rozdział 32
Cały dzień spędziłem siedząc ze Styles'em na kanapie. Moje mieszkanie wyglądało, jakby przeszła przez nie trąba powietrzna. Ale sam sobie jesteś winien...
Kiedy ten wieczorem wyszedł zacząłem się zastanawiać, co tak naprawdę mną kierowało. Przecież ona nie powiedziała nic, czego bym nie wiedział. Miała rację chcąc się odciąć od mojej osoby, ale nie mogłem nic poradzić na to, że ta opcja wywoływała we mnie reakcję niczym tsunami. Kurwa, nie mogę jej stracić. Jest moim suchym lądem na tym tonącym pierdolonym statku...
Musiałem gdzieś spożytkować swoją złość, która rosła z każdą myślą o Jen. Powoli doprowadzałem mieszkanie do stanu używalności. Kiedy zaczęło wyglądać jak powinno, zadzwonił dzwonek u drzwi.
Nie spodziewałem się nikogo, ale mój mózg podsunął mi dziwną myśl, że może Jennifer przyszła sprawdzić, co ze mną.
Otworzyłem wrota do mojego królestwa i uderzyła we mnie fala rozczarowania, a po chwili leżałem już na ziemi.
- Co ty kurwa robisz, Styles? - wycharczałem wycierając gębę umazaną krwią.
Ten tylko spojrzał wściekle i podniósł mnie z ziemi i rzucił na kanapę. Skąd w tym kutasie tyle siły?
- Powinienem cię zabić, Tomlinson! - ryknął niebezpiecznie zbliżając swoją mordę do mojej twarzy.
- Popieprzyło cię? Wpadasz tu jak do obory i myślisz, że co? - już miałem wstać, ale idiotą znów popchnął mnie na sofę.
- Ona ma debilu siedemnaście lat! I jest twoją uczennicą, kretynie! - warknął.
I wszystko jasne, ta mała jędza wygadała się temu lalusiowi. Już pewnie sobie ją urobił. Byłem teraz wkurwiony... na siebie, na nią i na tego idiotę.
- Pożaliła się tatusiowemu Harry'emu? - zadrwiłem i za to dostałem znów w ryj.
- Jesteś skurwielem i to głupszym niż myślałem, Louis! Wpierdoliliście się oboje w niezłe gówno.
- Godziła się na wszystko!
- Myślisz, że policję i dyrektora szkoły będzie to interesowało?
-A co polecisz do nich na skargę? -mruknąłem i lekko się skrzywiłem, kiedy nieprzyjemny prąd przeszedł przez moją twarz.
- Nie mam takiego zamiaru, chyba że mnie do tego zmusisz, baranie! - na te słowa wbiłem w niego wzrok. Jak on mógł być za tą siksą, a mnie swojego kumpla od dziecka odstawić na boczny tor.
Wiem, że ona potrafi w ciągu kilku sekund zawrócić w głowie, że człowiek nie jest w stanie racjonalnie myśleć, ale do kurwy nędzy, byliśmy przyjaciółmi.
- A co już ją zaliczyłeś? - syknąłem i to był kolejny błąd z mojej strony, bo znów oberwałem.
Jednak tym razem nie wytrzymałem i rzuciłem się na Styles'a. Nie miałem z nim jednak szans, bo po tej pieprzonej chorobie nie byłem w pełnej formie. W przeciągu chwili zostałem przygnieciony do podłogi.
- Jeszcze raz tak o niej powiedz, a naprawdę zapomnę, że wychowaliśmy się w jednej piaskownicy, sukinsynu.
Nagle drzwi do mieszkania się otworzyły i zobaczyłem ją. Mimo czerwonych oczu od płaczu i bladej skóry wyglądała jak anioł. Tylko co ona do jasnej cholery tu robiła?
- Puść go, Harry. - była spokojna jak nigdy, praktycznie nie wyczuwalne były emocje w jej głosie.
O dziwo mój kumpel natychmiast ze mnie zszedł i posadził na kanapie, jeszcze poprawił mi koszulkę. Co jest?
Styles podszedł do niej i pocałował w czoło, a ona się w niego wtuliła.
- Będę za drzwiami. - powiedział do niej i obrócił się w moją stronę - A ty zrobisz wszystko, co księżniczka powie. - był tak wściekły, że skinąłem głową na zgodę.
Gdy drzwi za Styles'em się zamknęły, dziewczyna poszła do kuchni i wyciągnęła z lodówki jakąś mrożonkę. Ominęła ją w ściereczkę i podała mi w taki sposób, by nie dotknąć mojej dłoni.
- Przyłóż, powinno pomóc. - powiedziała spokojnie, a potem usiadła w fotelu, który znajdował się najdalej ode mnie.
- Co chcesz mi powiedzieć? - zapytałem.
- Większość powiedziałam przez telefon, ale jest jeszcze parę spraw... - zapatrzyła się na coś za mną i wstała, by po chwili wrócić z torbą od Prady i pudełkiem z telefonem.
- Czy to jest jakiś żart, Jenny? - spojrzałem na nią doszukując się sam nie wiem czego.
- Nie. Mówiłam, że ci to zwrócę. Nie potrzebuję tych rzeczy.
- Zostaw sobie chociaż telefon. - mruknąłem coraz bardziej wkurzony całą tą sytuacją.
- Słuchaj, Louis. Przyjechałam tu tylko za namową Harry'ego, który uważa, że powinnam to załatwić z tobą w cztery oczy. Sprawy się pokomplikowały i nie ma odwrotu. - dłonie zaczęły jej się trząść, a w oczach pojawiły się łzy - Nasz układ uważam za zakończony... - westchnęła - mam jednak ostatni warunek... zaliczasz mi rok na czwórkę, a ja nigdy więcej nie pójdę z tobą na żadne przyjęcie. Po prostu układ, którego nigdy nie było. To była głupota z naszej strony. Zabrnęliśmy za daleko. Ja jestem przez to w kawałkach, a ty jesteś zbyt zapatrzony w siebie, by dostrzec to, co się wokół ciebie dzieje... - miałem ogromną ochotę wstać z tej pieprzonej kanapy i otrzeć jej mokre policzki, ale kiedy próbowałem to zrobić, powstrzymała mnie. - Nie podchodź. Nie chcę byś się do mnie zbliżał teraz, ani nigdy. Jesteś moim nauczycielem a ja twoją uczennicą. Tak musi zostać. - wstała i ruszyła w stronę drzwi.
Zatrzymała się przy nich i spojrzała w moje oczy.
- Do widzenia, Panie Tomlinson. - powiedziała a ja naprawdę poczułem, że to koniec.
Gdy drzwi zatrzasnęły się za Jennifer Smith wrzasnąłem ile sił miałem w płucach, chowając głowę w poduszkę, by nie było mnie słychać.
Zostawiła mnie...
Kiedy to do mnie dotarło nie byłem w stanie się ruszyć.
Być może straciłem jedyną osobę, która nie widziała we mnie tylko bogacza do zdobycia. Zależało jej na mnie, a nie ma tym co mam. Wiecznie to powtarzała, a ja głupi brałem to za bajerowanie. Jakim trzeba być idiotą, żeby tego nie zauważyć? Otóż, trzeba być mną!
Wstałem z kanapy i poszedłem pod prysznic. Ciepła woda pomogła rozluźnić mięśnie i pomyśleć, ułożyć wszystko w głowie.
Z łazienki wyszedłem w lepszym stanie. Potrzebowałem urlopu i to nie kilku dni, a takiego dłuższego i z dala od domu.
Zadzwoniłem do dyrektora szkoły i poinformowałem go, że po zakończeniu zwolnienia nie pojawię się w pracy. Jak zawsze nie miał nic przeciwko i zgodził się bym wpadł jutro wystawić wszystkie oceny.
Później chwyciłem laptopa i wystukałem wycieczki. Jedyna oferta jaka była jeszcze dostępna na jutrzejszy wieczór nie była idealną opcją, ale skoro nie było wyboru, a mnie zależało, by opuścić Londyn jutro wieczorem nie zastanawiałem się.
Leżąc już w łóżku napisałem SMS-a do Styles'a.
Ja: Dbaj o nią. Jest cenna, a ja byłem idiotą.
Potem odpłynąłem w sen.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem o poranku, było spakowanie walizki. Dwa tygodnie z dala od tego bajzlu powinny wystarczyć na ochłonięcie i uporządkowanie myśli.
Po śniadaniu i ubraniu się w garnitur pojechałem do szkoły. Dyrektor udostępnił mi komputer w swoim gabinecie, co ułatwiło sprawę. Po zrobieniu wszystkiego, wydrukowałem arkusze i przekazałem mu je, by rozdał każdej z klas.
Poszedłem do swojej sali i zacząłem pakować rzeczy, bo skoro nie miałem już tu pracować we wrześniu lepiej było zrobić to teraz.
Kiedy pakowałem rzeczy do auta, miałem cichą nadzieję, że będę mógł jej osobiście powiedzieć o wyjeździe, ale się rozczarowałem. Nie było jej z przyjaciółmi, a gdy zapytałem Glorię o Jen, ta uświadomiła mnie, że dziewczyny nie ma w szkole i pojawi się dopiero na zakończeniu roku, bo dyrektor poinformował już ich o ocenach.
Jadąc na lotnisko, nadrobiłem drogi by przejechać ulicą, którą Jen chodziła do szkoły. Niestety nie spotkałem jej, co spowodowało wywrócenie się moich wnętrzności.
Popisałem się, nie ma co...
Po drodze wyrzuciłem telefon do kosza. Nie potrzebowałem go... nie potrzebowałem nikogo. Styles wydzwaniał do mnie od rana. Wysłał mi też milion wiadomości. Ponoć się martwił, bo zdziwił go mój SMS. Mówią, że lepiej późno niż wcale.
Nawet gosposia zadzwoniła do mnie informując, że Harry pojawił się w moim mieszaniu i żadna widzenia ze mną.
Siedziałem już w samolocie i wpatrywałem się w oddalające się miasto. To był koniec... koniec wszystkiego.
Nie mogłem zrozumieć jak mogłem być takim idiotą. Prawie zniszczyłem życie siedemnastoletniej dziewczynie i dlaczego? Bo byłem egoistycznym dupkiem. Myślałem, że wszystko mi się należy. Ponoć za kasę można kupić wszystko i wszystkich, ale czy na pewno?
Miłości nie można kupić, ją trzeba zdobyć i o nią dbać.
Na tarczy, za którą skrywałem się tyle lat, pojawiła się mała ryska, która zamieniła się w dużą szczelinę, aby później całkowicie runąć. Poczułem się bez niej taki nagi, pozbawiony jakiejkolwiek ochrony. Moje serce było teraz na wyciągnięcie ręki.
Byłem taki zimny, bo bałem się, że wszystkie te kobiety, z którymi się spotykam lecą na ilość zer po przecinku na moim koncie niż na mnie. Miałem wrażenie, że żadna z nich nie widziała mnie, a to na co może wydać moje pieniądze. Jen była inna...
- Kocham cię, Jen... żałuję, że zrozumiałem to tak późno - wymruczałem i zamknąłem oczy.
To był koniec. To był mój koniec.
--------------------------------------------------------------
@yasma1616 dziękuję 😙
Nikt inny tak jak Ty, nie ciągnie na dno...😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top