XVI
Sobotnie popołudnie, krzątaliśmy się z Zaynem po kuchni. Wieczorem Odette miała nam przywieźć nasze dziecko. To dziewczynka.
Zayn szykował sałatkę a ja pieczeń. Nagle coś trzasło o podłogę a szkło rozbryzgło się po całej podłodze tak samo jak sałata, pomidory.. Zerknąłem na Zayna.
- Kurwa - warknął pochylając się, chcąc zebrać szkło.
- N-nie, pozbieram - powiedzialem szybko bojąc się że będzie na mnie zły.
- Nie mogłeś tego kurwa.. - zamilkł na moment. Wstrzymałem oddech bojąc się że on na mnie nawrzeszczy a ja zacznę płakać - Przepraszam - wyszeptał - Zniszczyłem wszystko..
- To tylko miska. Zrobię sałatkę jeszcze raz..
- Nie mówię o tym. Zniszczyłem ciebie Niall. Cokolwiek się stanie, uważasz że to twoja wina, bo zawsze wyżywam się na tobie - rozchyliłem wargi chcąc mu przerwać. Chciałem zaprzeczyć ale podszedł do mnie i zatkał mi usta dłonią patrząc mi w oczy - I zniszczyłem wszystko, bo ty jesteś moim wszystkim. Boję się, że skrzywdzę nasze dziecko.
- Nie skrzywdzisz - wyszeptałem odciągając jego dłoń. Poczułem ciepło na sercu gdy powiedział 'nasze dziecko'. To takie piękne. Sama myśl że będziemy mieli nasze dziecko.
- Nie chcę cię krzywdzić Niall. Ja cię kocham..
- Ja ciebie też Zayn - szepnąłem gdy przytulił mnie mocno - Nie skrzywdzisz już ani mnie ani naszego dziecka.
- Jak je nazwiemy? - spytał wtulając twaez w moją szyję. Czułem jak rysuje kółeczka na moich plecach. Zayn nie wiedział jakie płci jest nasze dziecko. Ja chciałem wiedzieć od razu.
- A jakbyś chciał?
- Dziewczynka to.. może Harmony? Albo Lucy. A chłopiec.. Kieran albo Luke - wymamrotał. Uśmiechnąłem się.
- Podoba mi się Harmony - powiedziałem odchylając się delikatnie i całując go w czoło - Skończę już jedzenie.
- Wyjdę z Blacky'm - wymamrotał. Kiwnąłem głową.
Wieczorem, siedzieliśmy jak na szpilkach co rusz patrząc przez okno na podjazd czy Odette już jest.
Mam szesnaście lat, a już będę miał dziecko. Zabawne.
W końcu przyjechała. Odette weszła do naszego domu z małym zwiniątkiem na rękach. Zayn podszedł do niej i wziął na ręce dziecko. Na jego twarzy pojawił się duży, promienny uśmiech.
- To jest..? - spojrzał na matke naszego dziecka pytająco.
- Dziewczynka - mruknęła. Zmarszczyłem brwi zauważając jej postawę. Jest taka obojętna.. tak jakby to że oddaje dziecko parze gejów nie ruszało jej.
Zayn spojrzał na mnie i posłał mi uśmiech.
- Nasza mała Harmony - powiedział podchodząc do mnie. Spojrzałem na niemowlaka. Ma gigantyczne, czekoladowe oczy po Zaynie. Uniosłem dłoń i dotknąłem palcem wskazującym małe dłoni naszej córeczki. Złapała mnie za palec a ja uśmiechnąłem się jeszcze bardziej. Spojrzałem na Malika i pocałowałem go w policzek.
- Ta, okay. Zajmijcie się nią dobrze - mruknęła Odette idąc do drzwi. Wyszła sama nawet nie zerkając na dziecko.
- Mogę ją potrzymać? - spytałem.
- Oczywiście - Zayn podał mi ją bardzo delikatnie. Ułożyłem ją sobie na rękach.
Godzinę później leżeliśmy na łóżku w sypialni Zayna. A właściwie, teraz już naszej wspólnej sypialni. Ja i Zayn, pomiędzy nami mała Harmony.
- Pamiętaj żeby zawsze kłaść ją na brzuchu - powiedziałem głaszcząc delikatnie Harmony po pleckach - Bardzo dużo niemowlaków umiera we śnie, będziemy musieli wstawać i..
- Nie martw się Ni - wyszeptał Zayn przykrywając moją dłoń swoją. Spojrzałem mu w oczy i uśmiechnąłem się słabo.
- Nasza córeczka - powiedziałem.
- Nasza córeczka - zgodził się z uśmiechem.
- Wiesz że ma twoje oczy?
- Szkoda że nie twoje - wymruczał.
- To byłoby dziwne - zachichotałem a Harmony poruszyła się. Zagryzłem dolną wargę. Nie obudziła się na szczęście - Teraz chyba jesteśmy rodziną - powiedziałem splatając palce moje i Zayna.
- Jesteśmy. Jest mama - wskazał na mnie - Tata - teraz na siebie - I dziecko - kiwnął na niemowlaka leżącego między nami - Jesteśmy rodziną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top