Rozdział czternasty

Anabelle

To tylko moja wyobraźnia. To tylko moja wyobraźnia, powtarzała w myślach stojąc tyłem do potwora. Przebiegła już tak wiele, a przynajmniej tak się jej zdawało, a teraz miała zostać zamordowana w środku lasu? Kiedy była wreszcie tak blisko tego, aby wyrwać się ze szpon jednego sadysty, aby wpaść zaraz w następne. Bała się poruszyć, a w jej sytuacji lepiej było chyba po prostu stać w miejscu i się nie ruszać. Nawet najmniejszy ruch mógł ją kosztować życie. Zaczęła się też jednak zastanawiać czy nie będzie lepiej jeśli pozwoli na to, żeby dzikie zwierzę ją rozszarpało? Z całą pewnością będzie mniej cierpiała niż z Alexandrem, który na pewno rozpoczął poszukiwania. Przecież mu uciekła, a on tyle za nią zapłacił, więc nie ma mowy, aby pozwolił jej tak po prostu uciec. Chociaż może... Nie. Nie była była przecież głupia, chociaż mogło się wydawać inaczej. Rozumiała naprawdę wiele i doskonale wiedziała, że wampir nie przewidywał jej ucieczki z rezydencji. A jeśli to zrobił to z całą pewnością doskonale wiedział, że ją odnajdzie.

Musiała się teraz szybko decydować – dać się pożreć wygłodniałemu zwierzęciu czy próbować sił i uciekać dalej. Ze świadomością, że Alexander może za nią tuż tuż być. Nie myślała w tej chwili trzeźwo i wydawało się jej, że wybiera opcję, która będzie w tym momencie bardziej odpowiednia. Oczywistym będzie to, że pozwoli się rozszarpać. Warczenie z tyłu nie ustępowało, nie zagłuszał go nawet deszcz, który lał jak z cebra. Słyszała wyraźnie. Serce jak na zawołanie jeszcze szybciej zaczęło dziewczynie bić, o ile w ogóle było to możliwe. Miała wrażenie, że zaraz wyrwie się z jej klatki piersiowej, ale o tym mogła tylko pomarzyć. Takie rzeczy przecież się nie zdarzały, prawda? Z wolna odwróciła się w stronę warczącego zwierzęcia. Jej wzrok spoczął na przemokniętym, czarnym wilku. Żółte ślepia świeciły w ciemności, a śnieżnobiałe odsłonięte kły wyróżniały się. Trudno zresztą było je przeoczyć. Odruchowo cofnęła się o krok. Miała wrażenie, że zwierzę podeszło do przodu w tym samym momencie. Sytuacja zaczynała się robić coraz bardziej beznadziejna, a Anabelle była już przygotowana na śmierć. Czekała na nią od momentu, kiedy zgwałcił ją po raz pierwszy. I kiedy wreszcie się jej doczekała wcale nie chciała tak szybko umierać. Och, jej sytuacja była naprawdę beznadziejna. Bardzo beznadziejna, ale nic nie mogła już na to poradzić. Mogła jedynie pogodzić się ze swoim losem, który i tak był o niebo lepszy niż powrót do rezydencji.

Drżała z zimna, wpatrując się w ślepia wilka, który śledził każdy ruch brunetki. Była gotowa przysiąc, że czeka na odpowiedni moment, żeby zaatakować. Zaczął krążyć wokół niej, najpewniej szukając odpowiedniego miejsca w które powinien się wgryźć najpierw. Mimo, że krople deszczu były duże i ciągle wpadały jej do oka zdążyła zaobserwować, że zwierzę jest wychudzone. Co oznaczało, że zostanie zapewne jego pierwszym posiłkiem od dłuższego czasu i będzie mu służyła przez następne dni, a może nawet tygodnie. Teraz kompletnie nie miała głowy do tego, aby zastanawiać się ile minie czasu zanim całkiem jej ciało się rozłoży. W końcu nawet i taki wilk, kiedyś się zorientuje, że to co sobie upolował już się nie nadaje do spożytkowania.

Anabelle nie ruszała się już więcej z miejsca. Po prostu czekała.

Miała wrażenie, że sekundy przemieniają się w minuty, a minuty w godziny. Wszystko działo się tak wolno. Czuła, że nawet deszcz zaczął jakby wolniej padać, a to było przecież niemożliwe. Już od dłuższego czasu nic tylko padało bez żadnych przerw. A więc tak skończę, przeszło jej przez myśl. Jeszcze dawniej sądziła, że przeżyje cudowne życie. Będzie miała męża, dzieci, dobrą pracę i w miarę szczęśliwe życie, a teraz wszystko się posypało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wszystko się zmieniło. Mogła się pożegnać ze swoimi marzeniami. W zasadzie zrobiła to za nią matka i ojciec, kiedy zdecydowali się ją sprzedać. Wciąż się jej nie mieściło w głowie to co zrobili, ale prawdę mówiąc teraz już nie było sensu, aby o tym myśleć. Stało się, dokonali swojego. Miała nadzieję, że zgniją za to w piekle.

Następne wydarzenia działy się zdecydowanie za szybko. Zwierzę rzuciło się przed siebie kłapiąc zębiskami na wszystkie strony i głośno warcząc. Anabelle instynktownie próbowała uciekać, ale skończyło się na tym, że po raz kolejny potknęła się o wystający korzeń. Upadła na ziemię, chwilę później poczuła na swoich plecach zimne i ciężkie łapy zwierzęcia. Teraz już nawet nie próbowała się poruszyć. Na karku czuła gorący, niezbyt przyjemny oddech wilka. Słyszała jak dyszy, zapewne już zadowolony z tego, że zdołał powalić swoją ofiarę wcale się przy tym szczególnie nie wysilając. Młoda kobieta zacisnęła powieki z całkiem siły gotowa na to, aby pożegnać się z życiem. Możliwe nawet, że szeptała szybko jedną ze znanych sobie modlitw. Nie była już w ogóle pewna tego co działo się wokół niej i z nią samą. Pazury wilka wbiły się w jej plecy doprowadzając do tego, że jęknęła z bólu. Zrobiła to zdecydowanie za głośno, bo wilk zainteresował się nią jeszcze bardziej. Nieświadomie, a może wręcz przeciwnie, dociskając swoje łapy w jej plecy i wbijając w nie pazury. Zupełnie jakby grzebał nimi w ziemi, Anabelle miała wrażenie, że zaraz jej rozerwie skórę, a zapach świeżej krwi jeszcze bardziej pobudzi zwierzę do tego, aby zaatakować. Och, jak ona bardzo chciała, żeby to wszystko się wreszcie skończyło. Czym sobie zasłużyła na to, aby tak cierpieć? Nie minęło nawet dziesięć sekundy, kiedy ostre i śnieżnobiałe kły wbiły się w jej ramię. Dźwięk, który wydała z siebie brunetka nie był zwykłym krzykiem przepełnionym bólem. To nawet nie był wrzask. Zwierzę nie zwróciło na to większej uwagi, zdając sobie najwyraźniej sprawę z tego, że leżąca na ziemi istota jest bezbronna i nic mu nie zrobi. Wyciągnął kły, Anabelle spodziewała się tego, że oderwie przynajmniej kawałek jej ciała, żeby się pożywić, ale nic takiego się nie wydarzyło. Miała jedynie na ramieniu krwawiące i bolące rany po ugryzieniu. Wilk się wyprostował i nasłuchiwał. Coś go zaniepokoiło. Możliwe, że był to jakiś dźwięk lub zapach. Jakieś zwierzę przebiegające niedaleko. Miał już ponownie zatopić kły w ciele swojej ofiary, kiedy słychać było wyraźnie kroki zmierzające w ich stronę. Anabelle nie była w stanie ich usłyszeć, za bardzo skupiona na bólu nie dostrzegała tego co działo się dookoła niej. I chyba nikt nie powinien się temu dziwić. Jednak zwierzę słyszało i czuło. I wcale mu się nie podobało to, że zbliża się tutaj kolejny drapieżnik, który najwyraźniej chciał mu zabrać jego ofiarę. Kłapnął ostrzegawczo zębiskami dodatkowo do tego warcząc. Możliwe, że liczył na to, iż przestraszy swojego przeciwnika, ale najwyraźniej to wcale nie działało. Wręcz przeciwnie, zachęcało do tego, aby z nim walczyć. Był zdesperowany i gotów do tego, aby walczyć o to co sobie przywłaszczył. W końcu znalazł ją pierwszy. Zszedł z brunetki. Łeb schylił ku ziemi, uszy ułożył i przybrał pozycję gotową do walki. Czekał tylko na odpowiedni moment, żeby się rzucić na nowo przybyłego drapieżnika. Minęła dłuższa chwila zanim w odległości niecałych trzech metrów pojawił się obcy. Wilk warknął raz jeszcze próbując go odstraszyć, a kiedy to nic nie dało po prostu się rzucił do przodu. Jako, że jego przeciwnik był sporo wyższy i stał na dwóch łapach, zamiast na czterech musiał skoczyć. Odbił się tylnymi łapami od korzenia drzewa. Jeśli ktoś by to nagrał i puścił w zwolnionym tempie można byłoby powiedzieć, że skok zwierzęcia miał w sobie coś niezwykłego.

Trafił na obcego, ale kiedy prawie go dotknął drapieżnik używając przednich łap odepchnął go od siebie. Wilk uderzył całym swoim ciałem o najbliższe drzewo i upadł na ziemię. Warczał, zarówno z bólu jak i wściekłości. Miał połamane żebra, które uniemożliwiały mu wstanie z ziemi i ponowny atak. Był za bardzo zdeterminowany, aby oddać swoją własność. Pamiętał zapach krwi i tego jak miękkie jej ciało było, miał zamiar odpędzić przeciwnika, a później wrócić do niej i się pożywić. Trudno było teraz o coś większego niż wiewiórka, a skoro trafił mu się tak wielki kąsek nie zamierzał z niego łatwo rezygnować. Z trudem podniósł się na łapy i zwrócił w stronę wysokiego, obecnego mu stworzenia. Widział jak zbliża się w stronę jego zdobyczy, jakby należała do niego. Ignorując cały ból, który mu towarzyszył skoczył w tamtą stronę stając między nim, a Anabelle. Warczał ostrzegawczo. Czemu nie uciekał? Przecież każde inne stworzenie, które widziałoby na swojej drodze wilka, który tak walczył o swoje już dawno by uciekło w popłochu! Ale on... on był inny i to wcale się zwierzęciu nie podobało. Za bardzo się upierał na to, aby dobrać się do czegoś co nie było jego. I to coraz bardziej zaczynało go drażnić.

Nie ruszał się z miejsca, przyjmując tą pozycję co wcześniej. Dawał całym sobą znać, że nie zamierza się stąd ruszyć. Potrzeba będzie siły, żeby go zmusić do tego, aby wilk zostawił w spokoju swój łup. Nieznajoma mu istota zaczęła się nieco cofać, nie wyglądała jednak na taką, która jest przerażona. Wręcz przeciwnie – coś planowała. To była kwestia sekund, był znacznie szybszy niż wszystkie istoty, które spotkał na swojej drodze wilczur. Szybszy i silniejszy. W czasie, kiedy przednia łapa obcego zbliżała się ku niemu wbił w nią swoje zębiska, aby powstrzymać go przed dotknięciem siebie. Łbem zaczął poruszać na obie strony, zupełnie jak pies, który szarpie swoją ulubioną zabawkę. Z tym, że za zabawkę wilka robiła żywa ręka, ręka z której zaczęła na wszystkie strony tryskać krew. Zwierze mocniej zacisnęło kły, czując, że dostaje się do kości. Może liczył na to, że uda mu się powalić tą większą istotę, a tamtą zostawi. Albo będzie miał obie. Och, ileż miałby szczęścia, gdyby mu się udało z obiema! Ale nikt na świecie nie miał tyle szczęścia. A już na pewno nie taki szaro bury wilk. Nie spodziewał się ataku ponownie, na pewno liczył na to, że będzie walczył, ale nie, że znowu zaatakuje.

I stało się.

Obca istota odrzuciła ponownie od siebie wilka. Nie pozwolił mu na to, aby po raz kolejny się podniósł z ziemi. Stanął nad nim i pierwsze co zrobił było dociśnięcie nogi z ciężkim obuwiem do pyska zwierzęcia. Zawył z bólu, a raczej próbował, bo mu się to nie udało. Alexander wyraźnie słyszał pękające kości oraz czuł silny zapach krwi, wymieszany z zapachem deszczu. Nawet jeśli przymierałby głodem nigdy nie zniżyłby się do poziomy tych wampirów, które uważały, że żywienie się na ludziach jest zbyt drastyczne i polowały na zwierzęta. To było niczym obraza dla wampirów. Po tym jak miał pewność, że zmiażdżył mu psyk zabrał nogę. Ciemne obuwie było brudne od błota oraz krwi. Ale tym się przejmować może później. Nachylił się nad zwierzęciem, które cierpiało teraz bardziej niż kiedykolwiek w swoim życiu. Przez chwilę się mu przyglądał z obojętnością. W ciemnych, jeszcze kilka minut temu błyszczących oczach zwierzęcia teraz można było dostrzec jedynie przeogromny ból. Zastanawiał się czy go nie zostawić na pastwę losu i pozwolić cierpieć, ale ostatecznie zdecydował się zwierzę zabić. Nic mu nie szkodziło, a po ucieczkę dziewczyny wolał się na kimś wyżyć, aby przypadkiem jej nie zabić. Co mogło się wydarzyć. Cóż wściekły to za mało powiedziane. Wbił rękę między połamane żebra, a wilk zawył cicho, a raczej wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk przypominający wycie. Po paru sekundach jeszcze ciepłe serce znalazło się w jego rękach, a wilk leżał bez ducha pod drzewem. Poruszył je przy nim prostując się i odnajdując wzrokiem dziewczynę.

Anabelle w czasie tej walki, która trwała o wiele krócej niż mogło się wydawać przemieściła się z jednego miejsca w drugie. Ból był jednak nie do zniesienia i nie mogła sobie już pozwolić na dalszą ucieczkę. Och, jakie to głupie było z jej strony, żeby w ogóle uciekać. Co ona sobie myślała? A teraz ponownie trafi do niego, znowu będzie niczym zabawka. Bała się, cholernie się bała i teraz nawet nie chciała myśleć co ją spotka, kiedy wrócą do rezydencji. Przełknęła ślinę, oddychając głęboko. Jedną rękę miała położoną na ramieniu, aby jakoś zatamować krwawienie. Czuła jednak jak lepka krew wciąż po niej spływa. Dlaczego to akurat ją musiało wszystko spotkać. Czym sobie na to wszystko zasłużyła? Obserwowała jak Alexander powoli się do niej zbliża, a w końcu kuca przed nią, opierając dłonie o kolana. Przyglądał się jej obojętnie, aż w końcu westchnął i pokręcił głową na boki.

- A pomyśleć, że byłem w świetnym humorze – zaczął. O dziwo jego ton głosu był spokojny, bez wyrzutów. Jeszcze, pomyślała. Wszystko się zmieni w ułamku sekundy. Może go nie znała, ale przeczuwała, że tak właśnie będzie. - Anthony dostarczył mi dziś wiele rozrywki, wiesz? Ja nie potrzebuję dużo i dziś miałabyś spokój, może nawet zaoferowałbym ci, abyś poszła się wykąpać, ale tak... Twoja ucieczka była bardzo, ale to bardzo głupia.

Łazienka...? Nie, nie zrobiłby tego. Mówił tak, aby poczuła się jeszcze gorzej. Przecież nie chodziło mu o to jak ona wygląda, prawda? Miała być po prostu jego niewolnicą. Robić to co jej rozkaże, rozkładać nogi, kiedy będzie miał na to ochotę. O to w tym wszystkim chodziło, czyż nie?

Alexander zaśmiał się, sprowadzając ją tym samym na ziemię. Wiedział co myśli, och no jasne, że tak! Przecież cały czas siedział jej w głowie i przeglądał jej myśli.

- Wiele się musisz jeszcze nauczyć – westchnął – co jak co, ale nie pozwolę ci wyglądać jak wyglądasz. Mam swoje zasady i brudnych rzeczy nie tykam.

Drgnęła. Porównywał ją do rzeczy... Przecież i tak nic nie znaczyła, więc dlaczego tak bardzo ją dotknęło to, że postawił ją na tej samej półce co przedmioty? To chyba była najdelikatniejsza rzecz jaką zrobił względem niej, więc chyba się powinna cieszyć. O ile w ogóle było z czego się cieszyć, a wiedziała, że nie ma. Nie odzywała się, najpewniej czekając na to co zrobi Alexander. I zrobił coś czego się nie spodziewała. Prędzej oczekiwała tego, że zostanie uderzona. Przeraziła się, kiedy zamiast otrzymać karę w postaci uderzenia wampir po prostu ściągnął z siebie kurtkę, którą narzucił na nią. Włożył jej ręce w rękawy i zasunął. Nie, aby robił to szczególnie delikatnie, ale... Zaskoczył ją. Z całą pewnością ją zaskoczył. Zaraz potem wziął ją bez większego trudu na ręce i przyciskając do swojej piersi ruszył z powrotem do rezydencji.

Anabelle nie czuła się ani trochę bezpieczna w ramionach wampira. Wystarczyło, że użyje więcej siły i będzie po niej, a może o to mu chodziło? Czekał tylko na moment, aż się rozluźni, a on wtedy jej pokaże, gdzie jest jej miejsce? Może właśnie to zamierzał zrobić... Mimowolnie oparła głowę o jego ramię. Szukała dla siebie po prostu wygodniej pozycji, a ta wydawała się być najlepsza. Przymknęła oczy. Tak bardzo nie chciała zasypiać, nie mogła sobie na to pozwolić. Ale nawet gdyby chciała nie mogłaby. Czuła każdy ruch bruneta i na tym się skupiała. Jak jego mięśnie się ruszają przy każdym kroku. Nie była pewna ile minęło czasu, ale kiedy zobaczyła zapalone światła w rezydencji spięła się jeszcze bardziej. Nie chciała tam wracać. Nie chciała, nie chciała... Dlaczego...

- Uspokój się – warknął na nią, kiedy nieświadomie zaczęła się szarpać. Coś w jego głosie sprawiło, że od razu go posłuchała. Nie mogła być nieposłuszna. Wtedy... Nie, nie wiedziała co się wtedy stanie. Mogło się wydarzyć wszystko i to ją najbardziej przerażało.

Postawił ją na nogi dopiero przed drzwiami. Otworzył je i delikatnie wepchnął ją do środka. Weszła niepewnie, cała ociekała wodą oraz błotem. Podobnie mężczyzna, z tym, że on był jedynie mokry, a jego buty oraz nogawki od spodni były zabłocone. Zresztą, nawet w takim stanie prezentował się idealnie. To nie było możliwe, aby ktokolwiek wyglądał tak dobrze. Chociaż... nieśmiertelni mieli do siebie to, że zawsze wyglądali dobrze. Nawet przemoczeni. Ana zachwiała się, w ostatniej chwili niemalże brunet ją złapał za łokieć, żeby się nie przewróciła. W miejscu, gdzie stała zaczynała się tworzyć powoli kałuża z wody. Spojrzał na nią, a potem zmierzył jeszcze wzrokiem dziewczynę. Do ciała miała przyklejone liście, a w poplątanych włosach nawet małe gałązki. Zaczęła również dygotać z zimna, więc objęła się ramionami i zaczęła je pocierać dłońmi. Już nawet nie przejmowała się tym, że stoi przed nim zupełnie naga. To nie miało żadnego znaczenia.

- Betty! - zawołał. Wciąż trzymał ją za łokieć, jakby się obawiał tego, że upadnie. Po schodach szybko zbiegła blondynka. Anabelle zauważyła, że wyglądała porządnie. Miała na sobie ubrania w odpowiednim rozmiarze, wyglądały na nowe i dziewczyna teraz wyglądała jak nastolatka, która właśnie skończyła się uczyć i zbiegła na dół, bo zawołał ją ojciec. Pewnie Betty wiele by dała za to, aby właśnie w ten sposób to tak wyglądało. Była jednak niewolnicą Alexandra, tak jak ona i była skazana na niego przez wieczność. - Doprowadź ją do porządku, a potem przyprowadź na górę – rozkazał.

- Oczywiście, panie – odpowiedziała bez zająknięcia. Podeszła bliżej, objęła brunetkę i poprowadziła w odpowiednią stronę. Anabelle poruszała się wolno, stawiała każdy krok uważnie. Jakby się bała, że idąc po miękkim dywanie, a potem po wyłożonej panelami podłodze stanie na coś ostrego i zrani sobie stopy. Nie musiały na szczęście wchodzić po schodach. Była zaskoczona, kiedy weszły do łazienki. W porównaniu z pomieszczeniami, które miała okazje zobaczyć była mała. Znajdowała się w niej wanna, prysznic, umywalka oraz toaleta. Wszystko czego potrzebowałby człowiek. - Przygotuję ci kąpiel – zwróciła się do niej blondynka, kiedy posadziła ja na zamkniętym sedesie. Anabelle była jej wdzięczna, gdyby ją postawiła zapewne by upadła na podłogę i nie była w stanie się podnieść. Chciała coś powiedzieć, podziękować jej za to co dla niej robi, ale nie była w stanie. Obserwowała po prostu jak pół-wampirzyca przygotowuje dla niej kąpiel. Wlewała gorącą wodę do wanny, para unosiła się do góry. W małym pomieszczeniu zrobiło się od razu cieplej, przez co i Anie było cieplej. Po szaleńczym biegu w deszczu przez las, a potem tym co się wydarzyło w lesie mimo wszystko dobrze było się znaleźć w ciepłym miejscu.

- Przemyję później rany, aby nie doszło do zakażenia – ciągnęła dalej. Kazał się jej w końcu nią zająć, a co miał przez to wszystko na myśli musiała sama zrozumieć. Uznała też, że lepiej zrobić porządek z dziewczyną tak jak każdy normalny człowiek by to zrobił. I tak wiedziała, że jej praca pójdzie na marne, bo to co się z nią zapewne stanie później... Wolała nawet nie myśleć.

Minęła dłuższa chwila zanim kąpiel była gotowa. Z racji tego, że miała liczne otwarte rany do wody nie zostały dodane żadne olejki czy płyny. Ana nawet nie była pewna czy je posiadają, ale to nie miało już znaczenia. W momencie, kiedy znalazła się w przyjemnie ciepłej wodzie zapomniała o wszystkim co ją tutaj spotkało. Zanurzyła się po samą szyję w wodzie i po prostu leżała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top