rozdział 18
Kiedy zobaczyłem nagranie jakie podesłała mi Jenny, zrobiło mi się słabo. Jak mogłem dopuścić do takiej sytuacji... z drugiej strony byłem wściekły, bo jak można nie pamiętać czegoś takiego. Mogła być to jedyna taka sytuacja, a ja miałem czarną dziurę w głowie.
Wiedziałem, że sms który od niej dostałem, był jak najbardziej poważny. Dziewczyna miała rację. Coś jej się za to należało, dlatego też poszedłem pod klub i dałem jej ten przeklęty test i oznajmiłem, że ma wolną środę. To chyba najbardziej bolało. Bez niej te przyjęcia nie miały sensu... bez niej byłem tam tylko synem Rebeci i Nathana...
Po nieprzespanej nocy musiałem wstać do pracy. Nie chciało mi się i miałem dość wszystkiego, a powodem była jedna mała wredna zołza, której wcale nie lubiłem.... wmawiaj sobie dalej...
Po prysznicu, ubraniu się w garnitur i zjedzeniu śniadania wyszedłem z domu w nie najlepszym humorze. Ten dzień będzie piekłem...
Gdy podjechałem pod budynek szkoły i zaparkowałem na swoim miejscu, zobaczyłem ją siedzącą z przyjaciółmi na tej ławce co zwykle. Jen gestykulowała i mówiła podniesionym głosem, a później przytuliła ich oboje. Śmiała się od ucha do ucha. Była szczęśliwa... z nimi... w moim towarzystwie nigdy tak się nie zachowywała... bo jej na to nie pozwalasz...
Skierowałem się do drzwi wejściowych, a gdy ich mijałem nie mogłem się oprzeć, by na nią nie spojrzeć. Ona odwróciła się w tym samym momencie.
- Dzień dobry Panie Tomlinson. - powiedziała z uśmiechem, który zagościł też na mojej twarzy. Wyglądała dziś jakoś inaczej, a może mi się tylko wydawało.
- Dzień dobry panno Smith.
- Jak minął weekend? - zapytała wpatrując się we mnie i oblizując dyskretnie swoje wargi. Niech mnie ktoś zabije...
- Fantastycznie. - odpowiedziałem cały czas myśląc o czymś innym niż o jej cyckach...
Gdy przekroczyłem próg budynku, odetchnąłem z ulgą. Od dziś przebywanie z nią będzie po stokroć trudniejsze... wpieprzyłeś się Tomlinson...
Zajęcia mijały spokojnie. Niestety tuż przed lekcją z klasą Jenny byłem cały spięty. Zachowujesz się jak dzieciak idioto...
Po dzwonku uczniowie zaczęli zajmować swoje miejsca w ławkach. Ona wraz z przyjaciółmi weszła ostatnia i to cała w skowronkach. Drażniło mnie to. Jak ona mogła być tak zadowolona, kiedy ja nie mogłem sobie poradzić...
- Witajcie - powiedziałem - osoby, które muszą poprawić test numer jeden zapraszam do pierwszych ławek. Reszta podzieli się na trzy grupy, a ja zaraz do was podejdę.
Zrobiło się małe zamieszanie, ale po chwili wszystko ucichło. Rozdałem sprawdziany i życzyłem uczniom powodzenia. Trzem grupom pozostałych wydałem polecenia i usiadłem przy biurku.
Jennifer Smith siedziała w pierwszej ławce. Pisała mechanicznie nawet się nie zastanawiając. No cóż...
Kiedy poczuła moje spojrzenie na sobie zerknęła w moją stronę i się uśmiechnęła. Udawałem niewzruszonego, ale po chwili tego pożałowałem. Ta wredna małpa rozchyliła swoje usta i chwyciła w zęby długopis patrząc przy tym prost w moje oczy.
Musiałem poluzować krawat, bo zrobiło mi się gorąco. Dziewczyna naprawdę na mnie działała, a z każdym jej prowokującym zachowaniem miałem przed oczami ją na moich kolanach. Ile bym oddał by znów posmakować jej ust... Tomlinson, ciebie naprawdę popierdoliło...
Krótko przed dzwonkiem zebrałem rozwiązane testy. Jen znów kusiła, tym razem zdejmując bardzo powoli kurtkę jeansową z ramion i po raz kolejny oblizując swoje malinowe wargi. Niech szlag jasny trafi tą czarownicę... jeśli to była kara za zostawienie jej wczoraj na chodniku bez wyjaśnień, to podziękuję... nie mam na to siły...
Równo z końcem lekcji cała klasa ruszyła się z miejsc. Wychodzili pospiesznie rzucając krótkie "do widzenia". Święta trójca jak zwykle szła ostatnia.
- Jennifer, proszę zostań minutę. Chciałbym z tobą omówić kolejne zaliczenie. - ta niechętnie się cofnęła i stanęła przy tablicy.
- Czego chcesz, Tomlinson? - powiedziała gdy tylko zamknęły się drzwi za uczniami.
Podszedłem do niej blisko i zauważyłem jak zaczyna szybciej oddychać.
- Czym się denerwujesz, Jen? - zapytałem z uśmieszkiem, próbując dotknąć jej ramienia. Ona ją odepchnęła, zrobiła krok do tyłu i pech chciał, że trafiła na ścianę.
Wykorzystałem sytuację i oparłem ręce po obu stronach jej głowy. Patrzyła mi prosto w oczy.
- Nie boję się niczego, a tym bardziej ciebie, dupku. - syknęła.
- To czemu masz tak ciężki oddech? - pochyliłem głowę i nosem potarłem jej policzek, a ona wstrzymała powietrze.
- Bo... nie...
- Brak słów? Ciekawe...
- Zamknij się wreszcie i mnie pocałuj, idioto. - powiedziała, a ja zrobiłem to z przyjemnością.
Przyciągnąłem ją do siebie i pogłębiłem pocałunek, a ona złapała mnie za włosy na karku, co mnie tylko nakręciło. Ta dziewczyna wpędzi mnie do grobu...
Nie umiałem się od niej oderwać... Nie chciałem... Smakowała tak dobrze...
Naszą chwilę zapomnienia przerwał dźwięk telefonu. Mojego telefonu...
Jennifer oderwała się ode mnie jak oparzona. Chyba dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego co robiliśmy. Popatrzyła na mnie zarumieniona i chyba dotarło do niej, że to ona sama poprosiła mnie o pocałunek.
Wybiegła z sali nie dając sobie nic wytłumaczyć, a do wyjaśnienia było tak wiele...
We wtorek wkurwiłem się maksymalnie, gdy Jen nie pojawiła się w szkole, a jej przyjaciele powiedzieli, że będzie dopiero w czwartek, bo jest chora. Jasne, a tą chorobą byłem kurwa ja...
Ja: Aż tak nie możesz znieść mojego widoku, że symulujesz chorobę?
Nie czekałem długo na odpowiedź.
Złośnica: Nie udawaj, że się martwisz.
Ja: Nie muszę udawać. Martwię się.
Złośnica: Ok. To martw się dalej.
Ja: Albo mi powiesz kurwa prawdę, albo zaraz przyjadę i sprawdzę co ci jest.
Złośnica: Nie spinaj się już tak. Przecież ostatnio ustaliliśmy, że to niebezpieczne w Twoim wieku. Po prostu muszę pomóc mamie.
Skrzywiłem się na samo wspomnienie o moim wieku. Trochę mnie znowu zabolało, że uważa mnie za 'staruszka'. Przetarłem czoło... policzyłem w myślach do dziesięciu i nie patrząc na tą jawną zaczepkę odpisałem.
Ja: Co się stało?
Złośnica: Mała jest chora, a mama nie może wziąć wolnego.
Zrobiło mi się przyjemnie, że powiedziała prawdę. No i została w domu by zająć się młodszą siostrą. Ona naprawdę była świetną dziewczyną. Niestety dla mnie nieosiągalną...
Ja: W takim razie miłej zabawy. Do zobaczenia w czwartek, choć...
Złośnica: choć...???
Ja: Nie wiem jak przeżyję środowy bal bez ciebie.
Złośnica: Przykro mi. Nie zmienię zdania. Do czwartku. :*
Ja: Do czwartku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top