Osiem dni do walentynek
Harry dotarł do kawiarni na godzinę przed jej otwarciem, ale na jego szczęście ktoś przyszedł przed nim. Nie wiedział do końca, co powinien zrobić, więc twierdził, że pomoże przygotować lokal. Przebrał się w uniform i udał się do chłodni, z której wziął z niej potrzebne składniki do sałatek. Kiedy dotarł na swoje stanowisko, pokroił je i rozłożył w pojemniki, co miało mu ułatwić pracę.
Po jakiś dziesięciu minutach coś, a raczej ktoś przykuł jego uwagę. Pauline siedziała na swoim stałym miejscu. Nie zdziwiła go specjalnie pora, ponieważ dzień wcześniej naliczał jej zamówienie na rachunek szefowej, a to że kobieta wyglądała na przygnębioną. Ten stan mu do niej nie pasował lub nie chciał, aby tak się czuła. Sam tego do końca nie wiedział.
Styles chwycił jedną ze świeżo upieczonych babeczek z czekoladą. Podszedł jeszcze do ekspresu i zrobił dla niej czekoladę z piankami. Ten zestaw, nazywamy przez niego także cukrową bombą, był idealny oraz niezastąpiony na podłe humory. Wziął obie te rzeczy i postawił na blacie, następnie podsuwając je w stronę Pauline. Jej oczy momentalnie zwróciły się w stronę bruneta.
– Co to jest? – Wiedziała, że jej pytanie mogło zabrzmieć dziwnie, ale spała zbyt krótko, aby logicznie myśleć.
– Mały zestaw na poprawę humoru. Oczywiście na mój koszt. Nie do twarzy ci ze smutkiem. – Harry posłał jej lekki uśmiech.
– Mój ojciec nie byłby zadowo… Zresztą chrzanić mojego ojca i tak go tu nie ma. – Obdarła babeczkę z papieru, po czym wzięła sporych rozmiarów kęs.
– Wiem, że się nie znamy, ale chcesz może porozmawiać o tym, co się stało? – Mężczyzna oparł się na blacie i spojrzał na nią z troską.
– Nie myślałam, że aż tak to widać. Nie powiem, wolałabym, żeby było inaczej. – Pauline myślami wróciła do poprzedniego wieczora, a tym samym także wielkiej kłótni. Jej ojciec nie był zadowolony ani z jej zachowania, ani słownictwem jakim się posługiwała. Dolores od razu po wymianie zdań z nią powiadomiła o całym zajściu głowę domu. Kobieta lekko pomachała głową. – To dość długa i skomplikowana historia, raczej nie będziesz miał aż tyle wolnego czasu, aby jej wysłuchać. Poza tym nie wiem, czy chcę o tym mówić. To chyba zbyt świeża sprawa. Do tego to nic nie znacząca drobnostka. Nie ma czym się martwić. – Zataczała palcem kółka na brzegu kubka.
– Rozumiem. W razie, gdybyś zmieniła zdanie to wiesz gdzie mnie szukać. – Styles posłał jej kolejny uśmiech, po czym zaczął iść w stronę swojego stanowiska.
– Harry? – Na dźwięk kobiecego głosu zatrzymał się i odwrócił głowę w stronę szatynki. – Dziękuję. Nie tylko za ten słodki, ale za wszystko. Ta krótka rozmowa oraz twój szczery uśmiech trochę poprawiły mi humor. To miłe, że poświęcasz, a właściwie marnujesz, swój czas, aby pomóc nieznajomej.
– Tak wartościowa oraz piękna kobieta, jak ty, jest tego warta. Uwierz mi.
Harry przez chwilę wpatrywał się w czekoladowe oczy Pauline. Niby ich kolor był tak pospolity, ale miały jednak w sobie coś niezwykłego, co sprawiało, że nie mógł oderwać od nich spojrzenia. W głębi serca jednak wiedział, dlaczego tak było, ale nie chciał dopuścić do siebie tej myśli. Nie mógł tego zrobić, ponieważ wiedział, że wtedy rozsypałby się od razu na milion kawałków.
Styles pomachał delikatnie głową, po czym wrócił na swoje stanowisko. Skupienie się na pracy przychodziło mu jednak z niemałym trudem. Alex co jakiś czas przyłapywał go na tym, że pomylił coś w zamówieniu. Błędy te jednak były niewielkie i mógł je łatwo naprawić. Na jego szczęście, ponieważ wiedział, ile mogły go one kosztować.
– Zrób sobie przerwę. Ruch jest na tyle mały, że przez chwilę poradzę sobie sam. – Głos Alexa po raz kolejny wyrwał go z innego świata, do którego nie chciał wracać, ale było to niestety zależne od niego.
Harry przytaknął. Wyszedł z lokalu tylnymi drzwiami. Po drodze wziął ze swojego plecaka paczkę papierosów. Wyjął jednego z nich, po czym podpalił. Usiadł na schodku, opierając się plecami o ścianę.
Potrzebował ochłonąć, opanować szalejące w głowie myśli. To, co się z nim działo od dłuższego czasu, zaczął nazywać atakami. Miewał je coraz rzadziej, ale wciąż nie chciały dać mu spokoju, będąc dodatkowo silniejsze od poprzednich. Przeszłość uderzała w niego ze zdwojoną siłą. Zaciągał się raz za razem papierosem, który stał się dla niego pewnego rodzaju lekarstwem. Obrazy w głowie Harry'ego zmieniały się co chwila. Udawało mu się wyłapać jedynie niektóre z nich, ale należały one do grupy tych najbardziej nieprzyjemnych.
– Nie wiedziałam, że palisz. – Usłyszał kobiecy głos, który wyrwał go ze świata wspomnień.
Nie był w stanie dopasować go do żadnej konkretnej osoby, więc spojrzał w bok. Zobaczył drobną szatynkę, siadającą przy nim. Pauline była ostatnią osobą, którą spodziewał się zobaczyć. Ona sama nie była do końca pewna, dlaczego się tam znalazła. Po prostu kiedy spostrzegła, że Harry zniknął z kuchni, poczuła potrzebę znalezienia go.
– Ponieważ nie palę. Jedynie czasem zdarza mi się to robić w ciężkich dla mnie sytuacjach. Poza tym, skąd mogłaś wiedzieć skoro poznałaś mnie dopiero wczoraj? – Wyrzucił niedopałek do kosza, stojącego tuż przy drzwiach.
– Może i znam cię od wczoraj, jeśli można to tak w ogóle nazwać, ale obserwuję od dawna. Okej, to zabrzmiało źle. Nie jestem twoją stalkerką. Po prostu już od dłuższego czasu spędzam w tej kawiarni całe dnie i się wam przyglądam. – Policzki Pauline pokryły się rumieńcem. – Obserwowanie ludzi, ich zachowań, to takie moje małe hobby. Nigdy nie zauważyłam, żebyś wychodził palić. Wiem, że nie jestem w stanie zwykle tego zobaczyć, bo ze swojego miejsca nie widzę tylnych drzwi, ale jestem w stanie poczuć zapach, gdy kręcisz się niedaleko jego. Pomijając jednak to. Wiem, że Jack nienawidzi tego smrodu, a co za tym idzie, unika go jak ognia i sporadycznie zadaje się z osobami palącymi. Z tego, co zauważyłam, przyjaźni się z tobą, więc wnioskuję, że nie możesz być od nich uzależniony.
– Jesteś naprawdę mądra, Pauline. Myślałaś może kiedyś, aby zostać detektywem albo kimś w tym rodzaju? Sądzę, że świetnie byś sobie radziła z rozwiązywaniem zagadek kryminalnych.
– Nie, ponieważ takie przebłyski inteligencji zdarzają mi się jedynie od czasu do czasu. Wolałabym jednak porozmawiać o tym co się stało. – Styles ściągnął brwi. Wyglądał na nieco zakłopotanego.
– Skąd wiesz, że coś musiało być na rzeczy?
– Harry, sam mi przed chwilą powiedziałeś, że palisz tylko w ciężkich dla siebie sytuacjach, stąd też mój wniosek. Do tego rzadko kiedy robisz sobie przerwy w pracy. Jesteś jednym z najsolidniejszych oraz najdokładniejszych pracowników.
– Fakt – westchnął. – To dość długa historia, której nie mam teraz czasu ci opowiedzieć, ale, co ważniejsze, nie jestem jeszcze gotowy, aby z kimś o niej porozmawiać. To też główny powód, dlaczego nie poszedłem jeszcze z tym do żadnego terapeuty, a powinien to zdecydowanie zrobić już dawno. Nie chcę cię jednak zostawić bez żadnej odpowiedzi. No cóż… Gdy dziś na ciebie spojrzałem, przypomniałaś mi o mojej siostrze. Nie jesteście, co prawda do siebie podobne, ale jedna rzecz was łączy. Obie posiadacie ten sam smutek w oczach. Stawarzacie pozory, że wszystko jest u was w jak najlepszym porządku albo że nie jest to nic z czym byście nie dały sobie same rady. Nie zdajecie sobie jednak sprawy z jednej rzeczy. Wasze oczy nie kłamią razem z wami, ponieważ one zawsze zdradzają to co człowiek kryje w swojej duszy, Pauline. – Czuł jak jego oczy się zaszkliły. Pomimo że minęło już tak wiele czasu on wciąż nie kogo pogodzić się z wieloma rzeczami, które miały miejsce.
– Musisz ją bardzo kochać, Harry. – Poczuł dotyk jej dłoni na swoim ramieniu. Słyszał, jak westchnęła i mógł przysiąc, że przymknęła oczu. Nie miał w sobie jednak na tyle odwagi, aby na nią spojrzeć. – Coś jest w twoich słowach. Musisz jednak wiedzieć, że sytuacja, w której się znajduję, jest bardzo skomplikowana. Składa się na nią kilka różnych wydarzeń. Ja sama czasem się w tym wszystkim gubię. Obiecuję ci jednak, że pewnego dnia opowiem ci o tym wszystkim ze szczegółami, ponieważ ci ufam, ale musisz dać mi po prostu trochę więcej czasu.
– Jakim cudem możesz mi ufać skoro ledwo mnie znasz? – Spojrzał na Pauline, która wpatrywała się w jakiś punkt przed nią.
– Nie przejrzałeś mojego szkicownika nawet z czystej ludzkiej ciekawości. To wiele dla mnie znaczy, Harry – mówiła to bardzo powoli, akcentując każde słowo. To w niezrozumiały dla mężczyzny sposób wpływało na jego osobę, powodując, że emocje, które się w nim kłębiły, powoli zaczęły go opuszczać.
– Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, aby nikt go nie oglądał, Pauline? Czemu tak bardzo próbujesz to ukryć przed światem?
– To nie są zwykłe rysunki, Harry. Dla mnie ten szkicownik to także pamiętnik. Rysuje w nim głównie ważne wydarzenia, rzeczy oraz osoby z mojego życia. Nic w nim nie jest przypadkowe. Ktoś, kto by to obejrzał mógłby dowiedzieć się o mnie zdecydowanie zbyt wiele.
Po słowach kobiety nastąpiła cisza, ale nie była ona niezręczna. Była im w tamtej chwili niezwykle potrzebna. Musieli sobie przyswoić to, co każde z nich powiedziało. Te małe tajemnice, które dla nich wydawały się być wielkie, zbliżyły ich do siebie w jakiś niewyjaśniony sposób. Oboje nie byli w stanie wyjaśnić, dlaczego tak się stało. To była jedna z tych rzeczy, których nie dało się opisać, to trzeba po prostu poczuć.
Tę chwilę przerwał im dźwięk otwieranych drzwi, na który odruchowo oboje wstali. Harry zobaczył, że stoi w nich Sam i od razu się spiął. Cała przyjemna atmosfera tamtej chwili od razu prysła.
– Styles, z tego co mi wiadomo, nie przysługuje ci przerwa, więc jeśli nie chcesz wylecieć z roboty… – W tamtej chwili jego wzrok spoczął na Pauline, a Harry zauważył, że w mężczyźnie zaszła jakaś zmiana. Wydawało mu się to nieprawdopodobne, ale zauważył, iż przez twarz Sama przemknął cień strachu. – To znaczy twoja przerwa dobiegła końca. Czas wrócić do pracy.
– Okej – odpowiedział zdezorientowany, po czym jego przełożony wrócił do środka. – Zastanawiam się, co tu się właśnie stało. Sam nie bywa miły dla nikogo, a jeśli już to sporadycznie.
– Może po prostu nie chciał się brzydko wyrażać przy pięknej niewieście, jaką jestem ja. – Pauline odgarnęła teatralnie włosy, co wywołało śmiech mężczyzny.
Davies nie czuła się dobrze z myślą, że musiała zataić przed Harrym prawdę o tym, co tak naprawdę wydarzyło się chwilę wcześniej. Bardzo dobrze wiedziała, czemu Sam tak szybko zmienił swój ton. Mężczyzna znał ją bardzo dobrze i wiedział, że musiał przy niej wyjątkowo uważać na to co robi oraz mówi.
Mężczyzna przytrzymał Davies drzwi. Nie miał ochoty wracać do pracy. Zdecydowanie wolałby porozmawiać jeszcze chociaż przez kilka minut z Pauline nawet na błahe tematy.
Kiedy doszli do wejścia na kuchnię usłyszał jej głos:
– Mogę poprosić o kanapkę z indykiem oraz herbatę jaśminową?
– Dla pani wszystko. – Lekko się ukłonił, puszczając oczko do Pauline i wywołując tym samym jej śmiech.
– Czaruś z ciebie.
Po tych słowach każde wróciło do swoich zajęć. Zaczynała się pora obiadowa, więc Harry miał mnóstwo pracy. Na jego szczęście szczęście myśli o siostrze poszły w zapomnienie, a on mógł się na niej w pełni skupić.
Klientów kawiarni stanowili głównie pracownicy firm, znajdujących się w okolicznych biurowcach. Skutkowało to tym, że przez jednego niezadowolonego konsumenta mogli stracić nie tylko jego, ale nawet całe piętro. Złe opinie rozchodziły się w błyskawicznym tempie. Wystarczyła jedna negatywna uwaga w biurze, a już część współpracowników mogła zrezygnować z przychodzenia do ich kawiarni.
***
Ten dzień, pomimo pomocy Alexa, był niezwykle męczący. Harry marzył jedynie o położeniu się do łóżka oraz oddaniu się w objęcia Morfeusza. Mimo to postanowił pomóc Zoe w sprzątaniu. Czuł, że mógłby się przyzwyczaić do zostawania po godzinach.
Kiedy uprzątnął kuchnię pozostał mu jedynie do zmycia główny blat, przy którym, ku jego zdziwieniu, wciąż siedziała Davies, szkicując coś w zeszycie.
– Nie masz nic lepszego do roboty, Pauline? Nie wolałabyś wyjść gdzieś ze znajomymi albo nie wiem… Nie masz jakiejś nauki na studia? – Kobieta podniosła wzrok znad zeszytu na dźwięk znajomego głosu.
– Nie mam znajomych i nie studiuję. A jestem wciąż tutaj, ponieważ czekam na ciebie.
– Dlaczego? Po co miałabyś to robić?
– Dobrze mi się z tobą rozmawia, więc pomyślałam sobie, że cię odprowadzę. Jeśli rzecz jasna nie masz nic przeciwko temu.
– Z wielką chęcią się z tobą przejdę, ale zanim to, to mam jedno pytanie. Asher nie będzie miał nic przeciwko temu? Nie chciałbym się narazić twojemu chłopakowi. – Po tych słowach do uszu mężczyzny doszedł kobiecy śmiech. Styles zmarszczył brwi, nie wiedząc co wprawiło Davies w taki nastrój.
– Gdybyś widział teraz swoją minę. Ona jest bezcenna naprawdę, aż chyba ją narysuję. – Pauline odczekała chwilę, żeby się uspokoić. – Asher jest tylko moim przyjacielem, Harry. Skąd ci w ogóle przyszło coś tak absurdalnego do głowy?
– Sam nie wiem, ale tak to trochę dla mnie wygląda. W sensie możesz siedzieć w tej kawiarni od świtu aż do nocy, zamawiać na rachunek szefowej i… To jakość tak samo wyszło. – Mężczyzna wyglądał na zakłopotanego.
– Okej, niech i tak ci będzie. To trochę bardziej skomplikowana sytuacja niż ci się wydaje, Harry. Teraz jednak wracaj do pracy, ponieważ nie zamierzam tutaj siedzieć w nieskończoność.
Styles szybko zmył blat i ruszył na zaplecze, gdzie przebrał się szybko z firmowego uniformu w swoje ubrania. Nie wiedział czemu, ale przez cały czas odczuwał pewien niepokój, że coś stanie się tamtego wieczoru. Postanowił się jednak tym nie przejmować. Miał spędzić trochę więcej czasu z Pauline i jedynie to się dla niego liczyło.
– Możemy już iść – powiedział, gdy wrócił do głównego pomieszczenia w kawiarni. Pauline pozbierała swoje rzeczy do torby i po chwili znalazła się przy drzwiach, które otworzył dla niej Harry.
– Nie dość, że czaruś to jeszcze dżentelmen. To gdzie idziemy? Który to twój samochód? – Davies wyszła na zewnątrz i niemal od razu szczelniej owinęła się szczelniej swetrem, ponieważ zimny wiatr owiał jej ciało.
– Nie mam samochodu, więc udajemy się na przystanek autobusowy. – Wskazał kierunek palcem. – Chcesz moją kurtkę? Trzęsiesz się z zimna, a ja bez niej jakoś sobie poradzę.
– Zaraz się rozgrzeję, więc nie musisz się tym martwić. – Posłała mu uśmiech. Mężczyzna jednak nie zamierzał jej słuchać. Zdjął skórzaną kurtkę, po czym okrył nią ramiona Pauline. – Widzę, że uparty z ciebie człowiek.
– Nie jestem uparty, po prostu dbam o to, żebyś się nie rozchorowała.
– Jesteś kolejną osobą, która martwi się o moje zdrowie, ale przynajmniej w twoim wypadku nie jest to uciążliwe – westchnęła i usiadła na ławce, znajdującej się przy przystanku.
– Chcesz o tym porozmawiać? – Oparł się o barierkę.
– Kiedyś na pewno ci o tym opowiem, ale kiedy to jeszcze nie wiem. Musiałabym ci przy okazji opowiedzieć o połowie mojego życia. Wszystko, co się w nim dzieje, jest ze sobą ściśle powiązane. Jedno wydarzenie wynika z jakiegoś drugiego. Mogę ci powiedzieć na przykład o jakimś moim wyjeździe, ale dobrze wiem, że część z nich jest rekompensatą jakieś przykrej sytuacji. Ojciec próbuję mi w ten sposób wynagrodzić bardzo wiele rzeczy. Rzekłabym, że zbyt wiele. – Kiedy mówiła Harry zauważył, że Pauline ma nawyk gestykulowania rękami.
Davies zaczęła wpatrywać się w jakiś punkt przed sobą. Kobieta już od dawna nie czuła się dobrze z tym jak wyglądało jej życie. Wiele osób to dziwiło, ponieważ dostawała wszystko o czym tylko zamarzyła, żyła w dostatku. Kobiecie brakowało jednak wolności. Pomimo że była dorosła, była zależna od swojego ojca. To on zapewniał jej to wszystko i w zamian wymagał od niej całkowitego posłuszeństwa. Poskutkowało to tym, że wolała mu się nie sprzeciwiać. Żyła przez większość swojego życia w zamknięciu, jakby pod kloszem.
Od kiedy była nastolatką lubiła, a wręcz uwielbiała przyglądać się ludziom. Obserwowała głównie to jak wyglądali, przenosząc część rzeczy na papier, niekiedy notując także to jak się zachowywali. To był właśnie jeden z powodów dlaczego tak kochała przesiadywać w kawiarni. W ciągu jednego dnia przewijało się tam tak wiele osób, a dość spora część z nich była charakterystyczna. Ostatnio jednak Pauline zwracała uwagę głównie na Harry'ego. Nie wiedziała co brunet miał takiego w sobie, ale coś ją do niego przyciągało jak magnes. To nie było tak, że kobieta zaczynała żywić jakieś uczucia względem mężczyzny. Ona po prostu była nim zafascynowana. Czasami miewała coś takiego.
– O czym tak intensywnie myślisz? – Do uszu Davies dotarł głos Harry'ego.
– O niczym ważnym. Mam już po prostu tak czasem, że zawieszę się i przez chwilę nie kontaktuję. – Wzruszyła ramionami.
W tym momencie podjechał autobus. Oboje do niego weszli i zajęli miejsca na jego tyłach. Gdy tylko usiedli, Harry spojrzał na Pauline, która stanowiła dla niego wielką tajemnicę. Nie wiedział o niej zbyt wiele, ponieważ ona sama mówiła o sobie bardzo mało. On zresztą robił dokładnie to samo. Mimo że w dość dużym stopniu jej ufał, nie był jeszcze w stanie się otworzyć i powiedzieć o tym, co wydarzyło się w jego życiu w ciągu ostatnich miesięcy. Wiedział jednak, że potrzebuje o tym z kimś porozmawiać, wyrzucić to z siebie zanim zniszczy go to doszczętnie.
– Teraz ty się zamyśliłeś. Jakby ktoś nas teraz zobaczył zapewne pomyślałby, że albo jesteśmy szaleni, albo że dobrała się dwójka marzycieli. – Harry ocknął się na dźwięk kobiecego głosu.
– A czy marzyciele nie są przypadkiem szaleni? Aby osiągnąć swoje marzenia, które z czasem zamieniają się w cele, jesteśmy w stanie niekiedy zrobić wszystko. Popełnić nawet największą zbrodnię. Czyż to nie jest szalone? – Na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech. – Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że niekiedy człowiek marzy o rzeczy, której nigdy nie mógłby spełnić. Na początku zeszłego roku zmarła bardzo bliska mi osoba. Moim największym pragnieniem jest to, aby wróciła, żebym chociaż przed krótką chwilę mógł wziąć ją znowu w swoje ramiona.
– Nie będę mówić, że jest mi przykro, ponieważ wiem, iż po tak wielkiej stracie stanowi to ostatnią rzecz, którą człowiek chciałby usłyszeć. – Otarła delikatnie łzę, którą Harry pomimo wielu starań uronił. – W końcu dowiedziałam się, co za każdym razem widziałam w twoich oczach, a czego nie byłam w stanie do końca określić, Harry. To znaczy w jakimś stopniu się tego domyślałam, ale nigdy mi to pasowało do osoby, jaką sprawiasz wrażenie, że jesteś. Rzecz jasna aż do teraz. Wśród zieleni twoich oczu kryje ból niedoopisania, tęsknota za osobą, którą dalej kochasz całym sercem, ale co gorsze, da się w nich dostrzec także chęć zemsty. Mylę się czy jednak mam rację?
– Nie wiem, jak odnieść się do tej ostatniej rzeczy. Zwykle, gdy patrzę w lustro odbieram to w zupełnie inny sposób. Widzę nienawiść, ale nie chęć zemsty. Wiem jednak, że ile ludzi tyle jest też zdań na ten sam temat. Rozszyfrowałaś moje uczucia, ale ja wciąż nie wiem, co widzę w twoich, Pauline. Prócz smutku, rzecz jasna. – Spojrzał w jej oczy w kolorze gorzkiej czekolady.
– Myślę, że możesz w nich zobaczyć potrzebę bycia wolną, kochaną, chęć poznania życia, świata, ale bez żadnych ograniczeń – westchnęła, patrząc na zmieniające się za szybą widoki. – Sęk w tym, że nie jest to takie proste, jak może się wydawać.
Harry chciał się już odezwać, ale w tamtej chwili autobus zatrzymał się przy przystanku, znajdującym się niedaleko jego kampusu. Wysiedli z pojazdu, po czym udali się w stronę akademika. Panowała między nimi cisza, ale nie była ona niezręczna. Pauline rozglądała się dookoła. Kampus stanowił dla niej nowe miejsce, nowy świat. Asher parę razy chciał ją zabrać ze sobą na uczelnię i pokazać jak wygląda tam życie. Miałaby możliwość chociażby posłuchać wykładów, które były dostępne dla wszystkich zainteresowanych. Ojciec jednak nigdy jej na to nie pozwolił. W głowie kobiety zadźwięczały słowa mężczyzny: „Nie pójdziesz nigdy na studia, więc nie widzę żadnego powodu, dlaczego miałabyś wiedzieć, jak na nich jest”.
Styles chciał już wrócić do przerwanej rozmowy z Davies, gdy jego wzrok przykuły ognistorude włosy. Przełknął ślinę, czując jak w jednej chwili zacisnął mu się żołądek. Kobieta odwróciła się, a ich spojrzenia spotkały się. Skutecznie unikał jej osoby przez trzy tygodnie. Nadszedł jednak w końcu czas na zmierzenie się z konsekwencjami swoich czynów. Żałował jednak, że stanie się to w obecności Pauline. Miał cichą nadzieję, że uda mu się jakoś przekonać Sharon, aby odłożyć tę rozmowę na następny dzień.
– Nareszcie udało mi się ciebie zastać Styles. Myślałam, że już nigdy się nie doczekam spotkania z twoją osobą. – Skrzyżowała ręce na piersiach, a na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek.
– Sharon, obiecuję ci, że porozmawiamy, ale może nie w tej chwili? Spotkamy się jutro i wszystko na spokojnie obgadamy. Obiecuję, że wynagrodzę ci te wszystkie krzywdy jakie ci uczyniłem, w jaki tylko zechcesz sposób – w jego głosie było słychać błaganie. Liczył na to, że to coś da, ale nie wiedział jeszcze jak bardzo się myli.
– A dlaczego niby miałabym się na to zgodzić? Znalazłeś sobie nową ofiarę i nie chcesz, żeby się dowiedziała co ją czeka? – Sharon spojrzała na Pauline, która stała za plecami mężczyzny. Harry bał się obejrzeć. Nie chciał widzieć wyrazu twarzy kobiety. – Nie licz na to, że obdarzy cię jakimkolwiek uczuciem. Będzie ci wpajał słodkie słówka do głowy, ale niech cię to nie zmyli, kochana. Będziesz dla niego zwykłą zabawką. Styles potrzebuje kobiet jedynie do seksu. Poinformował cię o tym? – Harry widział, że Sharon była z siebie dumna. Od samego początku spotykania się z nią wiedział, że tak to się mogło skończyć, ale nie chciał do końca w to uwierzyć. – Wracając do siebie, Harry. Nie masz wystarczająco dużo pieniędzy, ale obiecuję ci, że zapłacisz mi za każdą spędzoną ze mną noc.
– Przeczysz sama sobie, Sharon. – Po krótkiej chwili ciszy do ich uszu dotarł głos Pauline. Kobieta wyszła zza pleców Stylesa i stanęła twarzą w twarz z rudowłosą. – Masz pretensję do Harry'ego o to, że cię wykorzystał, ale powiedz mi jak mógł to zrobić skoro, z tego co zrozumiałam, sama tego chciałaś? Owszem mógł cię okłamać, więc w takim przypadku to stwierdzenie byłoby uzasadnione, ale jedynie do momentu, w którym nie będziesz chciała czerpać z tego żadnych korzyści. Jeśli żądasz od niego pieniędzy jest to równoznaczne ze sprzedażą swojego ciała, o czym wcześniej nie było mowy. Musisz się, więc zdecydować, czy chcesz być ofiarą, czy też nie. – Na twarzy Sharon pojawił się grymas niezadowolenia.
– Zobaczymy, co sama powiesz, gdy cię tak potraktuje. Może teraz wydaje ci się, że jest ideałem, ale przekonasz się, że z czasem się to zmieni. Będziesz jeszcze przez niego płakać. – Sharon wskazała palcem Harry'ego. Pauline zaś wydawała się być nadal niewzruszona słowami kobiety.
– Nikt nie powiedział, że przyszłam tu z nim, a już tym bardziej, iż zamierzam pójść z kimś do łóżka. To są jedynie twoje przypuszczenia, które nawet nie wiem, skąd się wzięły. Do tego nie twierdzę też, że jest on ideałem, bo nie okłamujmy się, żadne z nas nim nie jest.
– W takim razie dlaczego go bronisz?
– Mój ojciec jest prawnikiem, więc przypuszczam, że stawanie w obronie innych mam już po prostu we krwi. – Pauline wzruszyła ramionami.
Sharon zacisnęła usta w cienką linię. Nie odezwała się już ani słowem, a jedynie odwróciła się i odeszła, posyłając w ich stronę jeszcze wymowny gest. Zostali sami, a Davies czuła, że atmosfera zmieniła się i to niestety nie na lepsze.
– Chcę, żebyś wiedział, że nie obchodzi mnie to, co powiedziała Sharon, Harry. To nie tak, że jej nie wierzę, ale po prostu nie wydajesz się już być taką osobą. Jeśli faktycznie zrobiłeś to, co zrobiłeś to okej. Nie zamierzam patrzeć na ciebie przez pryzmat twojej przeszłości.
– Najlepiej będzie, jak już sobie pójdziesz, Pauline – ton jego głosu był oschły. Było to spowodowane spotkaniem z kobietą. Nie chciał, aby ktoś poza Jackiem oraz Markiem dowiedział się o sytuacji z Sharon.
– Okej. Dobranoc, Harry. – Davies oddała mu kurtkę, po czym odwróciła się od niego i zaczęła powoli odchodzić.
W duchu liczyła, że się jeszcze odezwie, a ten wieczór potoczy się jednak inaczej, ale Styles wciąż milczał. Westchnęła, udając się na przystanek. Gdy do niego dotarła, usiadła na ławeczce na nim, po czym wyjęła telefon i napisała do Ashera, żeby po nią przyjechał. Miała to szczęście, że gdzieś po drodze rzuciła się jej w oczy nazwa uniwersytetu.
W oczekiwaniu na mężczyzna zaczęła przeglądać profile znajomych na Instagramie. Lubiła to robić, ponieważ była to jedna z tych rzeczy, dzięki którym mogła zobaczyć, jak spędzali czas jej rówieśnicy, chociaż przez chwilę poczuć się, jakby mogła to zrobić, żyć w taki sam sposób. Z biegiem lat przestała im nawet tego zazdrościć, pogodziła się z faktem, jak wyglądał świat, w którym przyszło jej żyć, i że nie będzie prawdopodobnie nigdy w stanie niczego w nim zmienić. Z zamyślenia wyrwał ją dopiero cichy dźwięk samochodu. Pauline wstała z ławki, po czym wsiadła do czarnego porsche.
– Możesz mi wyjaśnić, co robisz w tej części miasta i jak się tu znalazłaś? Wiem, że nie znasz Londynu na tyle dobrze, aby się po nim sama swobodnie poruszać. – W pojeździe rozniósł się głos Ashera, który włączył się ponownie do ruchu. – Twój ojciec jest naprawdę zdenerwowany. Dlaczego nie odbierałaś od niego telefonu? Dzwonił do ciebie chyba ze trzydzieści razy.
– Nie odbierałam, ponieważ po wczorajszej kłótni nie miałam ochoty na jakikolwiek kontakt z tym człowiek. Poza tym byłam zajęta rozmową z Harrym – mówiąc to, nie odrywała wzroku od migających za szybą budynków.
– Z Harrym? Pauline, wiesz, że jestem po twojej stronie, ale mogłabyś mi wytłumaczyć, co się dzieje?
– Nic się nie dzieje. Spędziłam czas ze swoim przyjacielem, do czego mam prawo, ponieważ pragnę zauważyć, że jestem dorosła. Nie zamierzam żyć przez całe życie zamknięta pod kloszem. – Davies czuła, że nerwy powoli zaczynają przejmować nad nią kontrolę. Powoli oddychała, próbując się uspokoić. Wiedziała, że musiała to zrobić, ponieważ nie miała sił na więcej kłótni.
– Nie kwestionuję tego, ale sądzisz, że takie bunty wpłyną pozytywnie na twoją relację z ojcem?
– A rozmowy z nim oraz uleganie mu przyniosło jakiś pozytywny skutek? Może kiedy zacznę się od niego oddalać to zrozumie, że takim postępowaniem prędzej mnie straci, niż zatrzyma przy sobie?
– To także może zadziałać na twoją niekorzyść i twój ojciec na stałe zamknie cię w domu.
– To już nie jest twój problem, Asher. Poza tym on nie może mnie w nieskończoność trzymać zamkniętą w pokoju. W końcu muszę wyjść do ludzi, chociażby po to, aby znaleźć sobie męża. – Pauline spojrzała na niego, a ten zatrzymał samochód na podjeździe.
– Miałem ci tego nie mówić, ale nie jestem w stanie już tego dłużej ukrywać – Asher westchnął. Pauline zaś czuła jak jej serce na chwilę się zatrzymało, a zaraz po tym zaczęło bić jak oszalałe z nerwów. – Jakiś czas temu podsłuchałem rozmowę matki z twoim ojcem. W Walentynki ma się odbyć przyjęcie. W teorii to jedynie niewielki bankiet dla pracowników oraz przyjaciół i rodziny, ale w praktyce ma to być twoje przyjęcie zaręczynowe. Ojciec chce cię wydać za młodego Hendersona. Uważa go na za najlepszego kandydata na męża dla ciebie.
Davies siedziała chwilę, próbując przyswoić sobie to, co usłyszała. Wraz z każdą, mijającą sekundą zbierał się w niej coraz większy gniew. Nie mogła uwierzyć w to, że ojciec faktycznie postanowił zaplanować całe jej życie. Tego było dla niej zbyt wiele. Pauline wysiadła z samochodu i pobiegła do domu. Huk zamykanych drzwi wejściowych słychać było prawdopodobnie w całym budynku. Zobaczyła go niemalże od razu. Henry siedział na kanapie w salonie. Wszystko wskazywało na to, iż na nią czekał od dłuższego czasu. Kiedy tylko znalazła się w zasięgu wzroku mężczyzny podniósł się, a do uszu Pauline dotarł jego głos:
– Nareszcie jesteś. Nie wyobrażasz sobie jak się o ciebie martwiłem, córeczko.
– Nawet nie waż się tak do mnie zwracać. Nie zasługujesz na miano mojego ojca. Jeśli myślisz, że pozwolę na to, abyś układał całe moje życie pod swoje dyktando, to się grubo mylisz. Mam gdzieś twoje zasrane pieniądze. Poradzę sobie jakoś bez nich. Wolę być w końcu szczęśliwa i wolna niż żyć w przybytku, ale według czyiś zasad – Pauline niemalże krzyczała.
Kiedy wyrzuciła z siebie wszystko, wbiegła na piętro do swojego pokoju. Wyjęła z szafy torbę i niewielką walizkę, w które zaczęła wrzucać wszystko co leżało blisko niej. Nie patrzyła nawet na to co pakuje. Dla Davies liczyło się tylko to, aby jak najszybciej opuścić dom
Gdy była już gotowa wróciła na dół. Ojciec próbował ją powstrzymać, grożąc jej między innymi, ale nic nie było w stanie odwlec Pauline od podjętej decyzji. Kobietą kierowały przede wszystkim uczucia, a nie zdrowy rozsądek. Nie miała już sił na to, aby dalej żyć według planu ojca. Nadszedł czas na to, aby wziąć sprawy w swoje ręce, nie ważne jak wiele miałoby ją to kosztować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top