Nie musisz mi się tłumaczyć LouLou
U chłopców czas minął szybko. Nim się obejrzeli byli już w szkole siedząc razem na stołówce -- planujemy coś na weekend? -- spytał Harry -- mam wolny więc można gdzieś pojechać.
-- Gdzie chcesz jechać? -- zaśmiał się i wziął marchewkę.
-- Nie wiem. Na pewno nie chce siedzieć tutaj w Londynie. Oderwijmy się, Lou -- mówił -- pojedźmy gdzieś gdzie jeszcze nie byliśmy albo gdzieś gdzie dawno nie byliśmy.
-- Nic mi nie przychodzi do głowy -- wzruszył ramionami.
-- Holmes Chapel albo Doncaster -- rzucił a jego oczy odrazu spotkały oczy Louisa -- nie żartuję. Pojedźmy tam.
-- W jeden weekend?
-- Nie głupku. Pojedźmy teraz do jednej rodziny a kiedyś indziej do drugiej.
-- Okay -- wzruszył ramionami -- wybieraj gdzie.
-- czemu ja? Ja dałem pomysł a ty wybieraj -- zagryzł wargę gdy w oddali zobaczył Zayna i Liama, którzy idą w ich stronę.
-- Później o tym pomyślimy -- uśmiechnął się do chłopaka.
*
-- Spróbuj -- zaśmiał się Harry -- no dawaj to nie jest takie złe.
-- Nie jestem pewien Hazz -- pokręcił głową i schował swoje ręce -- kochanie nie patrz tak na mnie -- odwrócił wzrok od chłopaka.
-- Proszę -- przybliżył się do niego i położył dłonie na jego twarzy. Obrócił go tak aby patrzył w jego oczy -- zaufaj mi, Lou -- złączył ich wargi w namiętnym pocałunku. Ich wargi ocierały się o siebie i wywołując tym samym ciarki na jego ciele.
-- Nie wiem czy mnie to przekonało -- zaśmiał się gdy Harry oddalili od siebie twarze.
-- Głupek -- zachichotał -- można to zmazać, proszę Lou -- odgranął jego włosy, które leciały mu do oczu.
Louis przewrócił oczami i podał mu lewą rękę. Na twarzy młodszego chłopaka pojawił się uśmiech. Zagryzł wargę gdy zamoczył pędzel we flakoniku. Dokładnie nałożył na paznokieć lakier i spojrzał do góry aby spojrzeć w oczy chłopaka -- dziękuję -- złożył pocałunek na jego ustach i po chwili nałożył drugą warstwę.
Gdy wszystko wyschło Harry wtulił się w bok Louisa i uśmiechnął się do siebie -- co jest skarbie?
-- Nic -- spojrzał ku górze -- po prostu chciałem się do Ciebie przytulić -- złożył pocałunek na jego klatce piersiowej.
Louis opatulił go swoim ramieniem i zaczął głaskać jego ramię.
*
-- Jedziemy? -- spytał na co Harry kiwnął.
-- Jedziemy -- przytaknął i pocałował szybko jego usta.
Po tygodniu rozmawiania ze sobą zdecydowali się na Doncaster. Będą spać w małym domku koło domu babci Louisa.
-- Dziękuję -- odebrał od niego jedzenie i zaczął jeść -- ile jeszcze zostało?
-- jakąś godzina -- mruknął. Harry poinformował Louisa, że poszuka jakieś płyty z muzyką -- zostaw tą płytę.
-- Dlaczego? -- spojrzał na szatyna pytającym wzrokiem.
-- Bo powiedziałem żebyś nie brał tej płyty. Nie chce po prostu -- zagryzł wargę.
Harry nie zważając na słowa swojego chłopaka włączył płytę -- Bebe? -- spytał i wsłuchał się w piosenkę -- i ty! -- spojrzał na niego i dał głośniej. Z otwartą buzią słuchał piosenek do końca -- Czemu nie mówiłeś mi nic, że masz takie cudowne piosenki?
-- Nie są cudowne, nie przesadzaj, Hazz.
-- Jestem na Ciebie zły bo ukrywałeś coś co jest bardzo dobre. Nie powinieneś robić tego przede mną -- oddalił się od niego.
-- Nie są dobre i nie potrzebnie to tutaj trzymałem -- przewrócił oczami.
-- Są świetne! -- krzyknął i włączył kolejną -- jak ta się nazywa?
-- Just Hold On -- zagryzł wargę i usłyszał jak Harry jęknął gdy Louis zaczyna śpiewać.
-- Jesteś człowieku nienormalny ukrywając takie cuda!
Louis wsłuchał się w głos i patrzył przed siebie. Zrobił się czerwony gdy kątem oka widział Harry'ego, który jest bliski płaczu. Nie wierzył, że jego muzyka jest dobra i godna opublikowania. Jego teksty były bez sensu a głos tylko pogarszał piosenkę jednak jego marzeniem było nagrać kilka piosenek i to zrobił.
-- Tej już nie będziesz słuchał -- wyłączył.
-- Dlaczego?
-- Bo ja tak powiedziałem! Nie będziesz słuchał dalej piosenek bo są one nieskończone. Włącz Eda -- zagryzł wargę i zauważył jak Harry odmawia mu tego -- Nie nabierzesz mnie na swojego focha bo nie działa to na mnie.
-- Daj mi przesłuchać pozostałych piosenek -- założył ręce na piersi.
-- Nie dam ci ich, czego nie rozumiesz? Nie mogę ci ich pokazać bo są nieskończone.
Harry prychnął i podał mu płytę Eda Sheerana. Między chłopakami była cisza i żaden nie czuło potrzeby aby przepraszać a nawet odzywać się. Takim sposobem minęła im godzina. Godzina ciszy i rozmyślania -- jesteśmy -- szepnął Louis gdy zatrzymał się na podjeździe.
Harry spojrzał w bok i uśmiechnął się gdy wiedział w już starszą kobietę w drzwiach -- witajcie dzieci! -- krzyknęła gdy wysiedli z auta.
-- Hej babciu -- podszedł do niej i przytulił ją składając na jej policzku pocałunek -- poznaj Harry'ego, mojego chłopaka -- odsunął się od niej i pokazał jej Harry'ego.
-- Witaj -- przytuliła się do niego -- babcia Lou, Grace. Uroczy jesteś-- pogłaskała go po głowie.
-- Dziękuję, pani Grace -- zaśmiał się i później spojrzał na Louisa.
Weszli do domu starszej kobiety i odrazu zostali przywitani górą ciast -- jakie śliczne -- powiedział Harry gdy zauważył kota z małymi wokół niego -- ile mają?
-- Dwa miesiące -- uśmiechnęła się kobieta i poinformowała ich, że idzie zaparzyć herbatę.
Harry usiadł koło kotów i zaczął je głaskać -- piękne, prawda? -- spytał.
-- Prawda -- usiadł koło niego i położył rękę na jego kolanie -- Hazz, spójrz na mnie -- mruknął i przejechał dłonią po swoich włosach gdy ten na niego spojrzał -- nie chodziło mi o to, że nie chce Ci pokazać swoich piosenek. Po prostu są nieskończone i trochę czasu mi to zajmie aby ci to pokazać. Są też bardzo osobiste i...
-- Nie musisz mi się tłumaczyć LouLou -- posłał mu uśmiech -- rozumiem -- złączył ich dłonie, które leżały na jego kolanie i złożył pocałunek na ustach Louisa -- kiedy będziesz chciał to mi pokażesz.
Szatyn ogarnął jego włosy i złożył jeszcze szybko pocałunek na jego czole -- pomogę Ci -- mruknął Louis gdy widział jak babcia niesie cukier i mleko.
Harry dopiero teraz rozejrzał się po pomieszczeniu. O dziwo nie pachniało starością tylko ładnym różanym zapachem. Obrazów było pełno na ścianach i małych dekoracji. Na jednym zauważył Louisa z minionego rozpoczęcia roku szkolnego. Zagryzł swoją wargę i uśmiechnął się. Pamiętał tamten dzień. Louis jako kapitan drużyny przemawiał przed wszystkimi w garniturze a później ubrany w strój do piłki nożnej grał charytatywny mecz przeciwko nauczycielom.
Wielkie drzwi które służyły też jako okno były zasłonięte przez ładne firanki. Wszędzie było pełno kwiatów i może właśnie one dawały ten różany zapach. Cukierki były postanowione na stoliku i na jakie masz ochotę takie bierzesz. Znajdowały się też tutaj dwie kanapy i jeden fotel na którym siedziała później babcia Louisa.
Uśmiechnął się gdy do pokoju wszedł Louis razem ze starszą Grace. Odebrał od nich herbatę nalewając do niej mleka i słodząc. Odrazu robiąc to samo z herbatą Louisa. Oparł się koło niego złączając ich dłonie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top