VIII

Kochałem czytać, przenosiłem się wtedy do innego świata. Odrywałem się od okropnej, szarej rzeczywistości. W szkole - czytałem, w domu - czytałem. Trzymając w dłoni książkę mogłem zapomnieć, zniknąć. Mogłem przeżywać przygody, teraz gdy byłem zamknięty w tym domu.

Leżałem na kanapie w salonie, czytałem książkę delikatnie przekładając kartki uważając by nie uszkodzić książki. Czułem ciepło kominka a światło choinki i jedna lampka nadawały nastroju. Zayn poszedł na górę, usłyszałem szum prysznica, więc skupiłem się na kartkowaniu "W Śnieżną Noc". Zerknąłem na stolik niedaleko mnie. Leżała tam komórka mężczyzny. Przygryzłem dolną wargę zastanawiając się ile zajmie mu prysznic. Odłożyłem książkę i powoli, bardzo niepewnie podszedłem do stolika. Zerkając nerwowo w kierunku schodów wziąłem do ręki komórkę. Przesunąłem opuszkiem palca po ekranie odblokowując go. Zacząłem wpisywać numer mamy.

- Niall! - przerażony upuściłem telefon - Niall? - Zayn krzyczał, wołał mnie z łazienki. Mało nie rozpłakałem się z nerwów. Podniosłem komórkę i z przerażeniem dostrzegłem że pękła przednia szybka. On mnie zabije. On mnie zabije. Odłożyłem telefon rozglądając się nerwowo za drogą ucieczki - Niall do cholery! Chodź na chwilę!

Parę minut później, Zayn zszedł na dół a ja siedziałem na kanapie udając, że nic się nie stało. Podszedł do mnie, miał ręcznik obwiązany w pasie, tylko.

- Nie słyszałeś jak cię wołałem?! - warknął na mnie. Potrząsnąłem głową - Nie ważne -mruknął. Patrzyłem jak bierze telefon do ręki. Odwróciłem wzrok wpatrując się w okładke zamkniętej książki - Niall.

Wstałem szybko i rzuciłem się biegiem do schodów, byłem na drugim stopniu gdy Zayn owinął ramię wokół mojej talii zatrzymując. Zesztywniałem od razu bojąc się co mi może zrobić.

- Wiesz co może stało się z moim telefonem? - warknął mi do ucha.

- N-nie - wyszeptałem - T-to znaczy.. Ch-chciałem sprawdzić g-godzinę i-i wypadł mi z-z ręki. Przep-przepraszam..

Poluźnił uścisk aż w ogóle mnie puścił. Usiadłem na piątym stopniu, a on minął mnie wchodząc na górę. Zszedł już ubrany i usiadł obok mnie. Patrzyłem jak wyjmuje papieros z paczki którą miał w dłoni. Po chwili nad nami roznosił się dym papierosowy a ja staram się nie krztusić. Dym drapał mnie w gardło, nienawidziłem tego zapachu, w ogóle palenia.

- Karmisz raka płuc - wymamrotałem. Spojrzał na mnie i zaśmiał się cicho.

- Czyżbyś się o mnie martwił?

- Bierne palenie też jest szkodliwe. Substancje smoliste zawarte w dymie..

- Ale z ciebie mądry chłopczyk - uszczypnął mnie w bok. Spuściłem głowę rumieniąc się - Wiem jakie są skutki palenia. Oparł głowę na moim ramieniu. Przekręcił głowę i zaczął muskać wargami moją szyję. Zacisnąłem powieki powstrzymując się przed odsunięciem.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi, głośne i nachalne. Patrzyłem przerażony na drzwi.

- Idź do siebie - powiedział Zayn wstając. Prawie biegiem udałem się do swojego pokoju i usiadłem na łóżku. Słyszałem czyjś krzyk, ktoś się kłócił z Zaynem. Podszedłem do drzwi i przyłożyłem do nich ucho.

- Jutro - powiedział ktoś.

- Ale jutro jes-

- Nie obchodzi mnie to. Jutro mam cię tam widzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top