rozdział 24
Cały wczorajszy wieczór byłem wkurwiony i to za sprawą oczywiście Jennifer Smith. Ta
dziewczyna doprowadzała mnie na skraj przepaści i jeśli do niej wpadnę, nie będzie już odwrotu.
I jeszcze ten jej chłoptaś. Aaron. Kurwa, dlaczego wcześniej mi nie powiedziała, że się z kimś spotyka... nawet bym jej nie dotknął... i ty w to wierzysz, Tomlinson?
Wstałem z łóżka i spoglądając na kalendarz w kuchni uświadomiłem sobie, że jest sobota. Ja pierdolę, ani dnia spokoju od tej małej jędzy.
Włączyłem ekspres do kawy i poszedłem pod prysznic. Ciepła woda była jak balsam na moje ciało, któremu wczoraj ulżyłem bzykając blondi. Nie był to szczyt marzeń, ale na jakiś czas powinno wystarczyć.
Nie miałem tego w planie, ale gdy zobaczyłem Jen wychodzącą z kinowej łazienki i tego jej fagasa... nie wytrzymałem... musiałem coś ze sobą zrobić, a seks, na tamtą moment, był najlepszym rozwiązaniem i choć ona o tym nie wiedziała, gdzieś w środku czułem satysfakcję...
Niestety dziś nie było to już takie proste. Czułem się jak idiota. Między nami nic nie było... tylko ten pieprzony układ, a ja zemściłem się jak głupi szesnastolatek... potrzebujesz terapii, Tomlinson...
Czysty i ubrany w dres wypiłem filiżankę kawy. Zacząłem przygotowywać śniadanie, kiedy przyszła wiadomość.
Złośnica: Dziś sobota. O której mam być w domu twoich rodziców?
Pięknie. Jak dyplomatycznie... ale przynajmniej się nie wycofała...
Ja: O siódmej. Co na to twój chłopak?
Złośnica: Mój chłopak. Nasz układ. Widzisz różnicę?
Ja: Rozumiem. Już nie długo się to skończy i wrócimy do normalnego życia.
Tylko czy ja chcę do niego wrócić...
Złośnica: Już nigdy nie będzie normalnie...
No i tu mnie miała. Po tym, co się między nami dzieje, nie będzie normalnie. Wiem to ja i ona także zdaje sobie z tego sprawę. Na szczęście z dniem zakończenia roku znikam stąd i nie mam zamiaru uczyć nigdy więcej w tej szkole. Nawet jakby matka groziła mi wydziedziczeniem. Nie zniósłbym więcej widoku... Jen.
Zjadłem śniadanie i przebrałem się w coś bardziej wyjściowego niż dres. Z domu wyszedłem zamyślony i nie zwracałem uwagi na to, co dzieje się dookoła. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem prosto przed siebie.
Jeździłem po mieście i zastanawiałem się w co dziś ubierze się Jen. Jej stroje cieszyły oko i naprawdę wiedziała jak podkreślić swoje atuty. Nie była jedną z tych pustych lasek, z którymi się spotykałem. Umiała się zachować i pokazać klasę, co w jej wieku było dużym zaskoczeniem. Była idealną kandydatką na... o czym ja myślę...
Po kilku godzinach wróciłem do domu. Zjadłem kanapkę i włączyłem telewizor. Jak zawsze nic ciekawego nie puszczali. Próbowałem nie myśleć o dziewczynie, ale się nie dało.
Ja: Jaki krawat mam ubrać?
Długo nie czekałem.
Złośnica: Jak uważasz. Wcześniej o to nie pytałeś.
Ja: Bo zawsze był czarny. Dziś chciałbym dopasować go do twojej kreacji.
Złośnica: Nie musisz się wysilać. Zrób to co zwykle.
Ja: Co ci jest?
Złośnica: Nic. Nie widzę powodu, dla którego miałbyś się do mnie dopasowywać. Nie mam czasu. Do wieczora.
Ja: Coś się zmieniło... aż tak mnie nie cierpisz?
Złośnica: Pojęcie względne.
Więcej nie pisałem, bo ewidentnie coś było na rzeczy. Jen zrobiła się inna. Nie zaczepiała, nie była złośliwa i wcale mi się to nie podobało.
Wziąłem ponowny prysznic tego dnia i przygotowałem garnitur. Nie założyłem żadnego krawatu, ale wpadłem na pomysł, by zabrać ze sobą do samochodu wszystkie i dopasować odpowiedni na miejscu. Wiem, nie musiałem tego robić, ale chciałem się jej przypodobać, chciałem pokazać, że mi zależy. Co ty pieprzysz Tomlinson?
Ubrany i gotowy pojechałem pod dom rodziców. Denerwowałem się jak nigdy wcześniej. Nie umiałem nawet powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Ta dziewczyna zawładnęła już nie tylko moim ciałem, ale zaczynała oddziaływać na mój umysł w bardzo niepokojący sposób.
Kiedy podjechała taksówka, wysiadłem z auta i oparty o nie, czekałem, aż pasażerka wysiądzie.
Gdy się to stało zabrakło mi powietrza. Dosłownie.
Jennifer wyglądała jak bogini. Miała na sobie cudowną lekką suknię w kolorze kobaltu z jednym długim rękawem na wytatuowanej ręce. Drugie ramię było pozbawione materiału. Wzdłuż lewej nogi na przedzie było rozcięcie sięgające pachwiny ukazując idealnie smukłą nogę. Na stopach miała srebrne szpilki. Włosy upięte w kok na czubku głowy i czerwona szminka na ustach dopełniały całości. Była piękna.
- Cześć. - przywitała się i pocałowała mnie w usta. Zrobiła to mechanicznie. Była zimna, wręcz oschła.
- Cześć. Pięknie wyglądasz. - odpowiedziałem i sięgnąłem odpowiedni krawat z tylnego
siedzenia.
- Nie musisz się, aż tak wysilać. - na te słowa odwróciłem się w jej stronę i spojrzałem w oczy.
- Co cię do jasnej cholery ugryzło? Dwa dni temu byłaś napalona i chętna na wszystko, a dziś...
- Powtarzam, że nic się nie dzieje. Trzymam się układu. To wszystko. - myślałem, że urwę jej głowę.
- Oczywiście. A wszystko co miało do tej pory miejsce, to był pieprzony sen. - zawiązałem
krawat i podałem jej ramię. Przyjęła je bez sprzeciwu, co trochę mnie uspokoiło.
Do rezydencji weszliśmy z uśmiechami przyklejonymi na twarzach. Jen była świetną aktorką.
Niestety po kilku sekundach dopadła nas moja matka i po jej minie widziałem, że suknia Jen nie przypadła jej do gustu.
- Witaj Rebeco. - zaczęła Smith, a mnie zżerały nerwy.
- Witajcie. Co to za kreacja? - matka kręciła nosem.
- To? - moja partnerka wskazała palcem na sukienkę - No, kto jak kto, ale ty Rebeco powinnaś rozpoznać. - zaśmiała się perliście.
- Nie kojarzę...
- Armani moja droga. Radzę nadrobić zaległości, bo zostajesz w tyle, kochana.
Moja rodzicielka wciągnęła powietrze, a ja o mało nie wybuchłem śmiechem. Ta dziewczyna potrafiła każdego wbić w fotel, kiedy tylko chciała. Miała to we krwi.
- Mówiłam raczej o tym odkrytym ramieniu i prawie przeźroczystym dole. W dodatku prawie widać ci majtki. - Rebeca warknęła i wbiła wzrok w Jennifer.
- No zobacz, a patrząc na te tu - wskazała brodą na towarzystwo - myślałam, że liczy się metka, a nie ilość materiału.
Kurwa, ona była naprawdę dobra. Żadna laska jeszcze tak nie potraktowała mojej matki. Nie zdążyłem nic powiedzieć, choć bardzo chciałem, bo dziewczyna odwróciła się w moją stronę i przyciągnęła za krawat.
- Lou, skarbie chodźmy do jakiegoś pokoju, bo nie mam apetytu, a szkoda by było być
niegrzecznym wobec kucharzy... a ty wiesz jak sprawić bym była głodna jak wilk.
Nie chcąc, by doszło do rękoczynów między dwiema paniami, pociągnąłem młodszą ze sobą.
Skierowałem się prosto do mojego starego pokoju. Kiedy tam weszliśmy dziewczyna rozglądała się dokładnie, nie zwracając na mnie uwagi.
- Dziękuję. - szepnąłem stając za nią i przytulając do siebie. Ona jednak wyrwała się i stanęła daleko ode mnie.
- Nie musisz. Ustaliliśmy, że będę bezczelna wobec twojej rodziny, więc wywiązuję się z
umowy. I bardzo proszę, żebyś się tak do mnie nie zbliżał. Jestem zajęta. - jej słowa zabolały.
Nie myślałem, że tak zwiąże się z tym chłopakiem, a naszą relację puści w niepamięć. Jaką relację, idioto...
- Czyli uważasz, że to co się między nami...
- Przestań pieprzyć, Tomlinson. Kilka pocałunków, trochę obściskiwania. Nic wielkiego i dla ciebie i dla mnie. - tego już nie wytrzymałem. Ta mała, wredna zołza wkurzała mnie z każdym wypowiedzianym słowem.
Podszedłem do niej i nie czekając na jej reakcję, wpiłem się w jej usta. Niestety z jej strony nie było żadnej reakcji. Stała jak posąg i czekała, aż skończę. Kiedy zrobiłem krok do tyłu i spojrzałem na jej twarz zamurowało mnie.
- Jennifer, powiesz w końcu o co chodzi? - dziewczyna miała dziwną minę.
- O nic nie chodzi. Po prostu ty jesteś moim nauczycielem, a ja twoją uczennicą i tak powinno zostać. Nie ma prawa łączyć nas żadna inna relacja. To wszystko było błędem, panie Tomlinson. - powiedziała i wyszła.
-----------------------------------------------------------
Witajcie Kochani,
Chciałam bardzo Was przeprosić, że rozdział ukazuje się z opóźnieniem. Niestety może tak się teraz zdarzać, ze względu na małe turbulencje w moim życiu.
Mam nadzieję, że jednak ze mną zostaniecie i będzie czytać.
Pozdrawiam Was gorąco i...
do przeczytania 😙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top