Rozdział szósty
Anabelle
Bałam się.
Najzwyczajniej w świecie się bałam. Nieświadomie chciałam nawet zawrócić z powrotem do domu i schować się jak małe dziecko w szafie, aby przeczekać to co ma nadejść. Wiedziałam jednak, że nie mogę uciec. Tym bardziej, że siedziałam w aucie, które jechało z zawrotną prędkością, a ja byłam przypięta pasami. Mogłam tak naprawdę spodziewać się wszystkiego. Możliwe, że niepotrzebnie się nakręcałam, ale z każdą chwilą wymyślałam coraz to nowe (i gorsze) scenariusze. Emocje powoli opadały, a ja miałam dziwne wrażenie, że zaczynam dopiero teraz być prawdziwą mną. Nie odzywałam się ani słowem do siedzącego po mojej prawej stronie wampira. On też nic nie mówił. Jechaliśmy w milczeniu co zaczynało mnie nieco przytłaczać. Na usta cisnęło mi się wiele słów, ale nie byłam w stanie ich wypowiedzieć. Podświadomie czułam też, że będzie lepiej jeśli nie będę się odzywała. Drżałam na samą myśl o tym co może się stać, kiedy dotrzemy już na miejsce. Sama droga wydawała mi się ciągnąć w nieskończoność. Parę razy nawet otwierałam usta, żeby się zapytać jak długo jeszcze będziemy jechać, ale w ostatniej chwili się powstrzymywałam.
Odwróciłam głowę w stronę okna, aby tylko nie patrzeć na bruneta. Z jednej strony czułam, że zachowywałam się dziecinnie. Co takiego niby mogłoby się wydarzyć, kiedy już dotrzemy na miejsce? Prawda była taka, że nie wiedziałam nic o Alexandrze, ani o jego zamiarach wobec mnie. Zostawiłam rodziców, którzy zamiast chcieć mnie ochronić przed złem sami wrzucili mnie w jego objęcia. Co prawda ojciec próbował chyba naprawić swój błąd, ale nie wyszło mu to wcale dobrze, a wręcz przeciwnie, a kiedy wychodziliśmy z domu widziałam przez okno znajdujące się w jadalni jak sam zasiada na kanapie, aby przeliczyć pieniądze, które dostał od mojego tymczasowego wybawcy. Starałam się myśleć pozytywnie, ale nie wiem czy w mojej sytuacji potrafiłabym długo to pociągnąć.
Wychodząc z domu wyszłam tak jak byłam ubrana w czarną sukienkę odsłaniającą plecy, a nic poza tym więcej nie wzięłam. Po prostu o tym nie pomyślałam. W tamtej chwili coś takiego jak zabranie najpotrzebniejszych rzeczy było dla mnie czymś zupełnie nieistotnym, a jedyny cel jaki się liczył to było wyjście z domu. Teraz tego pożałowałam. Jednak nie liczyłam na to, że Alexander będzie na tyle dobry, aby się zawrócić do domu i zaczekać, aż pozbieram to co będę chciała. Może, kiedy już dojedziemy, a ja poczuję się u niego pewniej spróbuję na ten temat z nim porozmawiać? W końcu nie będę mogła przez cały ten czas chodzić w tej jednej sukience, a poza tym byłam tylko człowiekiem, kobietą, którą miała również swoje potrzeby, ale nie spodziewałam się tego, że wampir będzie w stanie zrozumieć, że mogę czegoś poza podstawowymi rzeczami potrzebować. Im w końcu do życia była potrzebna tylko krew, a jedzenie nie zapewniłoby im przeżycia. Ja to przynajmniej rozumiałam w ten sposób. Możliwe, że było zupełnie inaczej, chociaż w to bardzo wątpiłam.
Zadrżałam, kiedy poczułam jego dłoń na swoim odsłoniętym kolanie. Przeniosłam spojrzenie na rękę wampira, która mocno się po chwili zacisnęła na moim ciele. Mogłam sobie tylko wyobrażać co takiego wampir myśli w tej chwili. Jego twarz pozostawała obojętna. Nie było widać żadnych emocji na przystojnej twarzy bruneta. Był jak zagadka, której rozwiązanie wcale nie będzie proste, ani przyjemne. A możliwe nawet, że należało do niemożliwych. Chciałam wiedzieć z kim mam do czynienia. Kim jest mężczyzna z którym spędzę bardzo możliwe, że resztę swojego życia? Poza imieniem i jego rasą nie wiedziałam niczego. Sprawiało to, że był bardziej pociągający, ale również ta tajemnica wokół niego nieco mnie odpychała, czego nie potrafiłam zrozumieć.
Odwróciłam po chwili głowę z powrotem w stronę okna, decydując się na to, aby go jeszcze przez jakiś czas ignorować. Mimo, że czułam jak co jakiś czas przesuwa dłonią po moim udzie starałam się to ignorować. To przecież nic takiego nie znaczyło, prawda? Może gdybym miała chociaż trochę więcej doświadczenia, albo w ogóle bym je miała, potrafiłabym odczytać jego zamiary wobec mnie, ale w tej sytuacji nie wiedziałam kompletnie co mam robić. Miałam wrażenie, że w pewien sposób na mnie napiera, ale czy te odczucia były prawidłowe? W końcu to nie musiało nic znaczyć. Równie dobrze mógł ją tam położyć ze względu na swój własny kaprys.
Tak naprawdę nie byłam pewna ile minęło czasu zanim dotarliśmy na miejsce. Jazda wydawała się trwać w nieskończoność. Na dworze zdążyło się zrobić już ciemno. W momencie, kiedy się zatrzymaliśmy poczułam się dziwnie. Wolałam chyba, aby jazda trwała jeszcze jakiś czas. Miałabym wtedy więcej czasu na to, aby się przyzwyczaić do myśli, że teraz już nie będę więcej mieszkać w domu swoich rodziców. Będę z daleka od nich. Z jednej strony to było dobre, a z drugiej wcale tak nie czułam i chyba wolałabym wrócić do nich bez względu na wszystko. Alexander wysiadł z samochodu. Wciąż nie wymieniliśmy między sobą żadnego słowa co niezbyt mi odpowiadało. Posłusznie wysiadłam za nim, powoli odpinając pas. Robiłam wszystko jakby w zwolnionym tempie. Zupełnie jakbym się bała, że zaraz coś się może stać. Podniosłam głowę do góry. Rozchyliłam delikatnie usta, kiedy moim oczom ukazała się ogromna rezydencja. Nazwaniem jej dużą byłoby naprawdę wielkim niedopowiedzeniem. W tej chwili czułam jakbym stała przed jakimś zamkiem sprzed paru wieków. Gdybym teraz miała na sobie długą suknię balową równie dobrze mogłabym uznać, że cofnęłam się w czasie i zaraz wejdę na przyjęcie jakiegoś księcia czy kogoś równie ważnego w tamtych czasach.
Do rzeczywistości przywołał mnie Alexander, który raz powiedział moje imię. Wymamrotałam coś niezrozumiałego pod nosem ruszając w jego stronę. Wciąż byłam oczarowana budynkiem. Myśl, że mam tutaj teraz zamieszkać była dla mnie czystą abstrakcją. Złapał mnie za łokieć po raz kolejny tego wieczoru i pociągnął w stronę drzwi. Otworzył je bez problemu, ba przecież był u siebie. Jednak mimo to zaskoczyło mnie, że wampir nie zamykał ich na klucz. Zresztą kto byłby na tyle odważny, a raczej głupi, aby zakraść się do domu wampira? I to nie byle jakiego wampira.
Jak tylko przekroczyłam próg tego ogromnego, na swój sposób przerażającego domu miałam ochotę wybiec i znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Jakaś część mnie nawet chciała zawrócić do domu, ale skutecznie ją uciszałam. Przecież nie może być tak źle jak sobie wyobrażam. Możliwe, że przesadzałam, a moja wyobraźnia podsuwała mi masę rzeczy, które wcale nie będą prawdą. No bo niby co takiego mógłby mi zrobić wampir? Alexander wyprzedził mnie po chwili, aby tak sądzę, zaprowadzić do mnie miejsca, które w danej chwili go interesowało. Szłam za mężczyzną starając się nie rozglądać na boki, ale mimo wszystko nie potrafiłam. Wystrój jego domu był urządzony w ciemnych kolorach. Czerń była kolorem dominującym. Musiałam przyznać, że to był jego kolor. Nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, aby to miejsce miało jaśniejsze kolory. Przeszliśmy do przestronnego salonu. Wszystko było nowoczesne. Nie wiem czemu, ale jeszcze zanim weszliśmy spodziewałam się zobaczyć w środku meble sprzed kilku wieków, a tymczasem wszystko wyglądało na nowe. Najpewniej zdjęte z najwyższej półki i urządzone w naprawdę dobrym stylu. Nie spodziewałabym się po wampirze tego, że potrafi skupić się na takich ludzkich rzeczach jak wystrój własnego domu. Co prawda nie wiedziałam o nim niczego poza tym co sam mi zdążył powiedzieć podczas tej feralnej kolacji, ale Alexander nie wydawał się być zwyczajnym wampirem. Cokolwiek to miało znaczyć. W salonie stały dwie dość spore kanapy i dwa większe fotele. Wszystko było obite w czarną skórę. Nie powinnam się spodziewać chyba niczego innego. Dość niepewnie rozglądałam się po pomieszczeniu starając się nie wyglądać na zdenerwowaną.
Mój wzrok przyciągnął na oko okrągły kształt skulony na jednym z foteli. W pierwszej chwili nie byłam pewna co leży na ciemnej poduszce. Dopiero, kiedy usłyszałam cichy pomruk dotarło do mnie co takiego razem ze mną i Alexandrem znajduje się w salonie. Rozchyliłam usta z niedowierzania, kiedy zobaczyłam w całej okazałości kota. Zerknęłam na towarzyszącego mi wampira, ale ten nie odezwał się ani słowem, najwyraźniej nie dostrzegając mojego zaskoczenia.
Kot. W domu wampira.
Spokojnie, to chyba całkiem normalne, pomyślałam. W sumie czemu nie, przecież każda krwiożercza bestia trzyma w domu kota.
Zwierzak z dumą się podniósł rozciągając po drzemce, która została mu lub jej, przerwana przez nasze pojawienie się. Był pozbawiony sierści, co jedynie sprawiało, że miałam ochotę się wycofać. Nie miałam nic naprawdę do takiego typu kotów, ale ten mnie przerażał. Jego głowa, uszy, grzbiet oraz łapki były czarne, a cała reszta w jasnym kolorze. Najbardziej jednak przerażającą rzeczą w wyglądzie kota były zdecydowanie jego oczu. W odcieniu ciemnej zieleni. Wpatrywały się w otoczenie z nienawiścią, pogardą i wyższością. Zupełnie jak jego właściciel, przeszło mi szybko przez myśl. Z tym, że w oczy Alexandra można było się patrzeć bez końca, a takie miałam zdanie po tym co zobaczyłam dzisiaj w ogrodzie. Wolałam jednak nie trzymać się tak kurczowo tego zdania, bo wszystko jeszcze mogło się zmienić.
Devile jak gdyby nigdy nic po prostu rozsiadł się wygodnie na jednej z kanap. Ja wciąż stałam jak ten kołek w wejściu niepewnie spoglądając na mężczyznę. Co innego miałam zrobić? Odnosiłam wrażenie, że wampir w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Przez krótką chwilę pomyślałam o tym, że mogłabym wykorzystać ten fakt i spróbować wyjść, ale nie widziałam w tym żadnego sensu. Gdybym tylko ruszyła do drzwi zapewne by się zorientował i przywlókł mnie tutaj z powrotem.
– Dokładnie tak – odezwał się nagle, co spowodowało, że podskoczyłam w miejscu zaskoczona jego głosem – nie chciałabyś wiedzieć co by się z tobą stało, gdybyś spróbowała uciec – dokończył. Wskazał dłonią, abym usiadła.
Skinęłam tylko sztywno głową i wykonałam polecenie wampira. Kanapa w dotyku z moją skórą okazała się być chłodna, ale na swój sposób było to nawet przyjemne. Po ostatnich słowach wampira zaczęłam się zastanawiać co takiego mogłoby się stać, gdybym jednak faktycznie tego spróbowała. Po dłuższej chwili zastanowienia jednak stwierdziłam, że wolę nie wiedzieć. Wierzyłam, że był zdolny do wszystkiego, a teraz byłam jego własnością i mógł robić ze mną to co w danej chwili uważał za słuszne. A raczej robiłby to na co w danej chwili miał ochotę. Siedziałam jak na szpilkach. Czego on tak naprawdę w tej chwili ode mnie oczekiwał? Alexander zachowywał się tak jakby mnie tutaj nie było. Podniósł się ze swojego miejsca i zaczął przeglądać zawartość kredensu, który jak się okazał był barkiem wypełnionym samym dobrym alkoholem. A może nie tylko? Zdecydowanie nie chciałam wiedzieć co jeszcze może się znajdować w tym kredensie. Wrócił po chwili z dwoma, tak dwoma, kieliszkami oraz butelką wina. A przynajmniej miałam nadzieję, że to jest wino. Nie spojrzał się na mnie, kiedy rozlał ciemnoczerwony płyn do kieliszków, ani nawet wtedy, kiedy mi go podawał. Szczerze mówiąc czułam się dziwnie i niekomfortowo. Przygryzłam delikatnie wargę. Tym razem uważałam, aby nie naruszyć delikatnej ranki, którą miałam po wydarzeniu z ogrodu. Wolałam nie prowokować wampira do tego, aby znowu spróbował mojej krwi. Jednak ta okrutna część mnie podpowiadała mi, że taka sytuacja będzie miała miejsce nie raz. I na pewno nie upije tylko kilku kropel. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Niepotrzebnie się nastawiałam na takie rzeczy, bo przez to czułam się tylko gorzej. A jeśli faktycznie tak będzie? Należałam już do niego, jakkolwiek to brzmiało, a wampir, który teraz był oazą spokoju mógł zrobić ze mną co tylko mu się żywnie podoba.
Wyciągnęłam rękę w momencie, kiedy chciał mi podać wino. Podając mi je uśmiechnął się w dość tajemniczy sposób, a ja przez ten uśmiech nie miałam ochoty wcale od niego niczego teraz brać. Odmawiać jednak nie zamierzałam. Różnie się to mogło skończyć.
Alexander opadł na kanapę. Teraz, kiedy się ciągle na mnie patrzył czułam się jeszcze źle. Skinął na mnie głową, abym wreszcie wzięła łyk. Minęły długie sekundy zanim zdecydowałam się spełnić prośbę wampira. I tak jak mi kazał zamoczyłam usta w winie. Przez chwilę byłam pewna, że w środku znajduje się nic innego jak właśnie krew. Jednak kiedy tylko poczułam w ustach nieco słodkawy smak napoju odetchnęłam w myślach z ulgą. Nie wiedziałam czemu tak naprawdę tego się spodziewałam. Nie wypiłam wszystkiego. Właściwie upiłam ledwo parę drobnych łyków. Byłam chyba zbyt zdenerwowana, aby w spokoju cokolwiek przełknąć.
Z każdą następną sekundą byłam coraz bardziej przerażona, ale nie potrafiłam określić dlaczego ten strach się pojawia. Zaciskałam mocno dłoń na szkle. Obawiałam się, że w pewnym momencie będzie mogło ono pęknąć, ja pokaleczę ręce i nie będzie wcale przyjemnie. Nie dlatego, że mogłyby być pokaleczone.
Tylko dlaczego, że niedaleko mnie siedział Alex.
Alexander
Przypatrywanie się tej dziewczynie sprawiało mu dziwną radość. Zwłaszcza w momencie, kiedy zaczynała tak nagle drżeć z niepokoju, który on sam wywoływał. Lubił się tak drażnić ze swoimi ofiarami. Anabelle miała to nieszczęście stać się jedną z jego ofiar, które służyły jako długoterminowe przenośne woreczki z krwią. I oczywiście było z nią też znacznie więcej zabawy. Musiał przyznać, że dziewczyna była naprawdę ładna. Był ciekaw po kim odziedziczyła urodę. Jej matka niespecjalnie się wyróżniała, to samo mógł powiedzieć o ojcu. Jednak te myśli zniknęły tak szybko jak tylko się pojawiły. Nie miał czasu na zawracanie sobie głowy rzeczami, które nie miały żadnego znaczenia. Teraz najważniejsze było to, że Anabelle była w końcu jego. Czuł, że Peter może stawiać opór, a nawet pojawić się w jego rezydencji. Tak naprawdę chciał, aby to się wydarzyło. Miałby wtedy idealny powód do tego, aby człowieka zabić.
Zaczynał teraz żałować, że powiedział Florence o tym, że ma do załatwienia jakiś biznes w mieście. Powinien sobie zdawać sprawę z tego, że wampirzyca prędzej czy później wygada się Anthony'emu. Nie miał teraz szczególnej ochoty na wizytę swojego przyjaciela. Cóż Anthony z pewnością był jedyną osobą, która nie obawiała się tego co Devile może zrobić. Byli dla siebie jak bracia, chociaż w ich przypadku to było mocno naciągane. Po prostu się tolerowali, a Graham potrafił czasami opanować mordercze popędy Alexa. Zwykle mężczyzna starał się tego unikać. Zawsze, ale to zawsze kończyło się to długim kazaniem. I że jemu się naprawdę chciało mówić mu te wszystkie rzeczy.
Zaraz jednak przestał myśleć o tym i znowu skupił wzrok na brunetce. Dokładnie zmierzył ją wzrokiem, kiedy siedziała skulona na jego kanapie co jakiś czas popijając wino, które jej dał. Przy trzeciej lampce próbowała stawiać opór, ale tak jak wcześniej nie udało się jej mu odmówić. Nikt mu nie odmawiał, a już na pewno nie żadna kobieta.
– Doleję ci – stwierdził, kiedy zobaczył, że wypiła już całość.
– Nie, ja naprawdę już nie chcę – odezwała się cicho. Spojrzała na niego proszącym wzrokiem, ale mimo to nie ugiął się i wbrew woli brunetki wypełnił kieliszek do pełna. Sam również jeszcze sobie dolał. Miał dziwną słabość do win. Jako człowiek nie miał dostępu do tego, a teraz nie zamierzał się powstrzymywać. Jedną z lepszych rzeczy w byciu wampirem było to, że nigdy nie można było się upić. I dzięki temu mógł pić bez końca.
– No już do dna – ponaglił. Sam upił parę łyków.
Miał wrażenie, że przełykanie wina sprawia dziewczynie niemal fizyczny ból. Ale właśnie o to mu chodziło. Nawet takie delikatne tortury sprawiały, że wampir czuł satysfakcję. Panował nad wszystkim i nad każdym. Ludzie byli dla niego niczym. Marionetkami, którymi mógł się bawić bez końca. Zabawkami, które wymieniał co jakiś czas.
– Chodź.
Wampir odstawił na stolik swój kieliszek i podniósł się z miejsca. Nie czekał na to, aż ona wstanie i zacznie za nim iść. Szedł dość szybko. Za sobą słyszał tylko stukot szpilek i tego jak Anabelle stara się za nim nadążyć. Był pewny, że powiedziała „zaczekaj", ale to nie miało dla niego żadnego znaczenia. Szybko wbiegł po schodach na górę, a kiedy on już tam był dziewczyna była dopiero w połowie. Ludzie byli naprawdę tacy wolni? Oparł się o balustradę. Niecierpliwie czekał na to, aż w końcu znajdzie się na górze. Minęła chwila zanim pojawiła się obok niego. Nie odezwał się, a jedynie ruszył w głąb szerokiego korytarza. Tutaj, dzięki wyłożonemu dywanowi nie było już słuchać kroków Anabelle. Mijali po drodze dość sporo pokoi, które głównie były zamknięte na klucz. Nie widział potrzeby, aby były otwarte skoro nikt z nich nie korzystał. Zatrzymał się przed ciemnobrązowymi drzwiami. Zerknął krótko na stojącą za nim ludzką istotę. Był pewny, że kiedy tylko tam wejdą obleci ją jeszcze większy strach niż przedtem. Jednak zanim zdecydował się otworzyć drzwi i wpuścić ją do środka odwrócił się w jej stronę. Uśmiechnął się do niej serdecznie. Delikatnie ujął podbródek brunetki w dwa palce i uniósł jej głowę do góry. Przez chwilę spoglądał w ciemne oczy należące do niej. Wyczuł jej strach. Zaśmiał się cicho, po czym jak gdyby nigdy nic złożył na jej ustach delikatny, wręcz czuły pocałunek. Nie odwzajemniła go, nawet jakby chciała nie miałaby szans. Odsunął się zbyt szybko. Nie zwracając już większej uwagi na dziewczynę otworzył drzwi, wszedł do środka i wciągnął ją za sobą.
W momencie, kiedy zatrzasnął za sobą głośno drzwi Anabelle podskoczyła do góry wyraźnie przestraszona jak i zaskoczona. W jej oczach dostrzegł prośbę, al ta bardzo szybko zniknęła, a zamiast niej widział już tylko przerażenie.
– Proszę...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top