Rozdział dwudziesty trzeci

Florence

Siedziała na miejscu kierowcy wpatrując się w czarną kierownicę. Naprawdę zamierzała to zrobić. Trudno było jej uwierzyć, że się na to zgodziła, ale czy miała jakikolwiek wybór? Przesunęła palcami po jeansach, a następnie wbiła paznokieć w nogę. Zabieg ten najwyraźniej miał sprawić, aby „odżyła" i w końcu ruszyła z miejsca. Podnosząc głowę w lusterku napotkała swój wzrok. Naprawdę nie chciała tam jechać, ani tym bardziej znowu spotykać się twarzą w twarz z Alexandrem. Jego niezapowiedziany pobyt u niej w mieszkaniu trwał zdecydowanie za długo. Ale nie powinna narzekać, prawda? Zawsze mogła skończyć gorzej. A to wcale nie było takie złe. Dobrze kłamała, ale siebie samej nie potrafiła oszukać. Nie było tak źle... Przymknęła oczy. Policzyła w myślach do dziesięciu. Od razu lepiej. Wolała taką rolę jaką miała, niż być na miejscu tamtej dziewczyny. Doskonale wiedziała jak się musi czuć, chociaż w porównaniu do niej Florence wcale nie miała tak źle. Przychodził tylko czasem, a teraz, kiedy był zajęty pojawił się tylko raz i tylko po to, aby jej powiedzieć jakie ma dla niej zadanie. Resztę wieczoru starała się wyrzucić z pamięci. Tak będzie dla niej lepiej. Łatwiej będzie wtedy funkcjonować, kiedy myśli wyparują z głowy. Chociaż doskonale wiedziała, że tak naprawdę nie będzie w stanie pozbyć się tego z głowy. Zbyt wiele było takich razów, a ostatni... Powinna przestać w końcu o tym myśleć. Im bardziej brnęła w ten temat to było tylko gorzej. A nie potrzebowała teraz myśli o tym, że mężczyzna może chcieć zrobić jej krzywdę. Po raz kolejny. Teraz miała tryskać energią, być przyjacielska i udawać szczęśliwą, bo musi się zająć zwłokami tej dziewczyny. Naprawdę nie mogła już się doczekać tego przedstawienia. Zapowiadał się ciekawy dzień.

Niedługo później była już na miejscu. Wjechała za otwartą bramę i zatrzymała auto przy samochodzie Alexandra. Była gotowa. I sobie poradzi. Kto jak to, ale Florence Campbell nie pozwoli się złamać. Co to, to nie. Zbyt wiele przeżyła, aby teraz się poddać i to jeszcze z takiego powodu, który za chwilę nie będzie nic znaczył. Prawda była jednak taka, że tak naprawdę to co się działo miało dla niej znaczenie. A każdy taki raz tkwił jej w pamięci i nie wychodził z niej, chociaż bardzo chciałaby o nich zapomnieć. Minęła chwila zanim wyszła z samochodu. Doprawdy, wręcz nie mogła się doczekać tego, aby spędzić cały dzień z jego zabaweczką. Do środka weszła bez pukania. I tak jej oczekiwał, więc jaki był sens w tym, aby czekać, aż ta jego służąca się pofatyguje i postanowi otworzyć jej drzwi? Momentami było jej jednak szkoda Betty. Dziewczyna tu nie miała lekkiego życia, chociaż patrząc na to, że Alex teraz bawił się kimś innym z pewnością mogła odetchnąć. Może jako kobieta powinna się z nimi zjednoczyć i pomóc postawić Alexowi, ale o wiele bardziej wolała od czasu do czasu mieć z nim na pieńku, niż przez resztę swojego życia uciekać w nieskończoność i chować się po mysich norach, aby nie był w stanie jej znaleźć. Posiadłość Devile zawsze się jej podobała, a jednocześnie przerażała. Była mroczna, ale również elegancka i dająca wrażenie, że mieszka tu ktoś ważny. Ktoś kto może sobie pozwolić na wszystko. A w przypadku Alexandra można było powiedzieć śmiało, że ten mężczyzna brał garściami wszystko co chciał i nie cofał się przed niczym. Po wejściu do środka nikt jej nie przywitał. Może poza ciszą. Gdyby trochę wytężyła słuch z pewnością usłyszałaby bicie serca dziewczyny, nieco przyspieszone i jej oddech, ale na tym, aż tak jej nie zależało. Skierowała swoje kroki do salonu, gdzie na stoliku przygotowane były trzy filiżanki. Nie spodziewała się tego, że nagle Alex będzie chciał z nimi rozmawiać, ale trudno. Przeżyje jakoś tą rozmowę. A może to wcale nie było dla nich, tylko po ich wyjściu spodziewał się gości? Mało kto zaglądał do Alexa, a już na pewno nikt z własnej woli nie chciałby się tu znaleźć. Z tego co wiedziała Anthony zgodnie z jej zaleceniem wrócił do Nowego Jorku i tam siedział. Zazdrościła mu tego, że może się wyrwać. I że nie jest na każde skinienie wampira. Ona też chciałaby wyjechać. Znaleźć się w miejscu tak dalekim od Anglii, że po pewnym czasie zapomniałaby o tym, że taki kraj istnieje. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie to możliwe, a ona tak na dobrą sprawę tu utknęła już po wieczność. Chyba, że w międzyczasie wydarzy się coś i wtedy będzie mogła naprawdę odejść, ale na to nie liczyła nawet w swoich marzeniach. Stała przyglądając się pustym naczyniom i myśląc nad tym dla kogo zostały przygotowane. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale jeśli miała być szczera wolałaby się znaleźć tam, niż na ziemi i wraz z Alexem. Skarciła się w myślach, nie powinna tutaj myśleć o takich rzeczach. Wampir mimo wszystko wiedział jakie ma o nim zdanie, więc kolejne słowa raczej nie powiedzą mu czegoś nowego. W planach nie miała przecież tego, aby wyprowadzić go z równowagi, a zabrać tą dziewczynę na babskie zakupy. Szykował się naprawdę ciekawy dzień. Nie miała zamiaru nastawiać się źle, to była dla niej okazja do tego, aby się rozerwać i dokupić trochę rzeczy do szafy. Co prawda ledwo już ją zamykała, ale rzeczy, których nie potrzebuje zawsze może się pozbyć. A wtedy będzie miejsce na następne i tak w kółko. .

Z wolna odwróciła się w stronę drzwi wejściowych do pomieszczenia. Jej wzrok spoczął na drobnej blondynce, która ze spuszczoną głową stała w drzwiach. Dokładnie tak ją zapamiętała. Drobna, nieśmiała i zamknięta w sobie młoda kobieta, która nigdy nie zazna prawdziwego szczęście. Dokładnie tak samo jak ja, pomyślała ze smutkiem. Nie chciała jednak się zanurzać w tych myślach, bo to nie było jej potrzebne. Wiedziała, że pól-wampirzyca jest przywiązana do Alexa. Nie mogłaby go opuścić chociażby bardzo tego chciała, a on zawsze znalazłby sposób na to, aby odnaleźć swoją zgubę. Nie wypuszczał nikogo jeśli nie miał w tym jakiegoś celu. A z tego co było wiadomo Betty sprawowała się dość dobrze, więc nie wdziała sensu w tym, aby Alex miał zamiar się jej pozbyć. W okrutny lub mniej sposób. Zresztą to nie jej interes. Sama nie pozwoliłaby na to, aby po domu kręcił się pół-wampir. Nie lubiła mieszańców, niby byli wampirami, ale nie do końca. Bliżej im było do człowieka, niż prawdziwego wampira. I zawsze były za słabe na to, aby mierzyć się z kimś jak oni.

Kobiety nie odezwały się słowem. Blondyneczka weszła do środka, krzątając się przy stoliku, a następnie przeszła do barku skąd wyciągnęła ciemnozieloną butelkę z jakimś płynem. Była zamknięta, nie mogła wyczuć co to było. Z daleka wyglądało jak wino, ale w domu wampira mogło to oczywiście być coś zupełnie innego. I wcale by się nie zdziwiła. Nawet by wolała, żeby to było to o czym pomyślała. Przydałby się jej porządny kieliszek zanim wyjdzie z tą jego zabawką. I wtedy jak na zawołanie do salonu zszedł wampir. Tuż za nim jak cień wlokła się brunetka. Wyraźnie po niej było widać jak przerażona jest tym wszystkim co się działo, a raczej tym, gdzie tym razem ją ciągnie wampir. Mogła się spodziewać, że tak właśnie będzie. Nie liczyła na to, że człowiek będzie tryskać energią, ale może z okazji, że wyjdzie gdzieś bez Alexa i spędzi bez niego najbliższe kilka godzin mogłaby się chociaż uśmiechnąć. Przyjrzała się jej uważnie, a na myśl przychodziło jej tylko jedno imię. Fleur. Nie, nie były jednakowe. Bardziej wzięłaby je za siostry, z tym że ta byłaby starsza. Ale to nie było możliwe, nie z logicznego punktu widzenia. Teraz zaczynała rozumieć o co tyle szumu z nią było. Anthony próbował ratować każdą dziewczynę jaką sobie przywłaszczył Alexander, ale nigdy mu się to nie udawało. Jedyny moment, kiedy wychodziły z tego domu to ten, kiedy ich serca przestały bić na dobre. I w zasadzie nawet wtedy nie uciekały stąd na zawsze. Tylko trafiały na tyły domu.

Alex zajął miejsce na fotelu, kiwając głową na Florence, aby zrobiła to samo. Idąc za jego przykładem zajęła miejsce na fotelu. Lubiła ten fotel, był niezwykle wygodny.

- Siad.

Wcale nie była zaskoczona tym rozkazem jak do psa. W zasadzie w porównaniu do innych był całkiem... przyjemny. Jakkolwiek by to nie brzmiało. Z zaciekawieniem obserwowała co zrobi dziewczyna. Myślała, że zajmie miejsce wolne na kanapie, ale nie... Tym razem udało mu się ją zaskoczyć. Kiedy dosłownie usiadła przy fotelu, gdzie siedział brunet oczy wampirzycy musiały się rozszerzyć, a usta lekko rozchylić. Aż miała ochotę coś powiedzieć, jednak powstrzymała się przed jakimkolwiek komentarzem. Spojrzała za to na nieśmiertelnego. Chciała jak najszybciej przejść do konkretów i stąd wyjść. Milczeli przez długi czas. Sama nie chciała zaczynać rozmowy, dlatego wykorzystując moment postanowiła przyjrzeć się dziewczynie. Miała na sobie za duży sweter, zwyczajne jeansy i trampki. Ne wyglądała źle, a raczej ubrania były w porządku. Młodzieżowe, ona sama by takich nie założyła, ale to bez znaczenia. Wiedziała jednak, że kiedy wstanie wszystko będzie na niej wisieć, a twarz potrzebuje ratunku w postaci makijażu. Nawet lekkiego. Sam kazał ją zabrać do ekskluzywnych sklepów, a wyglądając tak nie mogła się tam przecież pokazać. Wystraszy klientów, a na nią samą obsługa może źle zacząć patrzeć. W duchu podziękowała sobie za to, że w razie czego wzięła ubrania, których już nie założy. Może będą w sam raz na dziewczynę. Wydawało się jej, że jest od niej trochę niższa, ale to nie miało znaczenia. Powinny być dobre, a jeśli będą lekko przy duże przynajmniej będzie wyglądała bardziej jak człowiek, a mniej jak... Hm, jak zombie, które zostało przywrócone do życia i ponownie zabite.

- Alex – odezwała się po długiej chwili milczenia, nie wytrzymując już ciszy – chciałeś, żebym zabrała... Nie wiem czy mi wspominałeś jej imię, na zakupy. Trochę nam to pewnie zejdzie, a jak nam pozamykają sklepy...

- To zabierzesz ją także jutro – przerwał kobiecie wbijając w nią wzrok – wyraziłem się chyba jasno, kiedy u ciebie byłem, prawda? Sądziłem, że się zrozumieliśmy.

- Oczywiście, że tak – odparła szybko i słabo się uśmiechnęła. To był tragiczny pomysł, aby się odzywać. Powinna trzymać buzię na kłódkę, a tymczasem kłapała nią w najlepsze. Niepotrzebnie to zrobiła, ale gdyby nie to pewnie jeszcze długo nie usłyszałaby żadnego słowa od niego, w nie mogli w nieskończoność tu siedzieć i się na siebie gapić.

Alexander przekręcił głowę, aby móc spojrzeć na dziewczynę.

- Znasz zasady? - zapytał, opierając się łokciem o fotel.

- Znam – odparła cicho brunetka, zaciskając palce na brzegach swetra. Florence chciała jej współczuć, ale nie potrafiła. Nie umiała się na to zdobyć, chociaż powinna. Była w takiej sytuacji, tylko wiele, wiele lat temu. Kiedy nikt się nie przejmował zbytnio losem kobiet, a skoro była katowana przez swojego partnera to znaczyło, że miał ku temu swoje powody i mógł to zrobić. W końcu dlaczego nie, prawda? - Mam być posłuszna. Słuchać się pani Campbell, a jeśli będę próbowała uciekać spotka mnie kara, której sobie nie wyobrażam.

- Grzeczna dziewczynka – odparł, a następnie pogłaskał ją po głowie. Może w tym geście nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dziewczyna siedziała na podłodze tuż przy jego nogach, a on zachowywał się tak jakby ludzka istota była psem. - A teraz możecie już iść.

Anabelle

Poczuła się upokorzona.

Nie pierwszy też zresztą raz. Tak naprawdę była już przyzwyczajona do tego, że jest traktowana jak rzecz. Najgorsze momenty to były te, kiedy zaczynał być miły i zachowywał się tak jakby naprawdę mu na niej zależało, ale chwilę po takim traktowaniu potrafił jej pokazać, że nigdy taki nie będzie, a ona jest zwyczajną idiotką, bo wierzy w takie rzeczy. Faktycznie nią była, ale próbowała się łapać każdej możliwej nadziei na nowe, lepsze życie. Kiedy powiedział jej o wyjściu do miasta z jego przyjaciółką poczuła się źle. Miała ochotę zwymiotować, chociaż nie miała czym i schować się gdzieś głęboko, aby jej nie znalazł. Bała się opuszczać to miejsce i to jeszcze jak bała. A jeszcze bardziej bała się tego co zrobi jeśli znajdzie się wśród ludzi. Ludzi, którzy prowadzą normalne życie. Oczywiste było to, że chciałaby się wyrwać, chociaż spróbować znaleźć pomoc. Jednak żaden człowiek nie chciałby mieć do czynienia z wampirem. Każdy odesłałby ją z kwitkiem. W dodatku nie będzie gospodarować żadnymi pieniędzmi. Wiedziała, że wszystko trzymać będzie Florence, a ona co najwyżej torby z rzeczami będzie nosić. Zawsze można uciec z tymi rzeczami i je sprzedać. W końcu na pewno ktoś by się skusił, a nie potrzebowałaby wiele do ucieczki. Byle mieć na jakiś bilet i opuścić ten region, a potem... Potem sama by nie wiedziała co ze sobą zrobiła.

Siedziała przy fotelu, co jakiś czas czując na głowie bądź karku dłoń mężczyzny. Nie przysłuchiwała się ich rozmowie. Skupiała się na bólu żołądka. Dawno nic nie jadła, obiecał jej, że przed wyjściem będzie mogła się posilić, ale nie mała odwagi zapytać o obiecany posiłek. Z tego też powodu przygryzała policzki od wewnątrz, a skórkę którą ściągała z policzków połykała. Nie pomagało, ale chociaż w ten sposób mogła skupić swoje myśli na czymś innym, niż na głodzie, który odczuwała. Kiwała się też w przód i tył, jakby w transie. Mimo to była jak najbardziej przytomna i wiedziała co dzieje się dookoła niej. Nie mogła się doczekać tego, aż wyjdzie z tego domu. Po raz pierwszy od miesięcy będzie mogła opuścić rezydencję. Przerażało ją to, tak samo jak ekscytowało. Ocknęła się dopiero, kiedy blondynka podniosła się z fotela. Sama również miała wstawać, ale ręka wampira ją przed tym powstrzymała.

- Wydałem polecenie, żebyś wstała? - zapytał ze spokojem. Patrzył się na nią, a ona czuła się jakby wywiercał jej dziurę w brzuchu tymi niebieskimi oczami. W odpowiedzi pokręciła tylko głową i wróciła do poprzedniej pozycji. Czyli nic z tego? Ona wyjdzie, a to wszystko okaże się tylko okrutną obietnicą? Zabawił się z nią po raz kolejny. Odprowadziła wzrokiem blondynkę, czując jak w oczach zbierają się jej łzy. Bardzo chciała je powstrzymać przed tym, aby nie spłynęły. Nie chciała dawać mu powodu do radości. Sprawił, że znowu mu uwierzyła, a teraz zabierał jej tą nadzieję. Lubił w końcu obserwować to jak się załamuje, jak jej ciche marzenia się rozpadają na drobny mak. Ręka zniknęła, usłyszała ciche westchnięcie, a w momencie, kiedy otworzyła oczy brunet kucał przed nią. Spoglądał w inny sposób, jakby troskliwy. Nie wierz w to, nie wierz... Nie wierz... poleciła sobie samej, ale było zbyt trudne do wykonania.

- No i czemu płaczesz? - zapytał, zgarniając kosmyk włosów z jej twarzy – pojedziecie, ale nie możesz pojechać tam wyglądając tak. Florence poszła po nowe, nowe dla ciebie, ubrania i jakieś kosmetyki. Doprowadzi cię do porządku, a potem pojedziecie. No, chodź. Wstawaj.

Ujął ją za dłonie i pomógł wstać z podłogi. Następnie, wciąż trzymając ją za ręce usiadł z powrotem na fotelu pociągając dziewczynę za sobą. Zmuszając do tego, aby usiadła mu na kolanach. Wykonywała te nieme polecenia bez głosu sprzeciwu. A więc jednak jadą... A już się bała. W zasadzie może byłoby lepiej, gdyby nie pojechała. Bała się prawdziwego powodu wyjazdu. Z całą pewnością coś się za tym kryło, tylko nie potrafiła rozgryźć co takiego. Bardzo nie chciało się jej wierzyć, że to dobrowolny gest. Gest dobrej woli był wtedy, kiedy podarował jej kilka rzeczy. To było z jego strony miłe. Nie zabrał ich, wciąż je miała i jeśli pozwolił jej korzystać z łazienki mogła ich do woli używać. Oszczędzała na wszystkim, bo im prędzej się skończy tym dłużej będzie bez tych rzeczy, a nie uśmiechało się jej ponownie być bez jakiejkolwiek ochrony w pewne dni miesiąca. Dosłownie chwilę później wróciła z jedną, większa torbą Florence. Zaskoczenie na twarzy wampirzycy było bardzo widoczne. Trudno też było się jej dziwić, skoro chwilę wcześniej siedziała przy fotelu, a teraz zajmowała miejsce na jego kolanach. To z całą pewnością nie był widok, który spodziewała się zastać kobieta. Alexander dał znać Anie, aby się podniosła. Zrobiła to bez słowa sprzeciwu.

- Zostawię was same – zaczął – mam do wykonania parę telefonów. Zanim wyjdziecie dajcie mi znać. Chcę zobaczyć co zrobisz i jeszcze z wami porozmawiać przed wyjściem – polecił, ale nie zaczekał już na odpowiedź. Wyszedł, zamykając drzwi.

Anabelle i Florence zostały całkiem same. Obydwie wpatrywały się w siebie, bez żadnych słów. Minęło może kilka minut zanim to wampirzyca zdecydowała się przerwać ciszę. Chciała to szybko załatwić, przebrać ją, lekko podmalować zabrać na te zakupy i wrócić tu z nią, a potem skupić się na swoim życiu, którego na dobrą sprawę nie miała.

- Zdejmij ubrania. Nie możesz w tym pojechać. Mam tu parę rzeczy, które powinny być dla ciebie dobre – wyjaśniła stawiając torbę na stoliku, wcześniej odsuwając filiżanki. A więc nie były dla niej. Szkoda. Otworzyła ją, nie spoglądając na dziewczynę. Kątem oka widziała jedynie, że zdejmuje z siebie rzeczy, a kiedy oznajmiła Florence, że skończyła blondynka podniosła na nią wzrok. Rozchyliła usta i z całą pewnością spoglądała na nią z niedowierzaniem. Anabelle czując się zwyczajnie źle, pod wpływem wzroku kobiety zakryła się rękami tak jak tylko potrafiła. Teraz rozumiała na co były te długie rękawy w tak ciepłe dni oraz długie spodnie i buty. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego jak to wszystko musiało boleć... Całe ciało dziewczyny było pokryte siniakami. To nie byłaby przesada, gdyby powiedziała, że całe jej ciało było sine. Od ramion, aż po kostki. A nawet i stopy. Nie była pewna jak długo wpatrywała się w dziewczynę, dokładnie przyglądając się każdemu kawałkowi jej ciała. Widoczne kości, żebra, które można było policzyć bez dotykania ich palcami... Powinna się tego widoku spodziewać, jednak im dłużej się wpatrywała tym bardziej zastanawiała jakim cudem ona ma doprowadzić ją do stanu idealnego przed wrześniem, a nie miała dużo czasu. Dał jej zadanie wręcz niemożliwe do wykonania... Nie było cudownego sposobu, aby ją wyleczyć. Potrzebowała czasu i lekarza, który by się tym zajął, ale na to raczej nie miała co liczyć. Trudno, będzie musiała coś wymyślić. I wiedziała doskonale, że sobie poradzi choćby miało jej to zająć dzień i noc, nie zostawi tego.

- Podejdź, wybierz to co ci się podoba – poleciła, wysilając się na nieco pocieszający uśmiech, który w prawdzie był fałszywy, ale jeśli miał pomóc dziewczynie... To będzie się uśmiechać choćby miała ją od tego rozboleć szczęka. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top