Ty jesteś najważniejszy w tym momencie Louis.

-- Jak się czujesz? -- spytał po chwili gdy wszedł do kuchni.

-- Dobrze -- uśmiechnął się do niego -- herbaty?

-- poproszę -- mruknął -- co dziś robimy? -- Harry wzruszył tylko ramionami i zalał szklanki wrzątkiem -- spacer?

-- Możemy iść na spacer -- powiedział po chwili.

-- Wszystko okay? -- złapał jego dłoń.

-- Tak, oczywiście -- uśmiechnął się delikatnie i ruszył w stronę balkonu z herbatą. Nie oczekiwał aby Louis poszedł za nim i na szczęście tego nie zrobił. Może uznał, że chłopak potrzebuje chwili prywatności i czasu aby przemyśleć.

Mimo takiej pory dnia i roku na dworze było ciepło więc Harry usiadł na krześle z herbatą w dłoni. Po jego policzkach poleciały łzy, ponieważ odkąd się obudził cały czas chodziły za nim słowa Louisa. Tego wieczoru dostał naprawdę wiele komplementów jak na pierwszy raz. Ale wierzył mu. Wierzył Louisowi jak nikomu innemu i nie mógł na to nic zrobić, ponieważ to było przez jego urok.

Gdy ich rozmowa zeszła na temat związku widział jak Louis spina całe ciało i spogląda na niego niepewnie. Harry całe życie marzył o prawdziwym przyjacielu ale Louis był kimś więcej od jakiegoś czasu. To nie było tylko przyjacielskie uczucie. To było uczucie, które dotąd nie znał. Uczucie wspaniałe.

Przy nim czuł się pewnie, bezpiecznie, pięknie i czuł potrzebę ciągłego przytulania się i jakiegokolwiek kontaktu z Louisem. Cokolwiek aby on zapamiętał to na długi czas.

Coraz częściej denerwował się na siebie, ponieważ mógł zgodzić się na tę randkę z Louisem. Mógłby być teraz o wiele szczęśliwszy -- Harry? -- usłyszał po chwili -- em... przeniosłem Ci koc bo siedzisz tutaj już jakieś dobre dziesięć minut i żebyś nie zmarzł.

-- Dziękuję -- posłał mu malutki uśmiech i odebrał od niego koc. Louis odwrócił się na pięcie i wyszedł z balkonu -- Louis... czy nie chcesz... no wiesz -- poczuł za sobą obecność -- zostać tu ze mną?

Louis mruknął coś pod nosem i poszedł szybko po koc siadając obok niego na ławce -- Nie jest ci zimno? -- spytał po chwili gdy ten się do niego przytulił.

-- Nie, jest okay.

Między nimi była cisza. Komfortowa cisza, taką jaką lubieli. Louis potarł jego ramię całując go długo w głowę -- Nie jesteś na mnie zły, prawda? -- chwycił jego dłoń i zaczął jeździć kciukiem różne ślaczki.

-- Czemu miałbym, Louisie? -- zmarszczył brwi.

-- Wstałeś, zalałeś herbatę i przyszedłeś tutaj. Nie utrzymywałeś ze mną kontaktu wzrokowego ani nie byłeś rozmówny. To nie przez to co mówiłem wczoraj?

-- Czyli?

-- Komplementy i tak dalej...

-- Nie, skądże -- oddalił się od niego -- bardzo mi to schlebiało i nie jestem na Ciebie zły.

Louis kiwnął głową i spojrzał w zielone oczy bruneta, pocałował jego czubek nosa a Harry za to jego policzek. Obydwoje dostali ciarek i silnych motyli w brzuchu próbując szybko ukryć czerwone poliki.

*

-- Gotowy?

-- Jak najbardziej -- uśmiechnął się do niego. Wyszli na dwór i Harry bardziej naciągnął na siebie czapkę -- plaża? -- spytał po chwili na co szatyn skinął głową.

Szli spokojnym krokiem obserwując zachód słońca -- Lou?

-- Co jest?

Harry można zagryzł wargę -- chciałem się Ciebie o coś zapytać -- odchrząknął -- tylko nie wiem jak ułożyć to w zdanie.

-- Nie krępuj się, spokojnie.

-- Od początku naszej znajomości zastanawiam się... dlaczego do mnie napisałeś. Dlaczego akurat ja.

Louis posmutniał przypominając sobie dlaczego tak naprawdę zaczął się odzywać do Stylesa. Teraz ten zakład tak naprawdę jest czymś czego Louis powinien się bać. Powinien bać się Brandona. W każdej chwili może zrobić coś czego Louis będzie żałował a on nie chce tracić Harry'ego. Po prostu nie wybaczy sobie jak Loczek o wszystkim się dowie i zerwie z nim kontakt. Lecz mógł obwiniać tylko i wyłącznie siebie.

-- Lou?

-- Więc -- odchrząknął -- zauważyłem Ciebie na korytarzu i wydałeś mi się wyjątkowy. Naprawdę Cię polubiłem, Harry i cieszę się, że zagadałem do Ciebie.

Loczek skinął głową i uśmiechnął się do niego. Zagryzł wargę kończąc ze swojej strony rozmowę z przyjacielem. Włożył ręce do kieszeni bluzy, którą dostał od Louisa i cicho poprosił szatyna aby odgarnął jego włosy aby poczuć tylko i wyłącznie jego dotyk.

Szli w ciszy po plaży wsłuchując się w piękny szum morza, który odbijał się od piasku na brzegu. Było coraz później i coraz zimniej dla Louisa i Harry'ego.

-- Moja mama -- zaczął Louis a po jego policzku poleciała łza. Tak długo to w sobie trzymał -- ona jest chora, Harry -- jego głos się załamał.  

Harry stanął w miejscu i spojrzał na szatyna -- c-chora?

-- mhm -- pokiwał głową -- ma białaczkę -- patrzył na swoje ręce. Harry natychmiastowo poczuł się słabo. Jak taka zdrowa, piękna, silna i mądra kobieta może mieć takie coś. Ona była okazem zdrowia, matką siódemki dzieci.

-- Czekaj, spokojnie Lou -- odgarnął swoje włosy -- chodźmy do hotelu bo jest zimno, okay? -- dostał skinienie głowy i szybko wrócili.

*

-- A-a skąd to wiecie? Kiedy zrobiliście badania?

-- Mama źle się czuła i pojechała z tatą do szpitala -- mówił spokojnie -- wyszło, że ma białaczkę -- zaczął płakać a Harry nie wiedząc co ma zrobić delikatnie go przytulił -- ja nie chce aby ona umierała, Harry.

-- Louis, stop. Popatrz teraz na mnie -- oderwał się od niego i chwycił jego dłonie - twoja mama nie umrze, tak? Na tym świecie jest tysiące ludzi, którzy chorowali na to samo i zaczynając specjalną terapię wyleczyli się z tego.

-- A-ale są też tacy, którzy się nie wyleczyli.

-- Twoja mama to silna kobieta. Na pewno wygra walkę z rakiem. Musisz wierzyć, że będzie dobrze, że twoja mama będzie w twoim życiu do końca. W twoim, w Lottie, Daisy, Pheobe, Ernesta i Doris. I jeszcze zobaczy swoje wnuki, tak?

Louis patrzył w oczy Harry'ego i zaczął kiwać głową -- ale jeżeli tylko chcesz i jeżeli Ci to pomaga to płacz. Płacz kiedy chcesz. Obudź mnie w nocy, zadzwoń cokolwiek abyś poczuł się lepiej bo to jest teraz najważniejsze. Gdybym coś mógł zrobić dla twojej mamy to bym to zrobił ale wiesz, że chodzi tu o medycynę i inne takie. Na razie muszę się zająć Tobą -- wytarł jego policzki -- bo to jest dla mnie najważniejsze. Ty jesteś najważniejszy w tym momencie Louis.

Louis zaczął kiwać głową i wtulił się w ciało loczka. Po jego policzkach znowu zaczęły lecieć łzy. Znowu zaczął płakać, znowu stał się tym słabszym. 
Poczuł jedną rękę w swoich włosach a jedną na plecach. Wtulił się w jego ciało nie przestając myśleć o swojej mamie, która cierpi.


<3 

Miłej nocy <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top