Rozdział dwudziesty drugi

Florence 

https://youtu.be/vnLAa6_hB9A


Od momentu, kiedy przygarnął sobie kolejną dziewczynkę do kolekcji widziała go tylko kilka razy. Zabrał ją do siebie mniej więcej pod koniec października, kiedy pogoda zaczynała się już na poważnie psuć, a sama Anglia wyglądała ponuro i byle jak. Czyli mniej więcej tak jak przez cały rok, tylko gorzej. Nie raz zastanawiała się nad przeniesieniem w jakieś lepsze miejsce. Obawa przed tym, że Alexander nie byłby zadowolony z tego, że zmieniła miejsce zamieszkania była większa. Nie ważne ile się nie widzieli, ten facet cały czas miał kontrolę nad jej życiem. Od dwustu lat, nawet nieco ponad, spełniała każde jego życzenie. Była na każde zawołanie. Merdała ogonem, niczym pies, który się głupio cieszy na widok właściciela, a potem się okazuje, że właściciel to skończone ścierwo, które cię wykorzysta w najpodlejszy sposób, a jako wisienkę na torcie skopie tak mocno, że przez kilka tygodni nie dasz rady sam się podnieść. Taki właśnie był, ona też taka była. Głupia i naiwna. Wszystkie kobiety, które się w jego życiu pojawiły takie właśnie były. Może poza Fleur, która jako jedyna wydawała się mieć trochę oleju w głowie. Florence do tej pory nie potrafiła stwierdzić co takiego było w dziewczynie, że go zmieniała. W dziwny pokręcony sposób go zmieniała. A potem musiało coś pójść nie tak i cały wkład Fleur w Alexandra po prostu zniknął, on się rozpędził i dziewczyna zajęła miejsce w przerażającej kolekcji Alexa na ogrodzie. Na samą myśl o tym, że równie dobrze i ona mogła się tam znaleźć przechodził ją dreszcz. Prawda była taka, że mało co, a zajmowałaby miejsce w ogrodzie razem z innymi. Zabicie jednej z dziewczyn Devile nie było mądrym posunięciem. Od tamtego zdarzenia minęło już naprawdę wiele lat, a wciąż nie potrafiła znaleźć odpowiedzi dlaczego to zrobiła. Co nią kierowało? Ukryte głęboko uczucie do mężczyzny czy może raczej fakt, że od dwustu lat byli skazani na swoje towarzystwo? Jakby miała wybierać wolałaby, żeby jednak ją zabił te dwa wieki temu. Ale oczywiście nie mogła liczyć na łagodne traktowanie ze strony wampira. Chociaż zdarzały się momenty, kiedy przechodził samego siebie i był po prostu ludzki. Momenty te były jedynie grą, zwyczajną pokazówką. Już dawno przestała wierzyć w jego czułe słówka, które czasami wypowiadał, kiedy się spotykali czy te zwykłe gesty, które powinny być czymś codziennym, a nie niezwykłym widowiskiem. Jeśli chciał potrafił być naprawdę przekonujący. Alexander był genialnym aktorem. Tak jak większość nieśmiertelnych dostał ten dar udawania. Każdy z nich potrafił schować prawdziwe emocje pod przykrywką obojętności, o ile nie było się przerażonym świeżakiem, który nie miał pojęcia co się dzieje w jego życiu.

Florence również była aktorką. I nie tylko dlatego, że ukrywała swoje uczucia, a faktycznie występowała na ekranie. Wampirom łatwiej było dostać się wszędzie, a ona miała to czego potrzeba. Urodę, styl i umiejętności. Zresztą, nawet jakby jej tego brakowało mogłaby po prostu zmusić producentów do tego, aby ją wybrali, ale nie było takiej potrzeby. Świat się bardzo nie zmienił, poza kilkoma ważnymi szczegółami. Ludzie dalej pracowali, dalej bawili się w te wszystkie gale, kręcenie filmów i nakręcanie jeden drugiego. Magazyny plotkarskie wciąż istniały, każdego dnia ludzie obsmarowywali innych i wydawali się czerpać z tego jakąś dziką przyjemność. Najwyraźniej roznoszenie nienawiści nie minęło z czasem, a może czas sprawił, że pojawiło się jej jeszcze więcej. Jednak nawet zwykła praca nie potrafiła sprawić, że dziewczyna uciekłaby od swojego stwórcy. Wydawało się, że rozgłos, który zdobyła tylko ją bardziej do niego przywiązał. Jakikolwiek był powód tego, że wciąż była uwięziona, nie miał on żadnego znaczenia.

Już od dłuższego czasu przeczuwała, że będzie coś nie w porządku. Czekała tylko na dzień, kiedy coś się zrypie. Takie momenty pojawiały się co jakiś czas i zwykle przeczucie jej nie zmylało. Kilka razy się zdarzyło, że niepotrzebnie się nakręciła. Od czasu, kiedy Tony zawitał do jej mieszkania, które zdążyła swoją drogą już zmienić, nie widziała mężczyzny, ani nie słyszała od niego żadnych wieści. Miała nadzieję, że jest w Nowym Jorku, skupia się na swoich sprawach, a nie Alex go dopadł i porzucił gdzieś w rowie, aby pożarły go zwierzęta czy ludzie, bo z tego co wiedziała i to się zdarzało. Nie miała okazji widzieć takich osób na własne oczy, ale nagłówki w gazetach czy w wieczornych wiadomościach, kiedy ta nadęta Amy Brooke, która swoją drogą miała paskudny styl, piskliwym głosem opowiadała co się wydarzyło na świecie. Przez takie osoby żałowała, że telewizja wciąż istnieje, a raczej, że ludzi w studiu nie zastąpiły mechaniczne roboty, które odwalałyby pracę lepiej, niż ta kobieta. Przynajmniej istniały inne stacje, które mówiły to samo, a ludzi tam dało się słuchać i lubić. Samego Alexandra widziała na przyjęciu noworocznym w pałacu, gdzie spędzili razem trochę czasu, ale nie ośmieliła się go zapytać o dziewczynę. Chyba wciąż żyła, skoro był w takim dobrym humorze i nie rzucał się na prawo i lewo. Aczkolwiek, musiała przyznać mu to, że w sytuacjach takich przyjęcia, Alexander był prawdziwym dżentelmenem. Facet z manierami, dobrze ubrany, błyskotliwy i potrafiący zadbać o kobietę. Wampirzyce, które tu zjeżdżały się z różnych zakątków świata, wręcz zabiegały o jego atencję na takich wydarzeniach. Obserwowanie ich nieudolnych podrywów bawiło i jednocześnie wściekało Florence. Nie rościła sobie żadnych praw do niego, bo nie miała takiego prawa, mogła co najwyżej być zazdrosna o to, kiedy po zakończonym przyjęciu zdecyduje się spędzić resztę nocy z kimś innym, niż ona. I nie raz się tak zdarzało, a ona powinna być już przyzwyczajona. Przychodził z nią tylko dlatego, że za każdym razem dobrze się prezentowała, potrafiła wpasować między innych i umiała zachować, a kiedy wyhaczył w tłumie lepszą zdobycz, a może łatwiejszą, ona szła w zapomnienie. Z latami szło się do tego przyzwyczaić, chociaż momentami było naprawdę ciężko. Zmienić tego nie mogła, więc co najwyżej mogła udawać, że jest w porządku.

Z kieliszkiem pełnym wina podeszła do dużego okna, które w zasadzie zastępowało ścianę. Miała widok na centrum Londynu. Miasto tętniło życiem. Mimo czyhającego na każdym kroku niebezpieczeństwa, ludzie wciąż wychodzili się zabawić. Turyści korzystali z uroków miasta. Było zwyczajnie. Jakby wytężyła słuch pewnie usłyszałaby ludzi, którzy zbierają się do wyjścia na imprezę. Jak podążają ulicą i rozmawiają wesołymi głosami o tym co będą robić przez resztę nocy. W oknie widziała swoje odbicie. Było niczym lustro, trochę gorszej jakości, ale jak trzeba to ujdzie. Za jednym zamachem wypiła niemal połowę kieliszka. Ona też powinna teraz gdzieś wyjść. The Star miało być wyjątkowo ciekawą noc, a jej tam nie było. W końcu kto nie chciałby skorzystać z możliwości picia na śmiertelnikach? Pożywienie się świeżą krwią było bardzo pożądaną rzeczną. A ona z tego rezygnowała na własne życzenie. Może gdyby nieco mniej się przejmowała Alexem... Jednak prawda była taka, że nie potrafiła się nim nie przejmować. Zawsze gdzieś koło niej był. Z tyłu głowy. Podążał za nią niczym cień w słoneczny dzień i mimo wielu prób nie chciał się odczepić. Delikatnie przygryzła wargę, uważając na to, aby zębami nie zebrać z niej szminki. Cholera by to wszystko wzięła. Jej życie nie powinno tak wyglądać. Ostatni raz opuściła Londyn kilka lat temu, kiedy potrzebowali jej za granicą do filmu, nic poza tym. Jej życie tu się zaczęło i tu skończyło. Brakowało przepustki od wampira, który łaskawie pozwoliłby jej wyjechać. I tak się zajmował teraz jedną ze swoich dziwek, więc do czego ona była mu tu potrzebna? Widzieli się prawie sześć miesięcy temu, nie licząc momentów mijanych na ulicy, ale w takich momentach to jej nawet nie zauważał tylko pędził dalej. Była niewidoczna. Do czasu, aż by zniknęła z miasta. Wtedy zacząłby się zastanawiać gdzie podziała się jego Florence. Florence, która powinna być na każde zawołanie. Która była na każde zawołanie. Boże drogi, jaka ona jest żałosna z tym wszystkim. Doskonale wie jaki on jest, co robił nie tylko jej, ale innym kobietom. Traktuje ją przedmiotowo, a mimo to ona tu wciąż tkwi. Postawienie mu się równało się z samobójstwem, a jej niekoniecznie spieszyło się do opuszczenia tego świata. Nie ważne jak bardzo mogła go nienawidzić, lubiła chodzenie po ziemi.

Drgnęła nieznacznie, słysząc pukanie do drzwi. Nie spodziewała się żadnych gości, więc wizyta kogoś, o tej porze, była dla niej zaskoczeniem. Zawsze pamiętała o każdym spotkaniu, a dziś miała wieczór spędzić samotnie. Tak jak w zasadzie prawie każdego wieczoru. Odstawiła kieliszek na stolik i ruszyła w stronę drzwi. A mogła udawać, że jej nie ma. Czy nie byłoby wtedy łatwiej pozbyć się nieproszonego gościa? Musiał jednak słyszeć szpilki, które stukały o podłogę. I zapalone światło również dawało znać, że w mieszkaniu ktoś jest. Ignorowanie odpadało. Tu mieszkały tylko wampiry, a jak wiadomo każdy ma nadnaturalny słuch. Na szczęście ściany dźwiękoszczelne skutecznie uniemożliwiały innym podsłuchiwanie co się dzieje w domu sąsiada. Na całe szczęście. Z cichym westchnięciem przekręciła klucz w zamku, odsunęła zasuwkę i otworzyła drzwi.

Nie była pewna czy poczuła się zaskoczona czy przestraszona. A może oba w tym samym momencie? Trudno było stwierdzić. Bez słowa przesunęła się, robiąc mu miejsce. Obserwowała jak wchodzi do środka, zupełnie jakby był u siebie. Zapomniała... On zawsze się czuje w każdym miejscu jak u siebie. Wampirzyca zamknęła drzwi. Przez krótki moment trzymała na nich dłonie i zamknęła oczy. Policzyła w myślach do trzech, a następnie odwróciła się. Na usta wcisnęła wymuszony uśmiech.

- Co za niespodzianka – wydusiła z siebie podążając za nim do salonu. Był dziwnie milczący. To nie był typ, któremu trzeba było mówić „proszę, rozgość się i czuj jak u siebie". Robił to bez tego zdania. Florence nie przypominała sobie, aby wcześniej go zapraszała do nowego mieszkania, a mimo to, wiedział dokładnie gdzie co się znajduje. Bez trudu odnalazł kieliszki i butelkę wina, którą schowała jeszcze długo przed jego przebyciem. Poczuła w środku skurcz, który zwykle sygnalizował jedno. Błagam, niech się w tej chwili myli, pomyślała wampirzyca starając się wciąż zachować spokój. Jednak przy nim to wcale nie było takie proste. Znał ją lepiej, niż ona sama siebie. Potrafił ją przejrzeć na wylot. I obawiała się tego, że jeszcze zanim dał znać o swojej obecności to zrobił.

Obserwowała go, kiedy popijał wino wpatrzony w panoramę miasta przed sobą. Wyglądał jak zawsze pociągająco. I w tym momencie również bardzo zwyczajnie. Gdyby go nie znała, nie spodziewałaby się żadnego podstępu. Teraz trudno było jednak tak nie myśleć. Zwłaszcza, że nie przyszedłby bez konkretnego powodu. Mogła się tylko domyślać czego w tym momencie od niej chciał. Jego postawa, język ciała nic nie mówiło. Chował się przed nią. Tak jak robił to przed całym światem. Czego się spodziewała? Że nagle bez powodu się przed nią otworzy, pokaże jej prawdziwego siebie? Jakby wcześniej nie widziała jego prawdziwego wnętrza.

- Sprawiłaś mi trochę trudu w ostatnim czasie, Flo – powiedział. Zaskoczył ją zdrobnieniem imienia. Doskonale wiedział, że tego nienawidzi. Momentami, kiedy miał dobry humor to ją tak nazywał. Zdrobniale, a ona się śmiała i cieszyła, bo nie mogła się zdenerwować. Tym razem jednak wypowiedziane przez wampira imię nie miało w sobie nic żartobliwego. Był zbyt poważny, co przerażało dziewczynę. - Zapomniałaś mnie poinformować?

- Miałam dużo na głowie – przyznała.

A więc o to chodziło. Nie wiedział, gdzie jest, chociaż potrafił w bardzo łatwy sposób się tego dowiedzieć. Zmarnował trochę czasu, aby jej poszukać i teraz, skoro już tu był, najpewniej przyszedł po to, aby wymierzyć swoją sprawiedliwość. Przełknęła bezgłośnie ślinę, nie zmieniając swojej pozycji. Atmosfera zaczynała robić się coraz bardziej gęsta. Florence czuła jakby na jej szyi zaciskały się niewidzialne dłonie, które z każdą chwilą, mocniej oplatały jej szyję. Zaczynało brakować jej tchu, chociaż to niemożliwe, aby wampir zaczął nagle tracić powietrze. Nie mogła się udusić, nie z logicznego punktu widzenia. Nie mogła umrzeć też ze strachu, a gdyby tak się stało, byłaby pierwszym w historii wampirem, który by tak umarł. Pisaliby o mnie w podręcznikach, zakpiła w myślach sama z siebie. Zostałaby przynajmniej po niej kolejna pamiątka, a nie tylko filmy, które tak naprawdę nic nie znaczyły.

Umknął jej moment, w którym wampir zmienił swoje miejsce. Zdążyła tylko mrugnąć, a ten stał przed nią. Uniósł jej głowę, zmuszając do tego, aby spojrzała mu prosto w oczy. Czuła bijący od niego chłód, który przyprawiał ją o dreszcze. Kolejna rzecz, która niby była niemożliwa, a jednak. Przy nim niemożliwe stawało się możliwe. Udowadniał, że nie trzeba było wiele, żeby siać strach. Drgnęła czując jego dłoń na swoim policzku. Delikatnie po nim przesunął. Można było się w tym geście doszukiwać czegoś na kształt czułości, ale była to tylko okrutna przykrywka, która lada moment zniknie. Czekała na moment, kiedy przestanie być miły. Pytanie tylko kiedy miałoby to nastąpić. Za kilka minut? Godzinę?

- Dużo na głowie – powtórzył, brzmiąc jakby sobie z niej po raz kolejny kpił. Przeprowadzka może i nie była czymś ogromnym, ale jednak... Dziewczyna skinęła głową na tyle ile mogła. Z doświadczenia już wiedziała, że nie lubił, kiedy odwracało się od niego spojrzenie. Czasami go porównywała w myślach, kiedy była sama, do obrazu, który został stworzony po to, aby go podziwiać. - Miałbym dla ciebie pewną propozycję.

Odsunął się od niej wracając znowu do salonu. Machnął lekko dłonią na blondynkę, dając jej znak, aby poszła za nim. Przesunęła się dalej, nie rejestrując momentu, kiedy dawał jej kieliszek z winem. O mało co go nie upuściła, gdyby nie to, że wcześniej zacisnął na nim jej dłonie. Była ciekawa co to za propozycja, a może raczej powinna powiedzieć do czego zamierza ją zmusić tym razem. Och, opcji było naprawę wiele. Nic konkretnego nie przychodziło jej do głowy, chociaż bardzo chciała wiedzieć co zamierza. Wampirzyca usiadła na kanapie. Czuła, że z każdą chwilą nogi ma jak z waty i długo nie ustoi. Oparła się o kanapę, nieco też odprężyła. Pomogło jej też wino, które niemal zdążyła całe wypić.

- Mam... dziewczynę. Anabelle – zaczął – niedługo będę jej do czegoś potrzebował, a ona... Cóż, nie nadaje się do niczego. Chcę, żebyś się nią zajęła. Ma wrócić do swojego poprzedniego wyglądu przed wrześniem – wyjaśnił.

Chwilę zajęło jej zrozumienie co takiego będzie we wrześniu. Zacisnęła na krótki moment usta w wąską linijkę. A więc i z jej roli wykopała ją zwykła, ludzka dziewczyna. W tym momencie poczuła się jakby ją zdradzał, a wcale nie powinna tak się czuć. Co to, to nie. Anabelle... Czyżby szykowała się powtórka z rozrywki? Zamierzał z niej uczynić kolejną Fleur? Do tego zamierzał? Brakowało mu poprzedniczki, więc teraz szukał dziewczyny podobnej do tej, którą zabił? Wyjaśnienie całkiem sensowne, ale i ono nie zadowalało Florence. Trudno było jej uwierzyć w to, że miałby z tak błahego powodu chcieć to zrobić.

- A co z tego będę miała ja? - zapytała. Nigdy nie była bezinteresowna. No, może w jego przypadku potrafiła być, a raczej była do tego zmuszana. Tym razem mogło również tak być, ale i może uda się jej coś zyskać.

- Pieniądze – odparł szybko. A czego innego się spodziewała? One nie grały dla niego żadnej roli, nie były ważne, chociaż potrafiły otworzyć wiele drzwi. I często z tego korzystał, aby dostać to czego chce. Tak jak i w tej chwili. - I mnie.

- C... co?

- Wyraźnie słyszałaś – rzucił szorstko – zajmiesz się nią. Będziesz dla niej przyjaciółką, pomożesz dobrać ubrania, kosmetyki, dodatki. Czego tylko będzie chciała, nakarmisz ją. A jak będzie odmawiać rzeczy to zmusisz ją do ich kupna, rozumiesz? Będziecie chodzić do kina, teatru czy muzeum. Zrobisz wszystko – wyliczył. Nie obchodziło go w jaki sposób Anabelle wróci do swojej poprzedniej formy. Miała być taka jak dawniej i tyle. I to w jak najkrótszym czasie. Do września mieli jeszcze sporo czasu. Wierzył, że Florence będzie w stanie z niczego zrobić coś ładnego. Zwłaszcza, że Anabelle była ładna i cholera, zanim do niego trafiła naprawdę była pociągającą, młodą kobietą. Tylko potem doprowadził ją do stanu w jakim znajduje się teraz. A Campbell potrafiła wiele. Zajęcie się zmarnowanym człowiekiem z całą pewnością nie będzie przekraczać jej umiejętności.

- Zrozumieliśmy się, kochanie? - zapytał dopijając wino.

- Owszem. Zrozumieliśmy się – odpowiedziała. Odstawiła kieliszek na stolik i wstała z miejsca. Nie wiedziała, gdzie zamierza się udać i co zrobić, ale nie mogła dłużej siedzieć w miejscu. To ją przytłaczało.

- A teraz, skoro formalności mamy już za sobą, pokazałabyś mi sypialnię.

W tym momencie, gdyby stał tu jakikolwiek inny mężczyzna, Florence nie zawahałby się nawet na moment i po prostu zadecydowała się go uderzyć. Otwartą dłonią, prosto w nastawiony policzek. Przy swoim stwórcy nie mogła pozwolić sobie na takie wykroczenie. Patrzyła się przez kilka sekund w niebieskie oczy, a następnie bez słowa wyszła z salonu. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, iż idzie za nią. W sypialni panował półmrok. Nie zdecydowała się na zapalenie światła, bo to było zbędne. Żadne z nich nie potrzebowało niczego dodatkowego, aby dobrze wiedzieć w ciemności. Pokój nie był szczególnie duży. Mieściło się w nim podwójne łóżko, toaletka, a dalej było przejście do łazienki i garderoba. Zwyczajna sypialnia, która nie różniła się od wielu innych. Stanęła przed łóżkiem, odwróciła się w stronę bruneta i ponownie spojrzała mu w oczy. Jego twarz jak zawsze nie wyrażała żadnych emocji, zwyczajnie się jej przyglądał. Teraz to nie ona podziwiała, ale on. I na moment poczuła się dobrze, chociaż wcale nie powinna. Zsunęła z ramion kardigan, który miękko opadł na podłogę. Następnie sięgnęła ręką do tyłu, aby znaleźć suwak od sukienki. Bez problemu go rozsunęła i to samo stało się z sukienką. Materiał ześlizgnął się po jej ciele, obnażając ją całkowicie przed wampirem. Pozostała jedynie w czarnej, koronkowej bieliźnie. Można było powiedzieć, że ją ubrała, bo powiedziała co ją czeka tego wieczoru. I nawet cieszyła się, że zdecydowała się na to, aby faktycznie się ubrać, a nie przesiedzieć cały dzień w dresach. Podniosła jedną nogę, a następnie drugą, aby „wyjść" z sukienki. Obserwowała jak Alexander przystępuje bliżej. W aż nazbyt delikatny sposób ujął jej podbródek, który uniósł do góry i złożył pocałunek na ustach wampirzycy. Automatycznie odwzajemniła pocałunek. Nie raz z nim sypiała, była gościem w jego sypialni bardzo często, nie ukrywała też tego, że lubiła, kiedy ją miał. Mimo tego, ten raz się znacznie różnił od wszystkich poprzednich. A raczej to był właśnie ten moment, których dużo nie było, który nie powinien się zdarzyć. Niechciany. Trwali złączeni w pocałunku przez jakiś czas, odsuwając się od niej jednocześnie położył dłonie na jej biodrach, zmuszając ją do tego, aby się odwróciła. Z trudem powstrzymała się i nie drgnęła, kiedy rozrywał delikatny materiał, kiedy kładąc dłoń na jej plecach zmusił do tego, aby się pochyliła. Zacisnęła palce na chłodnym materiale kołdry i zamknęła oczy.

Ostatnie co poczuła przed bólem była spływająca po policzku łza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top