21.

Tamtego dnia trochę zasiedziałam się u Harry'ego. Znaczy normalnie siedziałam już tam dłużej niż powinnam, aby ten fikcyjny związek w dalszym ciągu był pożywką dla dziennikarzy, którzy niekiedy czyhali na mnie przed bramą. Niezbyt mi się to podobało, ale po prostu szłam wtedy przed siebie, ignorując ich wszystkie pytania, a także flesze aparatów, bo Hank był od marketingu i to on decydował o tym, gdzie kto ma coś powiedzieć, a gdzie nie. Wtedy też już chciałam wychodzić, bo niewiele czasu zostało mi do ostatniego autobusu. Pani Jones nie było, bo wyjechała do swojej siostry na jakiś czas i poprosiła mnie przed tym, abym doglądała Harry'ego. Traktowała go jak swojego syna, co nawet było urocze, ale też i trochę dziwne, bo Styles jednak był już dorosły i odpowiadał za samego siebie.

- Co robisz? - zainteresowałam się, wchodząc do kuchni. Wokoło pachniało jakimiś przyprawami, przez co mój brzuch dał o sobie znać. Byłam głodna, ale wiedziałam, że za niedługo będę w domu i coś sobie zjem. Jeszcze w prawdzie nie wiedziałam, co to będzie, ale coś na pewno.

- Jakąś kolację, chciałabyś się dołączyć? - zerknął na mnie z małym uśmiechem na twarzy, po czym zaczął mieszać coś na patelni.

- Nie, zaraz mam autobus i muszę spadać - westchnęłam, chociaż była to kusząca propozycja. Gdzieś ktoś już powiedział, że on nawet radzi sobie w gotowaniu, ale jeszcze nie miałam okazji sprawdzić, ile było prawdy w tej informacji. Chyba nawet nie chciałam, bo pomimo tego, co niby nas łączyło na tle gazet i innych, wolałam zbytnio nie wnikać w jakieś mniej czy bardziej prywatne sfery jego życia. - Może innym razem - dodałam, wzruszając ramionami. 

- Nie daj się prosić - zaczął, odwracając się w całości do mnie. - Zawsze później mogę cię odwieźć. Zrobią nam jakieś zdjęcia i Hank da nam spokój na jakiś czas - dodał, jakby miało mnie to zachęcić. W sumie, to nie była to taka zła opcja, ale chyba nie umiałam się jeszcze przekonać. 

- Nie dajesz mi spokoju - westchnęłam w końcu, uznając, że chyba nie miał czasu, aby dodać do tego jedzenia arszeniku czy cyjanku i będę mogła to zjeść bez obaw, że skończę na intensywnej terapii. 

- Lubię się wczuwać w swoje role.

- Jakoś nie czułam tej twojej roli w Dunkierce, wybacz.

- Też tam średnio siebie czułem, wojenne filmy to chyba jednak nie moja bajka - pokręcił głową, a do kieliszków do wina rozlał trochę soku jabłkowego.

- To może świadczyć tylko o jednym - złapałam kontakt wzrokowy, gdy zaprowadził nas do jadalni. Odsunął mi krzesło, jak na dżentelmena przystało, po czym usiadł na przeciwko mnie. - Kiepski z ciebie aktor. - zerknęłam na niego poważnie, po czym wyraz mojej twarzy uległ zmianie i roześmiałam się radośnie.

- Jedna fanka napisała mi kiedyś, że byłbym idealnym aktorem porno. W prawdzie gejowskiego i to z Louisem w roli głównej, ale być może miała rację.

- Nie chce wiedzieć, co było dalej.

- Uwierz mi, że ja też nie - westchnął, kręcąc głową, a potem obydwoje wybuchnęliśmy donośnym i szczerym śmiechem. 

~*~

zamiast się uczyć, napisałam wam rozdział:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top