33.

🎶 Sia - Big Girls Cry

***

***

17. maja

Przelatujemy z Tobiasem do Londynu po południu. Theo obiecał, że przyjedzie po nas na lotnisko. Boję się. Boję się, że gdy tylko go zobaczę to wybuchnę płaczem. Muszę się jakoś trzymać, poradzić sobie z tym, że nie ma już dla nas szansy. Jutro ożeni się z Ruth i to będzie nasz definitywny koniec.

- Shai! - Woła Theo, gdy nas zauważa. Idę w jego stronę i gryzę się mocno w język. Nie mogę się rozpłakać.

- Cześć Theo - witam się z nim pocałunkiem w policzek.

- Cześć - uśmiecha się do mnie smutno. - Cześć, synku - bierze go ode mnie i przytula.

Wychodzimy z lotniska i kierujemy się do jego auta, którym ma nas zawieźć do hotelu, w którym wynajęłam dwupokojowy apartament. Jane proponowała, żebym zatrzymała się u nich, ale nie chciałam patrzeć na przygotowania do ślubu, w których brała udział jako matka pana młodego.

***

- Zostaję z wami do jutra - informuje mnie Theo. - Miałem mieć wieczór kawalerski, ale powiedziałem braciom, że wolę spędzić czas z synem.

Kiwam głową i idę do kuchni, żeby się czymś zająć, byleby nie być blisko niego. Moje oczy i tak są już pełne łez, a nie chcę się kompletnie rozkleić.

Po jakimś czasie podchodzi do mnie Theo. Staje za mną i czuję, że mi się przygląda.

- Tobi zasnął, był chyba zmęczony tą podróżą - odzywa się po chwili.

Kiwam głową. Boję się, że jeśli się odezwę to z moich ust wydobędzie się dźwięk przypominający skowyt zranionego zwierzęcia.

- Shai... - Theo obejmuje mnie od tyłu, po czym próbuje odwrócić mnie w swoją stronę. W końcu mu się to udaje i patrzy ze smutkiem na moją twarz, na której zaczynają pojawiać się łzy. - Och, Shai - przytula mnie mocno, a ja zaczynam szlochać i płakać w jego ramię. Kołysze mnie delikatnie, jakby chciał mnie uspokoić. Ale nie może. - Proszę, przestań. To dla mnie też trudne.

- Co jest dla ciebie trudne? - Odsuwam się od niego. - Co jest dla ciebie trudne?! Theo, rozkochałeś mnie w sobie, a później zostawiłeś jak zabawkę. Od początku cię kochałam. To niesprawiedliwe! Oddałam ci siebie, swoje serce, a ty żenisz się z inną. Złamałeś moje serce. Czuję jakbym rozpadała się na milion kawałków, jakby wszystko w życiu straciło sens - próbuję otrzeć łzy, ale to nie ma sensu, bo na ich miejsce pojawiają się od razu nowe. - Kocham cię, ale nigdy nie będziesz mój. Dlaczego się mną bawiłeś i dawałeś nadzieję? Dlaczego tak okrutnie ze mnie zakpiłeś? Dobrze było ci tak udawać, że ci na mnie zależy?!

Theo wzdycha i ukrywa twarz w dłoniach. Gdy w końcu je ściąga z twarzy, widzę że i jego oczy są pełne łez.

- Nie bawiłem się tobą, Shai. Nie jestem aż takim dupkiem za jakiego mnie uważasz. Zakochałem się w tobie od samego początku. I wciąż cię kocham, ciebie i Tobiasa, najbardziej na świecie. Wszystkie chwile, które spędziliśmy ze sobą... Cały czas je wspominam i do nich tęsknię. Naprawdę chciałem być z tobą. Cholera, Shai, jesteś moim całym światem. To o tobie i Tobim myślę, kiedy się rano budzę, kiedy zasypiam, cały czas... I okropnie mnie boli, że nie możemy być razem. Moje serce też jest złamane, wiesz? - Przerywa na chwilę i odchrząkuje, żeby ukryć drżenie głosu. - Ale obiecałem to ojcu. Jego firma od lat robi interesy z firmą ojca Ruth. Poznali nas ze sobą i nie powiem, podobała mi się na początku, ale nigdy nie czułem do niej czegoś głębszego. Dopiero gdy spotkałem ciebie, zobaczyłem co to miłość. Miałaś mnie pewnie za debila, który zdradza swoją dziewczynę, ale musiałem. Ciągnęło mnie do ciebie, do osoby, którą naprawdę kochałem. Chciałbym z tobą być najbardziej na świecie, ale nie mogę. Już tyle razy zawodziłem moją rodzinę. Zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej, robili wszystko, żebym miał dobre życie. A gdy miałem okazję się odwdzięczyć, od razu się zgodziłem. Dla firmy mojego ojca połączenie się z firmą ojca Ruth to ogromna szansa, zwłaszcza, że nasza jest na granicy bankructwa. A to by zabiło mojego ojca, wiem to. Kompletnie by się załamał. Nie mogę mu sprawić zawodu, nie kolejny raz. Chciałem choć raz mu pomóc. Rozumiesz? Chcę, żeby chociaż raz był ze mnie zadowolony - znów mnie przytula i teraz oboje płaczemy w swoje ramiona.

- Theo, kocham cię - szepczę i opuszkiem palca dotykam jego ust. Theo go całuje, po czym sięga do moich warg i zaczyna je całować. Lekko mnie unosi i kieruje się do jednej z sypialni.

Nasz seks jest słodki i delikatny. Wciąż wyznajemy sobie miłość i przytulamy się do siebie mocno.

Oboje wiemy, że to nasz ostatni raz. Theo wybrał szczęście swojej rodziny, a nie swoje, czy moje. Poniekąd go rozumiem. Ale i tak cierpię.

***

Gdy następnego dnia, w kościele, siadam obok rodzeństwa Theo, mam wrażenie, że zaraz zacznę krzyczeć. Moje serce krwawi, rozerwane na strzępy przez niespełnioną miłość. Tobias też jest smutny, bo wyczuwa mój nastrój. Nie potrafię nawet udawać, że nie cierpię. Jestem beznadziejna.

Patrzę jak szczęśliwa Ruth kroczy przez cały kościół ze swoim ojcem do ołtarza, przy którym stoi Theo. On sam przybiera na twarz maskę szczęścia. Jest dobrym aktorem.

Wyłączam się zupełnie z tego, co się wokół mnie dzieje aż do momentu przysięgi. Najpierw wygłasza ją Ruth, która aż promienieje szczęściem. Kilkukrotnie na mnie spojrzała z triumfem. Cóż się dziwić... wygrała.

- Czy ty Theodore bierzesz sobie tę oto Ruth za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że jej nie opuścisz aż do śmierci? - Mówi ksiądz.

Theo nie odzywa się przez dłuższą chwilę. Wciąż patrzy to na mnie i Tobiasa, to na swojego ojca.

- Theo - odzywa się naciskiem Ruth.

Theo kręci głową, jakby nie wiedział co ma zrobić.

- Przepraszam - z jego ust wydobywa się cichy szept.

KONIEC

💛💛💛

Moi kochani, chciałabym wam bardzo podziękować, że byliście ze mną i czytaliście to opowiadanie.
Za każdą gwiazdkę, komentarz, zarówno za miłe słowa jak i groźby. 😂

Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia w moich innych opowiadaniach. 💛✋🏿

PS. I jak wam się podoba takie otwarte zakończenie? 🌚

Wysyłam moc Georga w podzięce
🐗🐗🐗🐗🐗

😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top