiem i rzuciło się na niego powalając na ziemie. Dean nawet nie miał szans zareagować jak dwie niewielkie dłonie zacisnęły się na jego gardle miażdżąc je. Czarnowłosa dziewczyna na miej więcej na 20 lat bez problemu obezwładniła go siedząc na nim okrakiem. Jej długie włosy opadły na twarz blondyna. Szarpał się z nią, ale ta nawet tym się nie przejęła.
-Sammy... kurwa! Pomóż!- wychrypiał blondy próbując złapać oddech.
Młodszy Winchester doskoczył do nich próbując odciągnąć czarnowłosą od brata, ale z marnym skutkiem. Dziewczyna zamachnęła się uderzyła go za całej siły tyłem głowy tak że szatyn z łomotem łapiąc się za twarz upadł na ziemie, uderzenie aż go przymroczyło.
-Jestem... Dean... Winchester!- wykrzyknął blondyn nadał próbując się uwolnić.
Czarnowłosa zesztywniała i błyskawicznie zeszła z blondyna puszczając go. Ten zaczął oddychać głęboko łapiąc łapczywie powietrze.
-Przepraszam.- wyjąkała dziewczyna obejmując ramiona i je masując. Zrobiło jej się okropnie przykro i głupio, zawstydzona opuściła głowę kuląc się w sobie.- Przepraszam.- powtórzyła płaczliwym głosem.-Jesteście cali?- zapytała zerkając niepewnie najpierw na Sam'a, który wstał powoli trzymając się za zakrwawiony nos, po czym z okropnym poczuciem winny spojrzała na Dean'a który wił się na ziemi oddychając już normalnie.
-Cholera. Dziewczyno ależ ty silna.- wysapał patrząc na nią i wstawając z ziemi.
-Przepraszam was.- wyjąkała opuszczając ponownie wzrok.
-W porządku nic nam nie będzie.- powiedział uspokajająco Sam.
-Mów za siebie.- blondyn jęknął masując obolałą szyje.- Bedą siniaki.- powiedział pod nosem, ale dziewczyna to usłyszała.
Sam spojrzał na brata mordując go spojrzeniem. Blondyn nic niezrozumiał do puki szatyn nie wskazał głową dziewczyna, która była już blisko płaczu. Blondynowi zrobiło się głupio.
-Przeżyje.- wysilił się na łagodny uśmiech w jej stronę.- Chyba masz tu coś.- blondyn wskazał palcem swoje usta dając do zrozumienia czarnowłosej że ma coś w kącikach swoich ust, była to czerwona plama. Dziewczyna błyskawicznie wytarła ją rękawem bluzy.
-Polowałam.- powiedziała zdawkowo informując ich co robiła, ale chłopcy spojrzeli po sobie zaniepokojeni. Widząc ich niespokojne miny wyjaśniła szybko- To krew pumy.
Dean skinął głową lekko ją przekrzywiając w bok i krzywiąc się gdy wyobraził sobie jak ta krucha i niska dziewczyna, która ledwo sięga 1,60 m, zjada pumę.
-Ohyda.- skomentował.
-Nic lepszego tu nie ma.- powiedziała już trochę rozluźniona.- Może wejdziemy do środka?- zaproponowała, chłopcy skinęli głowami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top