rozdział 20
Panna Smith działała na mnie z każdym dniem coraz bardziej. Każde jej zdanie, każde spojrzenie uwalniało we mnie dziwne uczucia, których nigdy nie doświadczyłem przy żadnej innej kobiecie. Czy to możliwe, że... nie... niemożliwe...
Przetańczyliśmy cały wieczór. Jej sukienka była idealna, a to za sprawą odkrytych pleców, które mogłem do woli dotykać. Podobało mi się, że nie protestuje, że pozwalała nam się dobrze bawić. Zresztą, wszelkie zasady już zostały złamane, więc jeden dotyk więcej nie zrobi różnicy...
Wróciliśmy do stołu, gdzie moi kumple mieli miny mówiące: zmywajmy się stąd.
Spojrzałem na Jennifer i nie mogłem uwierzyć, że ta siedemnastolatka dogaduje się tak z tymi palantami. To wróżyło tylko większe kłopoty...
- Mam pomysł panowie - powiedziałem - zabieramy nasze panie i ruszamy do jakiegoś klubu.
- Louis, ja wracam do domu. - dziewczyna zerwała się z krzesła jak oparzona. Podszedłem do niej, ale już wiedziałem o co chodzi...
- Nie martw się. Pójdziemy do klubu, gdzie nikt cię nie pozna - pogłaskałem ją po policzku - obiecuję.
- A rodzice. Mama się wścieknie. - westchnęła.
- Zadzwoń do niej i powiedz, że będziesz o pierwszej.
- Tobie się wydaje, że to takie proste? Ja mam sied... - nie mogłem już tego słuchać, więc uciszyłem ją pocałunkiem, który oddała bez wahania. To się kurwa nie dzieje naprawdę...
- Gołąbeczki koniec tego. Idziemy się zabawić, bo na tej stypie nie da się już wytrzymać. - jak zwykle musiał przerwać Styles.
Jennifer odsunęła się ode mnie nieznaczenie i dźgnęła mnie palcem.
- Ostatni raz, Tomlinson.
Potem wezwaliśmy taksówki i ruszyliśmy do klubu dla bogaczy. Była minimalna szansa, że ktoś ją tam będzie znał, więc nie trzeba było się martwić.
Po drodze Jen zadzwoniła do matki i obiecała, że będzie o pierwszej. Pani Smith z wielkim oporem zgodziła się, co wywołało na moich ustach szeroki uśmiech.
W aucie siedzieliśmy daleko od siebie. Nie wiem dlaczego Złośnica tak reagowała. Myślałem, że dobrze się bawi, ale jej mina wskazywała, że nie jest do końca zadowolona.
- Powiesz mi co się dzieje? - zapytałem.
Dziewczyna zwróciła głowę w moją stronę i spojrzała w moje oczy.
- To nie był nasz układ... - szepnęła.
- Wiem - westchnąłem - jeśli chcesz odwiozę cię do domu. - chciałem być wobec niej choć trochę w porządku. To wszystko i tak już zaszło za daleko.
- Właśnie o to chodzi, Dupku, że nie chcę. Polubiłam twoich przyjaciół, teraz widzę, że mimo bogactwa macie przebłyski normalności. - zaśmiała się.
- Przebłyski normalności? - uniosłem brwi do góry.
- Tak. Nie jesteście tacy źli przy bliższym poznaniu. A Harry jest naprawdę miły... - i właśnie miły wieczór przepadł.
- Harry? A co on ma do tego? - warknąłem.
- No... jest po prostu taki przyjazny.
- Zawsze jest, jak chce się dobrać do czyichś majtek.
- Chyba przesadzasz, Tomlinson. Gdyby chciał to by mnie miał, ale jest jeden mały problem...
- Ciekawe jaki, wredoto.
- Ja go nie chcę i nie będę chciała. - szepnęła i odwróciła twarz w stronę okna.
O co jej chodziło? Tomlinson, jesteś głupi...
Cała ekipa czekała już pod klubem. Wysiedliśmy z taksówki i jakoś tak wyszło, że Jen zaczęła mnie unikać. Nie patrzyła na mnie, nie chciała drinka, a piła tylko sok, siadała najdalej jak się dało, nawet gdy szła z całą resztą na parkiet nie poprosiła bym jej towarzyszył.
Po godzinie olewania miałem dość. Ruszyłem się z miejsca, by choć raz z nią zatańczyć, ale kiedy mnie zobaczyła, poszła w przeciwnym kierunku. Ewidentnie ode mnie uciekała, a ja nie miałem pojęcia, dlaczego? Przecież nic takiego się nie stało... jesteś tego pewny, idioto?
- Co ty jej zrobiłeś? - zapytał Styles, gdy wkurwiony wróciłem na sofę.
- Nie interesuj się. - warknąłem.
- Wyluzuj. Ona ma swój rozum. Wróci. - pierdolił od rzeczy.
- O co ci kurwa chodzi?
- Nie mów, że traktujesz ją jak każdą inną panienkę.
- Mówiłem, nie twoja sprawa, Styles.
- Dobra, ale pamiętaj, że ja ślepy nie jestem. Wkurwiasz się jak cię olewa, nawet mi, swojemu kumplowi przywaliłeś mimo, że zrobiliśmy to oboje specjalnie. Tutaj - klepnął mnie w sam środek klatki piersiowej - coś drgnęło - powiedział i zostawił mnie samego.
Chwyciłem butelkę whisky i napiłem się prosto z niej. Debil skończony myślał, że ona mnie zmiękczy. Niedoczekanie...
Nie wiem ile tak siedziałem i chlałem, ale powoli mój mózg wyparowywał i to było coś dobrego. Przynajmniej nie myślałem o niej, o jej ciele, o jej ustach... kurwa, na samo wspomnienie robiłem się twardy...
Wtedy ją zobaczyłem. Szalała na parkiecie, a z nią jakiś fagas. Dobrze się bawili, a ona zaszczycała go swoim najpiękniejszym uśmiechem. Moje wkurwienie rosło z każdą sekundą. Była tu ze mną, a bawiła się z kimś innym. Bo ty jesteś dupkiem...
Wstałem i lekko chwiejnym krokiem podszedłem do tańczącej pary. Gdy ta mała wredota mnie zobaczyła zbladła. No chyba się mnie nie bała...
Uśmiechnąłem się do niej i wyciągnąłem dłoń w jej stronę, a ona ją chwyciła, przepraszając tego złamasa.
Pociągnąłem ją i szedłem przed siebie w kierunku łazienek. Wszedłem do jednej i zamknąłem na klucz.
Zbliżyłem się do niej i przyparłem do drzwi.
- Teraz już mi nie uciekniesz... - szepnąłem i delikatnie przejechałem palcem po jej policzku. Jej oczy zabłysły i posłała mi lekki uśmiech.
- Wcale nie mam takiego zamiaru, Tomlinson. - a potem przyciągnęła do siebie i wpiła się w moje usta. Smakowała tak dobrze.
Z każdą chwilą pogłębiała pocałunek, a kiedy zarzuciła mi dłonie na szyję i pociągnęła za włosy byłem stracony. Chwyciłem ją za pośladki i nie przestając całować uniosłem do góry, a ona oplotła mnie tymi zgrabnymi nogami. Jęknąłem w jej usta a ją to chyba jeszcze bardziej pobudziło, bo zaczęła odpinać guziki mojej koszuli. Pozwoliłem jej na to i usiadłem na kiblu, żeby było nam wygodniej. Dzięki temu mogłem błądzić dłońmi po jej udach, choć miałem ochotę dotknąć zupełnie innego miejsca i sprawdzić jej reakcję.
Gdy zdjęła ze mnie koszulę z uwielbieniem wpatrywała się w tatuaże. Wiedziałem, że to jeszcze bardziej ją kręci, więc pozwoliłem jej się napatrzeć. Kiedy znów mnie pocałowała, zrobiła to delikatnie. Paznokciami drażniła moje plecy, a ja zacząłem przesuwać swoje dłonie w kierunku jej majtek. Zatrzymaj to, póki jeszcze można debilu... nie, ja wcale nie chciałem tego zatrzymywać...
Nagle dziewczyna zaszła z moich kolan i ciężko dysząc poprawiła sukienkę.
- Zawieź... mnie... do... domu... - wydyszała, a ja nie miałem pojęcia o co jej chodzi.
- Jen, porozmawiajmy...
- O czym?
- O tym. - pokazałem palcem na nas oboje.
- Nie, Tomlinson. Nie mamy o czym gadać. Znów mnie prawie przeleciałeś!
- Ty nie protestowałaś!
- Od tej pory koniec z tym! Mam dość!
- Jen...
- Nie! Nie chcę tego! Jesteś moim nauczycielem. Pomogę ci z tymi przyjęciami, ty mi ze zdaniem roku. Bez całowania, obmacywania i czegokolwiek innego. Potem znikamy sobie z oczu.
Otworzyła szybko drzwi i wyszła. Nim się ubrałem i za nią wybiegłem, ta już wsiadała do taksówki. Kurwa! Jestem idiotą!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top