z właściwą osobą zawsze wiadomo co robić.

Spotkanie w parku było dla Harry'ego czymś wyjątkowym. Piękne drzewa opatulone grubą warstwą śniegu. Kilka właśnie takich drzew tworzyło przepiękną aleję, w której miał ochotę spędzić całe swoje życie. Zima dla Stylesa jest czymś wspaniałym. Kocha uczucie zimna na swoim ciele. Albo rozgrzanie się ciepłym napojem z kawiarni. Kochał rzucanie się śnieżkami, lepienie bałwana. Kochał wszystko co związane z zimną. A jeżeli Louis urodził się zimą to go też troszeczkę kochał.

-- Harry! -- usłyszał w oddali znajomy głos. Spojrzał w stronę wołającego go głosu i automatycznie się uśmiechnął. Wstał z ławki i gdy już byli siebie bliżej to wskoczył na niego.

Stali chwilę przytulni do siebie i dopóki Harry nie miał gruntu pod nogami nie patrzyli sobie w twarze. -- Hej -- powiedział Harry.

-- Witaj -- zaśmiali się i Louis pocałował jego czoło. Między nimi była cisza przez kilka minut. Jednak ta cisza była piękna i to właśnie w niej lubili -- nie jest ci zimno?

-- Nie. Jest dobrze -- chwycił jego dłoń i pociągnął w stronę ławki.

-- Pójdzmy do jakieś kawiarni. Jest zimno -- zatrząsł się z zimna.

-- Masz -- wyciągnął rękawiczki z płaszcza -- wiedziałem, że nie będziesz miał swoich. -- usłyszał ciche "dziękuję" i założył na swoje dłonie rękawiczki -- więc mam coś dla Ciebie -- uśmiechnął się.

-- Ja dla Ciebie też -- pokazał na pakunek.

-- Mój otwórz pierwszy -- podał mu wielki karton ładnie opakowany w wzorki.

-- Jejciu jaki duży -- mruknął -- boję się.

Harry zaśmiał się i patrzył jak Louis otwiera swoją paczkę. Gdy otworzył kawałek jego oczy zabłysły się -- Hazz -- westchnął i wyciągnął futerał z kartonu.

-- Otwieraj -- zagryzł wargę.

Louis znów kucnął i otwierał futerał aby spojrzeć na gitarę -- jest śliczna, dziękuję.

-- Mówiłeś, że tamta gitara ci się już psuje i musisz zarobić na nową -- zaśmiał się -- przyjrzyj się, głupku jeszcze bardziej -- prychnął śmiechem.

Louis zaczął oglądać gitarę na co delikatnie ją odłożył i podszedł przytulić loczka -- skąd masz ich podpis?

-- Mój kuzyn się z nimi kumpluje. Podpis jest tak zrobiony, że niczym ci się nie zmyje. Wiem, że Green Day są dla Ciebie czymś ważnym i są twoim autorytetem więc jeżeli będziesz tworzył muzykę to właśnie z nimi -- uśmiechnął się i wyciągnął coś z kieszeni -- a gdy opowiadałem o tobie i o tym, że bardzo lubisz ich muzykę to dostaliśmy darmowe wejściówki na koncert -- zaśmiał się z reakcji Louisa -- spokojnie, oddychaj Lou -- podszedł do niego.

-- To za wiele Hazz. N-nie mogę tego przyjąć -- zagryzł wargę i spojrzał w zielone oczy.

-- Obiecuję ci na wszystko co mam w życiu, że dostałem te bilety za darmo. Nawet o nie nie prosiłem. Możesz się zapytać kogokolwiek, LouLou.

-- Dziwnie się czuję bo dostałem od Ciebie tyle rzeczy i...

-- I właśnie tak się czuje kiedy ty ciągle coś mi kupujesz. Mówiłem Ci, że to dziwne uczucie.

Louis uśmiechnął się i podszedł do niego bliżej. Wspiął się na palcach i pocałował jego policzek -- dziękuję, jesteś cudowny -- Harry posłał mu delikatny uśmiech -- otwórz ty mój teraz -- podał mu pakunek.

Harry zagryzł swoją wargę i otworzył prezent -- serio? -- spytał ze śmiechem -- udało ci się zdobyć bilety na koncert Bruno Marsa? -- pisnął -- przecież wszystko było wyprzedane!

-- Powiedzmy, że prezent świąteczny dla Ciebie był kupiony już dawno -- zaśmiał się i poczuł jak Harry wpada w jego ramiona -- na to wygląda, że mamy dwa koncerty na początku roku -- zaśmiał się.

-- Tak -- mruknął. Spojrzał zadowolony na Louisa, który pokazał, że jeszcze jest coś w środku -- czarny lakier -- zaśmiał się -- i dużo czekolady Willy Wonka! Boże, kocham tą czekoladę!

Harry znów wtulił się w ciało starszego chłopaka -- dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję -- szepnął.

Stali tak chwilę przytulni do siebie i uśmiechali się -- myślę, że powinniśmy iść zanieść rzeczy do auta a później pójść do kawiarni -- zaśmiał się szatyn.

-- Też tak uważam. Marzy mi się usiąść przy kubku gorącej czekolady.

-- Tak, to jest jedyne o czym marzę --  wziął swój prezent w prawą rękę. W lewą zaś złapał chłopaka idąc powoli do auta.

*

-- Przez przyjazd babci przytyłem -- wydymał wargi -- kocham święta ale myśl, że będę później musiał biegać i trzymać się diety niszczy całą atmosferę -- zaśmiał się razem z szatynem.

-- Ja w tym roku sobie odpuściłem i uznałem, że święta są raz do roku. Dla tego założyłem bluzę a nie koszulkę -- napił się czekolady.

Zaczęli mało ważny temat jednak dobrze się z nim czuli. Czas im płynął szybko i mogliby powiedzieć, że aż za szybko.

Wracali parkiem i mimo tego, że było już strasznie ciemno im się nie spieszyło, na zegarkach była już dziewiętnasta i pomimo tego nie ustalili co będą robić przez resztę rzeczy -- kocham zimę-- mruknął Harry gdy weszli do kolejnego parku.

-- Jest spoko jednak wolę lato -- wzruszył ramionami.

Harry ścisnął jego dłoń -- Lou?

-- Tak Hazz? -- przechylił głowę tak aby na niego patrzeć.

-- J-ja chyba mam co jeszcze d-dla Ciebie -- spojrzał na swoje stopy -- jednak nie wiem czy ci się to spodoba, ale się na mnie nie złość, dobrze?

-- Nieśmiałbym skarbie -- loczek zatrzymał ich i stanął naprzeciwko starszego. Ich oddechy mieszały się ze sobą -- coś chcesz mi powiedzieć? Mam się bać?

-- Nie przeszkadzaj mi teraz. Daj mi coś przemyśleć -- puścił ich dłonie.

-- Okay -- zaśmiał się delikatnie -- albo po prostu to zrób -- poinformował go.

Harry spojrzał niepewnie w błękitne oczy i spuścił swoją wargę z zębów. Podszedł do niego jeszcze bliżej i oblizał swoje usta. Spojrzał raz w jego oczy a później na usta, które po chwili złączył w krótkim pocałunku. Tak krótkim, że nawet Louis nie miał jak przyłączyć do tego swoich ust.

Jednak to on przyjął całą kontrolę i ponownie złączył ich usta w bardziej namiętnym pocałunku. Ich usta idealnie się ze sobą komponowały i łączyły się w jedną układankę.

Usta delikatnie się o siebie ocierały wytwarzając ciepło mimo chłodu jaki znalazł się na ich twarzy.

Harry położył dłonie na jego policzkach a Louis swoje ułożył w talii loczka. Pocałunek był wolny i namiętny co dawało tylko dodatkowej atmosfery. Tak właśnie to sobie wyobrażał Harry. Swój pierwszy, prawdziwy pocałunek w pięknym nastroju i z pięknym mężczyzną u boku.

Wiedział, że ten czyn może zaważyć nad ich relacjami ale ostatnimi czasy nauczył się odwagi, która właśnie teraz się przydała. Odczepili swoje wargi gdy zabrakło im powietrza. Szatyn obserwował twarz młodszego chłopaka, który był cały czerwony.

-- T-to był mój prezent na urodziny d-dla Ciebie -- szepnął patrząc na ich nogi.

-- Takie prezenty mogę mieć codziennie -- zaśmiał się. Ogarnął jego włosy z twarzy i złapał jego dłonie. Między nimi była cisza jednak ich ciała i umysły były rozpalone -- w takim razie -- odchrząknął -- Też mam dla Ciebie jeszcze jeden prezent -- zaśmiał się gdy Harry spojrzał w oczy szatyna.

-- J-jaki?

-- Zostaniesz moim chłopakiem? -- spytał i zaskoczona mina Stylesa to była słodka mina warta zapamiętania.

Zaczął kiwać energicznie głową na co Louis zachichotał -- Tak -- uśmiechnął się a Louis ponownie złączył ich usta. Harry uśmiechnął się przez pocałunek.

Po chwili przytulania się i składania sobie pocałunków zdecydowali pójść do Louisa do mieszkania.

-- To był twój pierwszy raz? -- spytał na co Styles skinął głową -- muszę Cię pochwalić, kochanie. Dobrze całujesz. Jesteś pewien, że to pierwszy raz?

-- Tak, ale mówią, że z właściwą osobą zawsze wiadomo co robić.

💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top