rozdział 11

Całą noc leżałam i wpatrywałam się w sufit. Nie mogłam usnąć, bo w mojej głowie rozbrzmiewał głos Tomlinson'a.

Dlaczego mi to zaproponował? Jest tyle lasek, które bez mrugnięcia okiem zgodziłyby się z nim pójść... nawet do piekła.

"Chcę ciebie". Dlaczego te słowa brzmiały jak obietnica? Do jasnej cholery... on przecież jest moim nauczycielem.

Był piątek, a ja powinnam się zdecydować czego chcę. Przecież nie proponował mi nic ponad moje siły. Miałam z nim tylko pójść i spędzić czas z napuszonymi jak pawie gburami, uśmiechnąć się kilka razy. Zapłata była solidna. Zdany rok z literatury. To jest nie w porządku... Ale czy życie jest w porządku?

Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Prysznic pomógł mi się trochę rozbudzić. Po skończeniu porannej toalety, ubrałam się, pomalowałam i jak zawsze zaczesałam włosy do góry. Zeszłam na dół i zawitałam do kuchni. Mama właśnie robiła śniadanie, Lucy siedziała przy stole, a ojca już nie było.

- Dzień dobry. - mruknęłam.

- Cześć Skarbie. Rozmawiałaś z panem Tomlinson'em na temat zaliczenia.

- Tak mamo. - żebyś tylko wiedziała kobieto...

- I co? - była pełna entuzjazmu.

- W czwartek mam pierwszy test. Dam sobie jakoś radę. - tak... i będę użerać się z dupkiem przez najbliższe cztery tygodnie. Fan-tas-tycznie.

Żeby wszystko było jasne. Nadal pałałam do niego bezgraniczną nienawiścią, ale dostając taką propozycję nie ma z czym polemizować. Cztery tygodnie zlecą, a ja uwolnię się od tego typa raz na zawsze. Tylko czy ja chciałam się go pozbyć... czy byłam na tyle odważna by podjąć się tak trudnego zadania i ryzykownego zarazem. Co będzie jeśli ktoś się o tym dowie? Pewnie oboje wylecimy na zbity pysk ze szkoły z wilczym biletem przyklejonym do pleców.

Droga do szkoły minęła mi dość spokojnie. Zaczynałam lubić te poranne spacery.

Moi przyjaciele jak zawsze czekali pod budynkiem. Czasem zastanawiałam się, co ich łączy, bo ostatnio spędzaliśmy ze sobą mało czasu, a ewidentnie coś było na rzeczy. Nie miałam jednak zamiaru naciskać, bo sama miałam bałagan w swoim życiu, z którego nie mogłam się pod żadnym pozorem zwierzyć.

- Hello wam. - uśmiechnęłam się, a oni radośnie się ze mną przywitali.

- Jak było wczoraj w pracy? - Glo oczywiście nie mogła mi darować. Zawsze czekała na pikantne szczegóły... których nie było. Choć tym razem były...

Tomlinson, był sam w sobie 'pikantnym szczegółem'. Nie mogłam jednak tego powiedzieć na głos. Chęć wykrzyknięcia tego wszystkiego była tak wielka, że rozrywało mnie od środka.

- Normalnie. Byłam tylko trzy godziny. - mruknęłam. Wolałam się nie zagłębiać, by przypadkiem czegoś nie palnąć.

- Moja sąsiadka mówiła, że Tomlinson chodzi do Velvet. - ta nadal drążyła.

- Nie widziałam go. Pewnie okupuje VIP-strefę, a jak wiesz ja tam nie zaglądam.

- Wiesz, że podobno jego całe ciało jest pokryte tatuażami? - oj, wiem, choć nie zgodziłabym się ze stwierdzeniem 'całe ciało'... no ale nie mogłam tego powiedzieć na głos.

- Mało mnie to interesuje. - burknęłam, bo miałam serdecznie dość jarania się nauczycielem. Ja rozumiem, że był całkiem niezły, no ale...

- Co ty taka nie w sosie? - Felipe w końcu zauważył moje zachowanie. Brawo, chociaż ktoś.

- Jestem potwornie zmęczona. Nie mogłam spać.

- Aż tak przejmujesz się tym zaliczeniem? - i w końcu doszliśmy do tematu, który doprowadził do mojego stanu.

Tak martwiłam się tym zaliczeniem. Nie chciałam zawieść mamy, bo i tak już się zaharowywała, żeby niczego w domu nie brakowało. Ojca też wiecznie nie było. Ta rodzina była, ale jakby jej nie było. Wszyscy myśleli, że mnie mało to interesuje, ale nie raz nocą płakałam w poduszkę.

Drugą sprawą był pieprzony Tomlinson. Niby złożył propozycję nie do odrzucenia, ale to było złe i miałam tego pełną świadomość. Świadomość, że jeśli się na to zgodzę, a prawda wyjdzie na jaw, oboje będziemy mieć zniszczone życie. I o ile szanowny pan dupek jakoś się z tego wyplącze, ja nie dostanę szansy.

- Felipe, a czy ty byś się nie przejmował? Przez tego idiotę będę musiała powtarzać rok. - powiedziałam z wyrzutem.

- Mówiłem, że ci pomożemy. Dasz radę.

- Miejmy taką nadzieję.

- Właśnie przyjechał twój prześladowca. - szepnęła Glo, a ja automatycznie obrodziłam głowę w stronę parkingu.

Tomlinson wysiadał właśnie ze swojego samochodu i rozmawiał z kimś przez telefon. Nie była to miła rozmowa sądząc po jego minie. Gdy nasze oczy się spotkały jeszcze bardziej się wkurzył. O co mu do cholery znowu chodzi?
Skończył rozmowę telefoniczną i ruszył w naszą stronę. Nim zdążyłam coś zrobić już był koło nas.

- Panno Smith zapraszam do klasy. Chciałbym omówić część materiału jaki musisz do czwartku opanować. - powiedział twardo, a mnie ciarki przeszły po plecach. Już ja widzę ten materiał...

- Jasne, dupku... - szepnęłam na co otrzymałam ostrzegawcze spojrzenie. Dlaczego on nie może być normalny...

Szłam za nim z mocno bijącym sercem i to wcale nie ze strachu. Na samą myśl o ostatnim sam na sam w sali mój puls przyspieszał. Kurwa! Nie mogłam zapanować nad swoimi emocjami. Raz go nienawidziłam, a raz miałabym ochotę wejść mu do łóżka... co ten człowiek ze mną robił...

Przekroczyłam próg klasy zaraz za nim. Swoją drogą, to on powinien mnie przepuścić w drzwiach, prawda...?

- Siadaj. - wskazał miejsce w pierwszej ławce, zaraz przy biurku.

- Dziękuję, postoję. - on dopadł do mnie i szarpiąc stanowczo za ramię zmusił do zajęcia miejsca.

- Jak mówię siad, to siad! - warknął.

- A ja nie jestem twoją suką do wykonywania poleceń! - odpyskowałam mu.

- To się jeszcze okaże zołzo... - mruknął pod nosem myśląc, że nie usłyszę. Niestety słyszałam i to dało mi pewność, że wolę nie zaliczyć literatury niż dać się tak poniżać.

Poderwałam się z miejsca i stanęłam na przeciw niego w bezpiecznej dla siebie odległości.

- Jesteś chamem, Tomlinson! Wstaw mi już dziś tą pieprzoną jedynkę na koniec, bo układ przepadł zanim się pojawił! - wrzasnęłam.

- Jen... ja...

- Nie! Nie chcę tego słuchać! Jesteś skurwielem! Miałam nadzieję, że może się dogadamy, ale ty widzisz tylko czubek własnego nosa! - byłam tak wściekła, że najchętniej bym mu przypieprzyła.

On zaczął się do mnie zbliżać, a ja nie mogłam się ruszyć. Miałam wrażenie, że moje nogi zostały wbetonowane w podłogę.

Stanął przede mną i wpatrywał się w moje oczy. Cholera... moje serce zaczęło bić szybciej...

- Nie chciałem... - szepnął i wpił się w moje usta...

Najpierw stałam jak słup, ale kiedy poczułam jego język na swoich wargach delikatnie oddałam pocałunek. Tomlinson złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie pogłębiając go. Matulu, byłam w siódmym niebie... całowałam się wiele razy, ale to...

Kiedy się ode mnie odsunął nogi miałam jak z waty. Nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Jesteś pewna, że mi nie pomożesz? - zapytał, a ja już niczego nie byłam pewna, a najbardziej swoich uczuć, które zmierzały w bardzo niebezpiecznym kierunku.

- Pomogę, ale pod jednym warunkiem. - szepnęłam.

- Nie sądzisz, że zaliczenie roku jest wystarczającą zapłatą? - uśmiechnął się, a ja udałam, że nie słyszałam co powiedział.

- Nigdy więcej mnie nie pocałujesz. - powiedziałam.

Wbił we mnie wzrok, jakby nie wierzył w to co usłyszał. Chwilę się nad tym zastanawiał...

- Zgoda... - odparł - ale jeśli ty mnie pocałujesz nie będę się hamował. Zrobię co zechcę.

- Zgoda. - odpowiedziałam bez namysłu.

Przecież ja nigdy nie pocałuję go z własnej woli...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top