Rozdział 9
Pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Miałam nadzieję, że noc spędzona w towarzystwie mojego brata, a zarazem najlepszego przyjaciela pomoże mi się ogarnąć i pomóc. Było mi przykro, że nasz związek przechodzi kryzys. Mimo, że wiedziałam iż Frankie naprawdę nie darzy sympatią Mac'a, liczyłam na wsparcie z jego strony. Frankie jest osobą o stosunkowo lekkim charakterze. Jednak jeżeli pozna się go bliżej potrafi pokazać na co go stać. Pamiętam jak kiedyś pożyczyłam jego paletę cieni. Od zawsze wiedziałam, że jestem prawdziwą niezdarą, ale wtedy przeszłam samą siebie. Gdy tylko opakowanie trafiło w moje łapki, praktycznie od razu wylądowało na kafelkach w łazience brata rozsypując wszystkie cienie po całej podłodze. Na moje nieszczęście była to jego "ulubiona perełeczka". Takiego opierdolenia nie pamiętałam od czasów dzieciństwa, kiedy rzucałam jajkami w domy sąsiadów. Ostatecznie Frankie zapomniał mi wszystko po upływie połowy roku.
Jeszcze raz upewniłam się czy spakowałam wszystkie niezbędne mi rzeczy. Spojrzałam na tykające wskazówki zegara, wyczekując godziny 18.00. Widząc jak owa godzina się zbliża, chwyciłam torbę i zaczęłam zmierzać w kierunku drzwi wyjściowych. Idąc korytarzem zauważyłam Mac'a siedzącego apatycznie na fotelu. Nie chciałam, aby później szukał dziury w całym, więc postanowiłam mu powiedzieć o moich planach na wieczór.
- Mac? - zrobiłam w jego stronę pare kroczków.
- Hm? - mruknął.
- Jadę dzisiaj na noc do Frankiego. Chciałam cię o tym powiadomić.
- Po co?! Nie masz swojego domu?! Do tego pedałka?
- Nie nazywaj go tak. To jest mój rodzony brat, którego kocham całym sercem. Ma teraz problemy w związku, więc postanowiłam go pocieszyć - skłamałam. Przecież nie mogłam mu powiedzieć prawdy.
- A idź w pizdu. Gówno mnie to obchodzi gdzie i z kim będziesz - rzucił w moją stronę.
Pokiwałam tylko z niedowierzaniem głową. Nigdy się w taki sposób do mnie nie odnosił. Zabrałam torbę i wyszłam. Nie chciałam sobie psuć reszty tego dnia. Tak jak kazałam, szofer był gotowy o 18. Szybko wsiadłam do błyszczącego się w świetle, czarnego samochodu. Mimo, że mój brat nie mieszka zbyt blisko mnie, to podróż upłynęła mi w mgnieniu oka. Od razu po przekroczeniu progu mieszkania, przywitał mnie uśmiechnięty i tętniący życiem blondyn.
- Ari! Jak dawno cię nie widziałem! No chodź tu moja mała pyzio! - wziął mnie na ręce i przytulając obracał się wokół własnej osi.
- Frankiś proszę cię byle nie pyzia i mała! Poza tym udusisz mnie!
Kiedy brat łaskawie odstawił mnie na ziemię, na drugim końcu pokoju zobaczyłam wysokiego, wysportowanego, o brązowych oczach mężczyznę. Domyśliłam się, że jest to partner Frankie'go. Chrisa widziałam dotychczas tylko na zdjęciach, ale muszę przyznać... Mój brat ma dobry gust.
Przywitaliśmy się ze sobą i wdaliśmy się w krótką rozmowę. Dlaczego krótką? Chris miał jakąś bardzo ważną rzecz do załatwienia. Miałam nadzieję, że nie przeze mnie uciekł z domu. Ale nawet to i lepiej, że go nie było. Mogliśmy spędzić czas we dwoje jak za dawnych lat. Po filmach, bitwie na poduszki i szampanie przyszło wylewanie żalów. Już od początku naszego spotkania nalegał, abym opowiedziała mu co się dzieje z Mac'iem. Wiedziałam, że mój brat miał słabość do alkoholu, szczególnie win i szampanów, więc wykorzystałam sytuację. Byłam wręcz przekonana, że obudzi się nie pamiętając za bardzo rozmowy.
- No to jak Ariś? Powiesz mi o co tym razem poszło?
- Sprowokowałam go - spojrzałam na kieliszek obracając go w ręce.
- Czym i do czego? Peplasz od rzeczy, Ariś - wziął łyka zawartości naczynia.
- Wywołałam kłótnie i sprowokowałam go do tego, że mnie prawię uderzył... Wiem co teraz sobie myślisz, ale naprawdę to nie jego wina - podniósł na mnie wzrok.
- Kogo ty okłamujesz? Znam ciebie całe życie. Pamiętam jak latałaś mała w pieluchach wrzeszcząc tak, że cały dom się trząsł, opowiedz mi jak naprawdę było - podszedł do mnie i objął mnie ramieniem,
- No dobrze. Ale proszę cię, abyś był wyrozumiały dla niego. No więc wszystko zaczęło się od tego, że... - opowiedziałam mu całą sytuację z domu. Widziałam jak z każdym następnym słowem coraz bardziej kipiał ze złości. Zacięłam się, gdy nadszedł moment z Michaelem. Nie byłam pewna czy mu to mówić.
- Ari? - wyrwał mnie z transu.
- I wtedy Michael przyszedł i zabrał mnie do Neverlandu na próbę.
- Ten Jackson? - sprawiał wrażenie lekko zaskoczonego.
- Tak... Po prostu Frankie ja nie wiem co robić. Przez te gówna już nawet nie pracuje. Ostatni raz był w studiu dwa miesiące temu - schowałam załamana twarz w dłoniach. Na ten widok brat mnie mocno przytulił.
- Słuchaj Ariś. Ty dobrze wiesz jakie ja mam o nim zdanie. Szczególnie po tym co ci kiedyś zrobił. Próbuję być wyrozumiały, ale weź go kopnij w dupę. Dawno już to powinnaś zrobić. Męczysz się z nim tylko, on cię wykorzystuje. Ty tego nie widzisz?
- Ja wiem... Ale to nie jest takie proste.
- Wszystko jest proste, tylko ty sobie uroiłaś, że go kochasz i jest miłością twojego życia. Nie mówię tego dlatego, że go nie lubię po prostu takie mam odczucia.
- Dam mu ostatnią szansę...
- Po co? Zmarnuje ją.
- Nie znasz go. Ja wierze w niego. Ja to wiem, że się zmieni - westchnął tylko na moje słowa.
- Dobra, lepiej opowiadaj jaki jest ten Jackson prywatnie - poruszył zabawnie brwiami.
- Pomyliłam się co do niego. Wiesz z resztą co o nim piszą. Nie jest takim zadufanym egoistą i gwiazdeczką za jakiego go uważałam. Jest naprawdę miły. Te jego loczki i uśmiech... - rozmarzyłam się nieświadomie.
- Mmm Ariś. Jackson i te jego ruchy na scenie. Te jego biodra. Te złote gacie i...
- Nie kończ - wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ciekawe czy ma dużego.
- Frankie! Sprawdź!
- Ja zawsze, ale on raczej nie będzie chętny. Zdradź mi to kiedyś!
- Hahaha, zabawne. Ja z nim nie jestem i nie będę. To tylko znajomy, z którym wystąpię w duecie.
- Jedzie mi tu czołg? - pociągnął palcem w dół swoją dolną powiekę.
- Tak - wytknęłam mu język.
- Oh Mike jest taki słodki! Te jego oczka i usteczka. Ten mały nosem i ząbki! - zaczął mnie przedrzeźniać.
- Przestań! - szturchnęłam go łokciem w bok.
- Ja to czuję w powietrzu, Ariś. Zostaw tego dupka i leć do prawdziwego faceta, zanim ja ci go zabiorę.
- Ty się zajmij swoim Chrisem! Jakiś taki nie doruchany jest.
- A co ty prześcieradłem byłaś? Wiesz jakie rżnięcie wczoraj było na tym łóżku? - wskazał na miejsce, na którym siedzieliśmy. Zrobiłam zniesmaczoną minę - Żartuję! Zrobiliśmy to w jadalni!
- Frankie! Zaraz ci tu zwrócę! - powiedziałam żartobliwie.
Reszta wieczoru upłynęła raczej spokojnie... Pomijając granie w tenisa w domu i zbitej szyby w oknie.
Jadąc rano do mojej posiadłości spodziewałam się tego samego co zawsze - pijanego albo naćpanego Mac'a i późniejszej kłótni. Byłam w niezłym szoku, kiedy otworzyłam drzwi i postawiłam pierwszy krok mój wzrok spoczął na trzech wielkich balonach z helem w kształcie serca z napisem "przepraszam". Idąc w głąb holu zauważyłam ogromny bukiet czerwonych róż. Nigdy nie widziałam tak wielu kwiatów w jednym pokoju. Podeszłam do nich, by im się przyjrzeć. Moją uwagę przykuła biała karteczka. Było na niej napisane: Ariano, przepraszam Cię za wszystko. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Kocham Cię całym sercem.
Mac
Podniosłam wzrok, gdy usłyszałam czyjeś kroki. Domyślałam się do kogo należały. Po chwili moim oczom ukazał się mój chłopak. Rozłożył ręce ze skruchą. Ten widok ujął moje serce. Pospiesznie podeszłam do niego i bez słowa wtuliłam się w jego tors. Poczułam jak Mac mnie obejmuję i składa pocałunki na włosach.
- Przepraszam - wyszeptał - Wybaczasz?
- Oczywiście - przycisnął mnie mocniej do siebie na co kąciki moich ust powędrowały do góry.
- Kocham cię i nieważne co by się stało, nigdy nie przestanę.
*****
No i jestem. Przepraszam, że rozdział taki dupowaty, ale jakoś ciężko szło mi pisanie. W następnych notkach będzie się działo😏
Co myślicie o Frankie'm i przeprosinach Mac'a?
Przepraszam za wszystkie błędy. Jeżeli jakiś rzuci wam się w oko to śmiało piszcie. Następny rozdział postaram się wrzucić jutro.
Komentarze i gwiazdki motywują❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top