rozdział 15
Nie wiem czego Louis Tomlinson chciał od swojej matki, bo ja nie widziałam najmniejszego powodu do krytyki jej osoby. Szczerze to nawet ją rozumiałam, bo kto nie lubi luksusu. Sama po to pracowałam, by mieć lepsze ciuchy czy kosmetyki. Lubiłam się dobrze ubrać, a to że były to ciuchy z drugiej czy trzeciej ręki, to drobny szczegół niewart uwagi.
- Jak ci się podoba? - zapytał mój nauczyciel podając mi kieliszek szampana.
- Całkiem... przyjemnie. - uśmiechnęłam się.
- Jak to się stało, że masz w swojej szafie sukienkę od Gucci'ego?
- Mówiłam, że mam się w co ubrać, ale ty masz mnie za lalunię z klubu i mnie nie słuchasz.
- Dobra, przyznaję nie doceniłem cię. Powiedz mi tylko skąd masz taką kieckę? Nie, żebym chciał cię obrazić, ale po prostu nie sądzę, że twoja pensja jest aż tak duża. - zaśmiałam się w głos, bo jego mina na nic innego nie pozwalała.
- Oj, Louis - położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, a jego serce przyspieszyło - są sklepy gdzie można kupić takie ciuchy za dwa, trzy procent ich wartości. Wystarczy dobrze szukać. - położył swoją rękę na mojej i wpatrywał się w moje oczy.
- Przepraszam... - szepnął.
- Okej, ale na przyszłość pozwól mi samej decydować. - puściłam mu oczko.
- Oczywiście. - odpowiedział i poczułam jak jego mięśnie się spięły. Jego ruchy były szybkie i pewne. Już po chwili stałam z nim pod rękę.
- Jennifer? - usłyszałam i przed sobą zobaczyłam panią Tomlinson.
- Rebeco. - uśmiechnęłam się, ale zobaczywszy u jej boku jakąś panienkę nie czułam się tak pewnie.
- To jest Daniell Campbell. Pomyślałam, że znajdziecie jakiś wspólny temat do rozmowy, a ja będę mogła porwać mojego syna na kilka minut. - kobieta wyszczerzyła się sztucznie, a mi zapaliła się czerwona lampka. Tak chcecie się bawić? Dobra, testuj mnie, a się zdziwisz...
- Jak miło z twojej strony. Louis idź z mamą jeśli prosi o chwilę uwagi. - powiedziałam i uszczypnęłam go tak by nikt nie zauważył. Był w cholernym transie patrząc na kobiety przed nami. Na szczęście szybko odzyskał rezon.
-Witaj, Daniell. Pięknie wyglądasz. - powiedział z wymuszonym uśmiechem.
-Witaj, Louis. Ty też jesteś bardzo elegancki. - dziewczyna mówiła do niego, ale mnie zabijała wzrokiem.
Mój partner pocałował mnie w policzek i szepnął, żebym nie dała się sprowokować, na co moje kąciki ust się uniosły.
Kiedy zniknął z mamą w tłumie wzięłam łyk szampana. Był pyszny i z najwyższej półki.
- Jak długo znacie się z Lou? - Daniell zadała pytanie wpatrując się we mnie.
- Od roku. - odparłam zgodnie z prawdą.
- Łączy was coś?
- A co to przesłuchanie? A poza tym to nie twój interes, dziewczynko. - syknęłam. Ta podeszła bliżej i dźgnęła mnie swoim chudym palcem.
- Posłuchaj mnie lafiryndo... to, że cię ze sobą tu wziął nic nie znaczy. Sypia z kim chce i kiedy chce, ale na końcu to ja będę matką jego dzieci, więc dobrze ci radzę, łapy precz od niego.
Myślałam, że wytargam tę sukę za kudły. Za kogo ona się uważała? Ja jej jeszcze pokażę lafiryndę.
- Rozumiem, że ciebie już miał? - ta się zapowietrzyła. Kretynka myślała, że nie wpadnę na to, że dała mu się bzyknąć - bo jak na razie mnie nie może zaciągnąć do łóżka... swoją drogą... - podrapałam się po brodzie - to chyba dlatego jeszcze mnie szanuje... -posłałam jej szeroki uśmiech.
Daniell Campbell poczerwieniała ze złości. Niestety nie zdążyła już nic powiedzieć, bo zjawił się Tomlinson.
- Wybacz, Daniell porywam moją śliczną. Chcę z nią zatańczyć jeszcze przed kolacją. - powiedział a ja myślałam, że dziewczyna rozszarpie mnie na strzępy.
Całą drogę na parkiet nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Co cię tak bawi, Jen? - zapytał, gdy trzymał mnie już w ramionach.
- Nie wiem jak ty wybierasz te laski do pieprzenia... ale to był zły wybór...
- To o tym rozmawiałyście? - zrobił wielkie oczy.
- Powiedzmy, że ostrzegała mnie przed położeniem na tobie moich rączek... - na moje słowa przesunął mnie jeszcze bliżej siebie.
- A za to co ci grozi? - spojrzał w moje oczy. Mi zabrakło powietrza. Kurwa, co on ze mną robi...
- Zawał... - w tym samym momencie zaproszono gości do jadalni.
Przy wielkich stołach siadali już goście. Weszłam do namiotu prowadzona przez Louis'a. Trzymał mnie za dłoń, jakby bał się, że mu ucieknę.
Gdy doszliśmy do naszych miejsc moje oczy omal nie wyskoczyły z orbit. Co robił tu Harry? Oczywiście nim zdążyłam zadać jakiekolwiek pytanie ten już witał się z Tomlinson'em.
- Miło cię widzieć, Iffy. - Harry zamknął mnie w szczelnym uścisku. Myślałam, że Lou się zaraz na niego rzuci i powyrywa pewne części ciała.
- Cześć, Harry. Nie wiedziałam, że się tu spotkamy.
- Świat jest mały, skarbie. No i nie odpuścił bym sobie okazji popatrzenia na partnerkę tego dupka. - wskazał przyjaciela.
- Zamknij się, Styles i usiądźmy wreszcie. - Lou był wkurzony, a mi chciało się śmiać.
Postanowiłam się z nim trochę podroczyć.
- Miśku, nie denerwuj się tak, bo znów będą problemy, a chyba chcemy mieć przyjemną noc. - pogłaskałam go po policzku. Oczy Tomlinson'a zrobiły się granatowe, a oddech przyspieszył. Był maksymalnie wkurwiony. Przyciągnął mnie jednak do siebie i zbliżył usta do mojego ucha.
- Jeszcze raz otwórz do niego te swoje cudowne usta i powiedz coś w tym stylu, a nie będę czekał tylko wezmę cię do jakiegoś pokoju i udowodnię ci jak może być przyjemnie. - szepnął i odsunął dla mnie krzesło. Kurwa, on jest nieobliczalny... i dlaczego wierzyłam, że jest w stanie to zrobić?
Kolacja minęła w świetnej atmosferze, za co muszę podziękować towarzystwu siedzącemu przy naszym stoliku. Harry wydawał się naprawdę miły, a jego partnerka, mimo że wyglądała zbyt odważnie była mądra i przesympatyczna. Pozostała dwójka, niejaki Liam i Niall też okazali się fantastycznymi kompanami. Czułam się w ich towarzystwie cudownie i jeśli tak miałaby wyglądać te przyjęcia, to byłam w stanie to znieść.
Potem przyszedł czas na tańce. Oczywiście Louis nie odstępował mnie na krok. Każdy taniec w jego ramionach bardziej utwierdzał mnie w przekonaniu, że ten wredny nauczyciel działa na mnie nie tak jak powinien. Cholera, jak tak dalej pójdzie będą kłopoty...
Kiedy wreszcie udało mi się uwolnić od Louis'a Dupka Tomlinson'a, zostałam porwana w ramiona jakiegoś starszego mężczyzny.
Po kilku tańcach chciało mi się pić. Przeprosiłam więc faceta i poszłam do stolika. Harry siedział tam z Niall'em i zawzięcie i czymś dyskutowali. Byłam zdziwiona kiedy Emma, bo tak miała na imię partnerka Styles'a przyszła sama.
- Gdzie Louis? - zapytałam.
- Matka go znów gdzieś porwała. Ta kobieta to żmija. Uważaj na nią.
- Wydaje się być miła...
- Nie wierz w ani jedno jej słowo, dziewczyno. Przedstawiła ci już Daniell?
- Niestety tak.
- Ona chce, by Lou się z nią ożenił. A ta dziewucha jest jak wrzut na tyłku i bazuje na tym, że Rebeca ją uwielbia. - Emma aż się skrzywiła.
- Pójdę poszukać Lou. Może uda nam się ulotnić. - uśmiechnęłam się.
- Ale przyjdziecie się pożegnać? - zapytał Niall.
- Oczywiście. - odpowiedziałam i ruszyłam przez tłum ludzi.
Każdy mi się kłaniał, uśmiechał. Ogólnie, byłam miło zaskoczona tą imprezą. W końcu spotkałam Rebecę.
- Rebeco, wiesz może, gdzie podział się Louis? - grzecznie się uśmiechnęłam.
- Poszedł do toalety. A jak ty się bawisz?
- Jest fantastycznie. Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie.
- Ależ cała przyjemność po mojej stronie. - fałszywość w jej głosie biła na kilometr.
- Pójdę go poszukać...
- Na piętrze, przejdziesz korytarz i za rogiem są łazienki. - odpowiedziała, a ja podziękowałam i ruszyłam we wskazanym kierunku.
Weszłam po schodach i szłam korytarzem. Dopiero teraz gdy muzyka nie była tak głośna i nie było tyle ludzi poczułam jak bardzo jestem zmęczona.
Wyszłam zza rogu i stanęłam jak wryta. Przy drzwiach do łazienki stał Louis Tomlinson wraz z Daniell Campbell. On mnie nie widział, ale ta suka... dałabym sobie rękę uciąć, że zauważyła mnie zaraz jak wyszłam zza rogu.
Rozmawiali o czymś, ale nie mogłam usłuchać o czym. Ona się szczerzyła i robiła słodkie oczka. On chwycił ją za ramiona i coś do niej mówił, a potem... potem ją kurwa pocałował...
W moich oczach zebrały się łzy, a kopertówka wypadła z ręki. Na ten dźwięk pieprzony Tomlinson gwałtownie się odwrócił. Spojrzał na mnie, ale ja już nie chciałam na niego patrzeć. Zawróciłam i najszybciej jak się dało w tak wysokich szpilkach, pobiegłam przed siebie.
Gdy znalazłam się na zewnątrz myślałam, że się porzygam. W co ja się wpakowałam...
- Jen? - usłyszałam za sobą, a moje mięśnie się spięły.
- Czego jeszcze chcesz? - zapytałam.
- Pozwól sobie wytłumaczyć...
- Nie, Tomlinson. Nie będę ciebie słuchała. Ani teraz ani nigdy więcej.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
-To co mówię. Jesteś chamem i kutasem. Przyszedłeś tu ze mną, a po kątach pieprzysz inne. Mnie się tak nie traktuje!
- Ale ja...
- Zamknij się! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
W tym momencie podjechała jakaś taksówka. Nie przejmowałam się tym, że ktoś ją uprzednio dla siebie zamówił. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Uciec od niego...
Gdy już miałam wsiadać do auta, Lou złapał mnie za łokieć.
- Zostawiasz mnie? - zapytał z wyrzutem.
- Na to wygląda dupku! I jeszcze jedno, nasz układ właśnie przestał istnieć. Żegnam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top