Rozdział szesnasty

Alexader

https://youtu.be/oK84Zts5pFQ

Obserwował ją w czasie, kiedy jadła.

Boże, jakaż ta dziewczyna była niewinna. To jeszcze bardziej go nakręcało na to wszystko co mógł jej zrobić. Zadawanie bólu go uszczęśliwiało, jakkolwiek miało to brzmieć. Od zawsze był tym złym i to jedno nie zamierzało się zmienić. Styl życia jaki wiódł bardzo mu odpowiadał. Słyszał też nie raz i nie dwa pogłoski, które o nim krążyły wśród wampirów. Dobrze było ich od czasu do czasu uświadomić, że to co mówią jest prawdą. Był jednym z niewielu, którzy mogli sobie faktycznie pozwolić na to, aby łamać zasady, którymi rządził się świat.

Korciło go przez ten cały czas, żeby jednak przerwać jej w posiłku i coś zrobić, ale z drugiej strony wiedział, że jeśli teraz to przerwie to później nie będzie miał zabawy. Dlatego też cierpliwie czekał na to, aż skończy. Zaproponował jej nawet później coś do picia, co już mógł sobie całkowicie darować. W zasadzie pomysł na jej ukaranie przyszedł mu dopiero później do głowy. Z początku zamierzał jedynie jej pokazać, gdzie jest jej miejsce, ale potem wpadło mu do głowy coś znacznie bardziej spektakularnego. Tego co się stanie w ciągu następnej godziny dziewczyna na pewno zapamięta na długo. Oczami wyobraźni widział już wszystko co się miało tam wydarzyć. I w czasie, kiedy wyobrażał sobie właśnie jedną z tych scenek, na jego twarzy pojawił się nieco przerażający uśmiech, który mógł sugerować, że mężczyzna wcale nie ma dobrych zamiarów. Anabelle nie wydawała się zobaczyć zmienionego wyrazu na jego twarzy. I dobrze, nie chciał, aby zaczęła mu nagle panikować tak jak miała to w zwyczaju, kiedy zjawiał się w pobliżu. O wiele lepiej było, kiedy dziewczyna była spokojna i nie myślała za wiele. Wtedy łatwiej było mu ją podejść, zmusić do pewnych rzeczy. Jasne, mógł wpłynąć na jej decyzje, ale jaką miałby wtedy z tego frajdę? Odpowiedź była prosta – żadnej. Chciał się nią zabawić, a najlepiej było, kiedy ją jedynie podpuszczał, a ona sama podejmowała decyzję co do tego co zrobi. Nie była tutaj długo, ale Alexander wiedział, że będzie mnóstwo zabawy z dziewczyną. Już jej ucieczka dostarczyła mu nieco rozrywki, chociaż wcale tego nie planował. Naprawdę go zaskoczyła tym, że odważyła się uciec. I to jeszcze w taką pogodę, nie znając otoczenia i wiedząc, że ją prędzej czy później złapie. Trudno było mu ją wytropić w tym deszczu, który skutecznie zmazywał jej zapach, ale pozostawał mu jeszcze słuch, który tego wieczoru okazał się być niezastąpiony. Przez jakiś czas sądził, że stracił całkiem dziewczynę i z tego powodu był po prostu wściekły. Bo sama pogoń za nią nawet mu odpowiadała.

Zaczekał, aż dziewczyna skończy pić. Jak tylko odstawiła pusty kubeczek podniósł się ze swojego miejsca dając jej znak ręką, że powinna udać się za nim. Miał nadzieję, że jest na tyle rozgarnięta, że zrozumie co ma na myśli. Jak się okazało nie musiał powtarzać niczego, bo brunetka niemal od razu za nim ruszyła. Nie odzywał się ani słowem, kiedy kierował się na górę. Po drodze minęli siedzącego na dole schodów kota, który prychnął na widok kobiety. Nigdy nie rozumiał zwierząt, ani tym bardziej nie zamierzał zrozumieć tego kociska. Sam nawet nie wiedział po co jeszcze go tutaj trzyma. Chociaż musiał przyznać, że to było zabawne, kiedy czasem prychał na Betty, a ta wydawała się być przerażona zwykłym kotem, który do obrony miał jedynie pazury.

Skierował się do pokoju w którym już wcześniej była dziewczyna. Doskonale wiedział, że czuje do niego wstręt, ale jakoś nieszczególnie się tym przejmował. Zerknął na nią krótko przez ramię, kiedy przekroczyli próg pokoju. Zauważył, że dziewczyna objęła się ramionami i niespokojnie podążała za nim. Mężczyzna bez słowa zasiadł na fotelu postawionym przy kominku. Tuż obok fotela stał malutki, okrągły stolik z ulubionym alkoholem wampira.

- Twoja ucieczka bardzo mi zaimponowała – przyznał. Anabelle stanęła niedaleko niego ze spuszczoną głową. Jak dobrze, że nawet nie domyślała się co takiego dla niej dzisiaj zaplanował. Ta scena wyglądała jakby ją karcił za coś błahego. W rzeczywistości było jednak zupełnie inaczej. - Chciałbym teraz z tobą porozmawiać, a ty będziesz mi szczerze odpowiadać.

Milczała. Nie podobało mu się ani trochę to, że milczała. Odchrząknął, spoglądając na nią. W jego spojrzeniu nie było nic niepokojącego, ale to może właśnie tego powinno się obawiać. Był za spokojny, a spokój u niego nigdy nie wróżył niczego dobrego. Wampir był impulsywny, agresywny i działał szybko, a kiedy był cichy, spokojny... Jedno było pewne – można się zacząć bać.

Żałował jedynie tego, że przez ten cały czas będzie musiał się powstrzymywać przy dziewczynie. Nie była wampirem, a każdy gwałtowniejszy ruch mógł ją z łatwością pozbawić życia. A tego oczywiście Alexander nie chciał. Była teraz jego i zamierzał zrobić wszystko, aby utrzymać ją przy życiu. Jeszcze nie mógł sobie pozwolić więcej, ale to również miało się z biegiem czasu zmienić. Jak na razie skupiał się na tym co będzie działo się tutaj za chwilę, a już teraz wiedział, że będzie naprawdę ciekawie.

Odezwał się nie czekając już dłużej na to, aby mu odpowiedziała.

- Co takiego sobie myślałaś podczas tej ucieczki? Sądziłaś, że naprawdę uda ci się uciec?

Zawahała się przed odpowiedzią.

Tym razem jednak cisza z jej strony trwała o wiele krócej niż wcześniej.

- Sądziłam, że mi się to uda – odparła cicho. Wzrok wbijała w swoje odkryte stopy. Alexander w zamyśleniu pokiwał głową. Zupełnie jakby zgadzał się z tym co właśnie powiedziała. Ruchem dłoni nakazał jej kontynuować swoją wypowiedź. Szczerze był ciekaw tego co dziewczyna ma do powiedzenia. - Wmawiałam sobie, że będziesz na tyle zajęty nimi, że o mnie zapomnisz...

Zapewne teraz powinien zacząć się śmiać z jej toku myślenia, ale nic podobnego nie miało miejsca. On po prostu patrzył na nią, słuchał i myślał. Chęć ucieczki z tego miejsca była tak wyraźna, że chociaż próbował nie dało się tego ignorować. To uczucie wypełniało całą dziewczynę. Na zmianę z innymi uczuciami, aczkolwiek one nie były tak mocne jak to. Może po pierwszej nocy tutaj wyczuwał głównie wstręt, obrzydzenie do niego i przerażenie. Tymczasem te uczucia, które jeszcze nie tak dawno temu w niej były ustąpiły miejsca temu nowemu. Jej ucieczka z całą pewnością pokazała mu to, że Anabelle nie jest dziewczyną, która pokornie przyjmie to co zamierza jej zrobić. Oczekiwał teraz wręcz tego, że zacznie mu się stawiać. Naprawdę tego chciał. Opór stanowiłby świetny powód do tego, żeby jeszcze bardziej ją krzywdzić. A o to mu właśnie chodziło. Czyż nie? Anabelle Casella z całą pewnością była ciekawym przypadkiem. Jej poprzedniczka nie wytrzymała długo, był więc ciekaw ile minie czasu zanim ona się złamie. Powoli już zaczynał ją łamać, ale na to, aby całkowicie ją zniszczyć było za wcześnie. Stanowczo za wcześnie. Mijał dopiero drugi dzień jej pobytu tutaj, zaczynał w zasadzie trzeci, chyba nikt się nie spodziewał, że w ciągu zaledwie siedemdziesięciu kilku godzin uda mu się kobietę zmienić w zupełnie kogo innego. Może, gdyby nagle zaczął ją dręczyć głównie umysłowo i tylko na tym by się skupiał już w przeciągu paru godzin byłaby taka jaka będzie za jakiś czas. Jednak wtedy cała zabawa by mu uciekła, a nie o to chodziło.

- Dalej – zachęcił i uśmiechnął się do niej. Nie mogła jednak zauważyć tego uśmiechu, bo wzrok cały czas miała spuszczony w dół. Tak jak i głowę, a jemu nie przeszkadzało jeszcze to, że tak stoi. Niech sobie robi co chce, wszystko i tak się zmieni w przeciągu kilku następnych minut. Właściwie to chciał przestać to przeciągać i od razu przejść do rzeczy, jednak znacznie ciekawiej będzie jeśli przez chwilę da jej tą namiastkę normalności. O ile w ogóle ich rozmowę na ten temat można było w ten sposób nazwać.

- Potem... potem, kiedy w lesie był ten wilk... chciałem, żeby... bo wtedy byłabym wolna – bardziej mruczała pod nosem, niż odpowiadała tak jak chciał to usłyszeć, ale dzięki wyostrzonemu słuchowi wyraźnie usłyszał co odpowiedziała. Takiej odpowiedzi się właśnie spodziewał. Dziewczyna chciała być wolna i wcale go to nie dziwiło, ani trochę. Ponownie skinął głową w zamyśleniu. Dobrze, że przynajmniej odpowiadała szczerze.

- W porządku. Chyba każdy na twoim miejscu chciałby się wyrwać – powiedział – podejdź bliżej. Bliżej, przecież cię nie zjem – i jakby na potwierdzenie swoich słów odsłonił dwa, ostro zakończone kły. Wampir zaśmiał się, jednak ten śmiech był pozbawiony wesołości. - Zaimponowałaś mi tym co zrobiłaś, wiesz? Nie sądziłem, że będziesz do tego zdolna. Zaskoczyłaś mnie w bardzo pozytywny sposób. Z początku myślałem, że mi się po prostu poddasz, ale jest w tobie... wojownicza dusza, która jest ukryta pod tą grubą warstwą niewinności.

I zamierzał te warstwy z niej zrywać. Jedna po drugiej, aż nie zostanie nic. Będzie ciekawie, kiedy wreszcie dopnie swego. Na to musi trochę poczekać, ale jemu się przecież nigdzie nie spieszy. Ani tym bardziej dziewczynie. Mieli oboje przed sobą naprawdę dużo czasu, a przed Anabelle, o ile wcześniej nie umrze, była również nieśmiertelność, której zapewne posmakuje. I od razu jej pożałuje. Tego był pewien już w tym momencie.

- Jak twoje ramię? - spytał. Wciąż wyczuwał świeżą krew. Wręcz kusiło go, żeby znowu się z kobiety napić, ale musiał się jednak teraz powstrzymać. Zwłaszcza, że w planach miał coś zupełnie innego, a to mogło mu pokrzyżować plany. A oczywiście tego nie chciał.

Anabelle dotknęła rany na ramieniu i lekko się wzdrygnęła. Wciąż bolała i nie wyglądała za dobrze. Potrzebowała jednak czasu na to, aby się zagoiła. Przynajmniej kilku tygodni, jak nie więcej, Nie znała się na tym, lekarzem nie była, nawet nie zamierzała być, więc dlaczego miałaby mieć pojęcie ile leczy się rana od ugryzienia wilka?

- Chciałabyś może, żebym ci ja uleczył? - zapytał. Sam nie wiedział co przyszło mu właśnie do głowy. Była pierwszą osobą, która od niego usłyszała takie słowa. Nie miało to jednak nic wspólnego z troską czy dobrym uczynkiem. Wszystko co robił miało swój cel, coś się za tym kryło. Wampir nigdy nie robił niczego z dobroci serca. Podobno go nie miał, więc...

- Jak?

- Och, to całkiem proste – zaczął – po prostu dam ci moją krew.

Ciemne oczy należące do dziewczyny od razu się rozszerzyły z niedowierzania. Tak, on też był zdziwiony, więc nie zdziwiło go to, że dziewczyna również była zaskoczona jego słowami. Tego nie spodziewał się nikt, tak szczerze. Alexander westchnął nieco zniecierpliwiony i podniósł się z fotela na którym siedział.

- To nic takiego. Zresztą, przydasz mi się bardziej o ile będziesz w pełni sprawna, a to ramię na pewno nie daje mi spokoju, prawda? - zagadnął. Za bardzo się wysilać nie musiał, żeby to odgadnąć. - Dwa łyki wystarczą i po problemie. Chyba, że nie chcesz... Decyzja należy do ciebie. Możesz się z tym męczyć kilka tygodni, albo mieć problem z głowy.

Dopiero po chwili przyszedł mu pomysł, który będzie mógł wykorzystać. W końcu krew utrzymywała się w organizmie przez kilka godzin, a dzięki temu będzie miał nad dziewczyną jeszcze większą władzę. Pytanie tylko, czemu nie pomyślał o tym wcześniej? Pozostawała kwestia czy się skusi, oczywiście jeśli zacznie odmawiać to jej z chęcią pomoże w podjęciu decyzji. Zamierzał dać jej czas i nie pospieszać w niczym. O wiele lepiej będzie jeśli sama się zdecyduje na to. Nie odzywał się przez następne kilkanaście sekund. Widział po wyrazie jej twarzy, że się zastanawia nad tym co powinna zrobić.

Upłynęło sporo czasu zanim się odezwała.

- Zgoda.

Powstrzymał się przed uśmiechnięciem się, które mogło zdradzić, że ma wobec niej jakieś plany. Nie chciał, aby dziewczyna zaczęła podejrzewać cokolwiek. Tak naprawdę powinna być nieświadoma pewnych rzeczy tak długo jak tylko to możliwe.

Wziął do ręki jedną z dwóch szklaneczek, które stały na tym malutkim stoliczku. Nadgarstek przystawił do ust i wysunął kły, które po chwili wbił w swoje własne ciało. Pozostawił w nadgarstku dwie, dość sporej wielkości dziurki. Krwawiącą rękę ustawił nad szklaneczką, która wypełniła się w jednej piątej jego krwią. Więcej nie potrzebowała, zresztą sama rana się zagoiła, a on nie miał najmniejszego zamiaru więcej jej z siebie upuszczać. Widział w jej oczach niechęć do wypicia samej krwi. Ludzie zawsze na to dziwnie reagowali. Dla nich to w końcu nie było normalne. Alexander dobrze o tym wiedział. Dlatego, żeby nieco dziewczynie sprawę ułatwić wlał do środka również trochę alkoholu. Złocisty kolor zmieszany z czerwienią zmienił się w brudną pomarańcz, która bardziej przypominała brąz. Podał jej ją bez słowa.

Anabelle ujęła ją drżącymi rękami. Na samą myśl o tym, że będzie musiała to wypić zaczynało się jej robić niedobrze, a żołądek zaciskał się na kilka supełków odmawiając przyjęcia napoju. Wiedziała, że to jest jedyne wyjście, aby rana się zagoiła, a ona sama poczuła się lepiej. Minęły długie sekundy zanim zdecydowała się wypić napój. W smaku okazało się być niewiele gorsze od tego jak sobie wyobrażała. Alkohol co prawda zabijał zapach i smak krwi, jednak nie było to w pełni zadowalające. Jak skończyła na ustach miała jeszcze napój, który zaraz zaczął spływać jej po brodzie. Nie zorientowała się w którym momencie wampir stanął przed nią. W milczeniu ujął jej podbródek, podniósł głowę dziewczyny do góry. Przez chwilę się wpatrywał w jej oczy, aby po chwili przycisnął usta do miejsca w którym spłynął alkohol. Nieco niżej nad ustami. Dziewczyna drgnęła lekko, przerażona tak nagłą bliskością. Nie poczuła się z tym dobrze, a było jeszcze gorzej kiedy poczuła jego dłonie na swoich odsłoniętych plecach. Trzymał się, aby przypadkiem mu się nie próbowała wyrywać. Tak jak miał to w zwyczaju, czyż nie? Minęła dłuższa chwila, kiedy jego usta tym razem znalazły się na wargach przerażonej ludzkiej istoty. Traktował ją jak zabawkę, którą wykorzystuje zawsze, kiedy ma na to ochotę. Nie była niczym więcej niż obiektem do zaspokajania własnych potrzeb. Do robienia tego na co akurat ma ochotę. W tym momencie chciał ją po prostu pocałować, a może lepszym słowem będzie wykorzystać, bez żadnych emocji temu towarzyszących.

Chcąc nie chcą musiała odwzajemnić pocałunek. Wolała nawet nie myśleć co się może stać, gdyby spróbowała go od siebie odepchnąć. Zawsze liczyła na to, że takie momenty będą przynosić jej szczęście, a tymczasem jedyne czego chciała to rozpłakać się z bezsilności. Dlaczego nie mogła mieć normalnego życia jak inne dziewczyny w jej wieku, które umawiały się na randki... Koleżanki ze szkoły miały chłopaków, szczęśliwy związek, a jej trafił się wampir sadysta, który ją wykorzystywał. I to tylko dlatego, że jej rodzicom zabrakło pieniędzy i musieli ją sprzedać! Zaledwie po kilkunastu sekundach została odrzucona. Poleciała pod sam kominek uderzając głową o płytę. W pierwszej chwili nie poczuła bólu, pojawił się on dopiero po kilku sekundach. Razem z uczuciem jakby coś jej ściekało po głowie... Niepewnie, drżącą dłonią dotknęła tyłu głowy, tylko po to, aby przekonać się o tym, że krwawi. Z przerażeniem spoglądała na zakrwawione palce. Kątek oka zauważyła, że wampir usiadł z powrotem na fotelu. Założył nogę na kolano i w spokoju wlał sobie alkohol do drugiej szklanki. W pokoju pojawiła się również po chwili Betty, która na... srebrnej tacy coś przyniosła. Postawiła ją na stoliku i niemal od razu wycofała z pomieszczenia. Nie chciała wiedzieć co tam się znajduje, naprawdę nie chciała tego wiedzieć. Miała tą świadomość, że zaraz się przekona co tam jest.

- Chyba nie liczyłaś na to, że twoja ucieczka ujdzie ci na sucho, co? - zapytał. Zerknął w stronę tacy, aby się przekonać czy znajduje się na niej to czego chciał. - Będę dziś jednak na tyle dobry, że pozwolę ci wybrać czym wolisz być ukarana.

Upił łyk alkoholu, aby odstawić zaraz naczynie i podnieść srebrną tacę. Jak na razie tylko on wiedział co się na niej znajduje. Przyglądał się przedmiotom przez dłuższą chwilę. Zaraz postawił na podłodze tacę i spojrzał na dziewczynę z przerażającym uśmiechem. Bała się spojrzeć w stronę tacy, ale to było silniejsze od niej. Sama nie była pewna co poczuła na widok dwóch całkiem sporej wielkości... biczy? Tak, to zdecydowanie było to. Pleciona skóra, przymocowana do drewnianej rękojeści. Z przerażeniem patrzyła na drugi przedmiot, który wyglądał na o wiele gorszy. Było przymocowane do niego kilka malutkich haczyków. Przełknęła ślinę, już nawet nie powstrzymywała łez, które się cisnęły do oczu. To było dla niej za dużo, o wiele za dużo... Nie mógł być przecież, aż tak okrutny.

- Możesz wybrać – wyjaśnił spokojnie – masz na to pięć sekund.

Niewiele czasu na podjęcie decyzji. W zasadzie wcale go nie miała, aczkolwiek... Chwyciła ręką ten bez haczyków. W pewnym sensie wyglądał na bezpieczniejszy. Ręką jej drżała, jak tylko podniosła go z tacy niemal od razu upuściła na podłogę. Nie potrafiła go utrzymać w dłoni. Musiałaby być niezwykle głupia, żeby nie wiedzieć w jaki sposób to się skończy.

- Liczyłem, że będzie więcej zabawy – westchnął. Spodziewał się tego, że dziewczyna wybierze łagodniejszy, rodzaj kary. Oczywiście wiedział, że będzie i z tym dość sporo zabawy. Więc mógł tylko czekać, aż się wszystko rozpocznie. - Ale w porządku. Zostańmy przy tym co wybrałaś. Teraz chcę, żebyś wzięła to do ręki – poinstruował ją. Nie, nie miał najmniejszego zamiaru jej tknąć. Nie tego wieczoru. Sama uciekła to sama też będzie się musiała ukarać. Powoli spełniła go rozkaz. Czując w rękach przedmiot poczuła się jeszcze gorzej. Nie potrafiła sobie wyobrazić co będzie zaraz, naprawdę nie umiała. Raczej nie chciała sobie tego wyobraża. - Dobrze, a teraz podejdź nieco bliżej. Nie podnoś się z podłogi, nie waż się wstać.

Na kolanach podeszła bliżej fotela. Nie spodziewała się, że ten wieczór zakończy się w ten sposób. Była pewna, że zrobi jej coś, aczkolwiek to nawet nie przyszło jej do głowy. To nad czym myślała było dalekiego temu co zaraz się miało tutaj wydarzyć.

- Podoba mi się kiedy jesteś taka posłuszna.

Teraz będzie miał z nią jeszcze więcej frajdy. Zwłaszcza, że dziewczyna wypiła jego krew, a to dawało mu nad nią sporą przewagę. Oczywiście teraz nie zamierzał wykorzystywać tego faktu, bo co to by była za zabawa, gdyby ją sam do tego zmusił? Sama musiała to wszystko zrobić, jeśli chciała uniknąć gorszej kary, która mogłaby ją spotkać za tą ucieczkę. Nie myślał nad tym co by jej zrobił, gdyby nie wpadł na ten pomysł, ale teraz to nie było ważne. Zasiadł wygodniej w fotelu, ponownie biorąc do ręki szklaneczkę. Jej przerażenie było czuć wszędzie, podobało mu się. Cholernie mu się to podobało. Nakręcał się jeszcze bardziej, kiedy dziewczyna była taka przestraszona. Każdy wampir, który cieszył się mordem byłby zachwycony na jego miejscu. Anabelle była naprawdę ciekawym przypadkiem, jej emocje były o wiele bardziej wyczuwalne niż u innych ludzi. Już będąc w jej domu, a w zasadzie spory kawałek od niego wyczuwał te wszystkie pokręcone emocje, które wtedy w niej siedziały, a teraz... Gdyby nie miał nad sobą kontroli rzuciłby się jej teraz do gardła i rozerwał je w kilkanaście sekund. Ta dziewczyna była za dobra na to, aby żyć w tak okrutnym świecie. Niestety, ale nie dla niego, musiała żyć w świecie pełnym istot, które tylko czyhają na to, aby kogoś rozszarpać na drobne kawałeczki. Sam jej kiedyś pokaże w jaki sposób to działa, ale teraz, chciał się skupić na tym.

- Na co czekasz, kochanie? Zaczynaj – polecił.

Wygodniej usiadł, podniósł szkło do ust i upił alkoholu.

Pierwsze uderzenie. Po pokoju rozległo się przyjemny dla wampira odgłos skóry uderzającej o nagie plecy oraz głośny, pełen bólu krzyk brunetki.

Drugie uderzenie. Ponownie ten sam odgłos, jeszcze głośniejszy krzyk i to błagalne spojrzenie, które mówiło, że zrobi wszystko byle tylko przerwać.

Trzecie uderzenie. Pierwsze co się pojawiło to jeszcze przyjemniejszy zapach krwi, wyczuwał już go wcześniej, jednak dopiero teraz stał się wyraźniejszy.

Po pewnym czasie przestał liczyć ile razy dziewczyna to zrobiła. Ledwo trzymała się na nogach, a raczej kolanach. Ubranie, które jeszcze nie tak dawno temu było czyste teraz całe przesiąknięte krwią przylegało do jej ciała. Sama dziewczyna wyglądała jakby zaraz miała stracić przytomność, a tego nie chciał. Co to byłaby za zabawa, gdyby teraz mu odleciała? Nie poczułaby niczego, a on straciłby rozrywkę. W momencie, kiedy miała zrobić to po raz kolejny w ułamku sekundy znalazł się obok niej i złapał za nadgarstek. Kucnął przed nią, wpierw zerkając na jej plecy. Teraz już nie było widać wyraźnych wcześniej pręgów na plecach. Była jedynie... jedna, spora czerwona maź. Pokręcił lekko głową na boki, tak jakby spoglądał na dziecko, które pokolorowało kredkami białą ścianę. Biedna, mała Anabelle.

- I gdybyś nie uciekła nie byłoby czegoś takiego – zaczął łagodnym tonem głosu – sama jesteś sobie winna, maleńka. Zacznij od nowa.

Jęknęła tylko na jego słowa. Odprowadziła go wzrokiem do fotela, gdzie siedział, patrzył na nią i pił whisky, a potem tak jak jej kazał znowu zaczęła się karać za swoją ucieczkę. W pewnym momencie dłoń opadła na podłogę, a ona chwilę potem. Po raz kolejny pociemniało jej przed oczami, jednak teraz już tak szybko ich nie otworzyła. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top