rozdział 31

Do domu wróciłam strasznie wkurzona. Może i odstawiłam komedię, która teraz nie wydawała mi się już tak zabawna, ale do jasnej cholery nie musiał mnie ponownie obrażać. Pieprzony Tomlinson!

Zawsze musiał palnąć to wszystko, co mu ślina na język przyniosła, a potem przepraszał i myślał, że to wszystko załatwi. Jego przeprosiny były tak nieudolnie i takie prymitywne, że szkoda gadać. Dobrze, że mu za to nie płacą.

Zaczęłam się zastanawiać, co tak naprawdę wpłynęło na jego zachowanie wobec świata, a przede wszystkim kobiet. Doszukiwał się we wszystkim problemów, nawet tam gdzie ich nie było, a przy tym traktował płeć piękną bardzo przedmiotowo, jakbyśmy nie miały mózgu. Rozumiałam, że spotykał się z pustymi lalkami, ale sorry... nie wszystkie były takie!

Mogłam się tylko domyślać, że główną winowajczynią była Rebeca Tomlinson. Wredna, wyrachowana suka, która nie wiedziała jakim skarbem jest jej syn i jak wielką krzywdę mu wyrządziła. Kasa wypaliła jej mózg i ze wszystkich sił próbowała zrobić to samo swojemu jedynemu synowi. Pieprzona idiotka.

Weszłam do pustego domu i ruszyłam prosto do kuchni. Na stole leżała kartka.

Wrócimy wieczorem. Mama jest w pracy. W lodówce masz obiad. Kochamy cię.
Tata i Lucy

Uśmiechnęłam się do siebie. Nie wiem jak to się stało, ale relacje między mną a ojcem naprawdę zaczęły się poprawiać. Jeszcze tydzień temu mogłam zapomnieć o takiej kartce, a dzisiaj nawet zostawił jedzenie. Wszyscy potrafili się zmienić tylko nie Szanowny Pan Dupek.

Z racji tego, że nie zjadłam u niego śniadania wzięłam z szafy płatki i mleko z lodówki. Jadłam posiłek w ciszy, więc kiedy rozdzwonił się Louis'owy telefon aż podskoczyłam. Oczywiście. Nie mógł odpuścić...

Odrzuciłam go kilka razy nim zdecydowałam się odebrać.

- Czego chcesz, Tomlinson? - warknęłam i zacisnęłam dłonie w pięści. Nie chciałam zabrzmieć jak rozstrojona emocjonalnie kobieta, a dużo mi nie brakowało.

- Pogadać. - westchnął. Usłyszałam lekki szum, tak jakby się przemieszczał.

Nie przejmowałam się tym jednak. O nie mój drogi. Nie będziemy gadać ani teraz ani nigdy. To jest postanowione.

- Nie mamy o czym.

- Mnie się wydaje, że jest dużo do wyjaśnienia. - odpowiedział niezadowolony.

- Nie. Nie mamy co wyjaśniać. Skończyłam z tym, Louis. Tym razem mówię śmiertelnie poważnie. Nie chcę twojej pomocy przy testach, a ja nie będę ci pomagała na przyjęciach. Od dziś kończymy wszystko. Niewiele zostało do końca roku, więc jakoś musimy się tolerować...

- Daj mi...

- Nie przerywaj mi. Podjęłam już ostateczną decyzję. Mogę tylko cię przeprosić za ten teatrzyk z łóżkiem, ale nawet go nie żałuję. To jest nasza ostatnia rozmowa. Jeszcze dzisiaj zwrócę ci telefon i sukienkę. To koniec. - skończyłam swój monolog, a w słuchawce usłyszałam ciężki oddech, a potem przeraźliwy krzyk i szamotaninę.

- Iffy?! - Harry krzyknął do słuchawki, a w tle było słychać demolowanie i wrzaski.

- Co? - nie miałam już siły.

- Coś ty mu powiedziała?

- To koniec Hazz. Ja nie mam do niego siły, poza tym gdybyś znał całą prawdę zatłukł byś go na amen. - ugryzłam się w język, ale było już za późno. Powiedziałam za dużo...

- O czym ty bredzisz, dziewczyno? On demoluje całe... kurwa, Tomlinson opanuj się!

Nie chciałam tego słuchać więc się rozłączyłam i wyłączyłam aparat. Muszę od tego wszystkiego odpocząć, nabrać dystansu, bo mam dziwne przeczucie, że przez to wszystko wyląduję na kozetce u terapeuty.

Nie jedząc do końca posiłku, wylałam wszystko do zlewu. Straciłam apetyt, a o powstrzymaniu łez też mogłam pomarzyć. Potok słonych kropel spływał po moich policzkach. W tym momencie modliłam się o przyspieszenie czasu, tak bardzo chciałam by był koniec roku i nie musiałabym już patrzeć na niego, na mężczyznę, który skradł moje serce.

Wlazłam po schodach do swojego pokoju i nie rozbierając się weszłam pod kołdrę. Chciałam zasnąć i się nie obudzić, potrzebowałam spokoju.

Obudziło mnie jakieś dziwne uczucie. Miałam dziwny sen i nie do końca go pamiętałam. Rozejrzałam się po pokoju. Pogrążony był w ciemności. Przespałam cały dzień, a nadal czułam się jak przepuszczona przez wyżymaczkę. To było paskudne uczucie. Z niechęcią włączyłam Louis'owy telefon, bo byłam ciekawa czy już mu lepiej. Nie mogłam poradzić nic na to, że się martwiłam.

Gdy aparat zalogował się do sieci przyszło kilka wiadomości. Wszystkie od Harry'ego.

H.S.: Musimy pogadać. Podaj miejsce i czas.

H.S.: Jesteś niepoważna. Naprawdę, wyłączyłaś telefon?

H.S.: Będę dziś w Velvet i narobię ci wstydu, a jutro pojawię się na uczelni i zrobię to samo jeśli ze mną nie pogadasz.

Tego było za wiele. Co ja jestem, dziewczynka do bicia?

Ja: Spotkajmy się pod Velvet Club za godzinę.

Wcale nie chciałam się widzieć z Harry'm, ale jakoś czułam, że on będzie w stanie mnie zrozumieć, wesprzeć i pomóc w dotrzymaniu obietnicy jaką sobie złożyłam.

Gdy zbliżała się umówiona pora spotkania ręce zaczęły mi się trząść. W co ja się wpakowałam...

Dreptałam pod klubem i kiedy zobaczyłam auto Styles'a podbiegłam do niego i wsiadłam bez ociągania.

- Cześć. - powiedział brunet i pochylił się by pocałować mnie w policzek.

- Hej. - odpowiedziałam i zamilkłam patrząc na swoje dłonie. Ze zdenerwowania bawiłam się palcami, co nie umknęło przyjacielowi Tomlinson'a.

- Powiesz mi co się dzieje? Tamten idiota szaleje. Ty jesteś kłębkiem nerwów. - położył swoją rękę na moich, by mnie uspokoić.

- Jedźmy gdzieś.

- Może być moje mieszkanie? - zielonooki uśmiechnął się do mnie ukazując te swoje dołeczki. Był uroczy, naprawdę.

- Super. - westchnęłam i oparłam głowę o szybę.

Droga minęła w ciszy, co było przyjemne. Harry miał wokół siebie dobrą aurę i choć na początku naszej znajomości wydawał mi się gorszy od Louis'a to teraz śmiało mogłam powiedzieć, że można się z nim zaprzyjaźnić. Był normalny w porównaniu do Tomlinson'a. Prawdopodobnie nic jeszcze nie zrobiło z niego takiego dupka.

- Jesteśmy. - usłyszałam gdy otworzyły się drzwi po mojej stronie. Odpłynęłam tak bardzo, że nie zauważyłam, że auto się zatrzymało.

Wysiadłam i ruszyłam za chłopakiem. Jak tylko znaleźliśmy się w jego mieszkaniu, natychmiast pożałowałam tego co chciałam zrobić. Przecież to miało być tajemnicą moją i Lou. Ale jak teraz tego z siebie nie wyrzucę to wybuchnę. Ta cała tajemnica i uczucie do Louis'a, rozsadzały mnie od środka. Miałam tysiące myśli i żadne nie były odpowiednim wyjściem z sytuacji. Każda moja myśl ograniczała się do powrotu do Tomlinson'a i życia u jego boku. Ale ja miałam dopiero siedemnaście lat, a on dwadzieścia osiem. Byliśmy skazani na 'brak przyszłości'. Ja potrzebowałam kogoś, kto będzie mnie kochał, opiekował się mną i nigdy nie zostawi. Nie mogłam liczyć na to, że uzyskam coś takiego od Louis'a. On lubił przygody na jedną noc. Ja nią nigdy nie zostanę.

- Chcesz się czegoś napić? - podskoczyłam, kiedy usłyszałam tuż za sobą głos Harry,ego. Kiedy myślałam o Louis'ie, totalnie się wyłączałam. Dałam sobie mentalnie kilka razy po twarzy i spojrzałam na Harry'ego, stojącego tuż przy barku z alkoholem.

- Lampkę czerwonego wina, poproszę jeśli to nie problem.

Gdy dostałam swój kieliszek, delikatnie potrząsnęłam jego zawartością i powąchałam. Miało przyjemny, owocowy zapach, a kiedy pierwszy łyk rozszedł się po moim podniebieniu byłam w siódmym niebie.

- Pyszne. - zamruczałam i wprowadziłam wreszcie swoje ciało w ruch. Stałam na środku salonu jak kołek. Usiadłam na sofie podciągając kolana pod brodę.

Styles usiadł w fotelu naprzeciw mnie ze szklanką whisky w dłoni. Przyglądał mi się uważnie. Wyglądał jakby się już wszystkiego domyślał... może Tomlinson już mu powiedział?

- Powiesz w końcu co cię trapi? - spięłam się trochę, gdy wreszcie przemówił.

- Jest tyle do powiedzenia. Sama nie wiem od czego zacząć... - westchnęłam.

-Od początku, Jen.

- Dobra, ale nie oceniaj mnie, ani jego. To była nasza wspólna decyzja. - ten skinął tylko głową i pociągnął długi łyk bursztynowego płynu - Wiesz, gdzie pracuje Lou, prawda?

- Tak, w szkole. W tej, na którą jego starzy dają kasę.

- Dokładnie. Jest nauczycielem literatury, którą uwielbia i dostaje szału jeśli uczniowie nie szanują książek. - uśmiechnęłam się na wspomnienie takiego Louis'a. To była jednak jedna z jego wielu twarzy. Niekoniecznie prawdziwa, dlatego to bolało jeszcze mocniej.

- Ale co to ma wspólnego z tobą?

- Jestem jego uczennicą, Harry. - powiedziałam spokojnie, a ten wypluł całą zawartość swoich ust.

- Co takiego? Jaja sobie robisz? - pokiwałam przecząco głową.

- Mam siedemnaście lat, a Louis Tomlinson jest moim nauczycielem literatury.
Chłopak podrapał się po karku i zaczął intensywnie wpatrywał w moje oczy, jakby szukał choć maleńkiego dowodu na to, że go wkręcam.

- Mów dalej, bo jakoś nie mogę tego ogarnąć.

- Od początku za sobą nie przepadaliśmy. Ja byłam jego utrapieniem na zajęciach, a on nie dawał mi żyć i wiecznie wzywał do odpowiedzi. Nie jestem złą uczennicą i wszystko zaliczam bez problemów, ale odkąd Louis pojawił się w szkole i zaczął uczyć literatury byłam z tego przedmiotu do tyłu. Trochę robiłam mu na złość, trochę mi się nie chciało, zresztą to jest nie ważne. Gdy okazało się, że grozi mi lufa na koniec roku twój durny kumpel wpadł na pomysł. - mówiłam to patrząc gdzieś w dal i popijając czerwone wino. Nie chciałam widzieć jego miny.

- Aż się boję zapytać o ten jego pomysł.

- Otóż wtedy zbliżał się czas rozpoczęcia tych przyjęć u jego rodziców. Zaproponował, że za jeden wieczór towarzystwa, będę dostawała jeden gotowy test. Oczywiście byłam na tyle głupia, by się na to zgodzić. - łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu, ale czułam jak wielki kamień spada mi z serca. W końcu mogłam się przed kimś otworzyć i przestać ukrywać ten cały bajzel w jaki dałam się wciągnąć.

Styles usiadł koło mnie na kanapie i przyciągnął do siebie.

- Wszystko jest okej. Nie mam zamiaru cię osądzać, Jen. Jednak... jest coś jeszcze, prawda?

- Tak. Z każdym dniem coraz bardziej to sobie uświadamiam, Harry. Z każdym pieprzonym dniem docierało do mnie, że się w nim zakochałam. - teraz ryczałam na całego.

Łzy wypływały spod moich powiek z taką intensywnością, że nie było szans, aby to powstrzymać. Kochałam Tomlinson i nie mogłam temu zaprzeczyć. Oddałam mu swoje serce...

Przez kolejne kilkanaście minut przyjaciel mojego nauczyciela wysłuchiwał jaka to jestem głupia i beznadziejna. Negował każde moje słowo i pocieszał, podawał chusteczki i czekał aż się uspokoję.

Kiedy się to stało uśmiechnął się szeroko i szczerze.

- Pomogę ci, księżniczko. Damy mu solidną nauczkę

-----------------------------------------------------------
Podziękowania dla @yasma1616 za pomoc w wyrażeniu emocji 😙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top