Pięć dni do walentynek

Było już po pierwszej w nocy, a Pauline wciąż przewracała się z boku na bok, nie będąc w stanie zasnąć. Nie wiedziała dlaczego, ale pomimo ogromnego zmęczenia, nie mogła zmrużyć oka nawet na kilka minut. Próbowała różnych pozycji, czytania książki, słuchania muzyki, ale nic nie przyniosło zamierzonego skutku. Usiadła, spuszczając nogi z dość wysokiego łóżka. Przejechała dłońmi po twarzy, wzdychając. Poprawiła ciemne włosy, związane w wysoki kucyk, po czym podniosła się z materaca, który cicho zaskrzypiał. Chwyciła jeszcze swój telefon z szafki nocnej i jak najciszej potrafiła, wyszła z pokoju. Rozejrzała się po korytarzu, zauważając, że spod drzwi znajdujących się na jego końcu sączyła się strużka światła. Wiedziała, do kogo on należał. Do jej głowy powróciła myśl, która dręczyła Pauline przez cały wieczór. Kobieta jednak z całych sił ją od siebie odpychała, uważając za niestosowną.

Nim się obejrzała, nogi same poniosły szatynkę przed drzwi do pokoju mężczyzny, a ona w nie cicho zapukała. Nie czekając na odpowiedź, chwyciła za klamkę, po czym je delikatnie uchyliła. Zajrzała do środka. Harry siedział z książką w dłoni, przykryty granatową pościelą w białe konstelacje. Gdy usłyszał skrzypnięcie, uniósł głowę znak lektury, poprawiając okulary na nosie, a jego wzrok spoczął na sylwetce Pauline. Uśmiechnęła się, ponieważ Styles wyglądał niezwykle uroczo ze zmierzwionymi włosami oraz w okularach. Zdziwiło ją jednak trochę, że nie wyglądał na zmęczonego.

Harry przyglądał się dokładnie drobnej postaci stojącej w drzwiach sypialni. Oblizał szybko wargi na widok kobiety, ubranej w krótkie białe spodenki ze wzorem pieska Snoopiego oraz szarej, luźnej bluzce na ramiączka. Miała ona na tyle duży dekolt, że mógł dojrzeć górną część piersi. Spodenki zaś odsłaniały prawie w całości jej zgrabne nogi. Jego ciało niemalże od razu zareagowało na to, co zobaczyły jego oczy. Nigdy nie patrzył na Pauline w sposób seksualny, ponieważ było to według niego nieodpowiednie, ale zdawał sobie także sprawę z tego, że jego myśli oraz reakcje to dwie odrębne rzeczy i tylko nad jedną z nich był w stanie w pełni zapanować. Przeniósł szybko swoje spojrzenie na twarz Davies. Kilka niesfornych kosmyków wymknęło się z jej kucyka, dzięki czemu wyglądała trochę jak niewinna nastolatka, nie jak dojrzała kobieta.

– Wszystko w porządku, Pauline? – Odłożył książkę na szafkę nocną, wcześniej zaznaczając stronę, na której skończył.

– Nie mogę zasnąć i zastanawiałam się, czy mogłabym spa... – zacięła się na chwilę, nabierając powietrza. – Jeśli rzecz jasna będziesz się z tym czuć komfortowo, bo spanie razem w akademiku, a twoim rodzinnym domu to dwie zupełnie inne rzeczy.

Na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech. Brakowało mu ciepła jej ciała obok niego, a także zapachu. Przez dwie noce, które spędził z kobietą, zdążył przyzwyczaić się do tego, że miał ją blisko siebie. Odciągnął kołdrę, a Pauline po chwili niepewnie położyła się twarzą do ściany. Styles okrył ją, aby nie zmarzła w nocy. Zgasił lampkę, następnie układając się obok niej. Przyciągnął ciało Davies do swojego, obejmując ją w talii. Nie pomyślał jednak o jednym małym szczególe, a mianowicie o tym, że robiąc to, kobieta mogła poczuć jego erekcję na swoim udzie.

– Harry? – Mężczyzna mruknął coś niezrozumiałego, zaciągając się zapachem jej włosów. – Wydaje mi się, że masz mały problem.

– Pauline Davies, zamilknij w tej chwili, ponieważ to ty jesteś jego sprawczynią – wychrypiał, uśmiechając się lekko w szyję kobiety.

– To może w takim razie powinnam się nim zająć? – Harry nie mógł tego zobaczyć, ale policzki Davies pokryły się rumieńcem.

– Gdzie się podziała moja mała, cnotliwa Pauline? – zaśmiał się. – Lepiej porozmawiajmy o tym, czemu nie pachniesz już mną, maleńka, a ten problem pozostawmy mnie.

– Jeśli zamierzam się przy mnie onanizować, to wychodzę, Styles. Zaś twoja Pauline poznała takiego jednego gościa, który jest cały w tatuażach i chyba ją trochę zepsuł. – Odwróciła się do niego twarzą, układając dłonie na szyi mężczyzny. – A co nie podoba ci się zapach wiśni oraz róży?

– Smuci mnie fakt, że masz o mnie aż tak złe zdanie. Nie zamierzam z tym niczego robić. Z czasem powinno samo minąć. – Przybliżył do niej swoją twarz, tak że ich usta dzieliły centymetry. – To nie jest tak, że mi się nie podoba, ale po prostu wolałem tamten zapach.

– Idź już lepiej spać, Styles, bo zaczynasz za dużo marudzić.

Pauline, nie będąc w stanie się opanować, złożyła na ustach Harry'ego krótki pocałunek. Był on niewinny i wydawał się nic nie znaczyć, ale sprawił, że po ich ciałach przeszedł delikatny dreszcz, a na policzkach Davies zagościł rumieniec. Obniżyła się trochę na poduszce, po czym wtuliła w klatkę piersiową mężczyzny. Zamknęła oczy. Wsłuchiwała się w miarowe bicie serca Harry'ego. W tamtym momencie nie chciała do siebie jeszcze dopuścić myśli, że to stanowił on jeden z niewielu dźwięków, których chciałaby słuchać do końca swojego życia.

Styles zaś jeszcze przez jakiś czas leżał oniemiały, tak jakby jego ciało na kilka minut zostało zamrożone. Nie docierało do końca do niego to, co miało miejsce. Pomimo że trwało to tyle co nic, on wciąż czuł smak jej pocałunku na ustach. Smakowała czereśniami, a to był jeden z jego ulubionych owoców. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że dojdzie między nimi do tego, co wydarzyło się tamtej nocy. Nie chodziło o sam pocałunek, ale także o to, jak jego ciało zareagowało, że wystarczył niewielki skrawek nagiego ciała Pauline, aby on utracił wszelkie swoje zmysły i był w stanie podać się jej na tacy. To jedynie utwierdziło go w przekonaniu o tym, jak wiele ta drobna osóbka dla niego znaczy

***

Rano obudziły ich ruchy pod pościelą oraz przepychanie się małych łokci, na które odsunęli się od siebie. Po chwili w dziurze między nimi błysnęły wielkie szmaragdowe oczęta. Rose wystawiła na chwilę głowę, tak że mogli podziwiać gniazdo, które miała na głowie.

– Jakby co to mne tu nie ma. Tsymajcie tylko kołdle wysoko, zeby nie było mne pod nią wydać. – Posłała im uśmiech, po czym znowu zakopała się w pościeli.

Hary i Pauline spojrzeli na siebie wzajemnie zaspanymi oczyma. Oboje nie wiedzieli do końca, co się wydarzyło. Wszystko jednak wyjaśniło się w chwili, w której do pokoju weszła Anne, która na ich widok lekko się zmieszała.

– Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale... – Kobieta spuściła głowę wyraźnie zawstydzona. – Nie widzieliście przypadkiem Rose? Uciekła mi, kiedy próbowałam ją ubrać i okiełznać jej włosy. Musiała się gdzieś schować, a ja nie jestem w stanie znaleźć nigdzie tego małego urwipołcia.

– Tutaj jej nie było – odpowiedział szybko Harry, a jego rodzicielka pomachała jedynie głową, po czym opuściła pomieszczenie. – Rose, co to za ucieczki? – zapytał cicho.

– Bo ja chce jeszce polezec w łozecku, a babcia kaze mi wstawac. – Dziewczynka wychyliła kędzierzawą główkę spod kołdry. – Poza tym ssykales sie w nocy, bo masz mokle majtky. Wstydzylbys sie, bo jusz nawet ja tego nie lobie.

Pauline, nie będąc w stanie się powstrzymać, zaczęła się śmiać, a po kilku minutach dołączyła do niej Rose. Harry zaś uciekł wzrokiem oraz zrobił się cały czerwony. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek czuł się aż tak bardzo upokorzony. Nigdy wcześniej mu się coś takiego nie przydarzyło, a przynajmniej nigdy przy kobiecie, którą darzył jakimś uczuciem.

– Kochanie, to mogło przydarzyć się każdemu, więc spokojnie. Ja naprawdę rozumiem, że taka jest naturalna kolej rzeczy. Ty w takim razie lecisz od razu wziąć prysznic. Sama też pójdę się ubrać. – Uniosła się na rękach i spojrzała na dziewczynkę, która bawiła się swoimi małymi paluszkami. – A ty moja droga, jeśli tylko wujek ci pozwoli rzecz jasna, możesz zostać w jego łóżku.

Pauline oraz Harry wyszli z łóżka. Kobieta z całej silnej woli, jaką posiadała starała się nie spojrzeć na bokserki mężczyzny. Cała sytuacja śmieszyła ją, pomimo że nie powinna. Dla niej było w niej jednak nawet coś uroczego. Chociażby zakłopotanie wymalowane na twarzy Stylesa.

– Skarbie? – Do jej uszu dotarł szept Stylesa. – Mogłabyś sprawdzić czy na korytarzu nie ma mojej mamy? Wolałbym, aby nie zobaczyła mnie w takim stanie, a już zwłaszcza po nocy z tobą. Mogłaby sobie zacząć coś wyobrażać, źle łączyć fakty... Sądzę, że wiesz, co mam na myśli.

– Podoba mi się to, do jakiego stanu mogę cię doprowadzić, nie robiąc praktycznie nic. – Posłała mu niewinny uśmiech.

***

Po tym, jak Pauline ubrała się w jasnoszare dresy oraz luźną białą bluzkę, zeszła do kuchni, aby przygotować śniadanie dla niej i Harry'ego. To nie było do końca tak, że czuła się w jego rodzinnym domu jak u siebie. Styles poprosił ją o to, wychodząc z łazienki po szybkim prysznicu. Powiedział także, gdzie wszystko, co będzie jej potrzebne, się znajdowało. W taki oto sposób wrzucała właśnie po torebce herbaty do kubków, wcześniej nastawiając wodę. Następnie wyjęła wszystkie składniki potrzebne do zrobienia kanapek.

– Widzę, że dobrze się tutaj odnalazłaś, co mnie bardzo mnie cieszy, ponieważ od teraz będziesz tu częściej bywać, a przynajmniej taką mam nadzieję. – Pauline uniosła oczy znad chleba, który kroiła. Uśmiechnęła się na widok Harry'ego. Wilgotnego kosmyki opadały mu na czoło, pomimo jego starań. Ubrany był w podobny komplet do jej. – Chodzi mi to, że chciałbym, abyś przyjeżdżała tutaj ze mną od czasu do czasu. Zwłaszcza, że Rose się w tobie zakochała. – Objął ją od tyłu w talii, opierając głowę na ramieniu kobiety.

– Naprawdę chcesz, żebym tu jeszcze kiedyś wróciła? – Złożyła na policzku Stylesa szybki pocałunek.

– Nie wyobrażam sobie aktualnie niewidzenia się z tobą przez calutki weekend, więc tak, dokładnie tak. Co ty ze mną najlepszego zrobiłaś, kobieto? Kiedy udało ci się mnie okręcić wokół palca? – Uniósł brew, kradnąc przylepkę od chleba.

– Nie wiem, mój drogi. Może taki już mój urok – zaśmiała się, smarując pieczywo masłem.

– Słodziaki z was. – Po kuchni rozniósł się lekko piskliwy głosik Rose.

Oboje spojrzeli na dziewczynkę, która próbowała wdrapać się na krzesło stojące przy wyspie kuchennej. Kiedy jej się to udało, oparła łokcie na blacie, a główkę na zaciśniętych w piąstki dłoniach. Jej jasne włosy zostały związane w dwa wysokie kucyki. Szara bluza z Myszką Mickey była na nią trochę za duża, ale to jedynie dodawało małej słodkości. Szmaragdowe oczka były wpatrzone w parę, znajdująca się przed nią, a usteczka układały się w niewielki uśmiech,

– Może i słodziaki, ale to nie zmienia faktu, że musisz zjeść porządne śniadanie, młoda damo. Babcia mi doniosła, że ostatnio jesteś strasznym niejadkiem. – Harry posłał siostrzenicy surowe, a zarazem łagodne spojrzenie, wymierzając w nią palec wskazujący.

– Od cebie nie zjem nyc, ale od twojej dziewcyny za to wsystko.

– Rose już chyba oboje ci mówiliśmy, i to w dodatku nie raz, że nie jesteśmy parą. Dlaczego musisz być taką małą, upartą dziewczynką? Po kim ty to w ogóle odziedziczyłaś, bo na pewno nie po mnie. – Styles wywołał tymi słowami śmiech Davies. – Nie współpracujesz, kochana. Mogłabyś mi chociaż raz w życiu w czymś pomóc.

– Zostaw ją w spokoju, bo ona jest w moej dlużynie, a nie twojej i musys się z tym pogodzić. Skolo nie jesteśce lasem to czemu spalisce w jednym łóżku?

– Rose, to, że ktoś śpi pod jedną pościelą, przytulony do siebie, nie oznacza, że te osoby są razem. Ty też czasem przychodzisz do mnie w nocy, nie zapominaj o tym. – Mężczyzna zaczął intensywnie wpatrywać w oczy dziewczynki.

– To jest inna sytuacja, bo ty jestes moim wujkem, a ja jestem malutka, wiec moge spac, z kim chce.

– Harry, zdajesz sobie sprawę z tego, że z nią nie wygrasz? Nasza relacja wygląda, tak jak wygląda, zwłaszcza w oczach dziecka i nic na to nie poradzimy. – Pauline wzruszyła ramionami.

– Czyżby ktoś tu się z kimś kłócił? – W kuchni rozległ się głos Anne. – Rose, skarbie, wiem, że kochasz dyskutować z wujkiem, ale zważywszy na to, że spędzisz z nim najbliższe godziny sam na sam, nie robiłabym tego. – Harry uniósł pytająco brew, próbując jednocześnie zrozumieć, co miała na myśli. – No co tak się na mnie patrzysz? Muszę zrobić małe zakupy, więc zabieram ze sobą Pauline, aby ją lepiej poznać.

Chwilę po tych słowach w pomieszczeniu rozległo się soczyste przekleństwo z ust szatynki. Ze zdziwienia na to, co powiedziała Anne przecięła sobie porządnie palec. Odruchowo włożyła go do ust, przez co zorientowała się, że krwi było zdecydowanie za dużo, jak na drobne draśnięcie. Nie musiała długo czekać na reakcję mężczyzny. Wystarczyło kilka sekund, aby jej dłoń znalazła się w jego. Harry spojrzał na rozcięcie. Pokręcił głową, cicho cmokając.

– Nie wygląda to najlepiej, ale na szczęście obędzie się bez wizyty w szpitalu. Doktor Styles się zaraz tobą zajmie, kochana. – Przeniósł wzrok na swoją matkę. – W tym samym czasie moja mama dokończy śniadanie i przemyśli swoje zachowanie. W przyszłości nie zaskakuj osoby, która trzyma ostry nóż w dłoni.

Harry zaprowadził Pauline do łazienki, znajdującej się na parterze, nie dając tym samym dojść Anne do słowa. Usadził kobietę na toalecie, a następnie otworzył szafkę, znajdująca się za lustrem. Wyciągnął z niej wszystkie potrzebne rzeczy. Zabrał się za opatrywanie rozcięcia Davies. Szatynka wpatrywała się w niego, gdy to robił. Skupienie było wymalowane na jego twarzy. Spomiędzy warg wystawał koniec języka, którym co jakiś czas je zwilżał. Pauline chyba jeszcze nigdy do tamtego momentu nie widziała Harry'ego w takim skupieniu. Zwykle roześmiany oraz rozgadany mężczyzna zamienił się w ostoję spokoju i powagi.

– A więc doktor Styles? – odezwała się, nie będąc w stanie znieść dłużej panującej między nimi ciszy.

– Zanim zdecydowałem się pójść na prawo, planowałem wybrać się na medycynę, specjalizacja ginekolog, ale jednak Bóg poprowadził moje życie inaczej. Zamarzyło mi się zostać prawnikiem. – Zaśmiał się cicho, ucinając bandaż.

– Szkoda. Gdybyś poszedł na tamten kierunek, prawdopodobnie teraz zajmowałbyś się innymi rejonami mojego ciała. Chyba wolałabym, żeby tak było. – Harry podniósł głowę, tak że jego oczy spotkały się z tymi należącymi do Pauline.

– Moja diagnoza dla ciebie. Masz zdecydowanie podwyższone libido w ostatnich godzinach, kochana. – Pomachał lekko głowę. – Naprawdę byś tego chciała? Kim byśmy wtedy dla siebie byli? Przyjaciółmi z korzyściami?

– Sama nie wiem. Czasem wydaje mi się, że tak, ale nie wiem, czy jest to kierowane uczuciami, czy też potrzebą zaspokojenia prymitywnych, ludzkich potrzeb. Seks jest nam tak samo potrzebny do życia, jak jedzenie oraz picie, czyż nie?

– Polemizowałbym w tym temacie. Wszystko zależy od osoby. Według mnie ta potrzeba nie powinna być tak silna, ponieważ łatwo może się wymknąć spod kontroli. Wiem to z doświadczenia, więc nie śpiesz się aż tak bardzo, skarbie, ponieważ czuję, że gdyby coś między nami zaczęło się dziać, to nie byłbym w stanie tego zatrzymać. – Przysunął swoją twarz do tej Pauline.

– A może nie chciałabym wcale tego zatrzymać? – Czuła ciepły oddech mężczyzny na swoich wargach. Ich usta dzieliły milimetry, a ona miała wielką ochotę, aby ich posmakować, ale znacznie dłużej niż wieczór wcześniej. W tamtym jednak momencie w jej głowie zapaliła się czerwona lampka. Uświadomiła sobie, że przekracza pewną granicę, a nie powinna tego robić. – Wracajmy już lepiej, bo twoja mama naprawdę pomyśli sobie, że przy okazji zdecydowaliśmy się na szybki numerek. – Wstała tak szybko, że uderzyła w Harry'ego, który przewrócił się na podłogę, robiąc przy tym niewielki hałas oraz uderzając głowę w szafkę za nim. – Jejku, przepraszam. Czasami kompletnie nie myślę, co robię. Nic ci nie jest?

– Żyję. Spokojnie, Pauline – zaśmiał się, pocierając ręką obolały tył głowy. – Jeśli tak mają się kończyć rozmowy z tobą o seksie, to chyba wolę już ich więcej nie przeprowadzać.

Mężczyzna podniósł się z ziemi. Sprzątnął szybko porozwalane rzeczy, chowając je na miejsce. Chwycił kobietę za dłoń, następnie wyprowadzając ją z pomieszczenia.

Słowa z ich rozmowy wciąż odbijały się echem w jego głowie. Z każdym wspólnie spędzonym dniem, a może nawet godziną, stawali się coraz bardziej pewni tej relacji. Problem jednak spoczywał w tym, co było do siłą napędową. Prawdziwe, pogłębiające się uczucia czy też namiętność i pragnienie ciała drugiej osoby, zaspokojenia swoich potrzeb?

– Wszystko w porządku? – zapytała Anne, kiedy przekroczyli próg kuchni.

– Tak. Sytuacja została opanowana. Myślę, że ubytek krwi poniesiony przez pacjentkę nie zagraża jej życiu.

– Na pewno? – Rose spojrzała zmartwiona na ich dwójkę.

– Oczywiście, skarbie. Doktor Styles się mną zajął, więc możesz być spokojna. Nigdzie się nie wybieram. – Pauline podeszła do krzesła dziewczynki, a ta momentalnie się w nią wtuliła.

– To dobse, bo nie chce cie stlacyc.

Davies pogłaskała ją po główce. Na widok tej dwójki we wnętrzu Harry'ego coś się zadziało. Nie chodziło tu jedynie o to, że serce mu urosło. Poczuł takie przyjemne ciepło. Chciałby oglądać kobietę w takiej sytuacji znacznie częściej. Może nie myślał jeszcze o zakładaniu z nią rodziny, ale na pewno pragnął, aby częściej przyjeżdżała z nim do Holmes Chapel. Miał nadzieję, że po tym zostanie zmuszony do całkowitego powrotu do miasteczka, kobieta nie zapomni o nim i będzie go odwiedzać.

***

Śniadanie upłynęło im w przyjemnej i rodzinnej atmosferze. Anne parę razy przepraszała Pauline za zaistniałą sytuację, ale ta jedynie zbywała to śmiechem. Nie uważała, że stało się coś wielkiego. Dla niej było to jedynie lekkie draśnięcie, pomimo że w rzeczywistości przedstawiało się to zupełnie inaczej. Davies była jednak optymistką i na wszystko patrzyła z przymrużeniem oka.

– Chyba czas się zbierać na zakupy. Mam nadzieję, że Rose z Harrym nie zrównają domu z ziemią podczas naszej nieobecności – zaśmiała się Anne, ładując zmywarkę.

– Dziękuję ci, droga matko, za tak złe zdanie o mnie. – Harry pocałował rodzicielkę w policzek, podając jej resztę brudnych naczyń.

– To ja może w takim razie pójdę się przebrać. – Głos Pauline był cichy. Dało się w nim także wyczuć nutkę nieśmiałości.

– A po co? Załóż jedynie jakąś bluzę, żebyś nie zmarzła i możemy wychodzić. – Kobieta posłała jej szczery uśmiech.

Szatynka wstała i poszła do pokoju gościnnego. Pomimo że prawdopodobnie kolejną noc spędzi z Harrym oraz Anne widziała ich razem w łóżku nie zdobyła się na odwagę, aby przenieść tam swoje rzeczy. Tuż za nią przyszła Rose, która przez te kilka godzin zdążyła się zżyć z Davies i nie odstępowała jej prawie na krok. Nikt nie był w stanie wytłumaczyć do końca dlaczego tak się stało. Można było tworzyć różne teorie na ten temat, ale wiedziała o tym, bądź też nie, jedynie Rose.

– Jak wlocys z zakupów z babciom, to pobawys sie ze mna? – Dziewczynka ułożyła się na łóżku na pleckach, układając główkę w taki sposób, aby widzieć Pauline.

– Obiecałam Harry'emu, że pomogę przy remoncie twojego pokoju. – Kobieta spojrzała na nią, zakładając na siebie czarną bluzę Gucci.

– On sobie jakoś bez ciebie poladzi, a ja plawdopodobnie nie.

– Coś w tym jest. Są duże szanse, że jedynie siedziałabym z nim, bo nie pozwoliłby mi nic zrobić. – Pauline wzięła Rose na ręce. – To będzie, jak wrócę, a tymczasem zaniosę cię do Harry'ego i pójdę z twoją babcią na zakupy.

– Cemu musze z nim zostać, a nie moge isc z wami? – Dziewczynka przejechała dłońmi wzdłuż swojej twarzy, gdy schodziły po schodach.

– Nie wiem, kochana. To już pytanie do twojej babci. – Davies spojrzała na Anne, która stała na dole schodów, przyglądając się im.

– Zostajesz z Harrym, skarbie, bo babcia chce sam na sam porozmawiać z Pauline. Możesz być spokojna. Nie zabiorę ci jej na zbyt długo. – Na słowa kobiety całe ciało Davies spięło się, a ona zaczęła się denerwować. Rozmowa z Anne w obecności Stylesa była zupełnie czymś innym niż wtedy, gdy ten znajdował się daleko.

– Wszystko będzie dobrze, skarbie. Spokojnie, moja mama cię nie zje. – Usłyszała znajomą, cichą chrypkę i śmiech koło swojego ucha, a następnie poczuła ciepłe wargi na swojej skroni.

W chwili, w której Harry zabierał Rose z jej rąk, spojrzała na niego. Uśmiechnął się, chcąc dodać szatynce otuchy. Było to nieme zapewnienie o tym, iż wiedziała, co robi, a jednocześnie ukojenie dla nerwów Pauline. Może nie uspokoiła się całkowicie, ale poczuła się znacznie raźniej. Czasem człowiekowi wystarczy mały, niewinny gest bliskiej osoby, aby podnieść go na duchu.

Wsunęła swoje stopy w podniszczone Adidasy, które kontrastowały z nowiutką kurtką od Armaniego, ale Davies to nie przeszkadzało. Żywiła do nich zbyt wielki sentyment, aby się ich pozbyć, a poza tym nie było z nimi aż tak źle. Liczyło się dla niej jedynie to, że kupiła je podczas ostatnich zakupów z mamą. Może i były robione przez internet, ale to był szczegół. Wełniana czapka Pauline także miała swoje lata. Zrobiła ją babcia kobiety na niedługo przed swoją śmiercią, co oznaczało, że liczyła już sobie dobre dziesięć lat. Nie było tego jednak widać po nakryciu głowy z wielkim bąblem na czubku.

To dla wielu były małe, nic nieznaczące rzeczy, ale dla niej stanowiły one cały świat. Zostały w nich zamknięte szczęście oraz miłość. To były symbole kobiet, które tak wiele wniosły do jej życia. Pomagały w okresie dojrzewania, wyjaśniając wszystko. Uczyły wiary w Boga oraz modlitwy, zabierały do kościoła, dzięki czemu odkryła, czym była prawdziwa miłość, znalazła lekarstwo na każde zło i nieszczęście, jakie ją spotkało w życiu. Nauczyły ją czytać, co zaowocowało w późniejszych latach, gdy została odcięta od świata, ponieważ mogła przeżywać przygody za pośrednictwem książek. To były podstawowe rzeczy, które przyswajali prawie wszyscy, ale dla niej znaczyły one wiele, bo wyszły właśnie od tak ważnych kobiet, które nie umarły. Dla Pauline wciąż były żywe w jej wspomnieniach, myślach, sercu.

– Wczoraj wieczorem, kiedy poszłaś przygotować się do spania... – zaczęła mówić Anne, robiąc pauzę na krótki oddech. Siedziały już w jej samochodzie, a kobieta wyjeżdżała z podjazdu. – Harry opowiedział mi trochę o tobie. Może za dużo, ale proszę nie miej mu tego za złe. Zrobił to w dobrej myśli, nawet jeśli sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Mój syn często działa instynktownie i czułam, że tak było też wczoraj. Sądzę, że coś mu podpowiedziało, że potrzebujesz bliskości drugiej kobiety, tak jakby matki, ale pod żadnym pozorem nie zamierzam ci jej zastępować, skarbie. Chciałabym cię zapytać o jedno. Oczywiście nie musisz odpowiadać. Wiem, że to nie moja sprawa, ale... Zamierzasz kiedyś wybaczyć swojemu ojcu to, co zrobił?

– Wybaczyłam mu to, jak i wszystko inne, bo tego właśnie nauczyła mnie moja wiara. Mam to robić za każdym razem i tak właśnie postępuje. Wiem, że Harry'emu powiedziałam co innego, że są dwie rzeczy, których nigdy nie będę w stanie... Czasem pod wpływem emocji to wszystko do mnie wraca, a ja czuję się właśnie w taki sposób, jakbym nigdy mu nie wybaczyła. Jest jednak zupełnie inaczej. Nie wiem, czy wie pani, o co mi chodzi. – Pauline podrapała się w zakłopotaniu po karku.

– Wiem to aż za dobrze, skarbie. Widzisz zaledwie kilka miesięcy temu, podczas ostatniej rozprawy, wybaczyłam Jaredowi to, że zakatował moją córkę na śmierć, zabrał siostrę mojemu synowi, a matkę wnuczce. Nikt nie był w stanie w to uwierzyć, ale dało mi to niebywałą wolność. Pozbyłam się wtedy pewnego balastu, który ze sobą nosiłam. Miewam jednak takie chwile, o których wspomniałaś, gdy go wszystko wraca, a ja nie jestem pewna swoich słów. To jednak jedynie pojedyncze momenty, które musimy jakoś przetrwać. – Pauline zauważyła łzę, spływającą po policzku Anne. – Z twoich słów wnioskuję, że jesteś osobą wierzącą, a więc co z czwartym przykazaniem?

– Czcij ojca swego i matkę swoją. – Davies pomachała lekko głową, wymawiając cicho te słowa. – Szanuję swojego ojca, ale nie jego decyzje. Wiem, że zwracam się do niego po imieniu, ale jemu to jakoś nigdy specjalnie nie przeszkadzało. Nie raz w domu mówiłam do niego Henry. Czasem mam wrażenie, że on nie czuje się ojcem, a może nawet nigdy się nim nie czuł. To jest jednak dla mnie w porządku. Wiem, że nie każdy się do tego nadaje. Taka jest właśnie smutna prawda. Rzecz jasna obdarzam go takim szacunkiem, na jaki zasługuje, bo tak się składa, że do pani mam go znacznie więcej przez te niecałe dwadzieścia cztery godziny.

– A twoja macocha? Masz z nią dobrą relację? Oczywiście, jeśli nie chcesz odpowiadać, to nie musisz. Wiem, że te pytania mogą być trochę wścibskie, ale z natury jestem ciekawską osobą. – Pauline odniosła wrażenie, że nie tylko ona czuła się w obecnej sytuacji trochę niekomfortowo.

– Nic nie szkodzi. Sama potrafię zadawać mnóstwo pytań – zaśmiała się cicho. – Jest w porządku. Nie mam z nią jakieś bliższej relacji. Nie spędzamy razem czasu, ale też nie jest najgorzej. Jedyny problem jest taki, że wiem, iż zawsze, niezależnie od sytuacji, stanie po stronie mojego ojca. Już nie raz taka sytuacja miała miejsce. Zwykle to jednak ja miałam rację, ale nikt tego nie brał pod uwagę.

– I gdzie jest ta kobieca solidarność, o której tak wszyscy ciągle mówią, bo w tej sytuacji jej nie widzę – prychnęła Anne.

– Śmieszne jest to, że ona sama głosi tę zasadę. Oto właśnie jest piękny przykład w jaką stronę zmierza ten świat. Kiedyś, przez krótką chwilę, miałam nadzieję, że zastąpi mi matkę w jakimś, nawet małym stopniu, ale dzisiaj już wiem, jakie głupie było takie myślenie.

– Za to wciąż są na tym świecie tak wspaniałe osoby jak ty, skarbie. – Kobieta kątem oka zerknęła na Davies. – Pamiętaj, że nic na siłę, Pauline. Kiedyś też próbowałam znaleźć ojca zastępczego dla moich dzieci, ale z czasem uświadomiły mi, że to na nic. Zwłaszcza, że skupiłam się bardziej na nich niż na sobie.

– Ma pani rację, ale czasem... Po prostu brakuje mi takiej bliskości, osoby, do której mogłabym pójść się wyżalić, zwrócić się ze sprawami czysto kobiecymi. Mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi.

– Widzę, że czasem wolisz do mnie mówić na ty, a czasem na per pani, ale spokojnie nie przeszkadza mi to. – Samochód wypełnił szczery śmiech Anne. – Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść lub zadzwonić, skarbie. Może nie zastąpię ci matki, a nawet nie będę próbowała tego zrobić, ale zawsze postaram się być pewnego rodzaju oparciem dla twojej osoby. – Kobieta zaparkowała w centrum miasteczka. Pauline niemalże od razu zorientowała się, że znajdują się w części Holmes Chapel, gdzie dzień wcześniej wysiedli z Harrym.

– Dziękuję. To bardzo wiele dla mnie znaczy. – Davies przytuliła panią Styles, gdy wysiadły z samochodu. – Co prawda mam Ashera, ale to nie to samo. Mężczyźni nigdy nie będą w stanie zrozumieć pewnych rzeczy, a właśnie kogoś takiego potrzebuję w swoim życiu. Zwłaszcza po tylu latach nie posiadania damskiego wzorca. Od kiedy zmarła moja matka zaczęłam przesiadywać w kawiarni, w której pracuje Harry. Prawdopodobnie, gdyby nie to, nigdy bym go nie poznała.

– Jeśli ludzie mają się spotkać, to prędzej czy później i tak do tego dojdzie. Według mnie to jedynie kwestia czasu. To, co jest nam pisane przez Boga, czy jak niektórzy wolą mówić przez los, musi się wydarzyć. Asher? – Anne uniosła brew, spoglądając na Pauline.

– To mój najlepszy przyjaciel, a obecnie także brat przyrodni. W tych najtrudniejszych chwilach zawsze miałam jedynie jego. Był moją opoką. Nie wiem, jak poradziłabym sobie bez niego w tych ciężkich momentach w moim życiu. Także spokojnie, to nie jest mój chłopak. Trudno mi było jakiegokolwiek mieć – westchnęła.

– Harry coś o tym wspominał. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego, jak musiałaś się czuć. Samo to, jak wyglądało twoje życie dotychczas, wydaje się z lekka surrealistyczne. Podziwiam cię za to, że to wszystko udało ci się przetrwać.

– Nie miałam w sumie innego wyjścia. Brakowało mi odwagi, którą dał mi pani syn. On był moją siłą napędową, a dowiedzenie się o tej całej akcji z moim przyjęciem zaręczynowym, stało się jedynie pretekstem. Sądzę, że prędzej czy później i tak by do tego doszło, ponieważ moja cierpliwość także ma swoje granice. Henry odebrał mi wolność, prywatność, a także najlepsze lata młodości. Alkohol, imprezy, seks. To wszystko, jak i wiele innych rzeczy jest mi obce. Nie powinno tak być. – Poczuła dłoń Anne na swoim policzku. Dopiero wtedy zrozumiała, że w którymś momencie uroniła kilka łez.

– Pamiętaj, że jeszcze całe życie przed tobą, skarbie, więc nic straconego. Jestem pewna, że Harry powoli ci pokaże ten nieznany świat. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby jakoś wynagrodzić ci stracony czas. – Kobieta przytuliła Pauline, nie zważając na spojrzenia innych osób.

Anne wiedziała, że w tamtej chwili Davies najbardziej potrzebowała bliskości drugiego człowieka. Nawet najmniejszy dotyk był dla niej wszystkim, ponieważ każdy człowiek ma czasem chwile, w których pomagają mu takie drobne gesty. Czasem można przez nie wyrazić tak wiele miłości, że słowa wydają się być nam niepotrzebne.

Stały nieruchomo jeszcze przez parę sekund, po czym ruszyły do sklepów. Ich rozmowa z czasem stała się bardziej komfortowa. Zeszły na luźniejsze tematy, ale takie, dzięki którym mogły się lepiej poznać. Co jakiś czas wybuchały śmiechem. Pauline czuła, że właśnie czegoś takiego potrzebowała. Przy Anne czuła się prawie tak samo jak za czasów, gdy żyła jeszcze jej mama. Atmosfera, możliwość rozmowy na dowolny temat, szczery śmiech, tych właśnie rzeczy najbardziej brakowało w życiu kobiety.

W pewnym momencie Pauline zauważyła, że coś było nie tak. Anne pobladła i wyglądała tak, jakby miała zaraz zemdleć. Kobieta chwyciła ją mocniej, prowadząc do najbliższej kawiarni. Kiedy tam się znalazły, usadziła rodzicielkę Harry'ego na najbliższym wolnym miejscu. Kelnerka, która bardzo dobrze znała panią Styles, ponieważ ta zajmowała się nią w dzieciństwie, po upływie paru minut pojawiła się ze szklanką wody oraz poduszką pod plecy, aby kobiecie było wygodniej. Davies przyglądała się temu wszystkiemu wyraźnie zaniepokojona. Wszystko wskazywało na to, że nie był to pierwszy taki przypadek. Pauline wiedziała to z doświadczenia. Przechodziła przez coś podobnego ze swoją matką, przed tym, jak ta nie powiedziała jej jeszcze o swojej chorobie. Brunetka przykucnęła przed Anne, gdy ona odstawiła szklankę na stolik.

– Wszystko w porządku? Potrzebuje pani czegoś? – Odruchowo złapała kobietę za dłoń.

– Nie, skarbie. Mam wszystko, co jest mi potrzebne. – Wzięła głęboki oddech. – Już mi lepiej. Jeszcze chwilę posiedzę i będziemy mogły wracać do domu. Masz prawo jazdy? – Pauline przytaknęła. Na całe szczęście zdążyła je zrobić, zanim zmarła jej matka. – Domyślam się, że zapewne dawno nie prowadziłaś samochodu, ale nie martw się tym, jakoś sobie z tym poradzimy. Lepiej, abym w takim stanie nie prowadziła. Po zasłabnięciu dochodzę do siebie przez jakiś czas.

– Ale mimo to, jest pani w stanie je ukryć przed bliskimi. – Davies po wypowiedzeniu tych słów, zakryła usta rękoma, uświadamiając sobie, że nie powinna raczej o tym wspominać.

– Masz rację, dlatego proszę cię o zachowanie dyskrecji. Harry ma już wystarczająco swoich problemów, a Rose... Ona jest jeszcze za mała. Boję się, że mogłaby coś źle zrozumieć. Nie chcę, aby bała się, że może stracić kolejną osobę.

– A może? – Pauline spojrzała w oczy Anne. Poznała odpowiedź na swoje pytanie, gdy kobieta uciekła wzrokiem w stronę okna. – Nie powinna pani tego ukrywać, a przynajmniej nie przed Harrym. Znam to z autopsji. Im dłużej się coś takiego zataja, tym gorzej jest później bliskim się z tym pogodzić. Nie będę jednak pani do niczego namawiać, ponieważ to nie jest ani moje życie, ani moja decyzja. Chciałabym móc powiedzieć, że mnie to nie dotyczy, ale nie mogę tego zrobić. Jestem zbyt blisko z Harrym. Wiem, że to właśnie do mnie przyszedłby płakać w ramię i to u mnie by szukał pocieszenia – westchnęła.

Położenie Pauline w tamtej sytuacji nie było komfortowe z żadnej strony. Nie chciała mieć tajemnic przed mężczyzną, który tak bardzo jej pomógł, ale zawiedzenia zaufania Anne też nie brała pod uwagę. Zdała sobie sprawę z tego, że najlepiej będzie, jeśli Styles usłyszy prawdę z ust matki. Pozostawało tylko jedno pytanie. Czy będzie w stanie ukryć przed nim fakt, że o wszystkim wiedziała?

***

Pauline weszła do domu Stylesów, trzymając torby z zakupami, mimo że ledwo trzymała się w pionie. Jazda samochodem po tak długim czasie była dla niej wielkim stresem, co spowodowało, że po opuszczeniu pojazdu nogi miała jak z waty. Automat prowadziło się kobiecie znacznie łatwiej niż auta z ręczną skrzynią biegów, ale to niewiele jej pomogło. Po tym, co przeszła podczas egzaminów nie była w stanie do końca zapanować nad swoimi emocjami.

– Pomóc ci?

Spojrzenie brązowych oczu Davies powędrowało w stronę schodów, o których poręcz opierał się Harry. Jego ubrania, a nawet włosy i ciało, było miejscami ubrudzone farbą w odcieniu pastelowego różu. Musiała przyznać, że dodawało mu to uroku, a do tego pasował do niego ten kolor.

– Nie, radzę sobie. Nie możesz mi ciągle pomagać. Muszę się w końcu nauczyć bycia samodzielną. – Pauline lekko zachwiała się na nogach, na co Styles zareagował natychmiastowo. Już po paru sekundach stał przy niej i ją podtrzymywał.

– Nie byłbym tego taki pewny. – Harry wziął od kobiety zakupy. – Najlepiej usiądź, bo ledwo stoisz na nogach. Co cię doprowadziło do takiego stanu i gdzie moja mama? Ja rozumiem, że jesteś niezwykle pomocną osobą, ale jeśli się źle czujesz, to nie musisz pomagać. Mam cię tego nauczyć? – Styles położył zakupy na blacie kuchennym i zaczął wszystko wypakowywać i rozkładać na odpowiednie miejsca.

– Anne była zmęczona, więc stwierdziłam, że się na coś przydam, skoro siedzę wam na karku jak jakiś pasożyt, czy jak to się mówi. Nie sądziłam, że będzie ze mną aż tak źle po tym, jak wsiądę za kierownicę samochodu – westchnęła, opierając czoło o otwartą dłoń.

– Prowadziłaś?! Masz w ogóle prawo jazdy?

– Nie, Styles. Oczywiście, że nie. Jesteś skończonym idiotą, jeśli chociaż przez chwilę pomyślałeś, że mogłabym prowadzić bez niego. Zwłaszcza, że znasz mnie. Może i krótko, ale za to o wiele lepiej niż inni. – Pauline upiła łyka wody ze szklanki, którą w międzyczasie podsunął jej Harry.

– Z dnia na dzień robisz się coraz bardziej pyskata oraz sarkastyczna, moja droga.

– To już nie mój problem, Styles. Jak widać, taka moja natura. – Wzruszyła ramionami.

– Pauli wróciła! – Po kuchni rozniósł się piskliwy krzyk Rose, a mała już po chwili przytuła się do nogi Davies. – Naleście, bo jusz miałam go dosć. To możemy isc się bawyc?

– Że co przepraszam? Pauline idzie ze mną, pomagać mi w dalszym ogarnianiu pokoju dla ciebie. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, młoda damo?

– Twoja kobieta powiedziała, ze woli się bawyc ze mną nisz siedzec z tobom. – Harry po tych słowach przeniósł wzrok na kobietę.

– Młoda ma rację, Styles. Wolę spędzić czas z nią na zabawie, niż na siedzeniu i gapieniu się na twój kształtny tyłeczek – zaśmiała się. – Zanim jednak pójdziemy do lalek, to ugotujemy obiad.

– Jeszcze będziesz chciała to zrobić, zobaczysz. – Wymierzył w nią palec wskazujący. – No, powiedzmy, że się na to zgodzę, ale w zamian za to oczekuję dobrego obiadu.

– Rosół oraz schabowe z mizerią pasują, panu? – Harry ściągnął brwi. – No nie mów mi, że nie wiesz, co to jest? To jest typowy, niedzielny obiad w Polsce. Moja babcia pasjonowała się kuchniami świata, stąd umiem parę ciekawych przepisów.

– Z każdym dniem zadziwiasz mnie coraz bardziej, Pauline. Jestem ciekaw, czego dowiem się o tobie jutro – zaśmiał się po raz kolejny, kręcąc przy tym głową.

***

Pauline weszła późnym wieczorem do pokoju Rose z sześcioma piwami i dwiema paczkami chipsów. Położyła je na podłodze, a sama opadła na szarą pufę, w której od razu się zagłębiła. Wydawała się być wygodniejsza od wielu łóżek. Kobieta czuła się zmęczona nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Tamten dzień przyniósł jej o wiele więcej wrażeń niż niejeden w całym dwudziestotrzyletnim życiu. Najbardziej cieszył ją fakt, że obiad przez nią przygotowany wszystkim smakował, a Rose, która była małym niejadkiem, zjadła wszystko ze smakiem i nawet poprosiła o dokładkę.

– Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zejść z tego świata – zaśmiał się Harry, spoglądając na alkohol, który przyniosła.

– Czuję się wykończona, więc doceń fakt, że postanowiłam z tobą siedzieć, dopóki nie skończysz wszystkiego składać. – Davies uniosła głowę, aby spojrzeć na mężczyznę. – Piwo smakowe jest moje, więc nawet się na nie nie szykuj.

– No tak... W końcu jesteś kobietą, więc nie tykasz normalnego. Dla ciebie musi być ono słodkie.

– Grabisz sobie dzisiaj, Styles. Coraz bardziej sobie grabisz. – W głosie Pauline dało się usłyszeć nutkę zdenerwowania. – To było seksistowskie z twojej strony.

– Dobrze wiesz, że nie mówiłem poważnie. Za bardzo cię kocham, aby tak się zachowywać. – Gdy Harry uświadomił sobie, co powiedział, zatrzymał się. Los chciał, że akurat sięgał po napój, więc był nachylony nad Pauline, której oczy zrobiły się wielkie ze zdziwienia. – Chodziło mi o to, że kocham cię jako przyjaciółkę lub siostrę. Chociaż może jednak nie... W sensie patrząc na to, co mówiłem, że kiedyś mógłbym się z tobą umówić, to nie byłoby odpowiednie. Znaczy nie brzmiałoby dobrze, prawda?

Pauline uśmiechała się, a w jej oczach pojawił się blask, którego dawno w nich nie było. Harry wyglądał uroczo, gdy był zakłopotany. W tamtej chwili nie potrafił skleić nawet poprawnego zdania, język mu się plątał. Gdy spojrzała w jego zielone tęczówki zobaczyła w nich zakłopotanie. Próby wyjaśnienie z niezręcznej sytuacji nie były dla niego proste. Davies już chciała mu pomóc wyjść z opresji, gdy Styles próbował szybko wstać. Na jego nieszczęście noga mu się omsknęła na jednej z rozłożonych gazet. Runął całym ciałem na kobietę, a twarz mężczyzny znalazła się między jej piersiami. Pauline próbowała zachować powagę, ale nie będąc w stanie dłużej się powstrzymywać, wybuchnęła głośnym śmiechem.

– Wygodnie ci? – Styles uniósł głowę, która jednak prawie od razy znowu wróciła na poprzednie miejsce. – Spokojnie nie musisz się wstydzić. To nie jest twoja wina, ale jeśli ci się podoba to w porządku.

– Skoro tak twierdzisz, to w porządku. Faktycznie, wstydzę się. Muszę jednak przyznać, że bardzo mi tutaj wygodnie, więc od dziś ja śpię wtulony w twoje piersi, a nie ty w mój tors – wymruczał, zaciągając się zapachem owocowych perfum i tym specyficznym tylko dla niej.

– Chyba śnisz. Nie, żebym miała coś przeciwko, ale sądzę, że nie będę w stanie zasnąć bez dźwięku bicia twojego serca.

– To ci go nagram, włożę w ucho słuchawkę bezprzewodową i po problemie. – Uniósł głowę, następnie opierając brodę w dolinie między jej piersiami. – Mówisz poważnie?

– Uwielbiam ten dźwięk, uspokaja mnie. Kocham jeszcze, jak głaszczesz mnie po plecach albo bawisz się moimi włosami. – Nie będąc w stanie się powstrzymać, Pauline złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top