rozdział 13
Coś uporczywie dzwoniło. Jakaś kiepska standardowa melodyjka ciągnęła się w kółko robiąc z mojego pokoju kurnik. Co to do jasnej cholery dzwoniło?! Mój telefon przecież bezpiecznie leżał pod moją poduszką... więc co to było?!
Nagle mnie olśniło. To był ten telefon, który dostałam od Tomlinson'a.
Wyskoczyłam szybko z łóżka, próbując go znaleźć. Leżał dalej w opakowaniu. Miałam go chęć wyrzucić i mieć to z głowy, ale...
- Słucham?
- Ileż można do ciebie dzwonić, dziewczyno?! -przewróciłam oczami i chyba miałam szczęście, że tego nie widział.
- Czego chcesz? Jest sobota... chcę się wyspać, może? - miałam go już po dziurki w nosie i jakby nie nasza umowa i wiszący nade mną brak promocji do kolejnej klasy, to bym go zamordowała!
- Jest dziesiąta rano, kochanie - jego głos był nad wyraz miły - dziś jest ten pierwszy bal charyt...
- Wiem - wtrąciłam mu się w zdanie. Przecież dobrze wiedziałam, że to już dziś. Dziś miałam pierwszy raz wykonać swoją pracę.
- Spotkajmy się za godzinę w parku tuż obok klubu... - chciałam zaprotestować, ale się rozłączył.
Wpatrywałam się w telefon i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Ten dupek mi rozkazywał?!Byłam zła, ale mimo tego ubrałam się i zeszłam do kuchni. Mama zostawiła mi kartkę, że wyszła gdzieś z moją małą siostrzyczką.
Zrobiłam więc sobie śniadanie i usiadłam do stołu. Jakoś nie za bardzo byłam dziś głodna, ale wcisnęłam w siebie to co zrobiłam.
Przed wyjściem z domu związałam włosy bandaną i punktualnie o jedenastej wyszłam. Nie miałam zamiaru stawiać się na czas, bo królewicz Tomlinson tak chce.
W parku byłam pół godziny później. Louis stał przy jednaj z ławek i palił papierosa. Matko, tak dziwne brzmiało jego imię. Podeszłam do niego po cichu i z całej siły klepnęłam go w ramię, przez co papieros, który trzymał w dłoni upadł na ziemię.
- Czego chcesz? - pytam, kiedy na mnie spogląda.
- Spóźniłaś się - przygniata butem niedopałek.
- Czego chcesz, Tomlinson?
- Jedziemy kupić ci coś do ubrania. W sensie jedziemy kupić ci jakąś kieckę.
Moje brwi uniosły się ku górze. Czy ten palant myślał, że nie mam w co się ubrać?! Mam ochotę złapać go za te jego cudowne włosy i wytarzać go w piachu.
- Uważasz, że nie mam w co się ubrać?!
- Nie mówię o tym?! -przeciera dłońmi twarz. Patrzy na mnie jakoś inaczej. Jego wzrok na chwilę łagodnieje, ale po chwili ponownie obdarza mnie swoim lodowatym spojrzeniem -mogę dać sobie uciąć rękę, że masz... ale moja matka, to moja matka ... Nie chcę aby narobiła ci wstydu.
Patrzę na niego i niezbyt go rozumiem. Jak jego matka miałaby mi niby narobić wstydu?! To chyba raczej ja mu go narobię.
- Twoja matka... mnie?
- Moja matka jest z niezrównoważoną osobą. Jeśli nie chcesz, aby maglowała cię przez całe przyjęcie, to...
- Dobra zgadzam się, choć dalej nie wiem jak twoja matka mogłaby mi narobić wstydu?
- Jak toniesz w luksusie, to wyczuwasz marki ubrań na kilometr. Moja matka może cię ośmieszyć na oczach setek ludzi. Nie chcemy tego...
Na chwilę moje serce zamiera. Przed moimi oczami ukazuje się takowa scena. Kilkanaście razy widziałam Rebece, więc to mogło właśnie tak wyglądać. Nie chciałam znaleźć się w takiej sytuacji, więc zgodziłam się.
Wsiadłam do jego auta i modliłam się, aby to przeżyć... bo z każdą minutą coraz bardziej zaczęłam się zastanawiać, czy ten cały układ był najlepszym pomysłem. Robiliśmy bardzo nielegalną rzecz. Bałam się konsekwencji. Szczególnie jednej... spojrzałam na Tomlinson'a, bałam się, że mogę do niego poczuć coś innego niż nienawiść.
- Jeszcze jedno... - podskakuje, kiedy nagle się odzywa - mów mi po imieniu. W towarzystwie raczej to nie będzie wypadało, gdy będziesz mnie obrzucać wyzwiskami. Nazwisko jeszcze przejdzie, ale wolałbym jakbyś mówiła mi po imieniu.
-Louis... - mruknęłam. Jego imię tak dobrze brzmiało, że miałam ochotę uciec z auta i mieć w dupie ten cały układ.
Jednak zanim to zrobiłam, Lou zatrzymał auto, a moim oczom ukazał się duży napis 'Prada'. Oparłam się o oparcie fotela. Chyba żartował.
- Żartujesz, tak? - Louis spojrzał na sklep, a później na mnie.
- A znasz inny sklep? - zapytał. Oczywiście, że znałam wiele sklepów i to nie tak drogich jak ten.
- Nie znam się na damskiej modzie. Moja matka robi tu często zakupy, więc chyba mają odpowiednie łaszki.
Skinęłam głową i pozwoliłam wprowadzić się do sklepu. Zakręciło mi się w głowie od nadmiaru strojów. Gdyby nie ciągnący mnie za sobą Louis, stałabym na środku i nie wiedziała co ze sobą zrobić.
Ekspedientki skakały wokoło Tomlinson'a jakby był jakimś królem. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić.
- Jenny! - zawołał - Pójdziesz z tą panią i wybierzecie kilka sukienek, a potem do przymierzalni.
Patrzyłam na niego i przygryzłam wargę na wizje jakie podsuwał mój umysł. Cholera... jak ja wytrzymam cały miesiąc...
- Dobrze. - odpowiedziałam posyłając mu całusa i ruszyłam za babsztylem, który nawet nie raczył na mnie poczekać.
Pracownica salonu patrzyła na mnie z góry. Pewnie najchętniej z zazdrości zabiłaby mnie na miejscu, bo tylko taki mógł być powód jej niechęci.
Wybrała za mnie kilka sukienek, nie odzywając się ani razu, a potem zaprosiła mnie do strefy przymierzalni. Na sofie przed drzwiami siedział Louis i popijał kawę. Wyglądał cudownie, a w jego niebieskich oczach widziałam... no właśnie co? Chyba nie myślał, ze zrobię mu prywatny pokaz?
- A ty nie masz nic innego do roboty, Louis? - zapytałam i na jego twarzy dostrzegłam uśmieszek.
- Nie. Teraz ty jesteś moim zajęciem, więc idź do przymierzalni. Bądź tak miła i pokaż się w każdej. - o nie, nie mam zamiaru paradować przed nim w sukienkach i być obiektem...
- Nie ma szans. Sama wybiorę w czym chcę iść na bal. - patrzyłam prosto mu w oczy, które w sekundzie stały się lodowate. Do jasnej cholery, czy ja naprawdę nie mogę mieć swojego zdania?
Ruszył dupsko z kanapy i podszedł do mnie powoli. Nie wiem dlaczego, ale z każdym jego krokiem w przód, robiłam krok w tył. Niby nie miałam się czego bać, bo przecież krzywdy mi nie zrobi, ale... bliskość jego ciała mogła zadziałać nie tak jak powinna i mogłabym się pogrążyć...
Gdy stanął na przeciw mnie na tyle blisko, że nasze nosy się stykały, a moje plecami oparły się o drzwi... czekał. Moje serce biło coraz mocniej, a dłonie najchętniej przyciągnęłyby go do siebie. On też ciężko oddychał wpatrując się w moje usta. Nie może mnie pocałować, pomyślałam... jasne, dziewczyno on może wszystko...
- Jeśli chcę cię zobaczyć w tych sukienkach, to zrób to dla mnie... - szepnął prawie dotykając moich ust, a ja ledwo utrzymałam się na nogach. Kurwa, czy to możliwe, żeby zwykły palant tak na mnie działał? Zajebiście seksowny palant...
Kiwnęłam głową na potwierdzenie i szybko zwróciłam się w stronę ekspedientki.
- Niech pani da te sukienki. - ta szybko zawiesiła je w przymierzalni, a ja zniknęłam za tymi cholernymi drzwiami.
Pierwsza jaką na siebie włożyłam była ewidentnie za krótka i Louis potwierdził to, gdy tylko uchyliłam drzwi.
Druga była długa do ziemi w odcieniu kobaltu. Miała koronkowe długie rękawy i odkryte plecy, leżała idealnie, ale była zbyt obcisła. W żadnym wypadku nie nadawała się na taką imprezę. Gdy Tomlinson mnie w niej zobaczył oczy mu pociemniały. Podobała mu się.
- Ładna, ale nie pasuje - powiedział - jest jeszcze jedna, prawda? - zapytał.
- Tak. Ale...
- Nie ma żadnego 'ale', Jen. Przymierz ją. - odpowiedział, a we mnie się zagotowało. Co on sobie myślał?
Weszłam do przymierzalni bez słowa sprzeciwu. Ubrałam ostatnią suknię, która też mi się podobała.
Prawda była taka, że była najładniejsza z tych trzech, lekka, zwiewna, seksowna, ale moim skromnym zdaniem nie nadawała się na to przyjęcie. Miałam zrobić wrażenie, a nie narazić się od samego wejścia.
Włożyłam to lekkie kremowe cudo zapinane na szyi. W talii był ciemny pas który miał zaznaczyć to i owo. Wyglądała ślicznie i nawet do mnie pasowała, ale... Nie mogłam się tak pokazać w towarzystwie jego rodziny i znajomych... za dużo by widzieli...
Stałam przed lustrem i modliłam się o cud, bo znając tego idiotę właśnie tą sukienkę wybierze.
- Jen? - usłyszałam pukanie i z ciężkim westchnieniem nacisnęłam klamkę, ale nie opuściłam pomieszczenia.
Louis wszedł do środka i spojrzał na moje odbicie w lustrze. Stanął za mną i aż oczy mu się świeciły gdy wlepiał we mnie wzrok. Jego dłoń powędrowała do mojego nadgarstka i delikatnie sunął opuszkami palców ku mojemu ramieniu. Robił to tak delikatnie, a mi było tak dobrze...
Nie wiem kiedy oparłam się o jego klatkę plecami, a on zaczął drażnić moja szyję swoim zarostem i oddechem.
- Ta jest idealna... - szepnął i to wyrwało mnie z transu. Obróciłam się w jego stronę.
- Nie. Nie mogę tego na siebie włożyć. - powiedziałam twardo.
- A to dlaczego? Wyglądasz pięknie.
- Czy ty naprawdę jesteś idiotą? Jak chcesz uniknąć obrażania mnie przez swoją matkę z tym na ramieniu?! - wskazałam na odkryty tatuaż.
- To nie jest problem. Wiesz, że też je mam.
- Ale ja jestem kobietą. - westchnęłam, a on spojrzał na mnie gniewnie. O co tym razem chodzi?
- Bierzemy tą i bez dyskusji. - warknął i wyszedł z trzaskiem drzwi.
Jeszcze zobaczymy, Tomlinson...
Kiedy staliśmy przed kasą jeszcze rozglądałam się po pomieszczeniu. Kobieta delikatnie pakowała sukienkę.
Spojrzałam na Louis'a i mnie trochę wmurowało. Facet stał i flirtował z ekspedientką. Może to śmieszne, ale to mnie trochę zabolało, bo był tu ze mną.
Zacisnęłam dłonie w pieści i podeszłam do nich.
- Kochanie, może byśmy jeszcze kupili jakieś buciki do sukienki? - przejechałam palcem po jego klatce piersiowej. Spojrzał na mnie trochę ze zdziwieniem. Nic nie odpowiedział, odebrał pudełko ze sukienką od ekspedientki i bez słowa wyciągnął mnie ze sklepu.
- Co to miało być?! - wskazał w stronę sklepu.
- Byłeś ze mną, a zarywałeś do jakiejś baby. To było niegrzeczne.
- Zazdrosna? - nachylił się w moją stronę i uśmiechnął szeroko.
- Nie lecę na staruchów...
- Co?!
- Nie spinaj się tak... w twoim wieku chyba to już nie odpowiedni pomysł.
- Ty mała zołzo... myślisz, że ile ja mam lat? -Spojrzałam na niego. Chwilę się zastanowiłam, aby wreszcie odpowiedzieć.
- Trzydzieści pięć... czterdzieści? - Tomlinson patrzył na mnie, a jego oczy zrobiły się większe... Tak jakby nie dowierzał.
- Kochanie... - nachyla się w moją stronę, jego usta są dość niebezpiecznie blisko moich - mam dwadzieścia osiem lat.
Moje serce zaczyna bić coraz mocniej. Nigdy nie myślałam nad jego wiekiem, więc było to dla mnie szokiem, że jest taki młody.
-----------------------------------------------------------
Serdeczne podziękowania za ten rozdział dla @yasma1616😙 Jesteś kochana 😙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top