rozdział 16
Nie mogłem uwierzyć, że mnie zostawiła samego. Kurwa, przecież ja nic nie zrobiłem. Pierwszy raz w życiu byłam niewinny, a zostało to tak odebrane. Pieprzona Daniell i moja matka. Wiedziałem, że coś wymyślą.
O dziwo nie miałem ochoty odreagować tego na tych dwóch, więc ulotniłem się z imprezy. Jeździłem po mieście i zastanawiałem się jak mam to wszystko naprawić. Przecież nie dałem jej testu, by mogła się przygotować na poniedziałek, a pojechanie do jej domu nie wchodziło w grę. Od kiedy ty się przejmujesz, Tomlinson...
Było jeszcze wcześnie, więc wpadł mi do głowy tylko jeden pomysł. Pojechałem do domu i przebrałem się w jeansy i T-shirt. Narzuciłem marynarkę i wyszedłem z domu chwytając w dłoń "ten" telefon i gotowy test.
Po dziesięciu minutach wchodziłem już do Velvet Club licząc na to, że tam ją spotkam. Niestety poczułem smak porażki nie widząc jej za barem. Ja pierdole, jak może się wszystko tak spieprzyć...
Usiadłem na stołku i zamówiłem gin z tonikiem. Potem drugi. A ta mała wredna zołza dalej nie odbierała ode mnie telefonu. Po woli dostawałem szału.
Przez to wszystko przerzuciłem się na whisky i od razu poprosiłem o całą butelkę. Miałem dość. Czułem się naprawdę źle z tym wszystkim. Od kiedy, Tomlinson...
Wypiłem chyba połowę flaszki kiedy zaczęły się do mnie przystawiać różne dziewczyny. Idiotki nie potrafiły zrozumieć, że ich nie chcę. Tylko pytanie brzmiało: dlaczego ich nie chciałem? Jeszcze tydzień temu wziąłbym pierwszą lepszą, wybzykał w kiblu i wszyscy byliby zadowoleni... ale ty chcesz tylko jej...
Musiałem iść do łazienki więc chwiejnym krokiem ruszyłem w tamtą stronę, dając znak barmanowi, że zaraz wrócę.
Załatwiłem swoje potrzeby i wracając na miejsce mógłbym przysiąc, że ją zauważyłem na parkiecie. Stanąłem, by przyjrzeć się tańczącej dziewczynie i chłopakowi, który w bezczelny sposób kładł na niej swoje ręce. Kurwa, ona jest moja...
Podszedłem szybko do pary i delikatnie odsunąłem gościa zajmując jego miejsce tak, by dziewczyna się nie zorientowała. Jej ruchy mnie pobudzały, gdyby teraz powiedziała cokolwiek padłbym u jej stóp.
Zacząłem jeszcze bardziej się o nią ocierać, a ona nie protestowała. Zawiesiła ręce na mojej szyi i nadal ruszała się bardzo zmysłowo. Nie mogłem się powstrzymać i pocałowałem jej kark, a potem szyję. Po kilku sekundach złośnica odwróciła się i wpiła się w moje usta. Kurwa...
Nie mogłem tego powstrzymać. Oddałem pocałunek z równą zachłannością. Jej usta były najlepszym co dziś mnie spotkało, bolała jedynie myśl, że gdybym nie pojawił się w odpowiednim momencie, pocałowała by innego...
- Tomlinson?! - krzyknęła, gdy przerwała pocałunek i mnie zobaczyła.
- A kogo się spodziewałaś, złotko?
- Jak śmiesz mnie całować? Ty... Ty... - gotowała się z wściekłości.
- Brak ci słów kochanie? I to nie ja całowałem ciebie, tylko ty mnie.
- Bo myślałam, że to ktoś inny! Ciebie nigdy... - nie mogłem już jej słuchać i dlatego ją pocałowałem. Mimo swojej niechęci oddała pocałunek.
- Jesteśmy kwita, kochanie. - powiedziałem i poszedłem do baru trzymając ją za rękę.
Myślałem, że znów coś zacznie burczeć, ale siedziała cicho. Chwyciłem butelkę i zapytałem o VIP-strefę. Znalazło się dla nas miejsce, więc jedna z kelnerek zaprowadziła nas na górę.
Dziewczyna posyłała dziwne spojrzenia w stronę Jen, a ta pokazała jej, że jestem nienormalny. Zachciało mi się śmiać. Panna Smith była naprawdę nieobliczalna...
- Czego ode mnie chcesz? - zapytała.
- Po pierwsze napij się, bo jesteś wkurzona. - powiedziałem i nalałem jej whisky. Ta bez oporu wychyliła szklaneczkę do dna.
- Co dalej?
- Po drugie test. - wyciągnąłem z kieszeni kartkę, którą ona schowała do torebki. Skąd ona ją wzięła? Nalałem jej kolejną porcję trunku i podałem szklankę.
- Chcesz mnie upić?
- Nie. Ale tak będzie łatwiej z tobą pogadać.
- My nie mamy o czym gadać, Tomlinson. I nie myśl sobie, że jestem zazdrosna. Po prostu zachowałeś się jak świnia. Mogłaś chociaż poczekać, aż wrócę do domu.
- Ale to nie ja ją pocałowałem! To ona! Ona mnie pocałowała! - widziałem szok na twarzy Jenny.
- O czym ty mówisz?
- Musiała cię widzieć! Nie oddałem pocałunku. Miałem ją właśnie od siebie odsunąć, gdy się na mnie rzuciła.
- Nie wierzę. Ty pieprzysz wszystko co się rusza!
- Ale nigdy dwa razy. - warknąłem i nie mogąc już jej słuchać wpiłem się w jej usta ponownie tego wieczoru.
Na sam ich dotyk byłem w siódmym niebie. Smakowała whisky i szminką, a kiedy pogłębiła pocałunek myślałem, że nie wytrzymam.
Przyciągnąłem ją bliżej, a dziewczyna wspięła się na moje kolana. Usiadła na nich okrakiem nie przestając mnie całować. To się źle skończy...
Wplotła swoje dłonie w moje włosy i pociągnęła delikatnie, co wywołało u mnie jęk. Kurwa... przerwij to ośle, mówił rozum, ale ciało miało inne plany...
Wsunąłem dłonie pod jej bluzkę i odnalazłem drogę do jej idealnych piersi. Dzięki ci Panie, że nie miała na sobie stanika i mogłem od razu poczuć jej nagą skórę. Mój dotyk wywołał u niej dreszcz, a z jej gardła wydobył się jęk. Ja pierdolę...
Nagle zerwała się z moich kolan i usiadła na sofie. Chwyciła butelkę i napiła się prosto z niej.
- Nigdy więcej, Tomlinson. - nadal ciężko oddychała.
- Wierzysz mi?
- Co? O co ci chodzi?
- Czy wierzysz, że to nie ja pocałowałem tą wariatkę? - patrzyłem w jej oczy i błagałem w duchu by wierzyła.
- Tak. Dziwię się sama sobie, ale wierzę. I przysięgam dam jej nauczkę jak tylko ją spotkam. - warknęła, a ja zacząłem się śmiać.
- Nie będę ci bronił. Zrobisz co uważasz, złośnico.
- Skoro wszystko wyjaśnione, to się teraz zabawmy. - powiedziała i pociągnęła mnie na parkiet.
*****
Szukałem tego idioty od godziny. Nie miałem już pomysłu, gdzie mógł się podziać ten baran. Kiedy tylko dowiedziałem się od parkingowego, że Tomlinson pokłócił się z jakąś kobietą wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego. To musiała być to Iffy, bo i ona zniknęła.
Od początku czułem kłopoty z tą dwójką. Ona nie jest panienką do zaliczenia. Jest taka sama jak Emma. Niegrzeczna, ale ma swoje zasady. A ten dereń nie widzi co ona z nim robi. Broni się z całych sił, ale już wdepnął.
- Może pojedziemy do jego mieszkania. - powiedziała Em, a ja się zgodziłem.
- A jeśli nie tam, to zostaje tylko Velvet. -nagle mnie olśniło. Chyba powinniśmy sobie od razu odpuścić jego dom i udać się do klubu.
W mieszkaniu jak przypuszczałem go nie było. Kurwa, za co mnie pokarało takimi kumplami. Szlag niech ich wszystkich trafi.
W mgnieniu oka znalazłem się z Em w klubie. Poszedłem prosto do baru i spotkałem Roxy, kelnerkę, która chyba się przyjaźniła z If.
- Cześć. Widziałaś może Tomlinson'a albo swoją koleżankę? - zapytałem.
- Taa... Dobrze się bawili, ale chyba przesadzili... - zaśmiała się i wskazała miejsca w strefie VIP.
Wszedłem po schodach i zobaczyłem Tomlinson'a śpiącego na siedząco. Dziewczyna spała z głową wtuloną w jego klatkę piersiową. Tuliła się do niego jak małpka. Słodko, ale kurwa...
Szturchnąłem Lou za ramię, ale nawet to go nie ruszyło. Postanowiłem zająć się więc dziewczyną.
- Iffy? - klepnąłem ją w policzek.
- Hmm...
- Czas do domu księżniczko.
- Nie... - było gorzej niż myślałem. Musiałem ją jakoś zawieźć do domu.
- If to ja Harry. Gdzie mieszkasz to odwiozę cię do domu.
- Nie... obcy... jesteś obcy...
- Cholera, dziewczyno, to ja Styles. Gadaj bo mam dość.
- Ty nie jesteś Harry. Harry jest przystojny, a ty... ty nie jesteś Harry. Spieprzaj zboczeńcu... - to dało mi pewność, że się z nią nie dogadam.
Poprosiłem Em by została z Lou, a ja zaniosłem dziewczynę do auta. Potem wróciłem po Tomlinson'a i wrzuciłem go na miejsce obok Iffy. Pod domem nie było już tak łatwo. Gdyby nie Emma, to zostawiłbym te przeklęte gołąbeczki na chodniku.
Z wielkim trudem dotargałem bezwładne ciało Tomlinson'a na łóżko. Z Iffy nie było problemu, bo nie ważyła dużo i łatwo mogłem wziąć ją na ręce.
Położyłem ją obok Tommo i przykryłem ich kołdrą. Śmiać mi się chciało na ich widok, bo mimo że byli zalani w trupa, to w łóżku wtulili się w siebie. Para idealna...
- Chciałbym widzieć waszą jutrzejszą reakcję... - powiedziałem sam do siebie i wyszedłem z sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top