Midnight


Krótki one shocik pisany nad ranem tuż po sesji, więc mam nadzieję, że nie ma zbyt wiele błędów.

Mam nadzieję, że się sposoba ^^

Buziaki moje kaczuchy♥

Polecam włączyć sobie "Night changes" One Direction!

W całym mieszkaniu panowała idealna cisza, której towarzyszył mrok. Nawet koty nie dokazywały, śpiąc spokojnie na miękkiej kanapie w małym salonie. Dochodziła godzina trzecia nad ranem, a Księżyc na dobre rozgościł się na niebie, oświetlając pogrążone we śnie miasto. Spokój panujący wokół był wręcz zaskakujący, ponieważ zdarzał się naprawdę rzadko.

Fiołkowa zasłona powoli kołysała się pod wpływem delikatnego, rześkiego wiatru, który dostawał się do mieszkania przez otwarte drzwi balkonowe. Czasami przesuwała się nieco bardziej w bok, by ukazać sylwetkę młodego mężczyzny, który stał przy barierce, opierając na niej dłonie, i spoglądał z zamyślenie w rozgwieżdżone niebo. Jego oczy połyskiwały, odbijając miliony światełek, a włosy lekko poruszały się, tworząc artystyczny nieład na jego głowie.

Był zafascynowany widokiem, który się przed nim rozpościerał. Gwiazdy tej nocy lśniły jaśniej, a niektóre z nich wędrowały po niebie, pozostawiając po sobie błyszczący, jasny ślad. Deszcz spadających gwiazd oczarował ciemnowłosego chłopaka, który lekko rozchylił usta w zachwycie. Nie był to oczywiście pierwszy raz, gdy obserwował to zjawisko, jednak dalej nie mógł się przestać zachwycać jego pięknem.

Nie zwracał nawet uwagi na gęsią skórkę, która pojawiła się na jego ciele, będąc zbyt pochłonięty cudownym widokiem. Ten jeden raz był zadowolony z faktu, że miał problemy z zasypianiem, ponieważ udało mu się natrafić na tak piękny moment. Żałował, że nie mógł tego uchwycić na nagraniu, jednak jego aparat kompletnie nie wyłapywał jasnych smug na granatowym nieboskłonie.

Przez chwilę nawet zastanawiał się czy nie powinien iść obudzić swojego współlokatora, by i on mógł być świadkiem deszczu meteorów, jednak stwierdził, że pozwoli mu odpocząć. Dwudziestopięciolatek ostatnimi czasy chodził przemęczony, a on wcale nie chciał tego stanu pogłębiać. Westchnął więc pod nosem, opierając brodę na dłoniach i obserwując niebo.

Przypomniało mu się, że niektórzy ludzie wierzyli, że spadająca gwiazda jest w stanie spełnić życzenie człowieka, który na nią akurat spojrzy. Uśmiechnął się z pobłażaniem pod nosem. Nie wierzył w to oczywiście, ale wcale nie przeszkodziło mu to w cichym wyszeptaniu kilku słów do gwiazdy, która akurat spadła. Nie szkodziło spróbować, prawda?

Planował zostać na balkonie do rana, by wtedy wrócić do pokoju i wreszcie spróbować zasnąć. Do wschodu słońca i tak pozostało nieco mniej niż trzy godziny, dlatego mógł akurat załapać się na oglądanie tego zjawiska. Od pewnego czasu robił to, czując dziwny spokój, gdy ogromna gwiazda powoli rozjaśniała niebo, wschodząc coraz wyżej. Pomagało mu to zebrać myśli.

Stał więc na balkonie z bosymi stopami, spoglądając w górę, podczas gdy jego myśli odpłynęły w dal. Od przeszłości, przez teraźniejszość aż do przyszłości. Najdłużej zatrzymał się na jego obecnym życiu oraz sprawach, które nie dawały mu spokoju. Było ich całkiem sporo, przez co wręcz od razu zaczęła go boleć głowa. Szybko więc zmienił temat rozmyślań, by sobie ulżyć.

Jego zamyślenie nie trwało długo, ponieważ w pewnym momencie zaczął czuć coś dziwnego. Delikatne mrowienie na karku zaalarmowało go, dlatego odwrócił głowę w stronę mieszkania i prawie pisnął, gdy zobaczył przed sobą swojego współlokatora. Ciemne włosy sterczały na wszystkie strony, a ciemne, lekko podkrążone oczy wpatrywały się w niego uważnie. Wystraszył go.

— Nie strasz mnie tak, błagam. — sapnął cicho, biorąc głęboki wdech i chwytając się za rozszalałe serce.

— Czemu nie śpisz? — starszy jakby wcale nie usłyszał jego prośby, dlatego wystraszony chłopak zmarszczył lekko brwi.

— Nie mogę spać. A ty? — odbił piłeczkę, opierając się dłońmi o barierkę.

— Zachciało mi się pić i zobaczyłem, że drzwi balkonowe są otwarte. — odparł starszy, po czym podszedł bliżej. — Znowu nie możesz spać? Hannie co się dzieje? Coś cię gryzie? — spytał zmartwiony, kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Nic się nie dzieje, naprawdę, po prostu jakoś nie mogę zmrużyć oka. — odparł szybko, by uspokoić współlokatora. — Nie musisz się martwić, serio. — uśmiechnął się lekko i poklepał go po barku.

Starszy jednak nie wyglądał na przekonanego, ponieważ cały czas lustrował go uważnym, zaniepokojonym spojrzeniem. Martwił się o Jisunga, który ledwo co spał od jakiegoś czasu. Widział jego podkrążone, zmęczone oczy oraz cienie pod nimi. Widział też, że ciężko było mu się skupić i zdarzało mu się przysypiać nawet w trakcie jedzenia.

— Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć, prawda? — upewnił się, głaszcząc lekko ramię młodszego.

— Wiem i dziękuję. — westchnął łagodnie Han, by nieco się zbliżyć i wtulić się w swojego współlokatora. — Naprawdę doceniam to Minho. — dodał cicho, przymykając oczy.

Dwudziestopięciolatek od razu odwzajemnił uścisk, oplatając Jisunga ramionami. Byli przyzwyczajeni do swojej bliskości, która była już ich codziennością, bo, co tu dużo mówić, obydwaj uwielbiali kontakt fizyczny i go potrzebowali. Starszy oparł brodę na ramieniu Hana i przeniósł wzrok na niebo, dostrzegając na nim ruch.

— Nie wiedziałem, że dzisiaj jest noc spadających gwiazd. — mruknął pod nosem zaskoczony, a młodszy odsunął się od niego, by ponownie spojrzeć w górę.

— Ja też nie. Dowiedziałem się dopiero jak tu przyszedłem. — zaśmiał się cicho Jisung, opierając znowu o barierkę. — Nie idziesz spać? — spytał, widząc kątem oka, że Lee stanął obok niego.

— Odechciało mi się. — wzruszył ramionami, po czym skupił się na pięknym widoku.

Stali więc obok siebie w kompletnej ciszy, ciesząc się swoją obecnością, która ich obydwu uspokajała. Zawsze czuli się wyjątkowo dobrze w swoim towarzystwie, bezpiecznie i komfortowo. Tej nocy wcale nie było inaczej, nawet gdy ich ramiona się ze sobą zetknęły. Spojrzeli jedynie na siebie wtedy z lekkimi uśmiechami.

Ich relacja była zagadką, nie tylko dla osób, które ich otaczały, ale także dla nich samych. Byli przyjaciółmi, dzielili mieszkanie. Znali się ledwo rok, ale zdawało im się, że znali się całe życie. Ubóstwiali się nawzajem. Śmiali się ze znajomymi, że zachowywali się jak para bardziej niż niektórzy zakochani. Czasami nawet używali słodkich przezwisk albo nawet nazywali się mężem i żoną.

Tytuł żony, stety niestety, otrzymał Jisung, który wcale nie wydawał się niezadowolony. Wręcz przeciwnie, bo zdarzało mu się lekko rumienić, gdy Minho go tak nazywał. I może myślał, że robił to dyskretnie, ale Lee doskonale widział róż na jego policzkach.

Mogliby temu przeczyć, jednak obydwaj doskonale wiedzieli co się działo. Prawda była taka, że byli w sobie najzwyczajniej w świecie zakochani. Czy walczyli z tym? Nie, nie widzieli potrzeby.

Czy chcieli coś z tym zrobić? Jak najbardziej.

— Hej Ji... Pamiętasz nasz wypad nad morze? — spytał nagle Minho, wpatrując się z uśmiechem w Księżyc.

— Hm? Tak, a co? — zaskoczony Jisung zerknął na niego, unosząc brwi.

— A pamiętasz jak w nocy poszliśmy na plażę i potem leżeliśmy na piasku i patrzyliśmy w niebo?

— Ciężko nie pamiętać, nie mogłem się tego piasku przez cały następny dzień pozbyć z moich włosów. — parsknął cicho. — Do czego zmierzasz? — obrócił się bokiem w stronę starszego.

Minho powtórzył jego ruch, by skrzyżować ich spojrzenia ze sobą. Uśmiechnął się delikatnie do Jisunga, który mimowolnie ten uśmiech odwzajemnił. Wytworzyło się między nimi przyjemne napięcie, które przyprawiało ich o trzepotanie serca.

— Miałeś wtedy swoje życiowe rozkminy i zadawałeś pierdyliard pytań. — zaśmiał się lekko starszy, dokładnie oglądając twarz Hana. — W tym czemu ludzie nazywają swoje drugie połówki swoim słoneczkiem. — uniósł lekko brew.

— A tak, pamiętam. Dalej tego nie rozumiem. — skinął głową niepewnie, ale nie spuszczał wzrok ze współlokatora.

Jego oczy lekko rozszerzyły się, a policzki zaczęły niewyobrażalnie piec, gdy starszy założył mu jeden z dłuższych kosmyków za ucho. Kompletnie spodziewał się jego dotyku. Chwilę potem dłoń Minho wylądowała na jego policzku, a on mimowolnie wtulił go w jej ciepłe wnętrze.

— Też tego nie rozumiem, ale chcę być oryginalny, więc czy mogę nazywać cię moim księżycem? — szepnął z rozbawieniem, głaszcząc ciepłą skórę.

— Że co? — skołowany Jisung uniósł brwi. Był widocznie zagubiony.

— Pytam czy zostaniesz moim księżycem. — zbliżył się lekko do twarzy dwudziestotrzylatka, który zdawał się coraz bardziej zawstydzony.

— Twoim księżycem... — szepnął pod nosem, mimowolnie opuszczając wzrok na idealnie wykrojone wargi, które znajdowały się tuż naprzeciwko jego ust.

— Tylko i wyłącznie moim. — zgodził się cicho Lee, nie przestając pieścić jego policzka. — Proszę. — dodał już ledwo słyszalnie.

— Tylko jeśli ty zgodzisz się być moją różą. — zachichotał lekko Han i tym razem to on zaskoczył Minho.

— Czemu akurat różą?

Policzki oraz uszy Jisunga były wręcz jaskrawe ze wstydu, ale postanowił nie odpuszczać. Wiedział, że Minho go nie odrzuci ani nie wyśmieje, a naprawdę chciał mu to powiedzieć. Wziął więc głęboki wdech i spojrzał mu prosto w oczy.

— Bo jesteś piękny i delikatny, a przy tym silny. — wytłumaczył. — No i naprawdę kocham róże. — dodał nieśmiało.

Dwudziestopięciolatek zaśmiał się łagodnie pod nosem, spoglądając na niego ze lśniącymi oczami. Naprawdę go uwielbiał.

— A ja naprawdę kocham ciebie. — odparł rozbawiony, obserwując zawstydzenie Jisunga.

Wpatrywali się w siebie przez chwilę, nie mogąc się na siebie napatrzeć. W swoich oczach widzieli jedynie swoje odbicie, przez co ich serca zaczęły uderzać w nienaturalnie szybkim rytmie. Wiedzieli, że kiedyś do tego dojdzie i to był chyba najlepszy moment na to.

— Będę twoim księżycem różyczko. — szepnął cicho Han, przysuwając się do swojej miłości.

— A ja będę twoją różyczką mój księżycu. — odszepnął czule praktycznie w jego usta, do których po chwili przycisnął swoje wargi.

Na początku były to delikatne, nieśmiałe muśnięcia, które sprawiały, że ich serca radośnie trzepotały w piersi. Byli ostrożni, skradając sobie słodkie, powolne pocałunki. Chcieli się sobą nacieszyć, dlatego wcale się nie spieszyli. Każde muśnięcie były powolne i dokładne, przez co po ich kręgosłupach spływały lekkie dreszcze przyjemności.

Niedługo potem dłonie Minho objęły oba policzki Jisunga, który chwycił go za koszulkę, wzdychając cicho. Całowali się z czułością i uczuciem, które pchało ich w swoje ramiona. Wcale nie mieli w planach szybkiego zakończenia tak magicznej i pięknej chwili.

I w tamtym momencie nie miały znaczenia ani spadające gwiazdy, ani księżyc, który powoli sunął w dół po niebie. Nie interesował ich chłód obejmujący ich ciała ani fakt, że stali na balkonie. Nic nie miało znaczenia poza nimi samymi.

W końcu ciało Jisunga zostało mocniej przyciągnięte do ciała Minho, który żarliwie całował wargi swojej miłości. Tak bardzo kochał tego dzieciaka, że nie był w stanie przekazać mu tych uczuć w inny sposób niż właśnie pocałunek, który ich obydwu pozbawiał tchu.

Niestety kiedyś musieli się od siebie oderwać, dlatego zrobili to bardzo niechętnie. Przez chwilę wpatrywali się sobie w oczy, po czym przywarli do siebie, tuląc się z całej siły.

— Kocham cię. — wyznał nieśmiało Han.

— A ja kocham ciebie. — odparł Minho, uśmiechając się szeroko pod nosem i cmokając Jisunga w szyję. — Najbardziej na świecie. — dodał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top